Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20.Czy mógłbym Cię tak zostawić?


Młodszy spojrzał na starszego brata i oparł się na ręce przyglądając mu.

- Nie chce nic mówić... Ale Wei Wuxian wziął ślub z Lan Wangji. - mruknął nie rozumiejąc co w tym niemożliwego. Szczególnie jeśli tamtym się udało, to czemu ten by nie mógł. Przysunął do ust słój z winem.

Mingjue machnął ręka jakby odganiał natrętną muchę, gdy ten mu o tym mówił. Owszem słyszał już te rewelacje, ale Sang chyba nie bardzo zrozumiał o co mu chodzi. Nie martwił się o to jak ślub zostałby odebrany przez innych, obawiał się, że to raczej Meng Yao nie będzie chciał wziąć ślubu z nim.

- Nie wiem co ci powiedzieć... Jesteście dziwni. - stwierdził krótko Sang i dopił alkohol ze słoja - Naprawdę dziwni. - opadł na deski obok brata wbijając wzrok w sufit. - Gdyby to był ktoś inny, może nawet pomógłbym ci sobie z tym poradzić - stwierdził cicho i zamknął oczy.

- Wystarczy, że nie będziesz chciał go wysłać na tamten świat. To mi w zupełności wystarczy. Z Meng Yao poradzę sobie sam. - powiedział pewnie, chociaż nie był do końca pewny czy tak właśnie będzie.

Ta prośba była chyba jedyną, która była trudna do spełnienia szczególnie Nie Huaisanga, ale w odpowiedzi tylko pokiwał głową i nie powiedział nic więcej. Zabrakło mu komentarza aby to podsumować, bo najwyraźniej Yao wciąż dawał kosza jego bratu. Poniekąd czuł ulgę i liczył na to, że nic z tego nie będzie. Wciąż jednak widział, że jego brat jest zdesperowany pod tym względem. Tak jak wcześniej nie było to tak silne, tak teraz miał wrażenie, że staje się to jego obsesją. Opuścił wzrok w ciszy po czym wstał.

Kiedy Sang zaczął się podnosić, Jue sam też podniósł się z desek. Musiał wrócić do Yao i sprawdzić jego stan.

- Jestem zmęczony po podróży. Pójdę do siebie - zapowiedział poprawiając szaty. - Zobaczymy się później. Liderze Sekty. - zaintonował to ostatnie specjalnie, aby zaraz ukłonić się przed nim ze słabym uśmiechem.

- To ty jesteś lide... - spojrzał karcąco na młodszego - Huaisang pokłoń mi się jeszcze raz, a znów będziesz liderem. - ostrzegł go groźnie i razem z nim ruszył w stronę wyjścia z wielkiej sali. Jeszcze raz pożegnał się z bratem i skierował swoje kroki w stronę Fangzi.

Stojący przed drzwiami generał pokłonił mu się i otworzył przed nim drzwi. Nie Mingjue skinął mu głową i wszedł do środka. Z cichym westchnieniem usiadł na łóżku i sprawdził stan młodszego. Zdecydowanie było lepiej niż wcześniej, ale nie na tyle dobrze, by nie musiał się o niego martwić.

Meng Yao nie był pewien ile godzin tkwił w tym stanie. Jednak trwało to wystarczająco długo aby czuł się gorzej. Mimo, że spał to część jego świadomości w jakiś sposób wróciła. Słyszał wyraźnie kroki w pokoju, szepty czy otwierające się drzwi wejściowe do Fangzi. Czuł, że zajmuje się nim lekarz, słyszał jak mówił coś o igłach które niedługo wyciągnie. Zacisnął ledwie widocznie palce dłoni, nie mogąc robić nic innego, niż leżeć bezczynnie.

Nie Mingjue nie spał w przeciwieństwie do Meng Yao. Pilnował go cały czas, przesyłając mu swoją energię duchową, by organizm młodszego mógł się szybciej zregenerować. Przyniósł miskę z wodą i wygonił strażników na zewnątrz, nie chciał by ktokolwiek oglądał nagie ciało młodszego, zwłaszcza, że ten był kompletnie nieprzytomny. Obmył je delikatnie, po czym okrył go pościelą, nie chcąc w jakikolwiek sposób podrażnić rany młodszego, gdy będzie go ubierać. Gdy skończył usiadł obok i zaczesał mu za ucho pasmo włosów, wpatrując się w tą spokojną, uroczą i śpiąca twarz.

- Gdybyś tylko wiedział. Ciekawi mnie jak byś zareagował. Pewnie byś znów mnie wyśmiał. - powiedział cicho, by i tak nikt go nie usłyszał, chociaż był w tym momencie kompletnie sam z nieprzytomnym mężczyzną.

Sen był złym określeniem na stan w jakim się znajdował Yao. Nie spał, jego ciało spało, a umysł był zupełnie aktywny. Uważnie słuchał otoczenia i wyraźnie czuł to co dzieje się z jego ciałem. Nadstawił ucha słuchając tego co robił Mingjue, a już szczególnie tego co mówił. Mimowolnie zmarszczył brwi, słysząc jego słowa. Nie do końca rozumiał co miałby wiedzieć. Liczył, że usłyszy coś więcej. Miał nadzieję, że powie coś jeszcze pod wpływem emocji. Coś czego zwyczajnie nie powiedziałbym mu nigdy w twarz.

Lider sekty Nie pogładził delikatnie policzek mniejszego, wypite z Sangiem wino przyjemnie rozgrzewało go od środka.

- Tak samo delikatny jak wtedy, gdy cię tu przyniosłem. Ciekawe jak to wszystko potoczyłoby się gdybym ci wtedy powiedział, że... - jego cichy monolog przerwało delikatne pukanie do drzwi. Nie Mingjue podniósł się z łóżka, a do środka wszedł medyk, by podać młodszemu kolejną porcję leków przeciwbólowych i sprawdzić stan pacjenta.

Jue skinął mu głową, uważnie obserwując jak to pokoju zaraz za medykiem wchodzi jego generał, który uważnie pilnował mężczyzny. Sam starszy zabrał miskę i wyniósł ją do łaźni. Ochlapał swoją twarz zimną wodą, co przywróciło mu trochę racjonalnego myślenia i zaraz wrócił do pokoju.

Mężczyzna usiadł na skraju łóżka i zdjął wszelkie opatrunki z pleców mniejszego. Zajrzał na ranę i oczyścił ją aby zaraz założyć nowe opatrunki i powoli wyciągnąć igły.

- Gdyby nie duchowa energia naszego Lidera, leczenie trwałoby dłużej niż dwa tygodnie.- skwitował i odłożył igły na bok. Nałożył nowe opatrunki i podał leki przeciwbólowe młodemu mężczyźnie. - Jeszcze jakiś czas będzie nieprzytomny. Nie ma powodów do obaw. - zapewnił starszego, po czym podniósł się z miejsca, pozostawiając jedynie maść i proszek na ból. Sam zniknął w trybie ekspresowym musząc najwyraźniej zająć się własnymi innymi sprawami.

Ciało Meng Yao powoli odzyskiwało władze, ale sam postanowił nie ruszać się z miejsca. To co już usłyszał było dla niego jak dziwny impuls. Liczył, że dowie się czegoś więcej, ale z tego co zdążył już usłyszeć, mógł zrozumieć, że tamten najwyraźniej miał ku niemu jakieś uczucia i to było dziwne.

Gdy medyk zniknął, Nie odprawił generała ruchem ręki, prosząc o wyznaczenie wart przed Fangzi. Sam zabezpieczył okna talizmanami, aby nikt niepożądany się przez nie nie dostał i poprawił pościel na młodszym. Ruszył w kierunku łaźni, gdzie nalał sobie do balii zimnej wody i zanurzył się w niej, pozwalając swoim mięśniom odpocząć w przyjemnym chłodzie. Nałożył na siebie czyste, luźne szaty i z braku innej możliwości położył się po drugiej stronie łóżka, nie chcąc w żaden sposób potrącić młodszego. Zaczynał nawet żałować, że pozbył się drugiego łóżka z Fangzi.

Rozmyślał o tym co powiedział mu Huaisang, może młodszy miał rację? I nic dobrego z tego nie wyjdzie? Na razie postanowił pozostawić to tak jak jest.

Meng Yao leżał tak dłuższy czas, aż jego ciało całkowicie się nie rozluźniło. Powoli poruszał palcami, będąc już wybudzonym z tej chwilowej śpiączki. Choć może nie trwało to tak krótką chwilę jak mu się zdawało? Nie miał pojęcia ile czasu to zajęło nim się wybudził do końca, ale był pewien, że Mingjue już leżał w łóżku. Powoli otworzył oczy i wydał z siebie ciężkie westchnienie. Był dosyć obolały, co było najdelikatniejszym określeniem stanu w jakim się aktualnie znajdował.

Młodszy powoli podniósł się na łokciach mając zwieszoną głowę i zawył cicho z bólu. Co się właściwie stało, że znalazł się w takim stanie? Powoli podniósł głowę i spojrzał na leżącego obok mężczyznę. Zaraz jednak zawiesił głowę i oparł czoło o poduszkę.

- Tak bardzo boli.. - wyszeptał do siebie i podjął próbę obrócenia się chociaż na jeden bok bądź jakkolwiek zmianę pozycji.

Mingjue obserwował jak młodszy się wybudza, sam leżał obok nie mogąc zasnąć. Słysząc, że ten cierpi z bólu natychmiast podniósł się z miejsca.

- Zaczekaj chwilę. - powiedział z troską i podał mu leki przeciwbólowe, a zaraz później położył swoją dłoń w pobliżu rany i znów zaczął przesyłać mu duchową energię, by zmniejszyć odczuwamy przez Meng Yao ból - Nie powinieneś się zbytnio ruszać. Rana była naprawdę poważna. - wolał mu nie mówić, ile duchowej energii w niego wpompował i że dzięki temu młodszy czuje się lepiej niż powinien w tym momencie.

Yao nie spodziewał się, że ten nie śpi. Raczej liczył, że mężczyzna już poszedł spać i nie będzie narażony na jego uwagę. Zwyczajnie chciał się najpierw rozeznać w tym co działo się wokoło.

- Jeśli wolisz poproszę, by przeniesiono znów drugie łóżko. - powiedział Nie, nie przerywając przesyłu energii. Naprawdę się o niego martwił i chciał zrobić wszystko by ten poczuł się lepiej. No może prawie wszystko.

- Nie trzeba - wyszeptał i przysunął się możliwie jak najbliżej mężczyzny, aby ułożyć się w jego objęciach. Tylko tego brakowało mu teraz aby poczuć się lepiej, spokojniej i bezpieczniej.

Lekko drżącymi rękami objął go wokół torsu. Ledwo odzyskał w nich czucie dlatego nawet objęcie go mogło zdawać się pokraczne z jego strony. Chrząknął cicho i zamknął oczy układając policzek na obojczyku starszego. Zamrugał lekko i wbił wzrok w okno przez które ledwo przedostawało się światło księżyca. Wciąż słyszał jak deszcz uderza o dachówki i drewniane podesty.

Niebo płakało, ale czy to z jego powodu?

- Dziękuję, że się mną tak zajmujesz - wyszeptał cicho nie mając realnie sił na to aby mówić głośniej - Ale tak mi zdecydowanie lepiej. - stwierdził i powoli podniósł głowę aby lekkim ruchem, musnąć linię szczęki starszego do której był w stanie sięgnąć. Jego gniew i frustracja z ostatnich dni znacząco osłabła, a i on był w stanie patrzeć łagodniej na samego mężczyznę. Choć nie wiedział czym było to spowodowane. Przez chwilę czuł się tak jakby wrócił do czasów kiedy został wzniesiony do Qinghe. Pogoda nawet była podobna, a aura i smród krwi zupełnie podobny. Choć wtedy był w o wiele gorszym stanie niż w tej chwili.

- Nie dziękuj. To mój obowiązek. - czystym odruchem dla Jue było już otoczenie młodszego ramieniem. Jednak Bestia z Qinghe zrobiła to niezwykle delikatnie, tak by nie uraził rany młodszego. Leżał z nim w łóżku w ciszy, zadowolony, że ten odzyskał przytomność, oraz co najważniejsze dla Mingjue, ułożył się ufnie w jego ramionach.

Meng Yao, aż sam siebie w myślach zapytał, jaki obowiązek? Dopiero dłuższą chwilę zajęło mu przypomnienie sobie tej obietnicy którą mu wtedy złożył. A faktycznie, obiecał mu, że zawsze będzie go chronił. Tylko, że jeden z nich gdzieś po drodze się pogubił...

W pewnym sensie samemu Jue dawało to poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Mógł być Bestia z Qinghe, jednak to nie oznaczało, że nie posiadał żadnych uczuć. Mając u swojego boku, kogoś do kogo może się przytulić, kto nie będzie zadawał zbędnych pytań, czuł się zwyczajnie dobrze. Uważał, że Meng Yao jest we właściwym miejscu, jednak nie zamierzał mu nigdy tego powiedzieć. Nie chciał, by młodszy był z nim ze względu na jakieś wyrzuty sumienia, pokutę czy strach. Na razie Nie Mingjue chciał mu zapewnić bezpieczeństwo, domyślał się, że mężczyzna opuści jego bok, gdy tylko będzie mógł znaleźć gdzieś indziej bezpieczne schronienie. Po jego słowach Yao wyglądał jakby pogrążył się we własnych myślach. Nie chciał mu przeszkadzać, w końcu młodszy mógł mieć mętlik w głowie po ostatnim wydarzeniu.

Młodszy nie mógł pozbierać myśli w jedno, wszystkie gdzieś błądziły i uciekały, a on czuł rosnące poczucie winy, które nie dawało mu spokoju. Kompletnie nie dawało nawet chwili wytchnienia. Uchylił usta na moment aby coś powiedzieć i zaraz znów je zamknął zrezygnowany. Po kolejnej próbie w końcu odważył się zapytać.

- Gdybym wcześniej... Powiedział ci co czuje... - zaczął po chwili - To nie wyrzuciłbyś mnie wtedy z sekty? - zapytał nieco zduszonym i wciąż cichym głosem. Zwyczajnie zastanawiał się jakby to było, gdyby wtedy nie został tak dotkliwie zraniony przez Starszego. - Albo potem... Kiedy zabiłem Wen Rouchana... Czy wtedy..? - zaczął i uciął nie wiedząc czy powinien się wypowiadać na ten temat jakkolwiek.

Starszy spojrzał na niego, gdy ten tak uchylił usta, a później je zamknął. Sam Jue zastanawiał się co takiego nie może przejść młodszemu przez gardło, a kiedy Meng Yao w końcu zaczął mówić, Nie Mingjue zamarł. Słuchał go kompletnie nie rozumiejąc o czym ten mówi, a raczej rozumiejąc, tylko nie chciał źle tego odebrać.

- Czuje co? - zapytał, wpatrując się w niego intensywnie. Sam Mingjue czuł jak jego serce gwałtownie przyspiesza obawiając się tego co usłyszy, a jednocześnie czekając na to z niecierpliwością.

Meng Yao zamilkł, gdy ten zamiast odpowiedzi na pytanie, zadał mu kolejne i to mniej wygodne pytanie. Nie wiedział czemu właściwie wrócił do tego tematu, może to pod wpływem tych słów, których tamten nie skończył mamrotać kiedy Yao był nieprzytomny? Miał wrażenie, że to otworzyło te dawno zamknięta i zakurzoną z każdej strony szufladkę. Do której już nikt nie chciał nawet zaglądać, w obawie przed tym co mógłby tam znaleźć. Wziął głęboki wdech i zaczął się zastanawiać nad odpowiedzią. Zadał mu bardzo proste pytanie na które odpowiedź była skomplikowana i trudna do wyjaśnienia. Przynajmniej w jego osobistym odczuciu.

- Myślę, że... - zaczął i urwał szukając odpowiedniego słowa. A to słowo kotłowało się w jego głowie i nie wiedział jak to wszystko sensownie ubrać - Myślę, że było to zakochanie, może nawet miłość. Może dlatego tak bardzo to wszystko wtedy bolało. - wyszeptał i zamknął oczy starając się odetchnąć, ale w tym stanie zadawało się to trudniejsze niż mogło się wydawać dla osób postronnych.


________________________________________________________________________________

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro