Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21. Co by było gdyby?


Gdy Yao skończył mówić z ust Nie Mingjue wyrwało się nie tak ciche westchnienie. Zaraz też zaczął się zastanawiać nad odpowiedzią. Czy wyrzuciłby go wtedy z sekty? Raczej nie byłby wstanie. Nie mógłby, chociażby dlatego co sam czuł. Czy to wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby którykolwiek z nich odważył się wtedy wyznać prawdę?

- Nie mógłbym. - wyznał cicho, chociaż zapewne jego serce dużo wcześniej zdradziło to co myślał, szaleńczo waląc w jego piersi.

Mingjue obawiał się, że wzajemnie ranili się przez te wszystkie lata. Sam postanowił zadać mu podobne pytanie.

- Gdybyś wiedział, zabiłbyś mnie wtedy?

Młodszy leżał tak bezwładnie i wbijał wzrok w przestrzeń. Wszystkie te wspomnienia go atakowały i męczyły a on sam czuł się zmęczony tym wszystkim.

-Myślę, że nie. Chociaż nie jestem pewny. Ogarnęła mnie wtedy duża nienawiść... - wyszeptał - Po tym wszystkim... Czułem się okropnie. - wymamrotał mając problem zebrać własne myśli w sensowna całość - To wszystko nie powinno było tak wyglądać. - stwierdził i powoli podniósł się na łokciu. Odgarnął lekko podklejone od potu kosmyki włosów i przysunął się, nieśmiało muskając ustami jego policzek.

- Jednak, dzisiaj nawet nie myślałem aby podnieść na ciebie rękę... Nie miałem powodu - zapewnił go i lekko wsparł policzek na tym jego. Po chwili parsknął cichym śmiechem. - Drapiesz jak szczotka do pleców...

- Wiem. - zaczął cicho Mingjue, a zaraz sam parskał śmiechem słysząc komentarz młodszego i pokręcił głową. Sięgnął dłonią do jego głowy i zaczął go gładzić po włosach - Nawet przez chwilę nie wierzyłem, że chciałeś mi zrobić krzywdę. Gdybyś chciał mnie zabić... Miałeś wcześniej lepsze okazję. Huaisang... Dalej ma do ciebie żal i chyba tak szybko nie odpuści. - zastanawiał się w jaki sposób mógłby pogodzić tą dwójkę. Nie chciał musieć pilnować ich na każdym kroku, a obawiał się, że między nimi będzie dość brutalna wojna. - Nie chciałbym byście próbowali się wzajemnie zabić. - powiedział cicho i sięgnął ustami do czoła młodszego. Zależało mu na nich i nie chciał żadnego z nich stracić.

Yao przymknął oczy czując jak przyjemnie ten gładzi go po włosach. Ułożył się wygodniej na jego torsie, czerpiąc przyjemność z tak drobnych pieszczot. Co do wzajemnych prób zamordowania nie był pewien i nie mógł mu nic obiecać. Czuł, że ta walka będzie nierówna. Naprawdę bardzo nierówna. Szczególnie, że każdy jego krok jest obserwowany przez starszego.

Jue chciał mu zadać jedno dręczące go pytanie, ale nie był pewien czy chce usłyszeć odpowiedź. Uchylił usta, by je zadać, ale zrezygnował nim jakikolwiek dźwięk je opuścił i zamknął je ponownie.

Meng Yao lekko podniósł głowę, a widząc, że ten uchyla usta, aż sam podniósł brwi do góry.

- Widzę, że chcesz coś powiedzieć... Czemu tego nie powiesz ?- zapytał młodszy i ułożył wygodniej policzek na jego obojczyku.

Sam nie wiedział czemu nie chce tego powiedzieć. Może wolał żyć w nieświadomości i dalej robić sobie nadzieję? Widział jednak, że Meng Yao nie ma zamiaru odpuścić i będzie drążył temat. Leżał przez chwilę gapiąc się w sufit, zastanawiając się jak odpowiednio dobrać słowa.

- A teraz? - widząc pytający wzrok młodszego już wiedział, że będzie musiał bardziej sprecyzować swoje pytanie - Co czujesz teraz..? Do mnie.

Jin Guangyao poruszył się lekko niespokojnie w miejscu, kiedy usłyszał to pytanie zaczął żałować, że wcześniej w ogóle zadał swoje. Odpowiedz na to pytanie nie była prosta. Głównie dlatego, że musiał sam poważnie zastanowić się nad własnymi uczuciami których nie rozumiał. Wziął głębszy wdech i wbił wzrok w to samo okno co wcześniej. Z tą różnicą, że teraz przestało padać.

- A czy można pozbyć się uczuć od tak?- zapytał cichym głosem i syknął czując jak rana znowu zaczyna go piec. - Myślę, że niewiele zmieniło się od tamtego czasu. - wyszeptał i poprawił się znów na miejscu.

Nie w pewnym sensie ulżyło. Chociaż mógłby się zastanawiać nad tym o jaki czas konkretnie chodzi, uznał jednak, że leżący w jego ramionach mężczyzna w połączeniu z jego słowami dawały mu raczej jasną odpowiedź. Słysząc syknięcie znów zaczął przesyłać duchową energię młodszemu, by plecy nie doskwierały mu tak bardzo.

- Niewiele się zmieniło. - powtórzył za nim, jakby bardziej zadowolony.

Chwilę później znów rozległo się pukanie i do środka wszedł medyk.

- Widzę, że nasz pacjent już się obudził. - usiadł obok i za niemym przyzwoleniem Nie i zaczął zmieniać opatrunki. Gdy zdjął ostatnią warstwę bandaży, zmarszczył lekko czoło, a następnie chwycił nadgarstek Mingjue.

- Liderze sekty, powinieneś z tym uważać. - powiedział i puścił jego rękę, by oczyścić ponownie ranę i nałożyć na nią leki - Rana będzie boleć jeszcze kilka dni. - spojrzał sugestywnie na Jue i pokręcił głową. Następnie założył czyste bandaże i zostawił kolejną porcję leków dla młodszego.

Gdyby Guangyao wiedział co ten wyprawia za jego plecami na pewno osobiście wykręciłby mu rękę. Ale nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że ten przesłał mu tak dużą ilość energii duchowej. Choć mógł się tego spodziewać, zrobił to nie pierwszy raz. Nawet nie pomyślał o tym jak starszy może się później czuć kiedy straci tak dużą ilość energii duchowej.

Westchnął ciężko kiedy medyk zaczął znów grzebać mu przy ranie, nie było to najprzyjemniejszym uczuciem. Wręcz odczuwał spory dyskomfort w tym momencie, a to za sprawą bólu i dreszczy jakie nim wstrząsnęły w tej konkretnej chwili. Słysząc jednak jak został nazwany Mingjue, aż lekko uniósł głowę.

- Liderze? - zapytał ciszej Yao kiedy medyk wyszedł z pokoju i lekko podniósł się na łokciu, aby mieć lepszy widok na twarz starszego - Jak to Liderze... Sądziłem, że Sang jest Liderem sekty... - zaczął i uciął na moment, a konsternacja na jego twarzy znacząco się zwiększyła - To znaczy, że oddał ci władzę nad sektą? - przy tym jego brwi lekko się zmarszczyły, a sam odczuwał znów nadchodzący ból głowy. Rozmasował powoli swoją skroń. Wziął głębszy wdech i zaczął się zastanawiać przez chwilę.

- Był, oddał mi władze przy pierwszej możliwej okazji. Proponowałem, że pomogę mu w obowiązkach i nauczę wszystkiego. Sam widzisz z jakim efektem. - wychodziło na to, że jego brat zdążył już wszystkich poinformować, że Nie Mingjue znów jest liderem.

- Skoro znów jesteś liderem, to może uda ci się w końcu znaleźć żonę. - rzucił Meng Yao z nutą złośliwości, a na jego twarzy pojawił się równie złośliwy uśmieszek. Ułożył głowę na jego barku próbując zmienić swoją pozycję i obrócić się na drugi bok. Nie było mu zbyt wygodnie leżeć zbyt długo w jednej pozycji.

Jue zamarł słysząc słowa młodszego, brzmiało to tak jakby ten go znów spławił. Nie był pewien czy ta złośliwość była jakąś propozycja, czy faktyczną chęcią pozbycia się Jue.

- Skoro tyle lat udawało mi się przed tym uciekać, to jeszcze kilka dam radę. Poza tym, jak będę chciał mieć żonę to zaciągnę ciebie przed oblicze przodków. - powiedział również złośliwym tonem co młodszy i pomógł mu przekręcić się na bok.

Yao uniósł brwi na te nowości i z chęcią przyjął pomoc w zmianie pozycji na łóżku. Ułożył głowę na jego ramieniu i zamknął oczy zadowolony. W tej pozycji było mu znacznie wygodniej, a i plecy nie piekły go tak bardzo. Słysząc wzmiankę na temat zaciągnięcia go przed oblicze przodków, aż wypuścił ciężko powietrze z płuc. Nie wiedział na początku jak miałby go skomentować.

- Jeśli chcesz to zrobić będziesz musiał się pospieszyć. W tempie pojawiających się osób które będą chciały się mnie pozbyć, mogę nie dożyć tego dnia. - stwierdził zupełnie szczerze bez ogródek. Bo niestety taka była prawda. Mógł nie dożyć tego dnia, o ile taki miałby kiedykolwiek nastąpić. Mruknął cicho i sięgnął lekko po jego rękę aby się nią objąć.

Nie Mingjue patrzył na niego kompletnie zaskoczony i pozwolił młodszemu objąć się jego ręką po którą sięgnął młodszy. Dopiero po chwili sam otoczył go ciaśniej ramieniem uważając by nie urazić jego rany. Wyglądało na to, że Meng Yao nie miał nic przeciwko poślubienia go. Gdyby wiedział wcześniej, że pójdzie tak łatwo, to zaproponowałby to młodszemu wiele lat temu.

- Dopilnuje byś dożył tego dnia. - powiedział cicho - Nie pozwolę by coś ci się stało - w jego głosie było słychać dużą pewność siebie i prawie nie wyczuwalną nutkę radości - Powinieneś odpocząć.

Jin Guangyao uśmiechnął się mimowolnie na jego komentarz i ułożył się wygodniej na jego ramieniu. W tym momencie czuł się naprawdę bezpiecznie, ale nie mówił tego na głos. Tak długo jak Mingjue był blisko, tak czuł się spokojniej. Ostatecznie był jedyną osobą która w tym momencie nie pragnęła jego rychłej śmierci. Przynajmniej takie miał wrażenie.

Choć jego słowa Mingjue brzmiały bardzo znajomo, już kiedyś złożył mu taką obietnice. Nie chciał go winić za to co stało się tego dnia. W końcu to nie była jego wina. Mimo wszystko liczył, że taki zamach nie będzie już miał miejsca. Nie chciał dać się zabić w tak szybkim tempie. Mimo wszystko był wciąż zupełnie bezbronny, tak długo jak starszego nie było u jego boku. Nie mógł nawet dzierżyć własnego miecza. Choć i szablą byłby w stanie obronić. Mruknął pod nosem w odpowiedzi na słowa starszego i zaraz faktycznie usnął.

Nie Mingjue czekał cierpliwie jak, aż młodszy zaśnie. Dopiero gdy miał pewność, że ten śpi wysunął się spod niego i usiadł na podłodze w pozycji lotosu, pogrążając się w medytacji. Musiał jak najszybciej odzyskać siły duchowe. Wątpił by były mu potrzebne do ochrony młodszego, jednak taką ewentualność też brał pod uwagę. Bardziej zależało mu na możliwości dalszego leczenia Meng Yao. Na gorsze samopoczucie po pozbyciu się większości swoich duchowych mocy nie zwracał specjalnie uwagi.

Rozmyślał jednocześnie o tym co dziś usłyszał od mniejszego, zastanawiając się ile osób będzie przeciwnych czemuś takiemu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro