Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24. Bestia się żeni.

Men Yao nie wiedział nawet kiedy zasnął. Obudził się dopiero po jakimś czasie, ukryty w ramionach mężczyzny. Powoli otworzył oczy i zaraz spojrzał na twarz starszego. Podniósł się na ręce i rozejrzał po pokoju przez chwilę zastanawiając się czy to wszystko co się stało jest jakimś dziwnym snem... Jednak kiedy zrozumiał gdzie jest i wyczuł zapach lawendy zrozumiał, że z żartem ma to niewiele wspólnego. Westchnął ciężko i opadł na poduszkę zrezygnowany

- Teraz pewnie cała sekta nie mówi już o niczym innym, prawda?

- Szczerze wątpię. Nawet medyk potrzebował chwili, by zorientować się w tym co się działo, a przyszedł z zamiarem szycia twoich pleców. Nie martw się. Jeśli jest inaczej skręcę kark każdemu, kto powie choćby słowo na ten temat. - pogładził dłonią jego policzek - Po za tym, czy nie powinni przywyknąć do tego, że jesteśmy razem? - zapytał patrząc mu uważnie w oczy. Jemu osobiście nie przeszkadzało to, że o nich mówią, wiedział jednak, że młodszy może nie być tym za bardzo zachwycony.

Młodszy westchnął ciężko i w odpowiedzi obrócił się na brzuch, wtulając swoją twarz i ciało w poduszkę. Zamknął oczy starając się zbytnio nie denerwować, ale cała ta sytuacja była, aż nad wyraz nerwowa i nie dawała mu spokoju. Westchnął ciszej i potarł swoją twarz dłońmi.

- Nie o to chodzi - mruknął lekko machając dłonią. - Zresztą nieważne. - wymamrotał od niechcenia. Jego nastrój pozostawiał wiele do życzenia, a sam młodszy był ponury i lekko poddenerwowany.

Nie Mingjue pokręcił lekko głową i przytulił się do niego. Nie chciał komentować braku odpowiedzi na swoje pytanie, ale niezbyt mu się to spodobało.

- A-Yao. - powiedział czule - Wiem czego się obawiasz, ale czy dla mnie kiedykolwiek miało to znaczenie? Dla tych którym na tobie zależy liczy się kim jesteś. - nie był najlepszym pocieszycielem, żołnierzy łatwiej było pocieszyć, wystarczyło poklepać takiego po plecach i powiedzieć, że będzie dobrze. Meng Yao był bardziej skomplikowaną personą - Najchętniej zamknął bym im wszystkim usta, byś nie musiał słuchać przykrych komentarzy. - zaczął się zastanawiać w jaki sposób mógłby to zrobić. Nie chciał oglądać kochanka w takim humorze.

Guangyao siedział tak cicho, zupełnie zamknięty w sobie. Jego opinia nigdy nie była dobra. A już szczególnie w momencie kiedy znów wrócili do życia. Świat kultywacji go nienawidził, sekta go nienawidziła... Czy mogło być lepiej?

- Nawet jeśli... To nie zmienia faktu, że wszyscy mnie nienawidzą, a Sang... Mam wrażenie, że robi to wszystko specjalnie, byle tylko jeszcze bardziej mnie ośmieszyć. - wyszeptał i potarł swój policzek - Mam ochotę stać się niewidzialny... - dodał wbijając puste spojrzenie gdzieś w przestrzeń.

- A czy ja wyglądam jakbym cię nienawidził? Huaisang i tak pewnie niedługo zniknie wracając do Przystani Lotosów. - Powiedział spokojnie Nie i za chwilę chwycił jego dłoń, splatając ich palce, odetchnął głębiej nim zaczął mówić dalej. Nie był pewien czy to najlepsza chwila, ale za nic nie chciał by młodszy zniknął, nie teraz, gdy zaczęło być dobrze. W poprzednim życiu nigdy mu tego nie zaproponował, nie powiedział nawet o swoich uczuciach, co doprowadziło na końcu do śmierci ich obu. Chciał aby tym razem było inaczej. - Z lidera sekty nikt nie ośmieli się kpić, zwłaszcza jeśli będzie rządzić u mojego boku.

Meng Yao przez chwilę leżał tak w ciszy, aż w końcu podniósł się z miejsca na rękach, by spojrzeć na starszego. Jego brwi lekko się zmarszczyły, gdy tak intensywnie myślał nad tym wszystkim. Wziął głębszy wdech po czym powoli wypuścił powietrze. Musiał przyznać ,że ta sytuacja była niczym wyciągnięta z jakiegoś dziwnego snu.

- Czekaj, czekaj... - zaczął powoli i uniósł lekko dłoń. Z trudem bo z trudem, ale musiał przetrawić tą informacje - Um... nie wiem czy dobrze zrozumiałem... - z wrażenia, aż podniósł się do siadu i poprawił kosmyki włosów. Jakby zapomniał o bólu pleców.

- Czy ty mi się właśnie oświadczasz...?

Nie Mingjue uśmiechnął się i podniósł z łóżka, by sięgnąć do swoich szat i zaraz wrócić do młodszego. Wziął jego dłoń i włożył mu do niej niewielkie pudełko, wykonane z białego drewna. Spojrzał uważnie na niego.

- W poprzednim życiu nie miałem odwagi ci go dać. Wystarczająco długo leżał ukryty, najwyższy czas by trafił tam, gdzie jego miejsce. - otworzył przed nim pudełko, ukazując wykonany ze złota i misternie zdobiony pierścień z emblematem sekty QingheNie. Uśmiechnął się znów do niego.

- Wyjdziesz za mnie? - najprostsze pytanie, wydawało mu się tym najlepszym, zwłaszcza, że sam Jue nie był najlepszy w przemawianiu.

Yao siedział tak zupełnie zbity z tropu. W ostatnim miesiącu działo się, aż za dużo i sam z trudem to wszystko mieścił we własnym umyśle. Tam zaś już panował wystarczający chaos. Tak bardzo trudny do zrozumienia dla niego samego. Spojrzał w dół na swoją dłoń na której spoczął pierścionek ukryty w pudełku. Zacisnął lekko szczęki na moment, a gdy ten otworzył i pokazał mu co jest w środku zupełnie zamarł. Nie wiedział jak powinien zareagować, ani co powinien był powiedzieć. Był naprawdę w głębokim szoku, a fakt, że nie zemdlał był tylko cudem. Przynajmniej jemu zdawał się być cudem. Zamrugał kilkakrotnie dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, że wstrzymał powietrze w płucach. Wypuścił je i odetchnął pełną piersią.

Nie Mingjue na chwilę stracił pewność siebie, zwłaszcza, gdy widział szok wypisany na twarzy młodszego. Bał się, że nie powinien tego robić, albo, że Men Yao nie chce tego samego co on. Właściwie nie byłby chyba zdziwiony, w końcu nie mieli najlepszej przeszłości.

- Ja... - zaczął powoli czując się zupełnie niepewnym i zagubionym w tym wszystkim. Chrząknął cicho, a na jego usta wpełzł słaby, delikatny uśmiech. Pokiwał jednak głową w ramach odpowiedzi.

- Wyjdę za ciebie... - przyznał cicho i wyciągnął w jego kierunku dłoń, aby ten mógł nasunąć mu ten pierścień. Zastanawiał się od ilu lat leżał gdzieś ukryty, przed nimi wszystkimi. Jakim cudem nikt go nie znalazł?

Jue odetchnął głęboko słysząc, że Meng Yao za niego wyjdzie. Uśmiechnął się szeroko i wsunął pierścień z symbolem QingheNie na palec kochanka. Zaraz później zagarnął go w swoje ramiona uważając na plecy młodszego. Cholernie szczęśliwy i pewny jednego, właśnie rozpętał wojnę w świecie kultywacji i miał to kompletnie gdzieś. Żałował jedynie, że wcześniej nie zdecydował się na zaproponowanie mu małżeństwa, wiele, wiele lat temu, oszczędził by im obu cierpienia.

Guangyao nie był przekonany czy aby ten pomysł był najlepszym na jaki wpadł Mingjue w ostatnim czasie, ale postanowił zaryzykować. To nie tak, że nie miał do niego uczuć, miał je. Choć głęboko ukryte to miał. Zwyczajnie obawiał się jak może to wstrząsnąć światem kultywacji. Kat poślubi swoją ofiarę. I to nie byle jaki kat. Kat znienawidzony przez wszystkich, można odnieść wrażenie, że znienawidzony od dziecka. Od momentu kiedy się urodził. Życie było niesprawiedliwe i przewrotne, ale kto wie, być może los się znów do niego uśmiechnie? Wziął głębszy wdech i wtulił się w jego ciało zamykając przy tym oczy. Między nimi zapanowała wymowna cisza, która nie zwiastowała niczego złego. Raczej była im obu potrzebna. Odetchnął z ulgą po czym przyjrzał się jeszcze ozdobie na palcu. Wszystko działo się tak szybko i niespodziewanie.

Nie Mingjue trzymał go w swoich ramionach w ciszy, całkiem przyjemnej i gładził go po głowie. Za długo, zdecydowanie za długo to wszystko trwało. Musieli przejść długą drogę, by dojść do tego etapu co teraz.

- Trzeba będzie to ogłosić. - powiedział zaczepnie, po długim czasie ciszy - Chyba, że wolisz cichą ceremonię i dopiero to ogłosić? - nie chciał by młodszy czuł się w jakiś sposób nieswojo, a taka cichą uroczystość, mogła być nawet bezpieczniejsza dla Meng Yao. Istniało niewielkie ryzyko, że młodszy będzie celem ataku nawet na takim wydarzeniu.

Yao uśmiechnął się słabo na jego słowa jednak zaraz pokręcił lekko głową.

- Może z tym zaczekajmy jakiś czas? Chciałbym to zrobić po cichu, bez większych problemów. Wolałbym abyśmy na razie nie spieszyli się z ogłaszaniem tego - poprosił spokojnym głosem i odsunął się kawałek od niego aby zyskać trochę przestrzeni - Nie chciałbym aby zrobiło się teraz niepotrzebne zamieszanie, dobrze ?- zapytał cichym głosem jakby ktoś właśnie miał ich podsłuchiwać. - To chyba nie jest najlepszy moment na tego typu ogłoszenia. - uśmiechnął się lekko do mężczyzny. - Nie odbierz mnie źle, po prostu myślę, że tak będzie bezpieczniej.

Mingjue skinął mu głową, skoro czekał tyle lat, to chwila dłużej nie powinna stanowić problemu.

- Zależy mi na twoim bezpieczeństwie i szczęściu. Mogę poczekać, w końcu wytrzymałem wiele lat. - zagarnął go znów w swoje ramiona i sam oparł się o wezgłowie łóżka. - Chcesz zostać tutaj, czy może wracasz do Fangzi? I tak ostatnie dni zajmowałeś moje łóżko. - osobiście, wolał go mieć przy sobie, ale szanował jego decyzje. Młodszy i tak miał ciężkie życie w sekcie i nie chciał mu go pogarszać, chociaż samemu uważał, że mieszkanie w Fangzi da wielu osobom do zrozumienia, że młodszy nie jest osobą z którą powinno się zaczynać jakiekolwiek spory.

Guangyao ułożył się w jego ramionach, zamykając przy tym oczy. Powoli wodził palcami po jego torsie wzdychając przy tym cicho. Uniósł powieki kiedy usłyszał jego pytanie, a sam lekko się podniósł.

- Sam nie wiem... - zaczął i lekko przesunął dłonią w dół po jego brzuchu, który wciąż był odkryty. - A powinienem?- zapytał nieco zalotnie i przesunął dłonią w górę, to zaraz zsunął się w dół zadrapując lekko jego skórę.

- Lider powinien mieszkać w Fangzi, nawet przyszły lider. - zaczął się z nim droczyć i wodzić dłonią po jego udzie - Po za tym będę cię mieć stale na oku, noce są coraz zimniejsze, a w moim łóżku będzie ci zdecydowanie cieplej niż tutaj. - trzymał go w swoich ramionach i mówił cicho wprost do jego ucha, jakby zdradzał mu właśnie największe tajemnice, a nie zwyczajnie chciałby mieć go stale obok siebie. Chociaż...? Czy to właściwe nie było to samo? - Zawsze mogę zwyczajnie cię tam porwać i uwięzić. - mruknął zaczepnie, skubiąc przy tym skórę na jego szyi.

Młodszy nadstawił ucha na to co ten mu mówił. Dosłownie go nadstawił, przysuwając bliżej twarz. Zamknął na moment oczy i odetchnął ciężko.

- Mówisz?- zapytał ciszej i lekko zadrapał jego tors. Zamruczał cicho pod nosem i uniósł się do siadu zaczesując kosmyki włosów - Nie mam nic przeciwko porywaniu. Jeśli tylko Bestia z Qinghe ma taki kaprys.

Yao albo nie przewidział tego co zrobi Jue po tej odpowiedzi, albo całkowicie się na to zgadzał. Nie wyskoczył z łóżka, narzucił jedynie na siebie szaty z nie bawiąc się w ich zawiązywanie i owijając młodszego w jego płaszcz porwał na ręce, tak by nie uszkodzić mu pleców i wyszedł zadowolony z jego pokoju w kierunku Fangzi.

- W takim razie Bestia z Qinghe bierze co jej. - mruknął zaczepnie i niósł go dumnie przez korytarze Nieczystej Domeny.

Mniejszy nie do końca spodziewał się, że ten go tak złapie nagle. Na dworze było zimno więc nieszczególnie był zachwycony wizją niesienia przez taki kawałek. Złapał się jego szyi na wszelki wypadek aby nie spaść. Chociaż wątpił aby starszy go zrzucił albo upuścił to wolał mieć mimo wszystko pewność.

- A co jest jej ? - zapytał zaczepnie i lekko uśmiechnął się pod nosem. Sam zaraz ukrył twarz w jego szyi przed ciekawskimi spojrzeniami.

- Ty jesteś mój. - szepnął do niego, tak by nikt inny tego nie słyszał, skoro Yao nie chciał na razie się tym chwalić, to niech ciekawskim wystarczy ten widok. Nie Mingjue kazał przenieść służbie wszystkie rzeczy młodszego z powrotem do swojego Fangzi. Teraz skoro pogodzili się już na dobre nie było powodu, by mieszkali osobno, chciał go mieć przy sobie Zdecydowanie za długo obchodzili się bez siebie. Położył młodszego na łóżku i usiadł obok.

- Lewa strona twoja? - spytał zaczepnie, chociaż spodziewał się, że usłyszy zaraz o tym, że to on jest łóżkiem młodszego.

Yao parsknął cichym śmiechem, kiedy Nie zadał to pytanie. W jego oku pojawił się mały błysk i zaraz potem pociągnął go na materac łóżka, tylko po to aby położyć się na jego torsie.

- Całe "łóżko" moje. - stwierdził z nutą rozbawienia w głosie i nasunął mu udo na biodro. Po dużej dawce lawendy czuł się niezwykle senny. Więc w tej pozycji oczy same mu się zamykały.

Mingjue pozwolił się obalić na materac i ułożyć młodszemu na sobie, zaraz też parsknął śmiechem, gdy usłyszał wzmiankę o łóżku. Gładził go delikatnie po ramieniu, ciesząc się jego bliskością. Właściwie, dziś już chyba nie musiał nic robić, a medyk i tak zalecał mu odpoczynek. Naciągnął więc na nich koc, nie chcąc by Meng Yao zmarzł. Teraz zostało mu chyba tylko przekonać Huaisanga do przyszłego lidera QingheNie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro