25. Od wroga do bohatera?
Następnego ranka Meng Yao podniósł się powoli z łóżka, rozejrzał się po pustym pokoju i westchnął ciężko. Zsunął się powoli na skraj aby rozejrzeć się bardziej i dopiero po chwili zauważył, że Mingjue siedzi przy stole i zajmuje się swoimi sprawami. Nie chcąc robić hałasu zsunął się z łóżka i powoli zbliżył do niego. Wsunął się między jego uda i ułożył wygodnie w jego ramionach zamykając z powrotem oczy na dłuższy moment.
- Zimno mi kiedy nie ma cię w łóżku. - mruknął cicho.
Mingjue nie chciał go budzić rano, ale również nie zamierzał zostawiać samego w Fangzi, dlatego zajął się dokumentami, chociaż robił to niemal codziennie, miał wrażenie, że tych wcale nie ubywało, a wręcz przeciwnie, gdy ludność zorientowała się, że sekta Nie znów zajmuję się wszystkimi sprawami jak należy, Nieczystą Domenę zasypały wręcz listy z prośbami o pomoc. Gdy usłyszał jak młodszy się budzi, uśmiechnął się do siebie i pozwolił mu usadowić się między swoimi udami. Ściągnął z siebie zewnętrzną szatę i okrył nią młodszego, by ten nie zmarł.
- Musiałem zająć się kilkoma sprawami. - mruknął przepraszająco i wskazał na piętrzące się przed nim stosy - Mam wrażenie, że z dnia na dzień jest tego coraz więcej.
Yao ułożył się wygodniej w jego ramionach i poprawił się aby wiedzieć wyżej. Mimowolnie rozchylił powieki i spojrzał na piętrzące się dokumenty na stole. Westchnął ciężko i sięgnął po jeden z dokumentów, ukrywając się w bezpiecznym miejscu jakim były jego objęcia. Powoli czytał to co jest napisane i westchnął. Podniósł się do siadu i usiadł przodem do stolika rozdzielając dokumenty i listy pomiędzy spory, problemy z ghulami i innymi problemami. Pokręcił lekko nosem i otarł powieki wolną dłonią.
Nie obserwował uważnie jak młodszy zabrał się do pracy, nie zamierzał mu w tym przeszkadzać, ani tym bardziej mówić, że nie musi tego robić. W końcu sam chciał by Yao został jego mężem, to dlaczego nie mógłby już teraz zająć się sprawami sekty?
- Widzę, że ktoś jest w swoim żywiole. - mruknął, składając na karku młodszego pocałunek i zabierając listy dotyczące problemów z którymi poradzi sobie za pomocą siły lub szabli. Resztę zostawiał dla Meng Yao, co jak co, ale rozwiązywanie sporów i problemów zawsze było jego smykałką.
Guangyao nie do końca miał ochotę to robić. Ale na widok tego jak starszy się męczy z kilkoma dokumentami, nie mógł się powstrzymać i po prostu ułatwił mu pracę. W końcu usiadł z powrotem w jego ramionach i objął się jego ręka.
- Po prostu ci ułatwiam życie - stwierdził z delikatnym rozbawieniem malującym się na twarzy
- Zawsze tak było, ja rozwiązywałem problemy szablą, a ty umysłem. - mruknął zaczepnie i złożył na twarzy młodszego kilka pocałunków. Chwilę później przyniesiono im śniadanie, więc Nie podniósł się z młodszym z miejsca i usiadł przy drugim stoliku, sadzając sobie narzeczonego na kolanach. Gdy tylko uświadomił sobie z jak od tej pory może nazywać Meng Yao na jego twarzy pojawił się całkiem sporych rozmiarów uśmiech.
Młodszy pokręcił tylko głową nie komentując jego słów. Uśmiechnął się lekko do siebie po czym usiadł wygodnie na jego udach. Sięgnął po coś słodkiego aby wsunąć go sobie do ust. Obrócił się lekko aby spojrzeć na jego twarz.
- Co cię tak bawi ?
Po jego pytaniu uśmiech Jue stał się jeszcze szerszy.
- Teraz do mnie dotarło, że mogę o tobie mówić jako o moim narzeczonym. - mruknął i uniósł wymownie brwi, cmokając go przy tym w policzek.
Yao na moment wrócił wzrokiem do stolika i sięgnął po herbatę. Przysunął czarkę do ust aby się napić. Po jego słowach zakrztusił się zawartością ust.
- No naprawdę... - wymamrotał i otarł swoje usta powoli - Cieszysz się tak jakbyś coś wygrał... A ja tylko zgodziłem się za ciebie wyjść
- Możemy uznać, że wygrałem ciebie. - Jue uniósł sugestywnie brwi do góry, a zaraz potem przytulił go do siebie - Nie mógłbym być bardziej szczęśliwy. Sięgnął po swoją miseczkę z ryżem i trzymając młodszego cały czas w objęciach włożył sobie do ust kilka porcji.
Meng Yao podniósł lekko głowę, po czym zamruczał coś pod nosem wyraźnie zakłopotany jego słowami. To było dość zaskakujące usłyszeć takie słowa od tamtego. W końcu nigdy nie podejrzewał, że starszy jest tym typem mężczyzny.
Nie zauważył reakcję kochanka i lekko pokręcił głową. Bestia z Qinghe miała swoją opinię, ale nie sądził, że była tak tragiczna, by ludzie uważali, że nie jest zdolna do żadnych uczuć.
- Wieczorem muszę udać się na nocne łowy. Jeśli chcesz to mogę zabrać cię ze sobą, chociaż w twoim obecnym stanie muszę najpierw spytać medyka czy możesz iść. - Mingjue czuł się już lepiej i nie widział powodu dla którego miałby nie brać w nich udziału.
- Nocne łowy?- zapytał młodszy słysząc jego głos i z zainteresowaniem, aż lekko podniósł się do siadu - Nie mam broni, myślisz, że się nadam?
- Możesz wybrać coś ze zbrojowni. Z tego co pamiętam całkiem nieźle radziłeś sobie z szablą. - sięgnął po herbatę i wypił na raz zawartość czarki - Twojego miecza raczej nie uda się nam odzyskać. - powiedział szczerze.
Guangyao zmarszczył brwi znacząco na myśl o Henshengu. Ostatecznie była to jego broń, a nie mógł jej nawet nosić czy używać. Koniecznie musiał dowiedzieć się gdzie się znajduje i spróbować ją odzyskać. Skinął głową lekko i oparł się wygodniej aby wrócić do pochłaniania śniadania.
- Może znajdę coś dla siebie. - stwierdził cicho
- Możesz też pomyśleć o całkiem nowej broni. - zaproponował - Jako dodatek do nowego życia. - pogładził jego ramię. O ile jemu samemu łatwo było znów zacząć żyć to Meng Yao nie miał już tak kolorowo. Nie Mingjue i tak wiedział, że młodszy będzie na celowniku przez najbliższe kilka lat, jeśli nie do końca życia, kontrolowany na każdym kroku, by znów nikogo nie zabił. Chociaż sam Jue uważał, że większość zbrodni młodszego mogła być spowodowana chociażby jego odrzuceniem właśnie przez Jue.
Młodszy skinął głową w ramach odpowiedzi i ułożył się wygodniej odpuszczając sobie dalsze jedzenie śniadania. Jakoś stracił apetyt na jedzenie. Przysunął się i wtulił w tors swojej bestii ciasno.
- Myślisz, że to dobry pomysł żebym wychodził na zewnątrz?
- A dlaczego nie? Jako lider sekty też nie będziesz wychodził? - ujął jego dłoń, na której ten miał pierścień sekty - Myślisz, że to zwykła ozdoba? Nie bez powodu jest na niej symbol sekty. Ma za zadanie symbolizować, jak ważnym członkiem sekty jesteś. - pogładził go po głowie i musnął delikatnie jego czoło. - Idziemy zobaczyć jak idzie trening?
Yao westchnął ciężko widocznie mało zadowolony.
- To nie tak... Ale dobrze wiesz, że nawet jeśli byłbym na pograniczu bycia boskim stworzeniem inni i tak będą próbowali się mnie pozbyć jak najszybciej. - wymamrotał bawiąc się palcami dłoni starszego.
- W Qinghe nikt więcej cię nie ruszy, pamiętaj, że nie poruszasz się po sekcie sam, obok jestem ja lub moi żołnierze. W Nieczystej Domenie jesteś bezpieczny. - zapewnił go, teraz nawet Huaisang nie odważyłby się zaatakować Yao, niezależnie od tego jak bardzo go nie lubił.
Młodszy wydał z siebie kolejne ciężkie westchnienie i objął się ciaśniej jego ramionami. Nie był do końca przekonany ale nie chciał się już do tego odnosić. Lekko złapał go za dłoń i zacisnął na niej palce.
- Skoro tak mówisz...
- No już. Gdzie jest dumny Jin Guangyao? - przytulił go mocniej, uważając na jego plecy i podniósł się z nim do góry. Odstawił go dopiero przy szafie, by młodszy mógł się swobodnie ubrać. Sam założył na siebie oficjalne szaty lidera i zaraz wyciągnął dla młodszego ciepły płaszcz. - Dzisiaj mi nie zmarzniesz. - uśmiechnął się do niego.
To pytanie zbiło go z tropu. Zdecydowanie nie był już tym samym Yao co kiedyś, zmienił się i to nie powinno kogokolwiek dziwić. Dumy miał w sobie dużo, ale więcej miał obaw o swoje życie, które nie tak dawno odzyskał. Choć wciąż nie wiadomo jakim cudem. Stanął przy szafie i zajrzał do środka. Zaczął przebierać się w bardziej oficjalne szaty. Musiał przyznać, że materiały były dość ładne i zdążył już zapomnieć o tych złotych które nosił wcześniej. Poprawił szaty i lekko drgnął kiedy ten się zbliżył.
- Dzisiaj nie jest tak źle. - stwierdził ze spokojem, ale i tak owinął się ciepłym materiałem.
- Wolę nie ryzykować twojej choroby, wystarczy, że twoje plecy się jeszcze nie zagoiły. Jutro spróbuję je jeszcze podleczyć. - stwierdził i podał mu swoje ramię. Zaraz za drzwiami ruszyło za nimi dwóch strażników. Spokojnym krokiem ruszyli w stronę placu treningowego, gdzie dziś generał przeprowadzał trening. Jue poprowadził młodszego na murek, który ten zwykle zajmował, a sam podszedł do mężczyzny, by wysłuchać raportu. Dwaj strażnicy stanęli za Meng Yao, pilnując go.
Meng Yao szedł u boku mężczyzny. A przynajmniej szli tak do czasu, aż nie trafili na plac treningowy. Usiadł na swoim miejscu i sięgnął po herbatę którą mu przyniesiono. Napił się jej spokojnie, obserwując Mingjue z daleka. Odłożył powoli czarkę i spojrzał w bok. Instynktownie podniósł się do góry i bez słowa ruszył w tamtym kierunku. Za nim ruszyła dwójka strażników . Złożył ręce za plecami oddalając się w tylko sobie znanym kierunku. Szedł za dziwnie zachowującą się służką. Wydawała mu się podejrzana od dłuższego czasu, ale nie wiedział czemu.
Nie Mingjue obserwował młodszego, gdy tylko ten ruszył się z miejsca. Powiódł wzrokiem w miejsce które obserwował Yao, a raczej osobę. Jue ruszył powoli za nimi gotów dobyć Baxi i bronić Meng Yao, gdyby zaszła taka potrzeba. Nie żeby nie ufał swoim żołnierzom, którzy pilnowali mężczyzny, ale... No cóż, on to on.
Yao wolno śledził każdy krok kobiety, aż w końcu zaszedł na tyły budynków pod mur. Ta szła dziwnie, wspierając się o pobliskie drzewa, aż w końcu oparta o ścianę wydała z siebie dziwny dźwięk. Stał tak dłuższy czas obserwując kobietę, aż w końcu zdecydował się zbliżyć do niej.
- Czy wszystko w porządku? - zapytał spokojnie, gdy zobaczył twarz tej kobiety zrozumiał, że nie.
- Paniczu Nie, pomóż mi... - powtarzała jak nakręcona trzymając się za brzuch. Sam fakt nazwania go Paniczem, a na dodatek Nie, był zaskakujący, ale nie skomentował tego i podszedł do niej od razu pomagając jej się wyprostować.
- Zawołajcie medyka. - poprosił i pozwolił kobiecie wesprzeć się na swoim ciele. Objął ją ramieniem prowadząc do własnego, dawnego pokoju który był najbliżej.
Słysząc jak Yao został nazwany paniczem Nie, uśmiechnął się pod nosem, a zaraz uśmiech zszedł mu z twarzy, gdy młodszy kazał zawołać medyka i pozwolił oprzeć się kobiecie na sobie. Nie Mingjue podziwiał jego postawę, ale Yao najwyraźniej zapominał o jednej najważniejszej rzeczy, mianowicie o swoich plecach. Kiwnął głową na generała, który podążył zaraz za nim i nim ktokolwiek zdążył zareagować obaj znaleźli się obok. - Zapominasz, że nie wolno ci się nadwyrężać. - skarcił go z troską, a generał w tym czasie wziął kobietę na ręce i zaniósł do pokoju Meng Yao.
Młodszy nie spodziewał się, że ten pojawi się tak nagle. Nie zwrócił wcześniej uwagi na to wszystko.
- Ah... to nic takiego. - pokręcił lekko głową i zaraz wszedł za nimi do pokoju. Pochylił się nad kobietą, a ta złapała go za szaty znów błagając.
- Paniczu Nie, uratuj moje dziecko... - płakała szarpiąc go za materiał szat. Przez chwilę poczuł jak adrenalina mu skacze od tak stresującej sytuacji. Rozsunął jej materiał na brzuchu, była najwyraźniej w zaawansowanej ciąży. Rozejrzał się wokoło, a medyka wciąż nie było. Zacisnął lekko szczęki i wykonał kilka ruchów dłońmi aby zaraz zacząć przesyłać dziecku energię duchową. Zamknął oczy i czuł, że jeśli to będzie dłużej trwać to dziecko nie przeżyje.
- Dziecko nie może wyjść.- Powiedział po chwili milczenia i spojrzał przez ramię na mężczyznę.- Gdzie jest medyk? Trzeba wyciągnąć to dziecko!
Gdyby nie obecna sytuacja, Jue nawet by się uśmiechnął. Podobało mu się, jak w zaledwie jeden dzień Yao awansował, sam miał nadzieję, że już niedługo z panicza młodszy stanie się liderem. Westchnął ciężko i sam podszedł do kobiety, by zacząć wzmacniać siły życiowe dziecka. - Przynieś ręczniki i ciepłą wodę. - polecił generałowi, który zaraz zniknął w łaźni. Dobył Baxii i wręczył ją narzeczonemu.
- Jedno cięcie. Tutaj. Nie za głębokie. - wskazał mu dokładne miejsce odsłaniając brzuch kobiety. Sam obawiał się, że mógłby użyć za dużo siły.
- Gdzie do cholery jest medyk?! - huknął wkurzony, bo zaczynał kończyć się im czas.
Meng Yao wziął głębszy wdech i zdjął narzutę z ramion. Zaraz po tym zsunął wierzchni materiał i podwinął rękawy koszuli aby wziąć od niego Baxie. Nie wiedział czy to dobry pomysł aby wykonać cięcie szablą. Jednak zaraz wziął ją od niego i uniósł się drżąc lekko.
Przesunął ostrzem nacinając brzuch kobiety. Miał ochotę zemdleć widząc krew ale nie było na to czasu. Kilka razy widział odbieranie porodu więc mniej więcej wiedział co robić. Podwinął wyżej rękawy i wziął głębszy wdech wkładając ręce do wnętrza nacięcia. Zamknął oczy na moment by zaraz wyjąć z wnętrza dziecko. Nie płakało. Sięgnął szybko po materiał i owinął w nie dziecko aby obrócić je do góry nogami. Zaczął je klepać lekko w plecy i masować.
- No już... Oddychaj - szeptał, a zaraz po tym na własne szczęście usłyszał jak dziecko odkasłuje wody płodowe, a płacz dziecka niesie się po pokoju. Yao odetchnął z ulgą i otarł czoło. Otulił dziecko swoim materiałem szat aby zaraz zająć się pępowiną.
Mingjue obserwował uważnie poczynania młodszego, by w razie potrzeby go instruować, ale Yao radził sobie zadziwiająco dobrze. Gdy młodszy tylko wyjął dziecko, Jue zaczął wzmacniać organizm służki. Sam zmarszczył brwi nie słysząc płaczu dziecka, a widząc jak Meng Yao klepie je po plecach miał zamiar interweniować, jednak i z tym jego narzeczony poradził sobie doskonale.
- Ah.. to było ciężkie... - przyznał, a w tym momencie wpadł medyk, zdyszany i widocznie sfrustrowany.
- Przepraszam, Panicz Sang mnie ... - zamilkł widząc Yao całego we krwi z dzieckiem na rękach. Pobladł z wrażenia i szybko przystąpił do zszywania kobiety.
- Zobacz DaGe... - młodszy uśmiechnął się lekko pokazując mu dziecko. Wstał zaraz z miejsca i przysunął się bliżej tamtej aby oczyścić dziecko, umyć je delikatnie z krwi i otulić ciepłym materiałem własnej narzuty. Cóż, nie był to najtańszy materiał, ale nie miał nic lepszego. Oddał dziecko matce wzdychając ciężko .
- Jestem z ciebie dumny, uratowałeś tą dwójkę. - przytulił go do siebie, niespecjalnie przejmując się tym, że jego szaty zostaną zabrudzone. Zaraz też do pokoju wpadł Sang, najwyraźniej szukając kolejnej zaczepki, a widząc sytuację, aż pobladł. Nie Mingjue spojrzał na brata krytycznie.
- Mógłbyś przestać wstrzymywać medyków w pracy? A-Yao uratował im życie. - skwitował wskazując na dwójkę leżącą na łóżku. Huaisang spojrzał na tą dwójkę, na medyka i kobietę tulącą dziecko po czym zasłonił usta dłonią i wybiegł na zewnątrz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro