Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Powrót do Nieczystej Domeny


DZIEDZINIEC


Gdy weszli na dziedziniec, to słowo "panika" nie było właściwym określeniem tego, co zaczęło się dziać, gdy zostali zauważeni i w końcu rozpoznani. Nie mógł zbytnio dziwić się tym reakcjom w końcu wielu z tych ludzi znał osobiście za... właściwie jak miał to nazwać? Za poprzedniego życia? Meng Yao, też był znany, głównie jako Lider sekty Jin.

Jue musiał mieć cholernie złą opinię, skoro po okrzyku "Niebiosa to Nie Mingjue" zamiast powitania większość zaczęła uciekać jakby zobaczyła ducha. Chociaż, trochę racji mieli, nie tak dawno był trupem. Jego ludzie, wróć, właściwie to teraz chyba byli ludzie jego brata. Przynajmniej w teorii powinni być, chociaż jakoś by się nie zdziwił gdyby A-Sang oddał komuś władzę, lub została mu odebrana.

Mingjue zdawał się nie przejmować spojrzeniami innych gdy został wzniesiony na dziedziniec. Zaś Yao czuł się niezręcznie w tej sytuacji, bardzo niezręcznie. Tyle par oczu skierowanych na nich, wiele par było przerażonych, inne zdziwione, a jeszcze inne zniesmaczone. To był moment w którym żałował, że wrócił do życia. Wcześniej, póki był liderem Jin tak mało kto miał odwagę jakkolwiek się do niego uczepić. A teraz..? Teraz znowu był nikim, zdanym na łaskę, lub niełaskę Nie. Wrócił do początku. Czy znów będzie musiał kogoś zabić aby wrócić na swoją pozycję?

Jeden z odważniejszych, służący niegdyś pod nim dowódców podszedł z wyraźnym strachem w oczach.

- L-l-l-liderze sekty N-n-nie.

Skinął mężczyźnie głową, zastanawiając się co tu się działo, jak długo nie żył, że ten, aż tak się zmienił.

- Gdzie Huaisang?

- Lidera, znaczy Panic... - wyraźnie nie wiedział jak ma teraz tytułować obecnego lidera - Twój brat, nie przebywa aktualnie w Nieczystej Domenie.

- Znajdź go i przyprowadź do mnie, albo połamię mu nogi, tobie przy okazji też. - powiedział nieco groźnie, po czym ruszył przed siebie, w kierunku swojego dawnego Fangzi. Chociaż może teraz należało do Huaisanga? Będzie zastanawiał się nad tym później.

Guangyao rozejrzał się po placu samemu szukając wzrokiem Sanga. Nie dostrzegł go jednak nigdzie. Może to i lepiej? Kara. Największa jaką właśnie dostał to jego obecność. Czy może być gorsza kara..? Zamknął oczy na moment, czując jak bolą go plecy. Szczególnie kiedy tkwił w tej mało wygodnej pozycji.

- Puść mnie już. Stąd nigdzie nie ucieknę. Idioto cholerny... Bolą mnie plecy, odczep się już! - odpychał go od siebie chcąc już stanąć na swoich nogach. Był głodny, a zapach jedzenia sprawiał, że się irytował.

- Będziesz Ty cicho? Tak było przyjemnie, jak byłeś obrażony i pół przytomny. Nie ufam ci. Może znowu polecimy do góry? - zapytał złośliwie, gdy ten znowu zaczął go obrażać. Ruszył korytarzami, dziwnie było znów widzieć przerażone twarze służby, chociaż większości nie kojarzył, więc nie rozumiał dlaczego wywołuję w ludziach, aż taką panikę. Przez chwilę nawet przemknęło mu przez myśl, że to nie on, a Yao. Nim wszedł do środka zatrzymał jakąś przerażoną kobietę i zażądał posiłku dla nich obu. W odpowiedzi otrzymał kiwnięcie głową i zaraz zostali sami.

Guangyao nie podobało mu się to, że ten grozi mu w tak prymitywny sposób. Musiał samemu znaleźć na niego coś, co równie mocno będzie go frustrować i naraz przypomniał sobie jeden fakt. Na ten moment wolał trzymać tego asa w rękawie aby mieć jakąkolwiek linię obrony podczas następnej kłótni.




FANGZI MINGJUE




Jue nie miał pojęcia czego spodziewać się w środku, ale wszystko wyglądało niemal na nietknięte, jakby wyszedł i wrócił po kilku dniach. Zabezpieczył drzwi i wreszcie odstawił pana marudę na podłogę. Zaraz też nie przejmując się nim ruszył zabezpieczyć okna, nie ufał mu na tyle, by zaryzykować jego ucieczkę. Właściwie to w ogóle mu nie ufał. Nie znał bardziej podstępnego stworzenia niż to stojące właśnie pośrodku jego Fangzi. Chwilę później rozległo się pukanie, wpuścił więc do środka dwie służące, które przyniosły posiłki dla nich.

- Przynieście mi dzienniki sekty i sprawozdania od czasu... - właśnie czego? - Od kiedy Huaisang musiał zajmować się sektą. - chciał sprawdzić, jak szło jego bratu.

Młodszy rozejrzał się po wnętrzu kiedy już łaskawie został postawiony na własne nogi. Postąpił o kilka kroków przyglądając się temu jak wyglądał pokój. To nie tak, że teraz planował ucieczkę. W końcu, teraz Jue by się spodziewał tej ucieczki. Miał zamiar zaczekać i uśpić jego czujność, a później rozpłynąć się w powietrzu. Zresztą z osłabionym rdzeniem mógł co najwyżej wyczarować mu mały płomyk, którym za wiele nie zrobi temu wielkoludowi. Ostatni raz był tutaj chyba jeszcze za czasów kiedy tu pracował. Niektóre wspomnienia ożywały, skutecznie psując mu resztki nastroju. Wciąż zastanawiało go to, kto wzbudzał w nich większe przerażenie. On sam który najpewniej stał się najbardziej znienawidzoną osobą ,czego się mógł co najwyżej domyślić czy ten wielkolud który pojawił się znikąd, mimo że był pochowany.

Nie Mingjue usiadł przy stole. - Specjalne zaproszenie księżniczka potrzebuje? - zapytał złośliwie i wskazał na miejsce obok siebie.

Yao nie zwracał na niego uwagi przez moment, by w końcu odwrócić wzrok od szafki z książkami i spojrzeć w jego kierunku.

- Zawsze mógłbyś mnie zanieść do stołu. - rzucił złośliwie i niechętnie zbliżył się o dwa kroki rozważając czy jest, aż tak głodny by jeść w jego towarzystwie. Kogo on oszukiwał, był cholernie głodny. Ten jeden raz przez chwilę mógł to jakoś przeżyć, ale nie miał zamiaru powtarzać tego w przyszłości. Sięgnął po poduszkę obok niego i odsunął się od mężczyzny, by ostatecznie usiąść i zacząć jeść.

- Jeszcze mi nie odbiło. - mruknął Nie, na uwagę o kolejnym noszeniu tego kurdupla. Obserwował uważnie jak ten siada obok i zabiera się za jedzenie. W przypadku Meng Yao, nawet jedzenie wspólnego posiłku mogło być niebezpieczne dla Jue. Jakoś nie zdziwiłoby go, gdyby został zaatakowany pałeczkami, albo miseczką ryżu.

Meng Yao nie odzywał się przez ten czas choć w głowie kłębiło mu się od fali wyzwisk i przekleństw. Tak jak zwykle nie ruszał nawet mięsa tak zrobił wyjątek, ze względu na własne samopoczucie i ból żołądka. Jadł powoli, modląc się aby nie zwymiotować czegokolwiek na stół. W końcu mając pusty żołądek od tak długiego czasu ryzykował, że ten się zbuntuje. Z każdym kolejnym kęsem czuł jak ten boli go bardziej, więc ułożył dłoń na brzuchu jakby w czymś to miało pomóc. Wypił odrobinę herbaty i ułożył się na poduszce na boku, zwijając lekko z bólu. Miał zamiar zaczekać, aż żołądek się trochę przyzwyczai i wtedy będzie mógł znów trochę zjeść. To musiał być duży szok dla jego organizmu, który do tej pory nie dostawał żadnego posiłku.

Mingjue zdążył już zapomnieć jak cholernie dobrze smakuje kuchnia Qinghe. Bez problemu zapełniał swój żołądek kolejnymi porcjami ryżu, mięsa i warzyw. Spojrzał kontrolnie na młodszego, gdy trzymał się za brzuch.

- Nie przesadzasz? Do tej pory jakoś nie szkodziła ci nasza kuchnia. Pobyt w Lanling faktycznie zrobił z ciebie delikatną księżniczkę. - mruknął i wrócił do posiłku. Jednak nie dawało mu spokoju zachowanie Meng Yao. Nie wyglądał najlepiej, gdy skończył swój posiłek, a mężczyzna dalej leżał na poduszkach, podniósł go i zaniósł na łóżko.

- Za delikatny się zrobiłeś. - powiedział i zaraz znów musiał otworzyć drzwi, gdy zaczęto przynosić dokumenty. Trochę tego było. Ponownie spojrzał na Yao, gdy służba się oddaliła i postanowił zadać dość mocno dręczące go pytanie - Jak długo Huaisang musiał zajmować się sektą?

To nie tak, że młodszy narzekał, albo wybrzydzał. Zwyczajnie pusty żołądek był na tyle drażliwy aby mieć chęć zwrócenia tego, co właśnie zjadł. Czy to była jego wina? Raczej nie. Przynajmniej był tego pewien. Zdziwił go fakt, że Jue może jeść bez problemu. Ten wręcz zapychał swój żołądek jedzeniem, gdy sam mniejszy, od kilku porcji ryżu miał wrażenie, że rozsadzi mu brzuch. Nie protestował kiedy został podniesiony i przeniesiony na łóżko. Choć nie był zachwycony faktem, że jest to łóżko tamtego tak w tej chwili nie narzekał. Skulił się tylko na nim i czekał, aż żołądek się uspokoi i nie zacznie trawić samego siebie. Komentarze Jue wciąż były nie na miejscu, ale wolał być nazywany księżniczką niż kurduplem. To było mniej uwłaczające...

- Wolę być księżniczką niż księciem bez szyi- rzucił oschle i syknął, kiedy żołądek wręcz go zakuł. Choć było lepiej niż chwilę wcześniej.

Na jego pytanie Guangyao zamknął oczy, miał zamiar pominąć to milczeniem dając mu tym samym pstryczek w nos. Jednakże za moment uchylił powieki zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Bo ja wiem... - szepnął i uniósł się na łokciu - Może dziesięć..? Albo trzynaście lat? - zapytał jakby sam nie znał dokładnej odpowiedzi. To pytanie go zaskoczyło, ale sam nie był do końca pewny odpowiedzi. Zwyczajnie nie pamiętał po takim czasie, a kto by odliczał każdy dzień jego marnowania pieniędzy? Widząc stosy dokumentów, aż zsunął się z łóżka. Powolnym krokiem zbliżył się i sięgnął po jeden z nich aby go obejrzeć. Pobladł widząc wypisane na nim straty, wydatki i całą resztę. Z wrażenia, aż usiadł na poduszce obok niego.

- Oh... Wiedziałem, że jest źle, ale nie, aż tak...- wyszeptał czując, że ma lepszy nastrój. W końcu, nie musiał sam mu wbijać szpilek. Jego rodzony brat to zrobił. Skoro na jednym dokumencie były takie kwoty, co było na całej reszcie? Uśmiechnął się nikle i sięgnął po czarkę z herbatą. Mógłby mu pomóc, w końcu sam tyle lat zajmował się Lanling Jin, ale pominął to milczeniem. W końcu był delikatną księżniczką. Przysunął sobie miseczkę z warzywami powoli wsuwając do ust małe kęsy aby nie drażnić znów żołądka, który nieco się uciszył.

- Życzę powodzenia w odkopywaniu. - rzucił i odłożył kartkę z uśmiechem na ustach wciągając porcje ryżu.

Nie Mingjue przeglądał pobieżnie kolejne dokumenty. Z każdym kolejnym miał ochotę na powrót do trumny.

- Złośliwy kurdupel. - mruknął do Yao, gdy ten życzył mu powodzenia.

Gdyby to nie była jego sekta, to umyłby właśnie ręce i wyszedł. Usiadł pomiędzy dokumentami i zaczął je segregować, wydatki, skargi, problemy mieszkańców, problemy z potworami... Z każdą minutą stosy przed nim rosły, a on czuł coraz większą frustrację. Siedzący obok niego Yao wcale nie polepszał jego humoru. Dodatkowo irytował go brak sprawozdań z comiesięcznych treningów, było ich wyjątkowo mało, jakby nikt nie ćwiczył walki szablą podczas jego nieobecności. Przede wszystkim będzie musiał się zająć zgłoszeniami o bestiach, trupach i tym podobnych problemach, zaczynając od tych najnowszych, szczerze wątpił, by te kilkuletnie dalej wymagały rozwiązania.

- Niech cię szlag Huaisang, nie dość, że muszę użerać się z cholerną księżniczką, to jeszcze z tym co zrobiłeś. - mruknął do siebie.

Młodszy nie szczególnie się przejmował nie swoim problemem. Może gdyby nie to, że ten wcześniej go wyzywał, szarpał i traktował nie najlepiej to nawet by mu pomógł. Wsuwał do ust kolejne porcje warzyw czując jak jego żołądek się uspokaja i on sam się czuje lepiej. Aby było mu lepiej, brakowało tylko czegoś słodkiego, gorącej kąpieli i czystych szat.

- Cholerną księżniczką? - zapytał unosząc brew, ale nie narzekał. Zaczynał się przyzwyczajać do nowego przezwiska. Odłożył puste naczynia i z braku innych lepszych zajęć sięgnął po dokumenty. Lekko przekrzywił głowę i sięgnął po pędzel. Zamoczył w tuszu i zaczął powoli zapisywać coś na czystym papierze. Zaczął liczyć ile strat i jak bardzo na minusie była cała sekta. Położył sobie liczydło obok wodząc wzrokiem po liczbach. Lekko przesunął palcem po drewnianych kulkach aby wziąć głęboki wdech. Podrapał się końcem pędzla po policzku.

- Wiesz jak głębokie jest dno bez dna? - zapytał zaczepnie.- To ty znajdujesz się teraz w dnie bez dna z podwójnym dnem bez dna. - rzucił krótko na podsumowanie liczb których robiło się coraz więcej na papierze jaki miał pod ręką. Oparł brodę na pięści w zamyśleniu. Mruczał pod nosem i podsunął mu kartkę zapełniona cyframi.

- To tylko z tego roku. Mam liczyć dalej?- zapytał jakby dumny z siebie, gdy dało się zobaczyć jeden wielki minus na początku kwoty.

- Nie masz większych zmartwień kleszczu? Może poszukaj gdzie rozdają wzrost i stań w kolejce krasnalu. Tylko czapkę weź i stołek, bo ktoś cię jeszcze zdepcze. - wyrwał mu wściekle pergamin z rąk - To nie jest coś z czego nie da się wyjść. Z tego co widzę sporo poszło na jakieś chore ozdoby, wachlarze i tym podobne rzeczy. Większość mogę sprzedać i zamierzam to zrobić. - mruknął przeglądając stos z wydatkami.

Nie Mingjue machnął na niego ręką jakby odganiał natrętną muchę.

- Jak nie pomagasz to nie przeszkadzaj mikrusie, nie mam ochoty na słuchanie twojego marudzenia. I lepiej mnie nie wkurzaj, bo to twoja wina, że został z tym sam. - spojrzał na niego wściekły. Jednocześnie był zadowolony, że udało mu się znowu mu dogryźć. Widać księżniczka nie była tak obraźliwa, jak zakładał, a na wzmianki o wzroście Yao zdecydowanie reagował "lepiej". - No już sio, bo zaraz będę cię szukać w stosie papierów. - chociaż Yao byłoby się ciężko w nich ukryć nawet jakby się położył. Miał jednak nadzieję, że wyprowadzi młodszego z równowagi i ten się wreszcie obrazi i zamknie.

Meng Yao patrzył na niego zupełnie nie rozumiejąc czemu się do niego rzuca. Właśnie policzył mu w pamięci wszystkie koszty z tego roku, coś z czym ten pewnie męczyłby się godzinę. Zaczerwienił się od złości i frustracji. Nie lubi przytyków na temat wzrostu, ale nie mówił nic tylko prychnął cicho. Zacisnął szczęki i wbijał wzrok w stosy dokumentów.

- Moja wina. - Parsknął śmiechem. - Lepiej zobacz ile pieniędzy jest mi winny. - podniósł się z miejsca obrażony. Na dzisiaj miał dość obraźliwych sformułowań. Zazgrzytał lekko zębami i uśmiechnął się do niego uprzejmie. Pomimo, że w jego oczach paliła się złość i frustracja. - Ależ proszę cię bardzo. Już sobie idę. - oparł stopę na krawędzi blatu aby popchnąć stół i rozrzucić po sypialni wszystkie dokumenty które ten do tej pory poukładał. Uśmiechnął się do niego szeroko, ukazując przy tym rząd białych zębów i dołeczki w policzkach. - Już sobie idę, Da-Ge. - odparł i zaraz faktycznie się oddalił aby skierować do łaźni.

Dla własnego bezpieczeństwa młodszy zamknął się w środku od wewnątrz. Tak bardzo go irytował, że najchętniej podpaliłby wnętrze pokoju. Zdjął z siebie brudne i zniszczone szaty wykopując je na bok. Miał zamiar ukryć się w balii z gorącą wodą przed jego głupimi hasłami.

____________________________________________________________________________


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro