27. Jak rozwścieczyć Bestię p.1
Nie Mingjue zmarszczył znacząco brwi, przyglądając się przez chwilę młodszemu i szukając u niego jakiegokolwiek znaku, mówiącego o tym które miejsce go boli.
- Powinienem wezwać medyka? Powinieneś mi mówić kiedy coś jest nie tak. Ukrywanie swojego stanu nie jest najlepszym pomysłem. - skarcił go nieco, mając całkiem spore doświadczenie w tej kwestii, które jak zawsze nie szło w parze z jakąkolwiek nauką u Jue.
Meng Yao nie chciał się przyznawać do tego, że boli go blizna. Czasami jedna, czasami druga. Zależnie od dnia boli mocniej lub lżej. A tego dnia obie były wyjątkowo nieznośne. Wziął głębszy wdech i pokręcił lekko głową.
- Nie trzeba, wszystko będzie dobrze. - wymamrotał zakłopotany tym faktem. Tym, że tamten w ogóle zauważył co się z nim dzieje. Mruknął pod nosem i spojrzał w bok - Czasami tylko trochę bolą mnie stawy, to nic niezwykłego. - stwierdził zaraz.
- Meng Yao. - zaczął poważnie, nie bardzo wiedział czemu młodszy nie ma zamiaru powiedzieć mu prawdy. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to nie stawy są przyczyną bólu mężczyzny w jego ramionach - Dlaczego nie chcesz powiedzieć prawdy? Czyżbyś się czegoś obawiał? Sądzę, że zdecydowanie lepiej byłoby gdyby obejrzał cię jeszcze raz medyk, albo gdybyś pozwolił mi na przesłanie ci energii duchowej.
Młodszy westchnął ciężko i zaczął masować swoje ramię powoli. Ostatnio było wyjątkowo upierdliwe jeśli chodziło o poziom bólu. Zmarszczył brwi czując jak zaczyna boleć go klatka piersiowa.
- To tylko moja kara. - powiedział ciszej i odwrócił wzrok. - Zwyczajnie bolą mnie blizny ran które otrzymałem przed śmiercią. Nic takiego. - wyszeptał przesuwając dłonią na swój tors - Nie przejmuj się, przejdzie mi.
Nie Mingjue westchnął cicho i pokręcił głową. Złapał go nieco mocniej w swoje objęcia, tak, by ten nie mógł mu się wyrwać i zaczął mu przesyłać niewielkie ilości duchowej energii by złagodzić jego ból.
- Wiesz, że sporo problemów bierze się właśnie z tego, że nie mówisz mi o tym co jest nie tak? - spytał zaczepnie nie mając zamiaru go puścić
Meng Yao mimowolnie lekko wywinął oczami na jego komentarz. W głowie miał to wspomnienie, kiedy powiedział mu co jest nie tak, a poniósł spore konsekwencje. Choć nie marzył o tym. Wziął głębszy wdech i rozsunął materiał szaty. Włosy zaczesał w tył, aby pokazać mu dokładnie i wyraźne szwy i ślady po jego własnej śmierci. Bliznę po ranie, gdy Xichen przebił go na wylot i ślad po utracie ręki.
- Po prostu... Ostatnio bardzo mnie boli. - wyszeptał opuszczając na moment wzrok aby zaraz spojrzeć na niego spod wachlarza ciemnych rzęs. - Nie chciałem cię tym kłopotać. Ale myślę, że być może to jakiś rodzaj klątwy. Boli tak, jakbym na nowo przechodził przez to samo. Jakbym chociaż raz dziennie był przebijany na wylot, a moja ręka... A moja ręka była ucinana.
Jue przytulił go do siebie nieco czulej, nie chciał by młodszy cierpiał. Pogładził go delikatnie po włosach.
- Znajdziemy jakiś sposób. - mruknął cicho chcąc go pocieszyć. Nawet jeśli zbrodnie które popełnił Yao w poprzednim życiu były okropne, to nie chciał by ten musiał ponosić ich konsekwencje przez całe, nowo odzyskane życie.
- Znajdziemy kogoś kto... - Nie zmarszczył nieznacznie brwi, zastanawiając się nad czymś przez chwilę. - Właściwie to zastanawiam się czemu nikt jeszcze nie przybył do Qinghe. Z tego co pamiętam wieści rozchodziły się tu szybciej niż bym chciał, a teraz...? Jakby nikt poza Nieczystą Domeną nie wiedział o naszym powrocie. A chwilę już tu jesteśmy.
Yao nie chciał jakoś się nad tym długo zastanawiać. Wewnętrznie uważał, że ma to na co zasłużył. Choć było to, delikatnie mówiąc, uciążliwe dla niego. Postanowił więc ukryć się w najlepszej kryjówce jaką znał do tej pory, czyli w jego ramionach. Tam się ukrył, przytulił się do niego mocno. Zamknął oczy aby zaraz potem je otworzyć. Uśmiechnął się słabo na jego słowa i w sumie, uśmiech zaraz zszedł mu z ust.
- Właściwie... - powiedział i rozejrzał się wokoło.- Masz rację. Ale może to i lepiej. To nam oszczędzić kłopotu. Być może ludzie się nieco boją skoro wróciłeś.
- Czy ja ci wyglądam na kogoś groźnego? Czemu ktokolwiek miałby się mnie bać? Co to za dziwaczne pomysły? Podaj mi jeden powód dla którego ktokolwiek miałby się mnie ba.... - zamilkł widząc minę narzeczonego. No może było kilka powodów dla których ludzie się go bali. W końcu nie bez powodu zyskał przydomek Bestii z Qinghe, jednak Nie Mingjue sam siebie uważał za miłego i pokojowo nastawionego do życia człowieka, a że ktoś czasami dostał z pięści lub Baxii to inna sprawa.
Młodszy przyglądał mu się z uwagą dając do zrozumienia, że tak. Wiele osób miało powody aby się go bać i to nie raz, nie dwa a kilka. Uśmiechnął się jednak zaraz rozbawiony i zmrużył oczy w kocim uśmiechu. Przysunął się aby pocałować go lekko w policzek.
- Ja się ciebie nie boję. Nawet. - powiedział i chrząknął zaraz nie ukrywając rozbawienia ma swojej twarzy.
- Nie brzmisz przekonująco. - mruknął pod nosem Jue. Chociaż Meng Yao był jedną z niewielu osób które faktycznie się go chyba nie bały. A w każdym bądź razie jedyną, która potrafiła na niego nakrzyczeć czy uderzyć. Chociaż nie był do końca przekonany czy to kwestia odwagi czy raczej głupoty ze strony młodszego.
Guangyao zaśmiał się mimowolnie, rozbawiło go to jak bardzo niepewny był jego kochanek. Pokręcił głową i rozmasował bolące ramię.
- Może chce cię zostawić w niepewności?- zapytał mrukliwie.
- Żebym ja zaraz nie zostawił cię w niepewności. - mruknął złośliwie i pocałował go namiętnie, by w połowie pocałunku odsunąć się od niego i uśmiechnął zaczepnie - Powinieneś chwilę odpocząć jeśli chcesz ze mną dziś lecieć.
Yao dość chętnie odwzajemnił ten pocałunek. Przesunął dłońmi po jego ramionach a zaraz potem zamruczał niezbyt zadowolony.
- Odpoczywam. - stwierdził po czym wlazł na pościel.
Nie uśmiechnął się pod nosem na jego reakcje i zaraz znów zagarnął go w swoje ramiona. - Gdzie mi uciekasz co? Ładnie to tak uciekać przyszłemu mężowi? - wymruczał mu cicho do ucha.
Meng Yao prychnął pod nosem i położył się na poduszkach, układając na nich możliwie jak najwygodniej.
- Ładnie, bardzo ładnie. - uśmiechnął się złośliwie.
Jue zawisł nad nim zastanawiając się jak ukarać tego złośliwca za ciągle uciekanie z jego ramion.
- Chyba będę musiał cię jakoś ukarać. - mruknął zaczepnie i zaczął swoimi ustami skubać skórę na szyi młodszego.
Młodszy parsknął cichym śmiechem i podniósł się na łokciach aby spojrzeć na niego.
- Tak? A ty jesteś pewien? Jak mnie ukażesz... To jak pójdę z tobą na polowanie?
- Przerzucę cię przez ramię i będę ze sobą nosił. - mruknął mu Nie do ucha - Nie znoszę kiedy tak bezczelnie mi uciekasz. - zacisnął dłoń na jego biodrze i pocałował namiętnie jego usta. Nawet jeśli nie mógł mu nic teraz zrobić, to przecież nikt nie zabroni mu się podroczyć z młodszym. Położył się obok niego i zagarnął go w swoje ramiona - Za długo nie byłeś mój, byś teraz mi uciekał.
Yao znów parsknął śmiechem i przysunął się aby ułożyć w jego ramionach wygodniej. Zarzucił mu udo na biodro i otarł się o niego lekko.
- Brzmi uroczo.
Mingjue prychnął pod nosem, chciał mu powiedzieć coś miłego, a ten zwyczajnie się z niego nabijał. A przynajmniej Nie odniósł takie wrażenie. Mimo to otoczył go swoim ramieniem, pomrukując lekko niezadowolony.
Młodszy uśmiechnął się nieco rozbawiony i podniósł aby przysunąć do jego ust i pocałować go czule w wargi.
- Co to za mina? - zapytał cichym głosem i przesunął dłonią po jego torsie. Zaraz wargami zszedł na szyję na której składał pocałunki, lekko podgryzając jego skórę.
Bestia z Qinghe wydała z siebie cichy pomruk i odchyliła lekko głowę, zapewniając młodszemu lepszy dostęp do swojej szyi. Dłoń Mingjue niemal natychmiast zacisnęła się na pośladku mniejszego.
- Nabijasz się ze mnie, kiedy próbuję być miły. - mruknął, już nie tak bardzo niezadowolony.
Meng Yao pokręcił przecząco głową i przysunął się aby pocałować go namiętnie w wargi.
- No już, nie nabijam się. - zamruczał mu do ucha cicho. Przesunął palcami po jego udzie i wsunął pod materiał aby złapać go za krocze - Nie obrażaj się na mnie, dobrze?
Z gardła Mingjue wyrwał się niski, ostrzegawczy pomruk. Wolał aby młodszy wiedział co go czeka jeśli natychmiast nie przestanie, chociaż sam Jue nie miał nic przeciwko. Jednak jeśli mieli iść na nocne łowy...
- Zastanowię się nad tym. - powiedział spokojnie i przyciągnął go do kolejnego pocałunku.
Guangyao zamruczał gardłowo na kolejny pocałunek, a powarkiwanie starszego podobało mu się. Wiedział co ono znaczy. Ale miał z drugiej strony pomysł na to aby przetrzymać go, prowokować. Być może sam będzie chciał go wziąć siłą i z jakiegoś powodu chętnie by na to przystał. Wygłodzona Bestia z Qinghe musiała być ciekawym widokiem. Oblizał powoli wargi i odsunął dłonie postanawiając być grzecznym.
Nie Mingjue mruknął niezadowolony, gdy kochanek zabrał rękę. Spojrzał na niego podejrzliwie zastanawiając się co tym razem ten kurdupel kombinuje, jednak nic sensownego nie przychodziło mu na razie do głowy. Odetchnął głębiej, starając się uspokoić zarówno myśli jak i ciało, z jednej strony będąc jednak zadowolonym. Gdyby teraz zaczął się z nim kochać, młodszy najprawdopodobniej nie byłby w stanie udać się z nim na nocne łowy. Z drugiej jednak... Bestia z Qinghe zaczynała być nienasycona.
Młodszy uniósł się powoli z miejsca aby usiąść i sięgnąć po czekoladę. Przysunął ja do ust bestii po czym wsunął kawałek również w swoje wargi. Oblizał je powoli, patrząc starszemu w oczy. Czuł, że ten będzie niedługo chodził nerwowy i nienasycony. Już widział po jego spojrzeniu efekt zabrania ręki. Oblizał znów usta i przeciągnął się.
- Mówiłem ci już, jaki jesteś przystojny? - zapytał nagle
Prowokował go, tego Mingjue był pewny. Nie wiedział tylko w jakim celu, bo droczenie się z nim mogło nie mieć dla młodszego najlepszych konsekwencji. Zwłaszcza, gdy Yao tak intensywnie patrzył mu w oczy.
- Na trzeźwo chyba nie miałem okazji tego słyszeć. - mruknął i zaczął wodzić dłonią po udzie Meng Yao. Skoro młodszy przerwał swoje zaczepki, to Jue nie zamierzał być mu dłużny zbyt długo.
Yao uśmiechnął się kącikiem ust i westchnął ciężko. Pokręcił lekko głową aby pozwolić karkowi strzelić i przeciągnął się lekko.
- Mm.. skoro tak mówisz. - stwierdził i lekko otarł się o jego dłoń aby zaraz zacisnąć na niej uda z wyzwaniem w oczach.
- Ty chyba bardzo nie chcesz iść na te nocne łowy, co? - spytał zaczepnie i przesunął swoją dłonią między udami mężczyzny. Zaraz też położył go lekko na plecy i zawisł nad nim - Bądź grzeczny. - pocałował go w usta i zaraz zszedł z pocałunkami na jego szyję.
Meng Yao westchnął cicho i odchylił lekko głowę w tył dając mu dostał do swojej szyi. Zaraz jednak zakrył jego usta dłonią i uśmiechnął się do siebie.
- Ja jestem grzeczny. Ty już nie koniecznie. - zupełnie niechcący przesunął kolanem po jego kroczu.
Mingjue odsunął głowę od jego ręki i spojrzał na niego uważnie.
- Ty nie jesteś grzeczny odkąd wylazłeś z trumny, ale wiesz co? Kompletnie mi to nie przeszkadza. - wrócił ustami do jego szyi, delikatnie rozsuwając warstwy jego szat, by odsłonić sutki mężczyzny, które zaczął zaczepiać swoim językiem.
Młodszy popatrzył na niego kompletnie zbity z tropu. Pokręcił głową lekko i przesunął palcami po jego włosach, aż rozpłatał je rozpuszczając wolno. Zamruczał pod nosem na ten widok i uśmiechnął się kącikiem ust. Nie pamiętał kiedy ostatnio widział go w rozpuszczonych włosach.
- Hmm... - mruknął jedynie po czym przesunął stopą po jego kroczu.
W Nie Mingjue zaczynało buzować, ta mała, podstępna kreatura rozpalała go do granic jego samokontroli, udając przy tym kompletne niewiniątko. Starszy doskonale wiedział, że w Meng Yao nie ma nic z niewinności, jeśli szło o sprawy łóżkowe. Rozsunął jego uda i wpił się drapieżnie w usta młodszego. Wyszedł z założenia, że nocne łowy mogą poczekać, a prowokujący go kochanek niekoniecznie.
Meng Yao nie wiedział co zrobić. Z jednej strony miał ochotę się nad nim poznęcać, a z drugiej sam nabrał ochoty na coś więcej. Objął go ciasno udami wokół pasa i otarł się o niego intensywnie. Przesunął językiem po jego wargach odwzajemniając zachłannie i równie namiętnie każdy kolejny pocałunek. Szarpnął go nawet za włosy z drapieżnym, cichym pomrukiem w głosie.
Nie Mingjue nie potrzebował więcej zachęty. Zaczął rozwiązywać swoje szaty, rzucając je niedbale na ziemię. Wisiał nad nim ubrany jedynie w spodnie, z rozpuszczonymi włosami i nagim torsem, patrząc na mężczyznę pod nim z czystym pożądaniem w oczach. Zaraz też zaczął pozbywać się szat Meng Yao, skoro ten chciał mu się oddać właśnie w tym momencie to Jue nie zamierzał protestować.
Yao musiał przyznać, że taki widok go wewnętrznie rozpalał. Mingjue miał świetne ciało, a samo spojrzenie sprawiało, że miał miękkie nogi. Kiedy on dał mu się tak omotać? Zamruczał pod nosem na ten cholernie seksowny widok i pociągnął go aby zamienić się miejscami. Usiadł na nim okrakiem i zaczął się o niego ocierać. Wpatrywał się w niego z góry zagryzając przy tym seksownie dolną wargę.
- Oh DaGe... - wyszeptał i zaraz jak szybko na niego wszedł tak szybko z niego spadł. Tak się wystraszył kiedy drzwi otworzyły się z hukiem, że dosłownie, wylądował na ziemi koło łóżka.
Jue wpatrywał się w Yao z dołu, z cichym pomrukiem przyjmując jego ocieranie się. Chciał ułożyć swoje dłonie na jego udach, a w efekcie nie zdążył go nawet złapać, gdy młodszy przestraszony spadł z łóżka. Mingjue zerwał się pomagając młodszemu wstać i gniewnie patrząc na przybysza. Widząc Sanga w drzwiach coś się w nim zagotowało.
- Nie Huaisang! - przyzwał Baxię i kompletnie wściekły ruszył w kierunku młodszego brata z żądzą mordu w oczach. Miał zamiar zabić tego gnojka.
Sang przerażony zaraz nakrył się rękami i szybko, głośno i wyraźnie zaintonował.
- Ale to nie ja DaGe! Wojsko czeka aby udać się na nocne łowy, myślałem, że śpisz albo zasłabłeś! - wykrzyczał zaraz w popłochu uciekając przed wściekłym starszym bratem.
Wściekły Nie Mingjue zatrzymał się w miejscu nie wiedząc kogo zamordować jako pierwszego. Huaisang spieprzył szybciej niż zdążył się pojawić, a Jue kompletnie nie kupował jego wymówki.
- Mógłbyś do jasnej cholery zacząć pukać?! - ryknął za bratem i złapał pierwszą rzecz jaką miał pod ręką. Szczęściem Sanga było to, że zwój pergaminów był za lekki, by do niego dolecieć, ale dało to młodszemu dodatkowe siły do ucieczki.
Z Sangiem minął się posłaniec który na widok wściekłego lidera, aż cofnął się o krok.
- Liderze Nie, przychodzę z prośbą o audiencję. Ktoś chce się porozumieć z Paniczem Nie. - odparł mając na myśli Yao. Ten zaś wyczuwając w tym furtkę do kolejnych złośliwości podniósł się aby zaraz szybko ubrać.
- Już idę. - stwierdził cicho i ruszył do drzwi szybko.
Kolejnym celem Nie miał być posłaniec, miał zamiar wysłać jego i proszącego o audiencję wprost na kopce pogrzebowe, by nie musieć o nich więcej słyszeć, ale jego uwagę skutecznie przykuł ubierający się Meng Yao.
- A ty niby, gdzie się wybierasz? - spojrzał na niego z niedowierzaniem, gdy ten zmierzał w kierunki drzwi - Nie ma mowy. Zostajesz. - starszy naprawdę nie wierzył, że mężczyzna ma zamiar tak po prostu wyjść z Fangzi i to w takim momencie.
Spojrzał pytająco na Mingjue i uniósł brwi. W zasadzie, mógł nigdzie nie iść, przetrzymać go przed wyjściem na łowy, ale postanowił wysilić się na szczyt swojej złośliwości. Przynajmniej na tyle było go stać.
- Cóż.. chyba nic z tego nie będzie. Musisz i tak iść już na łowy, ja zajmę się audiencją... - mruknął zawiązując pas. - zresztą boli mnie teraz głowa. A to wszystko przez twojego brata. - rzucił niczym obrażone dziecko i skrzyżował ręce na torsie. - Twój kochanek ostygł po bliskim spotkaniu z ziemią. - skwitował to wszystko i zbliżył się aby go pocałować w brodę bo tam sięgał, gdy stanął na palcach.
- Może później. - mruknął i sam uciekł mu z Fangzi. Może nie z taką prędkością jak Sang, ale z argumentami nie do przebicia. Wewnątrz czuł dziką satysfakcję z tego, że mógł mu zrobić na złość. Był ciekaw jak długo Mingjue wytrzyma.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro