36.Zdrajca.
Mingjue patrzył z niedowierzaniem na to wszystko. Zwyczajnie nie wierzył, że Meng Yao tak go zostawił. Przytulił chłopca do swojego torsu opierając jego główkę o swój bark i przytrzymując drobne ciało dłonią, by schylić się po wyrzucony wcześniej list.
Znów zaczął go czytać.
Zostawił go. Nigdy nie był z nim szczęśliwy. Czuł odrazę za każdym razem, gdy musiał zbliżyć się do Mingjue.
- Zastanawiam się jak długo to planowali... - powiedział zduszonym głosem i spojrzał na brata - Wiedziałeś, że zamierza uciec z Lan Xichenem?
Sang obserwował brata kątem oka wciąż poruszając się nerwowo po sali
- Jak mógłbym widzieć?! Jakbym wiedział to bym nie starał się zrobić wam wesela... - sarknął na brata wściekły - To wszystko na marne... Jak on mógł? Już nawet zaczynałem się przyzwyczajać do tego, że jest tutaj... - pociągnął nosem - To wszystko jest takie niesprawiedliwe... Sange znowu nas zdradził! - zawył z tonem zakrawającym o histerię.
Mingjue coś nieprzyjemnie zakuło w piersi, gdy usłyszał ostatnie zdanie brata. Zmarszczył lekko brwi, czyżby Yao znów go zdradził? Po tym wszystkim? Dał się znów oszukać..?
- Nie. - powiedział hardo - Nie zdradził nas. Coś jest nie tak. Gdyby chciał mnie zdradzić zostawiłby pierścień. Nie wierze w to, że to wszystko między nami było udawane. - podszedł do brata i ułożył mu uspokajająco dłoń na ramieniu - Uspokój się. Znajdę go i przyprowadzę. Zajmij się A-Songiem. - przekazał Huaisangowi dziecko i w ślubnych szatach wyszedł z sali przodków - Za mną. Rzucił do grupy żołnierzy i zaraz wskoczył na Baxie wzbijając się w powietrze. Zamierzał porozmawiać z Xichenem, który podobno był zamieszany w zniknięcie jego narzeczonego.
Sang liczył, że ten jedynie się wścieknie, że nie będzie już tego drążył, ale efekt był odwrotny. Mógł teraz tylko liczyć na to, że Yao go nie zawiedzie.
- Ale DaGe...!- zawył niczym dziecko. Pociągnął nosem i odprowadził go wzrokiem. Kiedy ten zniknął z jego zasięgu, jego wyraz twarzy się zmienił, a sam parsknął pod nosem poprawiając na rękach dziecko.
- Żebyś się nie zdziwił. - mruknął pod nosem i trzymając dziecko wyszedł z sali aby ruszyć do Fangzi. Poza drzwiami musiał udawać jak bardzo się tym wszystkim przejął. Choć jeden z generałów przyglądał mu się uważnie.
Mężczyzna nie mówił nic, tylko się wycofał aby nie zwracać na siebie uwagi. Od momentu gdy Yao był zaatakowany , uważnie obserwował zachowanie panicza.
***
Xichen miał masę wątpliwości co do tego wszystkiego. Yao zachowywał się dziwnie , równie dziwny zapach wyczuwał z jego strony, słodkawy, trochę gorzki. Miał wrażenie, że jego przyjaciel został otruty. Może to było wytłumaczenie dlaczego młodszy zachowywał się w ten sposób? Dobrze znał Yao, aż za dobrze. W trakcie lotu na mieczu chłopak nie poruszał się nawet na moment. I to już świadczyło o tym, że coś jest nie tak. Yao miał lęk wysokości i w takich sytuacjach panikował.
Lan Huan zszedł z miecza dopiero pod własnym Hanshi. Wprowadził do wnętrza młodszego przyjaciela i zdjął mu kaptur. Złote ozdoby we włosach wesoło zabrzęczały, a widok sztywnego ciała młodszego, zasmucił go w jakimś stopniu.
Już raz Sang go oszukał i doprowadził do śmierci Guangyao. Musiał to zrozumieć... Stał tak i przyglądał się młodszemu, pochylił się nad nim zaglądając mu w oczy, a palcami na nadgarstku sprawdzał jego puls. Wciąż patrzył w te nieruchome puste oczy. Gdyby nie to, że mrugał czy oddychał, można by go wziąć za posąg.
***
Nie Mingjue po cholernie długim locie wylądował przed bramami Zacisza, a zaraz za nim grupa żołnierzy, która ruszyła z nim z Qinghe. Zaraz też do jego uszy doleciało przestraszone:
- Chifeng-Zun. - niemal jednocześnie dwóch seniorów pokłoniło się przed Mingjue, a gdy się wyprostowali dziwnie przyglądali się liderowi sekty Nie, który stał przed nimi w czerwonych szatach.
Jue skinął im głową.
- Muszę jak najszybciej porozmawiać z Zewu-Jun. - rzucił do nich i zrobił krok do przodu, zaraz został jednak zatrzymany przez jednego z seniorów.
- Liderze Nie proszę byś zaczekał chwilę, Zewu-Jun niedawno wrócił z gościem, pozwól, że najpierw cię zapowiem.
Mingjue zmrużył gniewnie oczy, spoglądając wrogo na mężczyznę. Doskonale wiedział kim była osoba przewieziona do Zacisza Obłoków przez Lan Xichena.
- Nie mam czasu na takie pierdoły. Wasz lider ma coś co należy do mnie i zamierzam go zabrać ze sobą. - chwycił seniora za poły szaty i uniósł bez problemu w powietrze - Radze mnie przepuścić. - rzucił groźnie do mężczyzny.
- Chifeng-Zun. - drugi z seniorów próbował uspokoić Jue - Proszę byś się opanował i pozwolił nam sprowadzić lidera sekty.
Mingjue nie zamierzał czekać i dawać Xichenowi czasu na ukrycie Meng Yao, miał zamiar dorwać tę dwójkę jednocześnie i wyjaśnić sobie z nimi co nieco. Senior który stał przed Jue przeleciał przez barierę ochronną.
- Powtórzę raz jeszcze, potrzebuję pilnie porozmawiać z Zewu-Jun i jego gościem. - trzymając mężczyznę w górze, ruszył w kierunku bramy, która na szczęście dla trzymanego przez Nie mężczyzny przepuściła ich wolno. Mingjue odrzucił mężczyznę na bok i wskoczył na Baxię, by pokonać te cholerne schody Lanów.
Nie specjalnie zdziwiło go, że natychmiast został podniesiony alarm, nie zamierzał jednak się nim przejmować.
Lan Xichen postanowił na razie położyć Yao do łóżka. Usiadł obok niego zmartwiony jego obecnym stanem. Nigdy nie widział aby mężczyzna był tak blady. Siedział tak i myślał nad tym co zrobić z nim zrobić.
Jego rozmyślania jednak zostały przerwane gdy jeden z uczniów wbiegł niemal do Hanshi z informacją o pojawieniu się samego Mingjue na terenie Zacisza Obłoków. I bynajmniej, nie był pokojowo nastawiony. Spokojnym krokiem wyszedł z Hanshi pozostawiając Yao pod okiem adeptów, a sam wyszedł na spotkanie Mingjue. Widać było na jego twarzy zatroskanie i zmęczenie. Jakby nie wystarczyło, że Yao był w tak fatalnym stanie.
Mingjue szedł jak burza przez Zacisze Obłoków, był nie do zatrzymania. Rozdawał uderzenia, każdemu kto chciał go zatrzymać, nie miał jednak zamiaru nikogo zabić. Jednak bardzo nierozsądne było stawanie mu w tej chwili na drodze. W trakcie walki z seniorami z Gusu jego szaty się poluzowały, więc przy większych zamachach i obrotach wyglądał niczym bóg wojny, a czerwony szaty dodawały mu jedynie agresywności.
- Mingjue. Zanim coś się komuś stanie, porozmawiajmy. - powiedział Lan Huan, licząc na spokojne rozwiązanie sytuacji i wyjaśnienie tego wszystkiego.
- Nie będę z tobą rozmawiać! Gdzie on jest?! Masz mi go w tej chwili oddać!- ryknął wściekle i z Baxią w dłoniach ruszył na Lan Huana. Domyślał się, że Meng Yao jest w Hanshi i zamierzał dostać się tam siłą. Był wściekły, duch szabli drgał niespokojnie przy każdym zamachu złakniony krwi, której Jue uparcie nie chciał mu dać.
Xichen przymknął oczy na krzyk mężczyzny. Nie miał zamiaru go upominać, widząc w jakim stanie wzbudzenia się znajduje. Rozmasował lekko swoją skroń mając nadzieję, że wszystko się wyjaśni. Oby jak najszybciej i bez rozlewu krwi.
- Bracie, uspokój się... - zaczynał mieć wątpliwości czy Sang przypadkiem nie miał racji - Yao jest moim Hanshi. Odpoczywa, nie jest w najlepszym stanie. Porozmawiajmy na spokojnie, nie powinieneś się tak denerwować. - nie próbował nawet stawać mu na drodze. Tylko podążał za nim, nic nie uzyska zatrzymywaniem go.
- Oczywiście, bo gdzie indziej mógłby być. - warknął gniewnie Mingjue, wszystko zaczynało się jednak układać tak jak twierdził Sang i Nie Mingjue miał coraz więcej wątpliwości co do fałszywości obecnej sytuacji. Jednak i tak miał zamiar zabrać Meng Yao ze sobą. Jedynie pocieszał go fakt, że Lan Huan nie stawał mu na drodze, nie chciał musieć z nim walczyć.
- Zabieram co moje i wracam do Qinghe. - powiedział otwierając drzwi do prywatnej rezydencji Xichena i wchodząc do środka.
Lan Huan zatrzymał się w drzwiach za mężczyzna i spojrzał na Yao który leżał nieruchomo w miejscu. Tak jak go położył tak ten tam leżał, bez jakichkolwiek oznak życia, słów, nic. Kompletnie nic.
- Bracie. Proszę cię. Doszły mnie słuchy, że źle traktujesz Yao. Dlatego postanowiłem interweniować. Nie miej mi tego za złe. Nie bądź agresywny, w ten sposób tylko udowadniasz słuszność mojej decyzji... - na razie nie chciał wspominać o Sangu.
Mingjue obrócił się gniewnie w stronę Lan Huana.
- Źle go traktuje? Ja? Dostaje wszystko co chce, nigdy nie mówił, że czegoś mu brakuje. Wręcz przeciwnie, do cholery Xichen! - ryknął znów - Gdybyś się nie wpieprzył byłby już moim mężem! On ci powiedział, że ja go źle traktuje? - wskazał gniewnie na Yao i ruszył w jego kierunku, żeby wyszarpać go z łóżka Lan Huana, miał zamiar sobie porozmawiać poważnie z narzeczonym. Nie mówiąc już o tym, że młodszy nie miał prawa spać w cudzych łóżkach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro