Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. Komplikacje.



Gdy Nie Mingjue został przyciągnięty do pocałunku, stracił całe swoje opanowanie. Miał mu się nie dać, a znów wychodziło jak zawsze. Wciągnął młodszego w swoje ramiona, sadzając na udach i pogłębiając pocałunek, mruknął przy tym z zadowoleniem. Swoje wielkie dłonie ułożył na biodrach młodszego i zjechał nimi na jego uda. Jue znacząco pogłębił pocałunek wychodząc z założenia, że najwyżej oberwie od mniejszego. Chociaż skoro ten sam go pocałował...

Yao westchnął ciężko i ułożył się wygodniej na jego udach, całując jego wargi. Nie wiedział czy zrobił to bo chciał, czy był to jakiś dziwny impuls pod wpływem którego zrobił to co zrobił. Objął go ciaśniej wokół karku, po czym sam pogłębił pocałunek ocierając się o jego dłonie. Nie mógł się powstrzymać aby tego nie zrobić. Lekko przesunął pazurami po jego karku i uniósł biodra górując lekko nad nim przez chwilę.

Gdy Yao pogłębił pocałunek, Nie Mingjue już wiedział, że ten dzień skończy się niezwykle intensywnie. Gdy młodszy zaczął nad nim górować, przesunął dłonie na jego pośladki, zaciskając się na nich dość mocno.

To wszystko trwało do momentu, aż drzwi nie otworzyły się z głośnym świstem i hukiem, do uszu mniejszego dotarło tylko głośne, wykrzyczane przez znajomy głos " DaGE!". Oderwał się od ust Nie i spojrzał w kierunku drzwi, w których stał nieco przemoczony, skonsternowany i jednocześnie wściekły Sang.

Mingjue chciał przewrócić go na podłogę, lecz jego działania powstrzymał znajomy głos. Sam obrócił głowę w kierunku drzwi, gdzie stał jego młodszy brat.

- Huaisang! - zawołał, ale nie ruszył się z miejsca.

Właściwe to Jue nie wiedział jakie zachowanie będzie w tym momencie odpowiednie. Z jednej strony powinien i chciał przywitać brata, ale z drugiej właśnie trzymał Yao w ramionach. I to niekoniecznie w grzecznej pozycji, w końcu jego dłonie dalej spoczywały na pośladkach Meng Yao.

Młodszy podskoczył zdziwiony tym całym zajściem, nie wiedząc jak ma się zachować w tej sytuacji. Zejść z Jue, czy rzucić czymś ciężkim w stronę intruza? Zachłysnął się lekko powietrzem, ale nim zdążył jakkolwiek zareagować, Huaisang przemierzył te kilka metrów łapiąc z wyjątkową siłą Guangyao za ramię i zrzucając ze swojego brata. Sam Yao w życiu nie widział, aby Sang zachowywał się kiedykolwiek w ten sposób.

- Straż! Zamknąć go! - zawołał młodszy z braci, a do wnętrza wpadło dwóch uzbrojonych mężczyzn, którzy złapali mniejszego za ramiona i unieśli do góry, trzymając mocno.

- DaGe. Ty żyjesz... Ale nie wiem co bardziej mnie zaskakuje, to czy...- po tym wskazał brodą na Yao, na którego twarzy właśnie widniało przerażenie - Musimy porozmawiać, poważnie. Dlatego, jeśli mógłbyś. - już nieco spokojniejszy wskazał mu drzwi i drogę do głównej sali. Yao zaś wisiał w powietrzu, zastanawiając się czy zaraz nie straci głowy. Z trudem złapał oddech i spojrzał na Mingjue.

- Nie martw się tym. - powiedział Sang - Zamknę go tylko na chwilę, aby nie przeszkadzał nam w rozmowie. Nic mu nie będzie. - mruknął pod nosem, ale Guangyao wyczuwał, że tak się raczej nie stanie. Przełknął z trudem ślinę i opuścił wzrok na moment. - DaGe. Nie przejmuj się... Obiecuję Ci, że nic mu nie będzie. - zapewnił go Huaisang uśmiechając się przy tym niewinnie. Zaraz spod lekko przymrużonych powiek spojrzał na Guangyao. Poruszył brwiami lekko i pociągnął starszego brata prędko w kierunku sali.

Nie Mingjue obserwował to wszystko w szoku. Nie spodziewał się po bracie takiego zachowania. Otrząsnął się dopiero, gdy Sang chciał go wytargać z Fangzi. Wyrwał swoje ramię bratu, po czym odebrał Meng Yao z rąk strażników. Jeden z nich chciał zaprotestować, więc zaliczył bliskie spotkanie z pięścią Mingjue.

Meng Yao odetchnął z ulga kiedy jego ramiona zostały puszczone. Mimowolnie schował się gdzieś za ciałem starszego wiedząc, że ten go uchroni. Nie wiedział czego mógł się spodziewać teraz po Sangu. Po tym który posługując się Xichenem przebił go na wylot. Zmrużył lekko oczy wyczuwając w tym wszystkim podstęp.

Pozostawienie młodszego pod opieką jemu zaufanych ludzi to jedno, ale pozostawienie go pod opieką ludzi jego brata... Zwłaszcza, gdy widział z jaką wściekłością młodszy zrzucił jego niedoszłego kochanka z jego kolan.

- Sang. Pozwól, że będę mieć cały czas oko na Meng Yao. - i pociągnął mężczyznę ze sobą, ruszając za młodszym bratem. - Proszę byście obaj zachowali spokój. Nie chcę słuchać żadnych wrzasków, irytują mnie. Jeśli nie chcesz, by Meng Yao był obecny podczas naszej rozmowy, może zostać tutaj. Pod opieką mojej straży. Do tej pory sprawdzało się to dobrze. - powiedział dyplomatycznie, właśnie do niego docierało, że teraz Sang jest liderem sekty.

- Nie pozwolę. - powiedział po chwili milczenia obecny lider. O ile wcześniej obawiał się własnego brata, tak w tym momencie postanowił być stanowczy. Powoli skrzyżował ręce na torsie, zaciskając w dłoni wachlarz - Z całym szacunkiem DaGe... Ale ty już tu nie rządzisz a on... Jest zbrodniarzem. Tak długo jak Qinghe należy do mnie, tak będę decydował ja. Dlatego pozwól na słówko. Ostatecznie mogę zgodzić się, żeby siedział tutaj. Jednakże wciąż musi odpowiedzieć za własne zbrodnie. - Sang spojrzał kątem oka na Guangyao który nie był w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Czy ten właśnie rzucił na niego jakiś urok?

Starszy słysząc, że on tu już nie rządzi musiał przyznać mu rację, jednak zaraz się w nim zagotowało, gdy przypomniał sobie jak wyglądała Nieczysta Domena, gdy do niej wrócił.

- Należy do ciebie? - prychnął gniewnie pod nosem - Rządzisz tu ile już lat? Wystarczy rozejrzeć się, by wiedzieć, że kompletnie spieprzyłeś swoje obowiązki. Poczynając od wydatków na jakieś gówniane ozdoby, a kończąc na dziurach w murze. Wspaniałe rządy Nie Huaisanga, gdy okoliczne wioski męczą się z żywymi trupami, ghulami, żywiołakami. Czym w takim razie zajmował się mój drogi brat, gdy przejął władzę, którą tak się właśnie chwali? - wskazał na Yao schowanego za swoimi plecami - Jeśli ktoś będzie decydować o losie Meng Yao, to będę to ja. - powiedział groźnie. W tym momencie znów był groźnym Nie Mingjue, Bestią z Qinghe. Nie pozwoli sobie by ten gówniarz nim rządził, zwłaszcza jeśli niemal doprowadził do upadku QingheNie.

Yao stał tak bezczynnie, aż w końcu postanowił się odezwać w tej sprawie. Szczerze, często bał się Mingjue kiedy ten tak krzyczał. Bywał wtedy niezbyt obliczalny, a to nie szczególnie mu się podobało.

- Tylko ,że Huaisang nigdy nie został nauczony jak rządzić sekta.- powiedział po chwili milczenia, a w pomieszczeniu zapadła niemal grobowa cisza - Tak długo jak rządziłem Lanling ja, tak samo jak Xichen staraliśmy się mu pomagać, doradzać, ale zawsze spełzało to na niczym. - rzucił po czym lekko wysunął się zza ramienia Mingjue aby spojrzeć na młodszego, którego wyraz twarzy znacząco się zmienił. Trudno było teraz nie przyznać racji jednemu i drugiemu choć sam nie chciał tego robić. Jego brwi się zmarszczyły, a on lekko pochylił głowę.

- To nie tak DaGe..- zaczął cichym głosem Sang - Nigdy nie chciałem rządzić sektą. A ty obiecałeś, że zawsze będziesz mnie chronił. - wymamrotał po czym nieco słabszym głosem stwierdził. - Weź sobie Qinghe, rządź nim jak chcesz. Jak tego nie chce. - po tym odwrócił się do wyjścia. - Sądziłem, że wciąż będziesz mnie chronił, a ty wprowadzasz tutaj jego. Kogoś kto zdradził nas wszystkich... - wyszeptał po czym podrapał swój policzek lekko - Zamordował cię z zimną krwią, a ty jeszcze... - wskazał palcem na tę dwójkę, niedowierzając temu co zobaczył kilka chwil wcześniej - Znów cię wykorzysta i oszuka, a ty znów będziesz leżał martwy... - w jego oku pojawił się błysk kiedy Yao się poruszył, najwyraźniej chcąc zbliżyć do Mingjue.

Yao uniósł dłoń aby ułożyć ją na ramieniu Jue, chcąc go uspokoić w całej tej sytuacji. Nie uważał aby to wszystko wymagało krzyku. Jednak zaraz usłyszał zdanie, które słyszał nim został wciągnięty do grobu.

- DaGe! On sięga po broń!- zawołał, a to wystarczyło jako sygnał dla jednego z żołnierzy, który wziął zamach szablą, wykonując dość mocne i głębokie cięcie na plecach mniejszego.

Men Yao uchylił usta, a z nich utoczyła się krew. Kaszlnął z trudem łapiąc oddech, aby zaraz osunąć się na ziemię. Z tak nagłym atakiem nie miał szans wygrać. Był zupełnie bezbronny.

Gdy usłyszał krzyk brata nie zdążył zareagować, obrócił się w stronę Meng Yao widział jak szabla opada na plecy młodszego, a ten pluje krwią i opada na ziemię.

- DaGe! Mówiłem! - zawołał Sang podbiegając do starszego brata aby obejrzeć czy nic mu nie jest - Widziałem! Widziałem jak chciał zabrać szable temu strażnikowi! - wolał w panice - Nie tylko ja to widziałem, prawda?- zawołał, a kilku z mężczyzn skinelo głową, co było totalną bzdurą.

Yao przez krótką chwilę jeszcze był świadomy, a głosy jakie do niego docierały... Miał wrażenie, że słyszy je jakby znalazł się pod wodą. Po tym padł na deski tracąc przytomność.

Nie Mingjue pozwolił się obejrzeć bratu, patrząc z niedowierzaniem na Yao. Nie wierzył w to, że ten chciał go właśnie teraz zabić. Miał przecież dużo więcej okazji, dużo lepszych. Sang najwyraźniej widział jego niepewność, bo zaraz zaczął szukać potwierdzenia swoich słów u strażników. Rzut oka na zebranych dał mu wiele do myślenia. Zwłaszcza, że jego strażnik wyglądał na skonsternowanego tym co tu się działo. Spojrzał na brata i wtedy zrozumiał, że ten chciał podstępnie wyeliminować młodszego.

- Zapomniałeś chyba kogo masz przed sobą Sang. - powiedział smutno i opadł na kolana, obok nieprzytomnego Meng Yao - Wynoś się. Później porozmawiamy. - spojrzał na swojego strażnika - Sprowadź mi któregoś ze starszych medyków. Sam rozerwał materiał na plecach mniejszego i zaczął przesyłać mu swoją duchową energię, by ten nie umarł na środku Fangzi, jednocześnie tamując drugą dłonią wypływająca krew.

Sang nieszczególnie był zadowolony z tego, że starszy nie dał się zwieść. Jednak poniekąd osiągnął to co chciał. Jeśli uda mu się spowolnić dotarcie medyka, Yao nie miał szans aby to przeżyć. Musiałby stać się cud. Żołnierze wyszli w ślad za tamtym znikając z pola widzenia, a Sang stał tak dłuższy moment. Ostatecznie zrezygnował, po czym wyszedł z Fangzi ciężkim, szybkim krokiem oddalając się w stronę wielkiej sali.

Yao leżał tak na posadzce nieprzytomny, przynajmniej do czasu. Im więcej energii duchowej Mingjue mu przesyłał tym szybciej odzyskiwał świadomość. Jednak to nie było wystarczające aby ten odzyskał w pełni zdrowie.

- DaGe... - wyszeptał mniejszy i lekko zacisnął palce na materiale który znalazł się pod jego dłonią - Czy ja umieram? - zapytał cichym, zduszony tonem głosu. Zaraz zakaszlał,wypluwając z ust krew.

- Nie bardzo. - mruknął Nie pod nosem odgarniając z jego twarzy kosmyk włosów - Nie gadaj. Mocno oberwałeś.

Nie Mingjue zaczynał się denerwować, medyk powinien już dawno tu dotrzeć, a tymczasem nie było po nim śladu. Dopiero po dłuższej chwili do środka wszedł starszy mężczyzna prowadzony przez jego człowieka. Mężczyzna skłonił się przed Jue.

- Komplikacje. - żołnierz nie musiał nic więcej mówić, by starszy zrozumiał.

Na szczęście Jue nie musiał nic tłumaczyć medykowi, ten kazał jedynie przenieść Meng Yao na łóżko i zajął się opatrywaniem ran mężczyzny. Nie mu ufał, znał tego mężczyznę praktycznie od zawsze i szczerze wątpił by ten zaszkodził pacjentowi. Nie zamierzał jednak na razie opuszczać boku młodszego. Zwrócił się do swojego podwładnego.

- Sprowadź kilku zaufanych ludzi, będę musiał później porozmawiać z Huaisangiem i ktoś musi go pilnować. - wskazał na młodszego zajmującego jego łóżko.

Jin Guangyao przez dłuższy czas leżał tak, nie do końca wiedząc za co oberwał. A ta cała sytuacja wyglądała znajomo, aż zbyt znajomo. Tylko tym razem to nie Xichen był tym, który zadał mu cios. A cios ten na szczęście nie okazał się śmiertelny. Chciał odetchnąć, ale nie był w stanie. Czuł jak ból rozchodzi się po całym jego ciele. Nie minęła dłuższa chwila nim znów zapadł się w odmęty własnych koszmarów i wspomnień, które nie do końca były przyjemne. Co jakiś czas odzyskiwał to tracił przytomność, wciąż czując okropny ból w plecach, który rozchodził się po całym jego ciele.

Po kilku dłuższych chwilach do środka wtargnął generał wraz z kilkoma mężczyznami. Od razu kazał im obstawić niemal każdy kąt pokoju, a sam zajął miejsce przy drzwiach, kłaniając się byłemu dowódcy nisko. Obiecał pilnować młodszego choć nie miał o nim najlepszego zdania. Wciąż jednak pozostawał wierny swojemu dawnemu przywódcy i miał zamiar wykonywać jego rozkazy, aż do śmierci. Medyk zaś siedział na skraju łóżka, nakładając ostatnie szwy na dużą ranę ciągnącą się wzdłuż pleców tamtego. Nie mówił nic, w skupieniu wykonując ten zabieg. Dopiero po chwili odezwał się w kierunku dawnego lidera sekty.

- Nie powinien ruszać się z łóżka przez dłuższy czas. - zalecił, a za chwilę sam nałożył proszek na jeszcze trochę krwawiącą ranę - Przyjdę później i dostarczę leki przeciwbólowe. - ukłonił się przed mężczyzną, po czym ruszył do wyjścia. Zatrzymał się na moment i obejrzał na starszego - Liderze Nie, jeśli sobie życzysz uśpię go na jakiś czas aby sam nie zrobił sobie krzywdy. Złote igły pomogą mu odpocząć i zregenerować siły.

Mingjue podniósł rękę, gdy starszy mężczyzna nazwał go liderem.

- Teraz liderem jest Huaisang. - przeniósł wzrok na Yao i skinął głową - Zrób wszystko co konieczne by stanął na nogi. Może lepiej by nie był świadomy, co się dzieje wokół niego. - powiedział spokojnie, dając tym samym medykowi pozwolenie do działania. Usiadł ponownie na łóżku i znów zaczął przesyłać młodszemu swoją energię duchową.

Medyk skinął głową i wrócił do bezwładnego mężczyzny. Wbił młodszemu kilka złotych igieł, unieruchamiając go na długi czas. Będzie spał twardo, aż medyk nie wyciągnie igieł.

Jue nawet nie mógł być zbytnio zły na brata, rozumiał jego działanie. Będąc na miejscu Huaisanga zapewne też próbowałby pozbyć się kogoś takiego.

Jednak przed nim leżał Meng Yao... Jego Yao. Doskonale pamiętał jak przyniósł tego kurdupla do Qinghe i można powiedzieć, że to był właśnie ten moment w którym Bestia z Qinghe przepadła.

- Nikt nie ma prawa tu wejść, nie licząc mnie i tego medyka. - nie musiał im nic więcej tłumaczyć, dobrze wiedział, że nikt nie zostanie wpuszczony do środka bez jego zgody. Wycofał się z pokoju pozostawiając Yao pod czujnym okiem żołnierzy.

Generał skinął głową i ukłonił się przed mężczyzną. Zamknął za nim drzwi, pozostawiając je uchylone aby słyszeć co dzieje się wewnątrz. Sam stanął przed drzwiami z dłonią na rękojeści szabli, gotów odeprzeć każdy atak jaki mógłby nastąpić.

Huaisang czekał w głównej sali bijąc się z myślami. Powoli poruszając wachlarzem. Widząc swojego brata od razu pochylił głowę w ramach pokory. Bo co innego mu teraz pozostało?

- DaGe, oddam ci sektę, władaj nią... Ale nie bądź na mnie zły. - zaczął nerwowo i zaraz opuścił wzrok - Oddam ci władzę i zniknę ci z oczu jeśli to cię zadowoli, nie nadaje się do tego... - mruczał cicho pod nosem wyraźnie załamany całą sytuacją.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro