Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

33. Czy jesteś gotowy?


Od pogrzebu minął tydzień i gdy Nie Mingjue sądził, że nastała znów chwila spokoju, przerywana jedynie krzykami A-Songa, o różnym natężeniu w zależności od sytuacji. Nawet Jue udawało się już rozpoznawać, co oznaczają konkretne dźwięki, chociaż pierwsze trzy dni uważał je za całkowicie jednakowe, różniące się jedynie głośnością.

Niestety. Okazało się, że świat kultywacji zdążył zauważyć ich obecność. I o ile obecność samego Mingjue była dość dobrze odbierana, tak...

Jue siedział właśnie przy stoliku i przeglądał korespondencje, kolejny doskonały pretekst, by to Yao przebrał A-Songa, gdy natrafił na list z jakieś mniejszej sekty, której nawet nie kojarzył. Co właściwie nie było ciężkie po spędzeniu tylu lat na byciu poćwiartowanym trupem.

Cholernie krótki list, w którym żądano wydania Jin Guangyao.

- Kurwa. - rzucił pod nosem i szybko zaczął przeglądać inne listy, tylko te skierowane do niego z innych sekt. W każdym było niemal to samo żądanie wydania im Meng Yao. Listy różniły się jedynie stopniem oficjalności i stosownością dobranych słów. W jednym tylko była informacja o tym, że jeśli nie zostanie wydany dobrowolnie, to sami po niego przyjdą.

Na to nie mógł pozwolić. Nie pozwoliłby na to nawet gdyby między nimi nie było dobrze, więc tym bardziej nie mógł się zgodzić na to by oddać Yao, gdy ten zgodził się za niego wyjść.

Mingjue zgarnął listy ze stołu i ruszył do wyjścia, rzucając jedynie do ukochanego będącego w łaźni, że wróci za jakiś czas. Musiał wydać odpowiednie rozkazy i upewnić się, że nikt tu nie wejdzie. Jak najszybciej musieli również zorganizować ślub, to było jedyne co mogło uchronić Yao przed linczem.

Meng Yao zaczął się przyzwyczajać do tego, że musiał zajmować się A-Songiem w nocy, w ciągu dnia. Przebierał go, kąpał i dbał o niego jakby był jego własnym dzieckiem. W zasadzie już się tak czuł i nie wiedział czy uda mu się zmienić ten fakt.

Nie skupiał się specjalnie na tym co robił teraz Mingjue, ale to siarczyste przekleństwo przyciągnęło jego uwagę skutecznie. Odwrócił głowę w stronę drzwi, ale nie mówił nic. Nasłuchiwał przez moment po czym ubrał chłopca. Nim zdążył wyjść z łaźni Jue zdążył również zniknąć z Fangzi. Nie wiedział co się działo, ale nie chciał też być zbyt dociekliwy. Sięgnął po chustę aby przewiązać nią dziecko i uwiązać na swoim ciele aby ten był blisko, a jednocześnie, żeby nie musiał przeciążać rąk.

Głaszcząc malca po plecach wyszedł na zewnątrz w poszukiwaniu partnera.

Mingjue trzymając listy w garści ruszył szybkim krokiem na plac treningowy, gdzie miał nadzieję zastać już dowódców przed porannym treningiem. Zwołał ich do siebie i dość dosadnie wytłumaczył, że od dziś koniec z treningami, żołnierze mają być w pewnej gotowości, należy sprawdzać każdego przybysza, a bariera ochronna ma być gotowa do użycia w każdej chwili. Żołnierze mają zakaz marnowania energii na cokolwiek, a jeszcze dziś mają zostać zrobione jak największe zapasy.

Mingjue podejrzewał, że jeśli świat kultywacji bardzo chce dostać w swoje ręce Jin Guangyao to Nieczysta Domena będzie oblegana tak długo, aż nie odda Yao, albo nie wybije każdego ochotnika.

Dowódcy natychmiast rozbiegli się w różne strony, każdy z innym zadaniem i powagą sytuacji. QingheNie szykowało się do wojny. Do wojny o swojego przyszłego lidera.

- Jak najszybciej ma zostać przygotowana ceremonia zaślubin. - rzucił do jednej ze służek.

Młodszy powoli przechadzał się placem i zdążył zauważyć jaki popłoch panował wśród wszystkich. Ludzie wokoło niego biegali, prześcigali się i czymś zajmowali. Próbował nawet kogoś zaczepić aby dowiedzieć się o co chodzi ale nie był w stanie. Nikt nie poświęcił mu nawet chwili. Westchnął ciężko i gładził maleństwo delikatnie po głowie szukając wzrokiem Mingjue.

Jednak tego nie dostrzegł nigdzie. Ruszył dalej, w kierunku ogrodów aby może tam znaleźć partnera. W drodze dostrzegł go gdzieś z żołnierzami, a potem obserwował jak rozmawiał ze służką. Podszedł do niego niespiesznie i lekko złapał za rękaw szaty.

- DaGe... Co się stało? Szykuje się wojna?- zapytał nieco zaniepokojony, wszystkie te przygotowania wyglądały właśnie w taki sposób.

Obrócił się, gdy ktoś pociągnął go za rękaw, a widząc ukochanego i słysząc jego pytanie westchnął lekko i zaraz zagarnął go w swoje ramiona. Nie było sensu go okłamywać, chociaż bardzo nie chciał wyjawić mu prawdy. Jak ostatni idiota liczył, że świat kultywacji zostawi ich w spokoju, może i by to zrobiono, gdyby wcześniej poślubił Yao...

Mniejszy ułożył dłonie na jego ramionach dając mu siebie przytulić. Nie wiedział co się dzieje ale wewnątrz czuł, że nie wyniknie z tego nic dobrego.

- Mam nadzieję, że nie. Jednak istnieje taka możliwość. I niestety jest bardziej niż prawdopodobna. - odsunął go lekko od siebie i spojrzał z troską - A-Yao muszę cię prosić byś wyszedł za mnie jak najszybciej. Być może w ten sposób uda mi się ciebie ochronić. - pogładził kochanka po policzku, czując, że to wszystko nie będzie takie kolorowe jak sobie wymarzył.

Słysząc wywód starszego aż przymrużył powieki i westchnął ciężko. Zdecydowanie nie tak miało to wszystko wyglądać. Mieli zrobić z tego wydarzenie, a skończy się na szybkich zaślubinach. Westchnął cicho nieco zawiedziony, ale rozumiał, że sytuacja w jakiej się znaleźli tego wymaga.

- W porządku - odparł cichszym głosem bez cienia entuzjazmu.

- A-Yao - powiedział go przepraszająco - Miałem nadzieję, że będę mógł sprawić, by był to najlepszy dzień w twoim życiu, a teraz... - złączył ich czoła razem - Chce cię chronić. Nie zniósłbym gdyby coś ci się stało. Może nie będzie to tak wspaniale jakbyś chciał by było, ale liczę na to, że szaty jakie dla ciebie przygotowałem spodobają ci się. - uśmiechnął się do niego i pocałował delikatnie w usta. Chciał by ten dzień był dla nich wyjątkowy, a musiał ratować życie narzeczonego na wszelkie sposoby.

Powoli rozumiał powód dla którego Mingjue zachował się w ten sposób. Nie mógł go winić, a wręcz był mu wdzięczny, że kolejny raz ratuje mu skórę. Smutnym jednak było to, że takim kosztem. Nieważne jednak było dla niego teraz jak to będzie wyglądać, czuł wewnętrznie, że ucieszy się nawet jeśli będą sami ze sobą w świątyni. Choć jeszcze nie zadeklarował swojej miłości starszemu, przynajmniej nie wprost.

- Dobrze, rozumiem. Będzie tak jak sobie życzysz. - powiedział spokojnie i uśmiechnął się słabo, układając policzek na jego obojczyku.

- DaGe?! - dość szybko podbiegł do nich Sang - DaGe, służka powiedział mi co się dzieje. Kazałem zanieść szaty dla Yao do Fangzi, twoje czekają u mnie. Naprawdę sądzisz, że ktoś po niego przyjdzie?

- Jestem tego bardziej niż pewny. Zadziwiająco długo mieliśmy spokój, zastanawiam się od jak dawna reszta świata o tym wie. - spojrzał na Yao i brata - Zupełnie inaczej to planowałem.

- DaGe nie martw się, Yao to na pewno rozumie. Prawda? - spojrzał wymownie na przyszłego szwagra, a później wskazał na Mingjue - Ty idź się przebrać, ja pomogę jemu.

Jue zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się co tym razem kombinuje Huaisang.

- Nie lubisz go. - powiedział kontrolnie starszy, na co Sang zaraz się oburzył.

- Oczywiście, że nie. Nie będę go nawet lubić jak będzie twoim mężem, ale kocham ciebie, jesteś moim starszym bratem i chce byś był szczęśliwy, nawet z kimś takim jak on.

Yao nie spodziewał się całej tej sytuacji. Spojrzał przez ramię na Sanga po czym westchnął ciężko. Nie był zadowolony z faktu ,że plan zaślubin się tak drastycznie zmienił, a teraz jeszcze wtrącał się Sang. Ostatnie na co miał teraz ochotę to spędzanie z nim chociaż grama czasu. Nie chciał jednak się kłócić, pocałował partnera w policzek delikatnie.

- W porządku, nie przejmuj się. Nie musimy się lubić. - stwierdził, nie chcąc wywoływać niepotrzebnego zamieszania. Szczególnie kiedy został określony "kimś takim". Trzymając dziecko ruszył w kierunku Fangzi , chcąc mieć to rodzinne spotkanie za sobą. Naprawdę nie był w nastroju do spędzania czasu z Sangiem.

Mingjue odprowadził tą dwójkę wzrokiem, miał jedynie nadzieję, że jego plan się powiedzie i Meng Yao będzie bezpieczny, kiedy zostanie jego mężem. Ruszył do Difang Sanga, by założyć ślubne szaty sekty Nie, mógł wszystkiego pilnować mając je już na sobie, a gdy młodszy będzie gotowy przeprowadzą ceremonię. Miał nadzieję, że jego brat nie będzie próbował w żaden sposób upokorzyć Meng Yao i zaniósł do Fangzi odpowiednie szaty. W końcu to miał być ważnie dzień nie tylko dla Yao, ale również dla Jue, szczerze wierzył, że jego brat nie zepsuje mu tak ważnego dnia. Wiedział ile przecież młodszy znaczy dla Mingjue. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro