26."Lider" Yao
Sam Yao był nieco poddenerwowany całą sytuacją. To było stresujące a w życiu nie przeżył nic podobnego. Gdyby nie jego intuicja najpewniej dziecko by nie przeżyło. Wziął głębszy wdech i oparł się w ramionach mężczyzny aby odetchnąć. Widząc Sanga posłał mu lodowate spojrzenie. Nie spodziewał się ,że ten będzie zachowywał się tak... Poniżej krytyki. Spojrzał na matkę z dzieckiem i uśmiechnął się słabo. Zaraz dało się usłyszeć szybki krok, wręcz bieg. Do wnętrza wpadł jeden z generałów, cały zdyszany. Szybko ukłonił się przed tą dwójką i dopadł do kobiety łapiąc dwójkę w ramiona.
- Dziękuję liderze za uratowanie mojej żony. - ukłonił się nisko przed starszym - Jestem naprawdę wdzięczny - mówił jak nakręcony na co Yao odezwał się od razu.
- W porządku, ważne ,że oboje są zdrowi i żyją .- stwierdził z delikatnym uśmiechem. - Chyba damy im trochę wolnego aby mogli nacieszyć się dzieckiem? -zapytał zaraz starszego unosząc na niego wzrok.
- Nie mi powinieneś dziękować. - odezwał się spokojnie Jue - Twoja żona i dziecko żyją tylko dzięki Meng Yao. - wskazał na partnera, a mężczyzna gapił się przez chwilę na młodszego, który wciąż był wtulony w Jue. Jego wzrok padł na pierścień, który nosił mniejszy.
- Dziękuję przyszły liderze sekty. - powiedział z pełnym szacunkiem i skłonił się przed Meng Yao.
Mingjue spojrzał na Yao i chyba stracił całą swoją stanowczość widząc tak wpatrzonego w niego mężczyznę. Skinął więc głową na jego prośbę.
- Decyzja w tej sprawie należy do ciebie. Ta dwójka żyje wyłącznie dzięki twojej pomocy, więc nie będę ingerować w twoje decyzje. - powiedział szczerze, zostawiając młodszemu pole do popisu. W końcu Meng Yao miał zostać liderem sekty u jego boku, więc mógł podejmować decyzje w różnych sprawach.
Meng Yao musiał przyznać, że zawstydziły go słowa generała. To było coś czego się nie spodziewał. Miał czasami wręcz dziwne wrażenie, że porusza się w tym wszystkim jak we mgle. Skinął mu głową.
- Możecie na ten czas odpocząć, jak będziecie gotowi możecie wrócić na służbę. - zadecydował. Po tym powoli podniósł się do góry dopiero zauważając jak wygląda. Westchnął ciężko i wytarł dłonie w materiał. Pożegnał się z młodymi rodzicami po czym sam z widocznym zadowoleniem ruszył do Fangzi.
- Dobrze sobie poradziłem? Myślałem, że umrę...
- Jestem pod wrażeniem. Nie wiele osób by to wytrzymało. Naprawdę świetnie dałeś sobie radę. Dzięki tobie Nieczysta Domena zyskała nowego mieszkańca. - otoczył go ramieniem i poprowadził w stronę Fangzi. Domyślał się, że Yao będzie chciał się teraz doprowadzić do porządku. Raczej nikt nie chciałby chodzić w szatach pobudzonych krwią. Gdy weszli do środka Jue natychmiast skierował się do łaźni, gdzie przygotował dla młodszego kąpiel.
- Chodź, odpoczniesz. Należy ci się.
Młodszy był z siebie dumny, cieszył się ,że udało mu się przezwyciężyć jedną ze swoich fobii. I choć na polu bitwy widok krwi był czymś zupełnie innym. Wszedł do Fangzi i ruszył do łaźni. Od razu zdjął z siebie zakrwawione szaty i wsunął się do gorącej wody. Odetchnął ciężko i zanurzył się głębiej, na moment chowając się pod wodą. Tego potrzebował, kąpiel w tym momencie była czymś zbawiennym.
Jue zostawił go w łaźni i sam poszedł się przebrać w czyste szaty, te które miał na sobie nie wyglądały już dobrze. Nie Mingjue miał jedynie nadzieję, że da się je doprać, mimo wszystko nie lubił zbędnego marnowania rzeczy.
Wyciągnął z szafy rzeczy dla młodszego i poprosił służbę o przyniesienie dla Yao herbaty i czegoś słodkiego. Jego takie rzeczy nie ruszały, ale młodszy najwyraźniej nie czuł się z tą sytuacją najlepiej, chociaż było po nim widać, że jest dumny z siebie.
Z ciężkim westchnieniem Meng Yao ułożył się wygodniej w bali z wodą. To wszystko było takie dziwne, niepokojące. Przez chwilę miał wrażenie jakby to wszystko było tylko snem. A jeśli to był sen, to nie bardzo chciał się z niego budzić. Czuł się w jakimś stopniu szczęśliwy. Jego stosunki z Mingjue wyglądały zupełnie inaczej niż kiedykolwiek... Podniósł dłoń i spojrzał na pierścień który otrzymał. Zmarszczył lekko brwi, na moment mając wątpliwości co do tego, czy aby dobrze robi. Mruczał coś do siebie przez chwilę pod nosem aby w końcu wstać. Otulił się materiałem i zaledwie w nim wysunął się z łaźni. Przystanął przy łóżku i zaczął zakładać na siebie ubrania przygotowane przez starszego. Poprawił materiały szat i dokładnie zawiązał pas. Był wyjątkowo zamyślony
Nim młodszy wyszedł z łaźni przyniesiono herbatę i smakołyki dla niego. Sam Jue usiadł przy stole i znów zajął się papierami, zaczynał mieć wrażenie, że większość jego pracy to te przeklęte dokumenty. Gdyby były w normalnej ilości, to nie miałby nic przeciwko, by nad nimi chwilę posiedzieć, jednak taka ilość na raz mogła przytłoczyć każdego. Spojrzał na Yao, gdy ten wyszedł i zaczął się ubierać. Coś w wyglądzie młodszego nie dawało mu spokoju, podniósł się ze swojego miejsca i podszedł do niego. Położył delikatnie dłoń na ramieniu młodszego.
- A-Yao, czy coś się stało?
Przez chwilę stał tak dłuższy czas. Zawiesił się na moment w trakcie rozczesywania wilgotnych włosów. Lekko podskoczył kiedy ten go tak zaskoczył, dotknął nagle. Nieco zagubiony odwrócił się w jego kierunku i uśmiechnął lekko.
- Nie , trochę się zamyśliłem - powiedział cicho i uśmiechnął się nieśmiało.
Nie Mingjue zmarszczył lekko brwi na reakcję młodszego. Nie do końca mu się to podobało, młodszy wyglądał przez moment jakby się wystraszył.
- A-Yao, czy ty się mnie boisz? - spytał poważnie zaczynając rozważać czy młodszy nie robi tego wszystkiego wyłącznie ze strachu przed Nie.
Yao uniósł lekko brwi na jego pytanie i zaraz uniósł dłonie kręcąc nimi lekko na boki.
- Nie, nie... Po prostu nie słyszałem jak się zbliżałeś i trochę się wystraszyłem. Zamyśliłem się - odparł spokojnie i zmieszany podrapał się lekko po karku
- No dobrze. - mruknął nie do końca przekonany jego odpowiedzią, nie dał jednak po sobie tego poznać - Pewnie mi nie powiesz nad czym się zamyśliłeś? - zaczepił go i poprowadził do stolika, gdzie nalał mu herbaty. Sam znów sięgnął ponownie po dokumenty i po chwili ucisnął nasadę nosa czując nadchodzący ból głowy. Jedynym pocieszeniem tej papierkowej roboty były dla niego zbliżające się nocne łowy.
Młodszy usiadł przy stoliku wygodnie i sięgnął po herbatę aby zaraz zająć się jedzeniem.
- Sam nie wiem, na chwilę chyba się wyłączyłem. - stwierdził spokojnym głosem po czym spojrzał na niego badawczo. Widział, że ten już ma dość. Powoli sięgnął aby przesunąć piętrzące się dokumenty w swoim kierunku i zacząć czytać za niego.
Jue spojrzał na niego z wdzięcznością, naprawdę doceniał jego pomoc.
- Dziękuję A-Yao. Mam wrażenie, że spływają do nas zgłoszenia z ostatnich dziesięciu lat. - potarł dłonią twarz - Wieki miną nim rozwiążemy te wszystkie sprawy. - specjalnie używał liczby mnogiej, skoro Meng Yao zgodził się za niego wyjść to sprawy sekty Nie zaczynały być również jego sprawami.
Guangyao sięgnął po dokument przyglądał mu się chwilę i wsuwając do ust kawałek słodyczy. Mruknął pod nosem i odłożył dokument na bok. Nie było to coś co wymagało jego interwencji, mógł wysłać straż. Przesunął sobie kolejny dokument.
- Nigdy nie zajmowałeś się pracą papierkową - zauważył - A to, to jest nic. - wymamrotał zamyślony.
- Kiedyś trzeba. - mruknął starszy pod nosem, to nie tak, że nie zajmował się nigdy papierami, po tym jak wyrzucił Meng Yao z sekty musiał się tym zająć osobiście. Jednak nie znosił tego i unikał jak ognia. - Tobie zawsze lepiej wychodziło zajmowanie się takimi rzeczami. Pamiętasz co zawsze powtarzałem, ja szablą, Ty głową. - uśmiechnął się do niego i sięgnął po kolejny dokument, nie chciał młodszego zostawić z tym wszystkim samego.
Uśmiechnął się lekko na jego słowa i chrząknął cicho.To pobudzało wspomnienia. I to wiele wspomnień. Mimowolnie zabrał mu z dłoni dokument, dając niejako do zrozumienia żeby już to zostawił, a on się tym wszystkim zajmie.
- Pamiętam. - przyznał, a zaraz się przysunął nieco bliżej i zmarszczył brwi. Znów odłożył dokument na bok. Większość z tych rzeczy nie wymagała jego interwencji i naprawdę wystarczyło, że wyśle tam któregoś z generałów - Masz zamiar dzisiaj iść na nocne łowy? - zapytał dopiero teraz sobie przypominając o tym fakcie - Mogę iść z tobą ? - zapytał znów nim ten zdążył odpowiedzieć. Nie wiedział czemu, ale miał zwyczajnie ochotę się wydostać z tego miejsca na krótki moment.
Mingjue był mu naprawdę cholernie wdzięczny i nim odpowiedział mu na zadane przez młodszego pytania, wciągnął go na swoje uda.
- Jeśli tylko chcesz to możesz się ze mną zabrać. Nie chcę byś był tu więźniem. Mam nadzieję, że za jakiś czas będziesz mógł bez obaw poruszać się po całym Qinghe, a może i poza nim. - chociaż nawet on miał wątpliwości czy będzie to bezpieczne dla młodszego. - Chcesz brać udział w nocnych łowach, czy zwyczajnie mi towarzyszyć? Bo nie wiem czy powinniśmy iść szukać odpowiedniej broni dla ciebie. - dodał składając na jego ustach delikatny pocałunek.
Yao przysunął się mimowolnie i usadowił na jego udach wygodnie. Oparł się o jego ciało i wrócił do przesuwania wzrokiem po dokumentach. Podniósł lekko głowę aby spojrzeć na niego i zmarszczył lekko brwi.
- Mógłbym w sumie iść. - stwierdził mniejszy po czym odłożył dokument na bok. - Ale jako towarzysz, nie wiem czy będę w stanie utrzymać jakąkolwiek broń na dłużej. - mruknął myśląc o bliźnie jaką miał, po ostrzu własnego przyjaciela. Zresztą, jego ramie także nie było w najlepszym stanie.
- Możesz lecieć ze mną na Baxii. Tym razem bez żadnych szaleństw. - dodał Nie pamiętając o tym jak młodszy zareagował kiedyś na jego wygłupy w powietrzu. - Skoro już o tym mowa, pokaż mi jak to się goi. Spróbuję to jeszcze trochę podleczyć. - czuł się znacznie lepiej niż wcześniej i miał zamiar znów przesłać młodszemu nieco swojej energii duchowej, co prawda nie tyle co wcześniej, jeśli miał brać udział w nocnych łowach, ale odrobina nie zaszkodzi zarówno jemu jak i Meng Yao.
Yao pokręcił szybko głową i odsunął jego dłoń nim ten zdążył przesłać mu jakąkolwiek dawkę energii duchowej.
- Absolutnie nie trzeba, już mi lepiej. - odparł spokojnie. - Będę się trzymał blisko ciebie, nic mi nie będzie. Obronisz mnie. - uśmiechnął się delikatnie
Jue mruknął niezadowolony, gdy młodszy odsunął jego dłoń. Nie zdążył jeszcze przesłać mu chodźmy odrobiny mocy duchowej, gdy ten zaczął protestować. Nie był taki pewny czy Yao faktycznie czuje się lepiej, będzie musiał to zrobić kiedy wrócą z nocnych łowów i pójdą spać. - Obronię. - przytulił go nieco mocniej do siebie, czując się nieco lepiej wiedząc, że Meng Yao w niego wierzy.Guangyao ułożył się wygodniej w jego ramionach i na moment przymknął oczy wzdychając ciężko. Nie spodziewał się, że to wszystko skończy się właśnie w taki sposób, ale nie narzekał, było mu dobrze.- Ja wiem. - szepnął i odwrócił się powoli aby musnąć jego wargi. Syknął cicho czując jak blizna na jego ramieniu boli, ale nie chciał o tym mówić - Kiedy wyruszamy na łowy ?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro