10. Domowa wojna o zasłony
NIECZYSTA DOMENA
Meng Yao zaczynało się nudzić słuchanie jego głosu i tego jak buczał. Z rękami założonymi za plecami szedł rozglądając się po tym w co zmieniła się cała Domena. Może i sam Yao lubił ozdoby, ale nawet dla niego wyglądało to dość... groteskowo.
Nie Mingjue w końcu nie wytrzymał. Zerwał wściekle jedną z najbliższych ozdób i wcisnął w ręce służącego, każąc im się tego pozbyć.
- A tak ładnie tu było. - mruknął starszy cicho pod nosem.
Yao mijał wszystkie wiszące materiały, kwiaty, donice, jakieś dziwne rysunki... Zmarszczył brwi mając w pamięci inny obraz sekty. I zdecydowanie, gdy był tu ostatnim razem to miejsce miało charakter, a teraz wyglądało tragicznie.
Nie było tutaj ładnie, tak jak upierał się Jue. Było po prostu skromnie, nic nie rzucało się w oczy, nikt również nie czuł się tu przytłoczony w żaden sposób.
Młodszy zatrzymał się na moment aby rozejrzeć po wazach, które tu stałym niektóre z nich były szkaradne ,a inne nawet ładne, ale zupełnie niepotrzebne.
Kiedy Nie Mingjue podnosił jakiś wazon, czy cholera wie co to było, do jego uszu dobiegł dźwięk dobywanego ostrza. Wątpił, by to on był celem ataku, podejrzewał, że Meng Yao po zamordowaniu, go nie był najmilej widzianą osobą tutaj. Wazon niestety zakończył swój żywot na podłodze.
Yao cały ten czas milczał nie komentując, ani nie odzywając się do niego ani słowem. Sam został zaskoczony, miłe powitanie - Pomyślał.
Skoro nie zginął tego ranka z rąk Jue to pewnie byle chłystek go zamorduje. Poczuł się tak ,jakby cofnął się o te naście lat do momentu kiedy mu służył. Zamknął oczy i wziął głęboki wdech a po jego plecach przeszedł mocny dreszcz.
Jue dobył Baxii i skrzyżował ostrze z jednym z młodych mężczyzn ubranych w szaty sekty, jednocześnie zagarniając Meng Yao za siebie. Jak ktoś miał go zabić to tylko on, a na razie wolał, by kurdupel pozostał przy życiu nim dowie się wszystkiego.
Gdy Yao służył samemu Liderowi sekty Nie, nie do końca był tu ulubionym towarzyszem. Mógł śmiało stwierdzić, że w tym konkretnym gmachu istniały tylko dwie osoby które go, można powiedzieć, że szanowały i traktowały po ludzku.
Zacisnął powieki, był bezbronny wobec tamtego, sam nie miał nic czym mógłby się uchronić przed atakiem. Szczególnie jeśli ten wydobył ostrze. Sądził, że zginie na miejscu, ale zamiast tego, poczuł jak łapie go silne ramię i za moment chronią wielkie umięśnione plecy, otulone materiałem z Qinghe.
Nie Mingjue odepchnął atakującego mężczyznę do tyłu, co wyraźnie nie mu się nie spodobało.
- Liderze sekty! Ten człowiek jest winny twojej śmierci! - krzyknął do niego gniewnie.
- A ja jego, skoro zostaliśmy pochowani w jednej trumnie. - warknął gniewnie - Na razie jesteśmy kwita, jakbym chciał go zabić, to nie ściągałbym go do Qinghe. Meng Yao jest gościem sekty Nie. - mówiąc to cały czas trzymał młodszego za swoimi plecami, przyciskając go do siebie jedną ręką.
- Ale lider sekty mówił, że mamy... - Nie Mingjue zaraz mu przerwał.
- A widzisz tu gdzieś Huaisanga? Jak nie to spieprzaj, bo zaraz będziemy organizować twój pogrzeb. - mężczyzna wycofał się jak niepyszny.
Mega Yao czuł jak mocno go trzyma, a jego chwilowy stres podsyciła tylko kłótnia. Młodszy zacisnął palce na materiale jego szat i schował poniekąd tam twarz przypominając sobie te dawne czasy, ilekroć Jue chronił go przed podobnymi sytuacjami.
Chociaż raczej nie zdarzało się aby ktoś podniósł na niego broń, to zaczepki słowne i tego typu agresja była czasami na porządku dziennym...
Poczuł dziwne ciepło rozlewające się w jego wnętrzu z tego wszystkiego. Mógł uznać tamten okres za nawet przyjemny. Nigdy nie zapomniał sytuacji, gdy ten awansował go aby jego właśni żołnierze przestali obrażać Yao.
Niestety sam awans niewiele dał, a on wciąż słuchał różnych przytyków, ale doceniał to. Stał się jego prawą ręką w wielu kwestiach. Mógł więc przyznać się przed samym sobą, że poczuł się jak ten szczeniak.
Dziwne jednak było zmieszanie się tych dwóch uczuć. Poczucia bezpieczeństwa, jakie odczuwał przy nim w podobnych sytuacjach i to drugie, poczucie zagrożenia w momencie kiedy mówił o tym, że sam chce go zabić.
- I zdjąć mi te cholerne ozdoby! To nie jest sala balowa! - ryknął za żołnierzem starszy.
Dopiero po chwili obrócił się do mężczyzny za nim.
- Nic ci nie jest? - zapytał chowając Baxie.
To było dość... niepokojące. Lekko wychylił głowę zza pleców mężczyzny, aby sprawdzić czy tamten sobie poszedł. Przez moment był dość pogrążony we własnych rozmyślaniach.
Uniósł wzrok kiedy mężczyzna się odwrócił, ale wciąż trzymał się materiału jego szat i był w niego wczepiony.
Zamrugał kilka razy i zmarszczył brwi. Na jego usta wpełzł delikatny uśmiech, który dobitnie uwydatnił jego dołeczki.
- Dziękuję Da-Ge.- wyszeptał do mężczyzny, ale z jakiegoś powodu nie był w stanie tak szybko się odsunąć. Dopiero po kilku momentach rozluźnił uścisk i ruchem dłoni poprawił lekko zmięty materiał. Ułożył dłonie za plecami gryząc policzek od środka.
- Oprócz tego, że się wystraszyłem na śmierć, chyba nic mi nie jest. - oddał cichszym głosem, jakby nie chciał aby ktokolwiek go słyszał. Dla własnego bezpieczeństwa zmniejszył nieznacznie dystans.
- Może powinienem pozostać w pokoju, inaczej inni zabiją mnie szybciej niż tego sobie życzysz. - dodał ze smutkiem młodszy.
- Więcej nikt nie spróbuje. A nie przypominam sobie bym tego naprawdę chciał. -Jue zaplótł dłonie na plecach i ruszył dalej - Owszem czasami mam ochotę urwać ci łeb, zwłaszcza, gdy krzyczysz, ale odnoszę wrażenie, że sam miałeś ochotę mnie zabić już kilka razy.
- Zebrać wszystkich na placu treningowym i niech zrobią porządną rozgrzewkę. - rzucił do któregoś z uczniów. Czuł się jakby cofnął się w przeszłość, Yao towarzyszył mu niemal na każdym kroku, gdy zajmował się sprawami sekty. Spojrzenia którymi obdarzany był młodszy niespecjalnie różniły się wtedy od tych posyłanych mu teraz.
Po drodze kazał pozbyć się jeszcze kilu paskudnych rzeczy, a na pytanie co właściwie mają z tym zrobić, odparł wzruszając rękami, żeby najlepiej zanieśli to do pokoju Huaisanga. Bardzo chciał zobaczyć minę brata, gdy zobaczy te wszystkie graty u siebie.
PLAC ĆWICZEBNY
Młodszy może i miał zamiar osobiście go ubić już wczoraj. Ale był na to zbyt słaby. Nie miał takiej siły jak Jue więc używał intelektu, a ten mu podpowiadał, że aby się go pozbyć, musiał wymyślić coś niezwykle skomplikowanego.
Bardziej niż ostatnim razem.
Gdy Nie dostał potwierdzenie zebrania wszystkich żołnierzy na placu treningowym skierował tam radośnie swoje kroki. Jednak jego radość wyparowała, gdy zobaczył ich rozgrzewkę.
- To jakaś kpina. - mruknął przerażony, to nie miało nic wspólnego z dawnymi wojownikami QingheNie. Rozumiał, że jego brat nie był najlepszy w sztuce szabli, dobrze był tragiczny, ale treningi były ogromnie zaniedbane, a człowiekowi który prowadził rozgrzewkę zdecydowanie brakowało doświadczenia.
Westchnął i ruszył przez sam środek ciągnąc za sobą Meng Yao, którego posadził na niskim murku okalającym plac.
- Nie ruszaj się stąd. - zdjął górę swoich szat, rozkazując wszystkim zrobić to samo. Zdecydowanie musiał wiedzieć z czym ma do czynienia.
Yao kroczył u jego boku z delikatnym uśmieszkiem na ustach. Wydawał się być wyjątkowo zadowolony z siebie, albo z innego faktu. Ostatecznie dał się posadzić na murku. Widząc co dzieje się na placu przebiegł po jego plecach dreszcz, znał ich sekwencje na pamięć nawet teraz. Sam śmiało mógł stwierdzić, że nie było to nawet... Podobne.
Nie odezwał się jednak, a jego twarz skierowała się na starszego. Policzki mniejszego z lekka się zaczerwieniła na widok nagiego torsu. Czy on zawsze wyglądał tak świetnie? Nie mógł oderwać wzroku przez dłuższy czas, aż w końcu się zreflektował i odwrócił obojętnie wzrok. Sam nie wyglądał tak dobrze jak on ,był przy nim wątły i szczupły.
Nim Jue zaczął trening, wskazał na Meng Yao informując, że ten jest ich oficjalnym gościem i ma mu nie spaść nawet włos z głowy.
Następne godziny były lider spędził na mozolnym katowaniu ludzi, gdy raz za razem powtarzał z nimi sekwencję i poprawiał ich postawę. Zdecydowanie będzie miał co tu robić.
Gdy starszy się odsunął Yao znów wrócił wzrokiem do jego ciała, z uwagą obserwował każdy jego ruch, znów ucząc się go na pamięć.
Zwykle nie brał udziału w treningach, słyszał tylko, że jeszcze mógłby się skaleczyć. Bo przecież on nie był od ćwiczenia mięśni tylko od... Myślenia.
A teraz jego myślenie było zakłócone, gdy przez kilka godzin patrzył jak ciało Jue zaczyna skraplać pot. Zaciskał szczęki, czując się jak cholerna zakochana nastolatka, kiedy tak na niego patrzył. Zresztą, wątpił aby był jedyną osobą na tym świecie której podobał się Nie.
Znaczy... Podobał? Pokręcił energicznie głową i wyrzucił tę myśl z głowy i obrócił twarz w przeciwnym kierunku. Obserwował teraz jak inni wynoszą te wszystkie bibeloty, a ostatecznie Domena zaczyna jakoś wyglądać.
Zdecydowanie brakowało tutaj ręki Jue.
Niechętnie wrócił wzrokiem do Niego. Ale tylko kątem oka. Czerpał zbyt duża przyjemność z tego widoku i to, aż było... Niepokojąco znajome uczucie. Wzdrygnął się lekko siedząc niemal jak posąg na tym samym miejscu od takiego czasu.
W końcu ktoś przyniósł mu herbatę za co podziękował. Z rękawa szaty wysunął dyskretnie srebrną igłę, aby zanurzyć ją w naparze. Gdy upewnił się, że nie jest zatruty upił delikatny łyk.
*****
Dał im spokój dopiero, gdy większość ledwo stała na nogach. Sam musiał przyznać, że był zmęczony, a mięśnie przyjemnie go piekły. Niemal nie pamiętał jak cholernie przyjemnym jest uczucie zmęczenia organizmu po ciężkim treningu.
Przekazał jeszcze listę z bieżącymi sprawami, które wymagały pomocy kultywatorów, by zapewnić odrobinę spokoju mieszkańcom Qinghe. Chociaż wątpił, by ci mieli siły się tym zająć. Możliwe, że sam wybrałby się na nocne łowy, ale ktoś musiał pilnować Meng Yao. Nie bardzo tylko wiedział czy bardziej trzeba pilnować by ten nie uciekł, czy może jednak pilnować by nikt nie skrócił go o głowę.
Ruszył w stronę młodszego mężczyzny, który siedział tam, gdzie go posadził i popijał herbatę. Zaraz podbiegła służąca i wręczyła materiał do wytarcia się oraz czarkę z wodą. Przy okazji poprosił kobietę, by przekazała prośbę o wstawienie jeszcze jednego łóżka do jego Fangzi, po czym zarzucił na plecy wewnętrzną szatę. Było mu na razie zbyt gorąco, by ubierać się całkowicie.
- Będziesz miał spokój w nocy. - powiedział wyjaśniając, po co kazał wstawić łóżko - Wracajmy, przez ogrody powinno być szybciej. - pomógł mu zejść z murku i skierował swoje kroki w tamtą stronę. Gdyby tylko wiedział, co go tam czeka zdecydowanie nawet nie zbliżyłby się do tego zwierzyńca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro