Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

48. Niespodziewany sprzymierzeniec.


Witajcie, 
rozdziały będą teraz pojawiać się rzadziej. Nie jestem jeszcze pewien w jakie dni i co ile. 
Zwyczajnie jesteśmy na tyle na bieżąco, że za chwile zabraknie nam rozdziałów do dodawania.

Proponuję wstępnie aby od następnego tygodnia rozdziały pojawiały się dwa razy w tygodniu, poniedziałek i piątek.
Dajcie znać co myślicie w komentarzu. :)


_______________


Wuxian kręcił się po Gusu z nim przez dobre trzy godziny, zaliczając Zimne Źródła, bibliotekę i siedząc u króliczków. Dopiero, gdy miał pewność, że stracono nimi zainteresowanie ruszył w kierunku skarbca sekty. Wprowadził go do środka i kazał trzymać ręce przy sobie. Rozglądał się przez chwilę i ruszył pewnie w jedną stronę.

- Jak chcesz iść do Qinghe, to wypadałoby mieć się czym bronić, co? - zapytał zaczepnie i wyciągnął w jego kierunku Hensheng - Zgadnij kto go przechowywał po twojej śmierci.

Meng Yao nie sądził, że ten cały proceder zajmie im tyle czasu. Ale mając cel do osiągnięcia mógł przez ten czas zignorować swoje złe samopoczucie i zmęczenie. W końcu ostatnie kilka dni praktycznie nie jadł, a teraz kiedy odzyskał w sobie chęci do życia poczuł przejmujący głód.

Kroczył to u jego boku, to za nim, zależnie od tego czy miał siły zrównywać z nim krok. Ciągle szli w ciszy. Nie wiedział do końca jaki ten miał plan, ale musiał mu zaufać, nie miał wyboru. Wszedł za nim do skarbca sekty i złożył ręce za plecami. Z zainteresowaniem wodził za nim wzrokiem i za tym co ten miał zamiar zrobić. Widząc Hensheng jego oczy, aż się zaświeciły. Wyciągnął dłonie po miecz i mimowolnie sprawdził czy jest w stanie go otworzyć.

Nie został zapieczętowany, na jego szczęście.

- Xichen trzymał go cały ten czas?- zapytał mimowolnie i poczuł dziwne ukłucie w sercu.

- No tak. Bardzo przeżył twoją śmierć i fakt, że przyłożył do niej rękę. Tak po prawdzie, to nie zdążył dojść do siebie nim znów pojawiłeś się na świecie. - mruknął i wskazał na miecz - Schowaj go i idziemy coś zjeść. Później pomogę ci się wydostać. - powiedział wesoło i ruszył do wyjścia, ciągnąc mężczyznę za sobą.

Zaprowadził go pod Jingshi, gdzie poprosił o posiłki dla nich. Wolał się upewnić, że ten nie zemdleje mu z głodu, zaraz po opuszczeniu Gusu. Wskazał mu miejsce do siedzenia, a po chwili przyniesiono im dość obfite posiłki.

- Reflektujesz na ostry sos? - wyciągnął w jego kierunku słoiczek z przyprawą.

Yao usiadł przy stoliku mając ukryty miecz pod płaszczem. Nikt nie zwracał już na nich szczególnie uwagi. Spojrzał na jedzenie nie bardzo wiedząc czy zje, aż tyle i czy w ogóle chce coś zjeść. Westchnął ciężko i wyciągnął dłoń po ryż, widząc ostrą przyprawę, aż pokręcił głową.

- Podziękuję... Nie jestem pewien czy dobrym pomysłem jest jedzenie ostrych rzeczy na pusty żołądek.

Wei Ying spojrzał najpierw na niego, później na przyprawę.

- Może masz rację, chociaż mi nigdy nie zaszkodziło. - wzruszył ramionami i dość solidnie polał swoje danie sosem z chilli - Postaraj się nie zginąć kiedy stąd wyjdziesz. - powiedział bez jakiś szczególnych emocji i tak dobrze wiedział, że czeka go kara za ten wybryk. Po części nie mógł się jej doczekać. Uśmiechnął się lekko na myśl o tym i sięgnął po pałeczki, by zacząć jeść.

Starszy uśmiechnął się słabo i zmarszczył brwi lekko. Nie był pewien co do tego planu, ale nie mógł wątpić. I tak nic więcej mu nie zostało jak zgodzić się na to wszystko.

- A właściwie... Jak masz zamiar mnie stąd wydostać żeby nikt tego nie zauważył? - zapytał mimowolnie. Naprawdę nie miał pojęcia jak miałoby się to udać, ani jak miałoby do tego wszystkiego dojść.

- Ha! Powinienem się obrazić za takie pytanie. Patrzysz właśnie na mistrza w łamaniu zasad GusuLan i kogoś kto w środku nocy potrafi się wydostać z Zacisza bez zwracania na siebie uwagi. - wygrzebał z szat jadeitowy żeton i rzucił w kierunku mężczyzny - Będziesz go musiał później oddać. Nie jest mój, ale muszę go odłożyć na miejsce. Zabiorę cię w miejsce którym sam uciekam, przejście przez bramy nie wchodzi w grę, jestem bardziej niż pewien, że Zewu-Jun zabronił wypuszczania cię na zewnątrz. - powiedział wsadzając do ust porcję ryżu. Spojrzał uważnie na Guangyao i zaraz zniknął w Jingshi, by po chwili wrócić z winem i dwiema czarkami.

- Napijesz się? - zapytał potrząsając lekko dzbanem.

Guangyao zmarszczył lekko brwi na to wszystko, ale nie komentował tego. Jego los na ten moment był w rękach Yinga. Samo w sobie to brzmiało jak misja samobójcza. Powoli zjadał swoją porcję w milczeniu, a widząc jak ten nagle wraca z winem, aż uniósł brew. Czy powinien pić skoro ma zamiar uciec z Gusu? Mimo to lekko skinął głową. Być może miał zamiar pić na odwagę.

- Ale tylko trochę. Mam słabą głowę do picia.

- Mogę się założyć, że pod względem wytrzymałości na alkohol jesteś na drugim miejscu w Gusu, zaraz po mnie. - Wei Ying zaczął się śmiać i nalał mu wina do czarki - Zastanawiałeś się kiedyś czemu panuje tu zasada zakazująca picia alkoholu? Jeśli nie odpadniesz po jednej czarce wina, to nie masz słabej głowy. - podał mu naczynie, samemu unosząc swoje wyżej - Mam nadzieję, że bezpiecznie dotrzesz do Qinghe, inaczej mój szwagier gotów skrócić mnie o głowę. - wypił szybko zawartość czarki i rozejrzał się uważnie. Zaraz też do jego uszu dobiegł dźwięk dzwonu.

Yao sięgnął po czarkę aby zaraz jednym haustem wypić jej zawartość. Odetchnął ciężko i postawił naczynie twardo na blacie stolika. Westchnął ciężko w słysząc dzwon, aż mruknął.

- Albo próbujesz uciec teraz, albo za kilka godzin, gdy wszyscy pójdą spać. - powiedział i spojrzał uważnie na mężczyznę.

- Możemy spróbować. Ale sam nie wiem czy nocą nie będzie to łatwiejsze... - mruknął wyciągając rękę po więcej alkoholu. Odwaga była mu teraz wyjątkowo potrzebna, rzucał się w końcu na pewną śmierć. Jeśli nie z ręki mężczyzny, to z rąk mieszkańców.

Wei Ying znów napełnił jego czarkę przyglądając mu się uważnie.

- Nie jestem pewien czy nie jesteś główną atrakcją nocnych łowów. Zastanowiłbym się nad bezpieczeństwem w nocy, musisz jeszcze uwzględnić możliwość spotkania różnych stworzeń. Może nie w okolicy samego Gusu, ale im dalej tym większe prawdopodobieństwo ich spotkania.

Starszy westchnął cierpiętniczo po czym wypił znów za jednym zamachem całą zawartość. Nie miał pojęcia czy by sobie poradził ze stworami, ale zaczynał wątpić czy w ogóle sobie poradzi. Rozmasował powoli skroń coraz bardziej sobie uświadamiając, że naprawdę będzie to targnięcie się na własne życie.

- W porządku... Więc wyruszajmy teraz. - odparł z ciężkim westchnieniem.

- No to w drogę. - rzucił wesoło Wuxian i podniósł się z miejsca upijając znów wina - Chodź za mną. - ruszył przed siebie w stronę lasu, krocząc znaną tylko sobie ścieżką. Dobrze wiedział, że tu nikt nie będzie ich szukał, a ni tym bardziej nie będzie podejrzewał, że to on stoi za zniknięciem Guangyao z Zacisza Obłoków. A jeśli ktoś się dowie... Cóż wizja kary wydawała się niezwykle ekscytująca.

Poprowadził go, aż do muru otaczającego Gusu. Był to niewielki fragment postawiony pomiędzy skałami. Złapał mężczyznę za rękę i wskoczył z nim na mur.

- Od tej pory musisz radzić sobie sam. - powiedział poważnie, a po chwili wcisnął mu do ręki kilka talizmanów.

Meng Yao czuł się niepewnie kiedy stał już na murze. Z jednej strony nie chciał denerwować przyjaciela, a z drugiej bardzo chciał dostać się do Qinghe. Mimo, że nie był tam mile widziany.

- Dziękuję za pomoc. - odparł jedynie i spojrzał w dół.

Nie był zbyt strachliwy, ale jeśli szło o wysokość... Przez chwilę zakręciło mu się w głowie, ale zaraz się otrząsnął. Skoczył w dół aby wylądować miękko na ziemi. Wziął głęboki wdech by w końcu zniknąć między drzewami, kierując się w stronę Qinghe.

Wei Ying stał dłuższą chwilę na murze i obserwował oddalającą się sylwetkę mężczyzny. Właściwie nie do końca rozumiał czemu mu pomógł, może w jakimś stopniu mu współczuł, że stracił kogoś kogo kochał. Na jego miejscu też zrobiłby wszystko by odzyskać Lan Zhana. Usiadł na murze, chcąc kupić mu więcej czasu, tak długo jak nikt nie zauważy go samego, tak długo, wszyscy będą myśleć, że Guangyao jest z nim. Pozostawało mu mieć nadzieję, że mężczyzna dotrze bezpiecznie do Qinghe, albo względnie w jednym kawałku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro