Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

McCree nie miał najmniejszego pojęcia, co powiedzieć. Miał ochotę uszczypnąć się, żeby sprawdzić, czy czasem nie śni.

Bowiem osobnik przed nim był najprawdziwszą w świecie syreną. Długi, niebieski ogon z błyszczącymi łuskami lśnił w promieniach letniego słońca, Jesse widział nawet cienką błonę między palcami chłopaka.

Myślał, że takie istoty istnieją tylko w bajkach, ale oto przed jego oczami ukazało się zaprzeczenie tego stwierdzenia.

- Co się tak gapisz? - burknął syren, oblewając się płomiennym rumieńcem.

- P-po prostu.. ty...

- Jestem jaki jestem, tak, już to słyszałem - mruknął, odwracając nieśmiało głowę.

McCree rzadko pozostawał bez słów, ale teraz, postawiony w takiej sytuacji tylko stał osłupiały, nie mając pojęcia, co powiedzieć.

- W każdym razie... chciałem przeprosić za wczorajsze - mruknął, zabierając kowbojowi głos. - I za to, że cię tak podglądam. Będę się zbierać.

- Chwila... Ty mnie cały czas podglądałeś?! - Jesse jeszcze bardziej zbaraniał. - W ogóle... kim ty jesteś?

- Hanzo... Jestem Hanzo - odezwał się cicho chłopak po chwili milczenia.

McCree popatrzył znów w oczy chłopaka. Chociaż nie był specjalnie empatyczny, to już od pierwszego spojrzenia w oczach Hanzo zobaczył czysty smutek.

- Wrócisz tu kiedyś? - spytał Jesse z promyczkiem nadziei w głosie.

Syren nic nie powiedział. Wskazał tylko głową na Tracer, zbiegającą radośnie po skałkach w białym stroju kąpielowym, dużych, drucianych okularach przeciwsłonecznych i różowych crocs'ach.

- Czekaj! - zatrzymał go McCree.

Zadawał zdecydowanie za dużo pytań.

Zanim Azjata zdołał na nie odpowiedzieć, zniknął pod powierzchnią wody, akurat w porę, by uniknąć spojrzenia Leny.

- To co, wykąpiemy się? - spytała dziewczyna, z rozkosznie radosnym uśmiechem na twarzy, zupełnie innym od tego, co właśnie gościło na facjacie Jessego.

- Tak... - westchnął Amerykanin, niechętnie ściągając z siebie koszulę i jeansy.

- Coś ci doskwiera? - spytała Tracer, zatroskana. Zawsze wszystkich pocieszała, więc jej reakcja oczywiście nie zdziwiła kowboja.

- Długo by tłumaczyć. Lepiej ściągaj te crocsy, bo dostaję raka oczu jak na to patrzę.

- Co do nich masz? - zaśmiała się dziewczyna i popchnęła Jesse'go do wody, co, ku jej zaskoczeniu podziałało.

- Jak wojna to wojna! - krzyknął McCree i zrujnował fryzurę dziewczyny ochlapując ją wodą.

Mógł przysiąc, że oprócz jego i Tracer było słychać jeszcze cichutki chichot.

***

Jesse czuł się winny wobec Hanzo, mimo że poznali się zaledwie dwa dni temu i rozmawiali ledwo kilkanaście sekund. Był zbyt zajęty ćwiczeniami, by przyjść z powrotem na plażę. Dopiero teraz miał czas się tam pojawić.

Nie spodziewał się, że tym razem to Hanzo będzie czekał.

Syren położył się na brzuchu, tuż przy brzegu. Jesse stwierdził, że wyglądał jeszcze bardziej zniewalająco, niż zwykle.

- Hej, pięknisiu - powitał go kowboj z uśmieszkiem.

Hanzo odpowiedział skinięciem głowy, lekko się przy tym rumieniąc. Jesse usiadł blisko niego, uprzednio zapalając sobie papierosa.

Początkowo w ogóle się do siebie nie odzywali. Po prostu siedzieli i... myśleli o niczym. McCree postanowił wykorzystać tę okazję to kontemplowania nad wyglądem chłopaka. Długie, czarne włosy opadały mu na dość chude plecy. Tatuaż niewiadomego pochodzenia na lewym ramieniu. Piękny ogon.
Z rozmyślań wyrwał go sam obiekt jego podziwu.

- Zadałem pytanie - mruknął, bawiąc się swoimi włosami. - Dlaczego wróciłeś?

- Mógłbym zapytać cię o to samo - zaśmiał się Jesse, a następnie szybko się wytłumaczył. - Chciałem cię po prostu znów zobaczyć.

- Mnie? - prychnął Azjata nieprzyjemnie i spojrzał na kowboja krytycznie.

- Tak, ciebie - zaśmiał się, patrząc w oczy Hanzo. Syren najszybciej jak mógł uniknął tego spojrzenia.

Po chwili chłopak westchnął i spytał się, dość szorstko:

- Dlaczego zgrywasz takiego niedostępnego, co?

- Nikogo nie zgrywam - odburknął Hanzo. - Po prostu... Po prostu... Nie wiesz, jak jest być mną, okej?!

McCree nie spodziewał się, że chłopak tak wybuchnie.

- Spokojnie, nie chciałem cię urazić... - kowboj wyraźnie przejął się sytuacją. Zupełnie nie miał zamiaru wkurzyć Hanzo.

- Gówno prawda! - syren krzyknął tak głośno, że aż przestraszył mewy siedzące na pobliskiej skałce. - Po prostu mam tego dosyć, moje życie nie ma sensu!

- Uspokój się, Hanzo, ja...

- NIE! IDŹ STĄD!

Zapadła martwa, wręcz przerażająca cisza. Jesse jedynie skinął głową, jakoby na pożegnanie, wyrzucił niedopałek papierosa w piasek i zostawił chłopaka samego ze swoimi myślami.

Hanzo chciał spojrzeć w niebo i się roześmiać. Zupełnie nie wiedział, dlaczego.

***

McCree był w podobnej, a może nawet gorszej rozsypce. Gdy tylko wrócił do bazy, miał ochotę kopnąć wszystko, co stało na jego drodze (tak właśnie skończył jeden śmietnik, wazon i jakaś zabawka Hany, która nie wiadomo, dlaczego tam się znalazła).

- Jesse! - dziewczynka chyba miała jakiś sensor, bo gdy noga McCree tylko dotknęła pluszaka, to ona przybiegła. - Głupi pierdzie, zostaw to!

- Hana, co ja ci mówiłem o przeżywaniu mnie "głupim pierdem"? - roześmiał się (dość ponuro, przez ostatnie wydarzenia, ale jednak) chłopak i zaczął czochrać Azjatkę, co bardzo ją rozśmieszyło.

- Zostaw! - zachichotała. Wyrwała się z uścisku kowboja i spytała, stojąc na palcach, jakby próbowała ukryć fakt, że ma tylko jedenaście lat. - Słuchaj... Pograłbyś ze mną w Simsy?

- Nie możesz pograć sama? - westchnął Jesse. - A jak już chcesz pograć z kimś, to nie możesz spytać Angeli? Przecież lubi z tobą to robić.

- No tak, ale... Jest zajęta - westchnęła dziewczynka i zaczęła się bawić swoimi zwisającymi kolczykami w kształcie małych główek Hello Kitty.

- Niby czym? - zdziwił się McCree. - Przecież ostatnio nikt nie był ranny, prawda?

- Prawda, ale... Podobno, gdy Fareeha była na misji, to znalazła jakiegoś chłopaka w "masakrycznym stanie" jak to ona określiła... - mruknęła Hana, nadal nie dając spokoju kolczykom. - Jest prawie cały w gipsie... Ale do rzeczy. Gramy, czy nie? Przecież drabinka do basenu sama się nie usunie.

Jesse na dźwięk tych słów aż wybuchnął śmiechem i prawie zapomniał o incydencie z Hanzo. Nie wiedział, że jedenastolatka może być taką sadystką... Nawet, jeśli obiektami jej okrucieństwa były zlepki pikseli przypominające ludzi wyświetlane na ekranie komputera.

***

- Jak się nazywasz?

Angeli początkowo odpowiedziała tylko niezręczna cisza. Zielonowłosy chłopak nadal nie odpowiadał, mimo dwugodzinnych prób lekarki.
Doktor sprawdzała nawet, czy na pewno nie uszkodziła jego strun głosowych, czy coś w ten deseń, ale to była jednak kwestia tego, że chłopak zwyczajnie mógł, ale nie chciał mówić.

Mercy westchnęła i sięgnęła po kolejną rolkę bandaży, gdyż jeden z opatrunków chłopaka był stosunkowo brudny.

Gdy opatrywała go, obdarzył ją nieśmiałym spojrzeniem. Blondynka mimowolnie się uśmiechnęła na widok tego gestu. Kiedy skończyła, Azjata skinął głową, jak gdyby w geście podziękowania.

Usiadła do biurka i zajęła się pracą. Miała obowiązek zapisać, że pojawił się u niej nowy pacjent, ale... Jak miała go odnotować, skoro nie był nawet łaskaw wyjawić jej swego imienia? Kobieta westchnęła, i zaczęła nerwowo stukać o klawiaturę komputera przedłużanymi, pomalowanymi na jasnoróżowy kolor paznokciami.

- Genji Shimada - powiedział chłopak, tak, jakby słyszał myśli lekarki.

***

HALO ALO
Witam ogólnie wszystkich, przepraszam za długie niepisanie, ale no, leniwa jestem.
A tak poza tym - przepraszam, za taki dramowaty i enigmatyczny rozdział i w ogóle, ale w następnym prawdopodobnie będzie tak awww i trochę rzeczy się wyjaśni (nigdy nie piszę w przód, na zapas).

Do następnego! >:3

P.S
Nie wiem, dlaczego wstawiłam tu tego mema. Naprawdę XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro