34. Gdy plan się powiedzie...
Witajcie!
Zanim zaczniemy nowy rozdział, chciałabym wam serdecznie podziękować za 1k wyświetleń i 220 gwiazdek!
To dla mnie wiele znaczy i jestem wdzięczna za każde najmniejsze zaangażowanie, za każde wejście, każdą gwiazdkę i komentarz.
Może do następnego tysiąca uda mi się uzbierać na jakiś sensowny tablet graficzny, wtedy z tej okazji wrzucę tu jakiegoś swojego arta.
Mam tylko nadzieję, że nie znienawidzicie mnie bardzo po tym co będzie działo się teraz.
Miłego czytania!
__________________________________________________________
- Właściwie to szkoda mi brata. Zrobił wiele przygotowań byś był zadowolony, a teraz... - Sang pokręcił głową i otworzył drzwi Fangzi wpuszczając Jin Guangyao pierwszego - Dobrze, że te najważniejsze już są, bez tego czarno bym to widział.
Na łóżku leżały pięknie zdobione, czerwone szaty z delikatnego materiału, obszyte złotymi nićmi z całą masą zdobień. Sang zaprojektował je i pomagał przy nich, był naprawdę zadowolony z efektu, chociaż nie podobało mu się, kto występował w roli panny młodej. Chociaż szczerze miał nadzieję, że do ślubu nigdy nie dojdzie.
Meng Yao nie do końca wiedział o czym mówił tamten. Czuł dziwny niepokój, że coś tu nie pasuje. Powoli zdjął z siebie śpiące dziecko i ułożył je bezpiecznie w kołysce, otulając materiałem. Sam podszedł do łóżka i spojrzał na materiały. Były naprawdę ładne, nie mógł zaprzeczyć.
- I jak? Może być? - zapytał, zamykając za nimi drzwi.
- Mhm, są bardzo ładne. - odparł spokojnie, mając wciąż to dziwne przeczucie w brzuchu. Postanowił jednak, ten jeden raz, zignorować to uczucie. Zsunął z ramion materiał aby zacząć zakładać czerwone szaty na siebie. Nie uważał aby pomóc Sanga była mu niezbędna, pozwolił mu jednak zostać, nie chcąc niepotrzebnie martwić Mingjue. I tak, ten dzień zaczął się miernie.
- Masz szczęście, że ci się podobają. On narzekał, że mają za dużo zdobień. Czasami mam wrażenie, że on za nic nie rozumie sztuki i piękna. - sarknął pod nosem Huaisang i zaczął nalewać dla nich herbaty - Swoich nawet nie pozwalał dotykać, co nie znaczy, że tego nie zrobiłem. - uśmiechnął się do Yao - Ale teraz musi iść w takich, nie znajdzie nic innego, już ja o to zadbałem. Jest liderem sekty, to będzie nosić się jak lider. - rozgadał się nieco, a za chwilę podał Yao herbatę, samemu trzymając swoją czarkę.
- Proszę uspokoi trochę nerwy. I nie, to nie znaczy, że w jakiś sposób zacznę cię lubić.
Yao słuchał go ale niezbyt uważnie. Nie szczególnie to wszystko do niego przemawiało, a w tym wszystkim wyczuwał jakiś podstęp. Kto by nie podejrzewał osoby przez którą stało się zimnym trupem? Poprawił materiały na swoim brzuchu i przelotnie zerknął w lustro. Wyglądał w nich dobrze. Nawet lepiej niż dobrze i szczerze nie mógł się doczekać, aż pokaże się w tym Mingjue. Liczył, że wywoła to w nim duży szok, w czymś takim jeszcze go nie widział.
- W porządku. - odparł krótko i zwięźle zasiadając przy stole i sięgając po czarkę. Niepewnie przyjrzał się zawartości, wyglądało to i pachniało jak herbata. Podejrzliwie spojrzał na Sanga jednak ostatecznie, dla dobra sytuacji upił łyk herbaty.
- To fakt, Mingjue nie lubi się stroić. Nie zdziwię się jeśli weźmie ze sobą Baxie. - odparł uśmiechając się delikatnie. Czuł się dziwnie, zupełnie tak jakby nachodziła go migrena. Przesunął dłonią po swoim czole aby sięgnąć do skroni i powoli je rozmasować
- Zdziwię się jak jej nie weźmie. - zaśmiał się Sang - I tak się dziwię, że w tym łóżku jest dla ciebie miejsce. On bez tej szabli nigdzie się nie rusza. - spojrzał uważnie na Jin Guangyao, przyglądając mu się przez chwilę
- Zaproponowałbym ci leki na bok głowy, ale i tak ich nie weźmiesz ode mnie. Więc zostaje ci herbata. Wypij ją i postaraj się odpocząć chwilę, gdyby mnie spotkała taka sytuacja sam nie czułbym się najlepiej. - powiedział spokojnie.
Ból się nasilał, a Guangyao czuł się coraz gorzej. Za radą dopił herbatę, ale to przyniosło mu tylko gorszy efekt. Miał wrażenie, jakby miało rozsadzić mu głowę. Wziął głęboki wdech, jeden,drugi i kilka kolejnych, ale ból nie ustępował tylko pulsował przy każdym najmniejszym poruszeniu się. Nie był w stanie otworzyć oczu, światło drażniło go niemiłosiernie. Nie pamiętał kiedy ostatni raz miał tak silny ból głowy.
- Sang, podaj mi proszę leki. - szepnął czując, że jedyne na co ma teraz ochotę to uderzać głową w stół albo zedrzeć sobie skórę z twarzy. Coraz ciężej mu się oddychało, miał wrażenie jakby lewitował, a jego ciało nie istniało.
Ciężko było mu zrozumieć co się dzieje. Nie minęła chwila, gdy kompletnie stracił przytomność, uderzając z nie małym hukiem głową o drewniany blat stolika przy którym siedział.
Huaisang oparł brodę na pięści i obserwował gwałtownie pogarszający się stan Meng Yao. Gdy głową starszego opadła na blat klasnął lekko w dłonie zadowolony.
- A teraz pozwól, że zajmę się dalszą częścią planu. - podniósł go do siadu i oparł wygodnie, by zająć się najpierw drobnym makijażem mężczyzny, jeśli jego plan miał się powieść to musiał być perfekcyjny w każdym calu. Zaraz też zajął się jego włosami, upijając je kunsztownie.
- Pozwolisz, że dam ci mały prezent? - zapytał uroczo nieprzytomnego mężczyznę - Nie mogę pozwolić, byś wrócił tu nim mój drogi brat znienawidzi cię doszczętnie.
Kiedy skończył usiadł naprzeciwko mężczyzny i czekał cierpliwie, aż ten zacznie odzyskiwać przytomność. Gdy zauważył, że Yao się wybudza potrząsnął lekko jego ramionami.
- A-Yao musisz mnie teraz bardzo uważnie słuchać. Musisz uciekać, rozumiesz?
To było dziwne, Meng Yao miał wrażenie jakby w jego głowie zapadła pustka, a ból zdawał się pulsować i znikać na zmianę. Uchylił powieki, a przed sobą miał Sanga. Ale jego emocje, uczucia były wyprane, zupełnie zniknęły. Był niczym pusta, nie zapisana kartka.
- A-Sang... Uciekać? Muszę uciekać.- powiedział nie bardzo rozumiejąc, ale skoro Sang mówił, że musi uciekać, to oznaczało, że musiał uciekać. Choć, co to tak naprawdę znaczyło? Wpatrywał się w niego pustym, niewyraźnym wzrokiem czekając na dalsze słowa.
Sang uśmiechnął się wewnętrznie, teraz wystarczyło odpowiednio pokierować Guangyao i Xichenem.
- Tak, uciekać. Nie Mingjue cię krzywdzi. - może i nie czuł się najlepiej oskarżając właśnie brata o coś takiego, ale jeśli chciał się pozbyć tego karalucha to musiał zrobić wszystko. - Mingjue zmusza cię do ślubu. Nie kochasz go, robisz to ze strachu. - patrzył z udawaną troską na mężczyznę przed sobą, zastanawiając się czy nie przesadził lekko z dawką narkotyku, bo spojrzenie starszego było bardzo nieobecne.
Yao siedział sztywno i patrzył się w mężczyznę z dozą zaufania. Nie miał powodu by nie ufać teraz Sangowi. Zaczął powtarzać niemo jego słowa aby samemu wypowiedzieć je zaraz na głos.
- Muszę uciekać, Mingjue mnie krzywdzi. Mingjue zmusza mnie do ślubu, nie kocham go, robię to ze strachu. - powtarzał to co usłyszał, tak jakby chciał to zapamiętać, albo jakby nie był w stanie wypowiedzieć nic innego, niż słów które już usłyszał. Nie wykonywał żadnego ruchu, siedząc sztywno przed młodszym, podatny na każdą sugestie.
Gdyby nie teatrzyk który musiał właśnie odstawiać, to Huaisang byłby przeszczęśliwy. Powtórzył wcześniejsze informacje jeszcze dwa razy, by mieć pewność, że naćpany mózg Yao to zapamięta, a gdy ten powtarzał to bezbłędnie, uznał, że czas pozbyć się tego pasożyta. Kiedy Guangyao zniknie, on już się postara by Mingjue, znienawidził swojego niedoszłego męża do szpiku kości.
- Dobrze. Teraz siedź tu grzecznie, a ja sprowadzę kogoś, kto zabierze cię w bezpieczne miejsce. Xichen jest dobry, życzliwym opiekuńczy, zawsze się o ciebie troszczył. W kim takim mógłbyś się zakochać i wziąć ślub. - ostatnie zdanie nie miało być wypowiedziane na głos, ale skoro już je powiedział to machnął jedynie na to ręką. Najwyżej Yao powie o jedno zdanie za dużo, co może mieć równie ciekawy efekt jak jego ucieczka.
Skierował się do wyjścia z Fangzi, zatrzymując się jednak w połowie drogi i zabierając ze sobą dziecko. W końcu nie było niczemu winne, a Sang nie był pewien jak Guangyao zareaguje jeśli chłopiec się obudzi. Po za tym, A-Song był członkiem sekty Nie, nie mógł więc zostawić go z kimś takim jak Meng Yao, nawet jeśli ten wspólnie z Mingjue miał się zajmować malcem.
- Pamiętaj siedź tu grzecznie, aż nie wrócę, inaczej Mingjue cię skrzywdzi. - zaraz też zniknął i skierował się w umówione miejsce.
Yao wciąż powtarzał pod nosem jego słowa, od początku do końca. Miał w głowie pustkę, a jedyne co się w tej pustce mieściło to sformułowania jakie powiedział mu Sang. Był niczym lalka na sznurkach, której trzeba było samemu nadać ruch aby ją ożywić. Siedział sztywno, wpatrując się w jeden konkretny punkt. W ten w którym jeszcze do niedawna znajdował się sam Sang.
Sang przemykał niezauważony przez Nieczystą Domenę, wrzawa za bramami miasta przybierała na siłę, co skutecznie przyciągało uwagę wszystkich. Nie bez powodu umówił się z Xichenem w tej części, lata temu jak sam ukrywał się przed Mingjue, znalazł trzy tajne wyjścia, a to było najbliżej Fangzi i najbardziej ukryte, pozwalając mu bez problemu przemycić do środka Lan Xichena, który swoje białe szaty okrył ciemnym płaszczem.
Wciągnął go niemal do Fangzi, uważając by nie zrobić krzywdy chłopcu w jego ramionach.
- Musisz go zabrać jak najszybciej. Mój brat oszalał.
Meng Yao siedział wciąż w tym samym miejscu, nieruchomy. Przynajmniej do momentu kiedy nie przyszedł znów Sang. Jego uwaga została zwrócona w tamtym kierunku i z jakiegoś powodu ,z jego ust wyszły słowa których najwyraźniej nauczył go Sang. Głos Yao był jednak zupełnie wyprany z emocji.
- Muszę uciekać, Mingjue mnie krzywdzi. Mingjue zmusza mnie do ślubu, nie kocham go, robię to ze strachu. Xichen jest dobry, życzliwy i opiekuńczy. Zawsze się o mnie troszczył. W kimś takim, mógłbym się zakochać i wziąć ślub. - wbijał nieco pusty i wciąż nieobecny wzrok w dwójkę mężczyzn którzy stali na przeciwko niego.
Lan Huan spojrzał podejrzliwie na Yao, a później na Huaisanga.
- A-Sang, co tu się dzieje? - zapytał spokojnie, chociaż w jego głosie nie było życzliwości.
- Mówiłem, że mój brat oszalał. Meng Yao protestował przed ślubem, więc kazał podać mu coś co go otumani. Nie wiem co mu dał, ani w jakiej dawce, ale muszę się z nim takim użerać od kilku godzin. - skłamał płynnie - Nie dalej jak wczoraj cała sekta, słuchała krzyków Meng Yao, gdy Jue zaciągnął go znów do łóżka. Mój brat ma na jego punkcie jakąś obsesję. - powiedział pomagając Meng Yao podnieść się do góry.
Yao posłusznie ujął dłoń Sanga aby podnieść się z krzesła. Wpatrywał się ,mrugając niezwykle rzadko. Dosłownie przypominał marionetkę, daleko mu do niej nie było.
Słuchał głosu, jak sądził, przyjaciela który chciał go uratować i wpatrywał się w drugiego, który przecież miał go uratować. Bo ten koniecznie musiał stąd uciekać. Do jego uszu dochodziły okrzyki zza murów które jasno wyraziły swoją chęć do pozyskania Yao. Byle tylko rozszarpać go na strzępy. Wzrok swój wbił teraz w twarz Xichena powtarzając pierwszą frazę.
- Muszę uciekać, Mingjue mnie krzywdzi.
Lan Xichen wciąż nie wydawał się przekonamy, więc Sang postanowił zagrać mu na emocjach.
- Dobrze. Nie chcesz go ratować to nie. Idź nim Mingjue cię zauważy. Rozumiem, że mi nie wierzysz, wcale się temu nie dziwię. Ale nawet ja nie mam już sił i serca słuchać tego co wyprawia się tu każdej nocy. I uwierz mi, on - wskazał na Meng Yao, którego znów posadził na jego miejscu - Nie brzmi na szczęśliwego. Ja i tak mam zamiar wrócić do Przystani Lotosów, próbowałem przemówić bratu do rozumu, jednak wszystko na nic. To on poprosił mnie o pomoc w ucieczce. - znów wskazał na odurzonego mężczyznę i zamilkł na chwilę - Tym razem to nie ja będę winny jego śmierci.
Sang doskonale widział, jak jego słowa ruszyły wreszcie Xichena.
- Idź już, niedługo muszę zaprowadzić go do brata. - powiedział sięgając po leżący na łóżku welon, jednak jego ręką została powstrzymana przez Lan Huana.
- Zabiorę go.
Xichen bez słowa komentarza zbliżył się do Meng Yao. Sięgnął po ciemny, długi płaszcz aby otulić nim młodszego, aby nie zwracał na siebie szczególnie uwagi otoczenia. Nasunął na jego głowę kaptur z niepewnością przyglądając się temu pustemu wzrokowi. Nie był przekonany co do prawdziwości tej sytuacji. Czy doprawdy, Mingjue byłby zdolny zrobić coś podobnego? Sam nie wiedział w co wierzyć. Jednak postanowił przezornie zabrać z tego miejsca młodszego, a później zrozumieć sytuację albo znaleźć rozwiązanie.
- Zabiorę go do Zacisza.- dodał po chwili ciszy i nasunął bardziej kaptur na głowie Yao aby ująć go za dłoń i pociągnąć do wyjścia. Ten jednak zdawał się niechętnie ruszać z miejsca, robił to wolno, niezbyt pewnie.
Czując presję czasu i frustrację wewnątrz, sam Xichen pochwycił go w ramiona aby unieść i skierować się do tajnego wyjścia za Fangzi. Na moment obejrzał się przez ramię aby spojrzeć na Sanga niepewnie. Po tym jednak, odwrócił wzrok by wymknąć się wraz z zaprzysiężonym bratem do powozu.
Sang ruszył zaraz za Xichenem, ze śpiącym maluchem w chuście.
- Postaram się go zatrzymać tu jak najdłużej. Na mieczu dotrzecie tam szybciej, kiedy będzie bezpiecznie lećcie, on się boi latania, ale mój brat nie może was dopaść. - zamknął za nimi przejście i uśmiechnął się zadowolony, teraz tylko pozostawało odegrać proste przedstawienie i miał to z głowy.
Wrócił do Fangzi i zajął się podrabianiem listu, który rzekomo miał pochodzić z rąk samego Guangyao.
****
Xichen nie komentował tego wszystkiego. Jedynie zabrał swojego przyjaciela z Nieczystej Domeny. Po przejściu za mur do powozu wahał się jeszcze czy aby ta decyzja była dobra. Miał wrażenie, że nie wszystko jest takie jak powinno, a Mingjue, nawet jeśli był porywczy i momentami nieobliczalny, to Xichen miał wątpliwości czy aż do tego stopnia. Nie sądził aby był szalony, ale to jeszcze miało się okazać później. Miał zamiar osobiście rozwiązać tę sprawę. Posadził Yao przed sobą, a ten siedział nieruchomo. Przyglądał mu się z uwagą i jak dobrze znał Yao tak wiedział, że ten nawet w sytuacji zagrożenia życia, nie zachowywał się tak... Dziwnie. Gdy znaleźli się w pewnej odległości od sekty, wyszedł z powozu aby wraz z przyjacielem w ramionach udać się na mieczu do Zacisza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro