35. Meng Yao zniknął.
Xichen nie komentował tego wszystkiego. Jedynie zabrał swojego przyjaciela z Nieczystej Domeny. Po przejściu za mur do powozu, wahał się jeszcze czy aby ta decyzja na pewno była dobra. Miał wrażenie, że nie wszystko jest takie jak być powinno, a Mingjue, nawet jeśli był porywczy i momentami nieobliczalny, to Lan Huan miał wątpliwości aby był, aż do tego stopnia. Nie sądził aby jego zaprzysiężony brat oszalał, ale to jeszcze miało się okazać później. Miał zamiar osobiście rozwiązać tę sprawę. Posadził Yao przed sobą, a ten siedział całkowicie nieruchomo. Przyglądał mu się z uwagą i jak dobrze znał młodszego tak wiedział, że ten nawet w sytuacji zagrożenia życia, nie zachowywałby się tak... Dziwnie. Gdy znaleźli się w pewnej odległości od sekty, wyszedł z powozu aby wraz z przyjacielem w ramionach udać się na mieczu do Zacisza.
Sang wewnętrznie piszczał ze szczęścia. Pozbył się Guangyao tak szybko, tak łatwo i sprawnie. To było takie proste, aż za proste. Czemu nie zrobił tego wcześniej? Z jednej strony było mu żal brata który pewnie teraz będzie cierpiał, ale z drugiej odchoruje to i będzie święty spokój, a byle żmija nie będzie mu się kręcić po Qinghe.
Nawet jeśli ten miał zamiar je opuścić i udać się wkrótce do Przystani.
***
Mingjue stał tak od dłuższej chwili i przyglądał się naszykowanym dla niego szatom, to zdecydowanie nie były te które przymierzał kilka dni temu. A raczej nie dokładnie te.
- Zabije gówniarza. - mruknął pod nosem i powiódł palcami po złotych zdobieniach, które jego brat dodał na jego ślubnej szacie. Może nie wyglądało to najgorzej, ale do cholery był wojownikiem, a nie babą by tak się stroić.
Darował sobie jednak wysłanie służby po zapasowe szaty, o ile znał Huaisanga to trzy najbliższe miasta nie mają nawet skrawka materiału w odcieniach czerwieni.
Mingjue już w ślubnych szatach pilnował wszystkiego. Nie martwił się o narzeczonego, wiedział, że tak długo jak ten jest w Nieczystej Domenie, tak długo jest bezpieczny. Po chwili zauważył przemykającego Sanga z płaczącym dzieckiem na ręku, był wręcz w anielskim nastroju planując następny ruch. Teraz musiał tylko uświadomić Jue, że Yao zniknął.
- Huaisang! Co Ty wyprawiasz?! - krzyknął za bratem.
- Och DaGe! Yao powiedział, żebym zaniósł go do służki, bo jest głodny. - Jue skinął mu głową i odprawił ruchem ręki, znów wsłuchując się w krzyki za murami.
Ostatecznie zdecydował się na wyjście przed bramy, z Baxią na ramieniu i całkiem sporą grupą żołnierzy wyszedł na spotkanie z rozwścieczonym tłumem, który chciał wydania jego kochanka.
Gdy Mingjue wyszedł przed bramy, kultywatorzy cofnęli się o kilka kroków, dało się również słyszeć kilka przerażonych głosów, mówiących o tym, że Nie Mingjue naprawdę wrócił. Nagle zabrakło też odważnego, który miałby przemawiać za zebranych, Jue rozglądał się za Lan Wangjim, który jako naczelny kultywator powinien chyba przodować w takich spotkaniach, jednak nigdzie nie dostrzegł gówniarza, a raczej dorosłego już mężczyzny.
Nie Mingjue zrobił dwa kroki do przodu, co zebrany tłum skwitował cofnięciem się o cztery. Zdecydowanie nikt nie miał ochoty na bliskie starcie z byłym i obecnym liderem sekty Nie. Dodatkowo czerwone szaty Jue najwyraźniej nie robiły na zebranych najlepszego wrażenia, chociaż podejrzewał, że mogło również chodzić o Baxie na jego ramieniu. W końcu jeden z mężczyzn zebrał się na odwagę i wystąpił krok do przodu.
- Liderze sekty Nie. Żądamy wydania Jin Guangyao, jest zbrodniarzem i powinien zostać ukarany.
Jue spojrzał groźnie na mężczyznę, ten zaś chciał zaraz zniknąć w tłumie, ale został skutecznie zablokowany przez resztę zebranych.
- Meng Yao jest członkiem sekty QingheNie. Jeśli ktoś chce dopaść mojego partnera musi najpierw przejść przeze mnie. - powiedział sugestywnie i zdjął szablę z ramienia, ustawiając się w pozycji bojowej, jego żołnierze poszli w ślad za swoim liderem.
Chociaż mieli przewagę liczebną, to nikt nie zdecydował się skrzyżować ostrza z Bestią z Qinghe. Widział również konsternację na twarzy ludzi, po jego słowach, do sporej części najwyraźniej zaczynało docierać co właśnie się dzieje.
- Liderze sekty Nie, twoje szaty... - zaczął jeden z zebranych, jakby chciał uzyskać potwierdzenie w jaki sposób Jin Guangyao został członkiem sekty Nie.
- Wybaczcie brak zaproszenia. Nie chciałem robić ze swojego ślubu z Meng Yao wielkiego wydarzenia, jednak zaczynam być wściekły, że ktokolwiek mi w nim przeszkadza. - znów zrobił krok do przodu.
Sang kręcił się gdzieś w tle i miał ochotę skakać ze szczęścia . Pozbył się tego który był tu zbędny. Wewnętrznie odczuwał satysfakcję jakiej już dawno nie odczuwał. Gdy już pozbędzie się go na stałe, potem pozbędzie się go ze świata żywych. Idealny plan. Zakradł się do swojego brata i pociągnął go lekko za rękaw.
Czując szarpnięcie za rękaw Mingjue spojrzał na brata i pochylił się lekko w jego kierunku by młodszemu było wygodniej.
- DaGe... Już wszystko gotowe. Powinieneś iść już do sali przodków, ja pójdę po Yao. - wyszeptał mu na ucho i pociągnął lekko w stronę sali. Czekał tylko na ten moment - Nimi zajmie się wojsko, to ważny dzień. Powinieneś się pospieszyć.
Jue musiał przyznać Sangowi rację, wojsko spokojnie zapewni im spokój na ceremonii, a później Meng Yao jako lider sekty nie będzie już tak łatwym celem, zwłaszcza jeśli będzie jego mężem.
- Dobrze. - skinął głową i bez słowa ruszył z młodszym bratem, gdy zniknęli z oczu tłumu zagarnął Huaisanga w ramiona.
- Dziękuje. Wiem, że go nie znosisz. Dziękuję, że pomagasz mi w takim dniu i potrafiłeś schować swoją nienawiść do niego. Dla mnie. - puścił go i poprawił szaty, z Baxią na plecach ruszył do sali przodków.
Czując jak te go trzyma przez chwilę poczuł się niezręcznie. Albo tak jakby ten plan jednak nie był najlepszym na jaki wpadł. Przez dłuższy czas myślał tylko o sobie, a o bracie już niekoniecznie. Dopiero po chwili przeszło mu takie myślenie i pozostał przy swojej decyzji.
- W porządku już... Idź do sali. - zaśmiał się nerwowo, a sam udał się znowu do Fangzi. Tam odczekał chwilę i wziął list aby zaraz wybiec z jego wnętrza i wbiec do sali zdyszany.
- Dage... Nie wiem jak ci to powiedzieć... Ale Yao zniknął! - zawołał niby to spanikowany ściskając w ręce pergamin - Zostawił tylko list...
Mingjue stał dumnie oczekując na przyszłego męża, z jego twarzy praktycznie nie schodził uśmiech. Kilka chwil, tyle dzieliło go od wieczności z młodszym mężczyzną. Słysząc jak ktoś biegnie i wpada do sali przodków odwrócił się, a widząc zdyszanego brata nie miał najlepszych przeczuć. Gdy usłyszał słowa Huaisanga, uśmiech zszedł mu z twarzy, by zaraz rzucić jedynie:
- Pieprzenie. - ruszył w kierunku brata i zabrał mu list ręki. Z każdym przeczytanym znakiem, czuł się coraz gorzej. Spojrzał kontrolnie na brata i potarł twarz dłonią, rzucając jednocześnie list na ziemię.
- Ja wiem, że obaj uwielbiacie wyprowadzać mnie z równowagi swoimi żartami, ale ten nie jest najlepszy. Gdyby nie okoliczności uznałbym go za zabawny. Idź go przyprowadź i miejmy to za sobą. - pismo na pergaminie było rzeczywiście tym należącym do Meng Yao. Nie miał bladego pojęcia jak ta dwójka wpadła na tak głupi żart i to w takiej sytuacji, ale chyba powinien się cieszyć, że dogadali się chociaż przez chwilę.
Sangowi z trudem było nie uśmiechnąć się pod nosem, ale wciąż utrzymywał twarz spanikowanego młodszego brata. Złapał go za rękę mocno.
- DaGe, co teraz? Co my zrobimy..? - szeptał w panice. - Co ze ślubem, tak bardzo się starałem... - jęknął trzymając się lekko za głowę, jakby miał zacząć wyrywać sobie włosy - Jego nie ma ,on naprawdę zniknął! Naprawdę uciekł! - zawołał i zaraz zakrył usta aby nie zwrócić na siebie większej uwagi, chociaż szepty już rozeszły się po sali. - A co jak został porwany..?
Mingjue coraz mniej podobała się ta sytuacja, to nie pasowało do Meng Yao z którym spędził ostatni czas.
- Przez kogo miałby zostać porwany? Gdyby go porwano nie zostawiłby listu. - spojrzał krytycznie na brata - Jeśli miałeś z tym coś wspólnego... - jednak sam nabrał wątpliwości, czy Huaisang przyłożył rękę do zniknięcia kochanka.
Jue zaraz wyrwał się z tego chwilowego odrętwienia. Pewnym było, że Yao nie mógł od tak opuścić Nieczystej Domeny, zwłaszcza, gdy ta była oblegana. Miał zamiar wyjaśnić to z niedoszłym mężem, bo coś mocno mu tu nie pasowało.
- Przeszukać całą Nieczystą Domenę i sprowadzić mi tu natychmiast Meng Yao. - rzucił do jednego z żołnierzy.
Za chwilę podeszła do niego służka z dzieckiem, tłumacząc, że chłopiec jest nakarmiony i przebrany, jednak za nic nie chce zasnąć. Mingjue wziął ostrożnie chłopca na ręce i przytulił do swojego torsu, by zacząć krążyć po sali przodków.
Huaisang kręcił się w kółko nerwowo i wyglądał jakby się nad czymś dokładnie zastanawiał.
- Nic nie rozumiem... Nie rozumiem... - powtarzał i szczególnie naciskał na te słowa w trakcie. Nie mógł powstrzymać się od dramatyzowania, musiał uwierzyć, że tym razem on nie miał nic wspólnego - DaGe... zaraz zemdleje, oszaleję... To nie tak wszystko miało wyglądać. - powtarzał, a zaraz biegiem wrócił dowódca meldując, że nie ma śladu po Yao. Zostało wszystko, wszystkie jego rzeczy osobiste, a on zniknął. Nawet pierścień zniknął razem z nim, a pozostał tylko list.
- Czekam na rozkazy - generał stał prosto i faktycznie czekał, aż starszy wyda mu polecenia co dalej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro