Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

Zapach i szum morza, fale rozbijające się o skały. Piana, powstająca wskutek spotkania wody z piaskiem.

Te doznania były dla McCree pewnego rodzaju ucieczką od rzeczywistości. Czasem cała harówka związana z byciem pełnoprawnym członkiem Overwatch przerastała go, mimo że miał już dwadzieścia jeden lat i trzy cztery lata szkolenia na karku, dlatego od czasu do czasu wymykał się z Posterunku Gibraltar i przychodził na pobliską dziką plażę. Dzisiaj też był taki dzień, a dokładnie, to został "zdecydowanie pouczony" przez Morrisona, oraz skrzyczany i wygoniony z pokoju przez Fareehę (dziewczyna wchodziła w "trudny okres" i chyba dostała pierwszej miesiączki).

Rozłożył swoje czerwono-żółte ponczo na piasku i na nim usiadł. Rozkoszował się widokami, pomyślał, że do pełnej satysfakcji brakuje mu tylko drinka i telefonu, żeby posłuchać jakiejś muzyki.

Jednak już po chwili, styrany trudami dnia, zasnął w przeciągu zaledwie kilku minut, tuż po tym, jak się położył.

***

Gdy się obudził, słońce już zaczęło zachodzić. Przeklął paskudnie pod nosem i miał się już zbierać, bo takie zniknięcie raczej nikogo w Overwatch specjalnie by nie ucieszyło, najprawdopodobniej zostałby znów ukarany, czyli znowu zmywałby naczynia.

Jednak gdy zaczął się podnosić, poczuł się... dziwnie. Jakby ktoś go obserwował. Aż się wzdrygnął na myśl o okolicznościach, kiedy czuł się tak ostatnio. Jednak tym razem nie mierzono do niego z karabinu snajperskiego, tego był pewien, co nie zmieniało nadal faktu, iż czuł, że coś jest nie tak.

Postanowił chwilę się nie ruszać i udawać, że śpi, ocenić, kto, i dlaczego się na niego gapił. Jednak, jak się przekonał, zamknięcie oczu to pewnego rodzaju utrudnienie w takiej sytuacji i nie było to zbyt efektywne.

Minęło może z pięć minut, a Jesse nadal nic nie usłyszał, a uczucie bycia obserwowanym nie ustawało. Kowboj czuł się trochę zaniepokojony, bowiem oprócz szumu morza i dźwięku swojego niespokojnego oddechu nie słyszał nic, a co za tym szło, nie miał bladego pojęcia, gdzie mógł stać jego prześladowca, a tym bardziej - czy był to wróg, czy też ktoś całkowicie nieszkodliwy. To przypominało trochę grę w chowanego, z jedną, "małą" różnicą, albowiem szukający miał zawiązane oczy.

Po kolejnych pięciu minutach spędzonych w absolutnym milczeniu, Teksańczyk usłyszał w końcu dźwięk inny od tych, które dotychczas tylko słyszał. Plusk. Jakby ktoś był w wodzie, za skałami po jego prawej stronie.

Szybko się zerwał i pobiegł zdemaskować swego prześladowcę.

Jednak tego, kogo zobaczył się nie spodziewał.

W wodzie siedział topless długowłosy Azjata. Zdaniem McCree - zniewalająco przystojny.

Z kolei chłopak podglądający Jesse'go nie był w sosie na kontemplowanie urody kowboja. Chlusnął wodą w oczy chłopaka, zresztą z zadziwiającą wręcz precyzją.

- Ej! Zaczekaj! Kim jesteś, czemu...

Tajemniczy osobnik nie odpowiedział mu, bo już dawno znajdował się poza zasięgiem wzroku McCree.
Zostawił Jesse'go mokrego, i do tego zupełnie zdezorientowanego zaistniałą sytuacją.

***

Kowboj wrócił w absolutnym milczeniu wrócił do bazy. Nie miał zamiaru nikomu mówić o dzisiejszym spotkaniu z tajemniczym chłopakiem.

Zastanawiał się - jak on właściwie się tam dostał? Z tego, co było mu wiadomo, tamta plaża leżała w obrębie bazy i był to teren wojskowy...

Westchnął ciężko i wszedł bo budynku, gdzie powitał go Reyes, z wyrazem rozczarowania na twarzy.

- Gdzieś ty znowu polazł? - westchnął, i popatrzył w oczy kowboja z wyrazem twarzy "mój syn to rozczarowanie".

- Nie twoja sprawa - mruknął speszony i oddalił się do swojej kwatery.

Chwilę nie wiedział co robić, powinien powiedzieć o tym innym?

Jeszcze nie zdecydował, ale jedno wiedział na pewno. Wróci na tę pieprzoną plażę i znajdzie tego cholernego chłopaka.

***

Chciał poświecić się poszukiwaniom w całości, co spowodowało, że obudził się o, nieludzkiej dla niego godzinie siódmej dziesięć. Był właściwie na wpół przytomny i wiedział, że zapewne wypije ze dzbanek kawy. Na śniadaniu pojawił się właściwie jako pierwszy, przynajmniej tak mu się wydawało. Gdy tylko przekroczył próg stołówki, wbiegła do niej błyskawicznie Tracer.

- O, Jesse? Zawsze przychodzisz ostatni! - uniosła się brunetka, zdziwiona, a następnie podejrzliwie zmarszczyła brwi. - Czy na pewno jesteś tym samym Jesse'm, którego znam?

- A ty jak zwykle, pierwsza na mecie, co? - powiedział McCree, z nutką ironii w głosie, nakładając sobie monstrualną wręcz ilość bekonu na talerz.

- No przecież nie mogłam uwierzyć własnym uszom, gdy usłyszałam, że będzie black pudding (taka brytyjska jakby-kaszanka z krwią) I pobiegłam się przekonać. I jest! - Brytyjka była aż zbyt podekscytowana. - Nareszcie, moje najskrytsze marzenia o full English breakfast się ziściły. Muszę to gdzieś opisać, czy co.

- Nie bój się, i tak nikt nie zabrałby ci tego paskudztwa - zaśmiał się McCree, nalewając sobie kawy i siadając przy stoliku. - Poza tym, dziewczyno, jakim cudem, ty po takiej mieszance wybuchowej jaką jest bekon, tosty, jajka sadzone, fasola, to... coś... jakim cudem ty jesteś taka chuda?!

- Cóż, w przeciwieństwie do ciebie ja nie żrę bekonu codziennie i nie zapijam go kawą - mruknęła dziewczyna, ze złośliwym uśmieszkiem. - A właściwie, to po co wstałeś tak wcześnie? Przecież dzisiaj mamy praktycznie wolne...

- Musisz się tak wszystkim interesować? - westchnął kowboj. Nie zwykł być nieuprzejmym, ale bardzo nie lubił, gdy ktoś wtrącał się w jego sprawy.

- Tak, muszę - Lena wyraźnie postawiła na swoim.

- Eh... Idę w takie... ustronne miejsce... posiedzieć... i... tak się składa, że po prostu ze mną nie pójdziesz.

- Ej no! - oburzyła się. - No proszę, nie chcę znowu niańczyć Hany, albo, co gorsza, pomagać Reinhardtowi pielić grządki w ogródku!

Tracer użyła swojej najbardziej przerażającej techniki manipulacyjnej - oczu szczeniaczka.

- Ehhh, niech ci będzie - westchnął Jesse. - Ale nie waż się nikomu ani słowem odezwać, co robiliśmy, gdzie byliśmy, ani co widzieliśmy!

- Aj-aj!

***

- Mogłeś mi powiedzieć, że będziemy na płazy, to wzięłabym chociaż strój kąpielowy... - jęknęła Lena.

- Boże, mówisz mi to już trzeci raz - roześmiał się McCree. - Czy tak trudno ci pobiec po ten strój?

- Eh, dobra... Ale nie będę biec - jak powiedziała, tak zrobiła i oddaliła się do dormitoriów po ten nieszczęsny ciuch.

Tymczasem Jesse nasłuchiwał, czy tajemniczego chłopaka nie ma gdzieś w pobliżu. Co prawda, po trzech godzinach bezsensownego gadania z Leną i grania z nią w Uno właściwie stracił wszelkie nadzieje na powodzenie, ale teraz dostał jak gdyby drugiego zastrzyku nadziei.

I faktycznie, w końcu coś usłyszał, a potem zobaczył. Albo raczej kogoś. Tym kimś był nie kto inny, jak tajemniczy długowłosy, którego spotkał poprzedniego dnia. Tym razem jednak, widząc Jesse'go nie uciekał.

Wszystko w jego wyglądzie się zgadzało - długie, czarne włosy, ciemne oczy, zgrabna sylwetka. Był jednak jeden szczegół, którego wcześniej nie zauważył.
Chłopak miał rybi ogon.

..................

NAPISAŁAM TO W 3 DNI I WYSZŁO NIE NAJGORZEJ WTF
I JESTEM PUNKTUALNIE NA WALENTYNKI ŁUUUU

Więc czy można powiedzieć, że to opowiadanie to "Valentine's Day Special"? 😂

W każdym razie: mam nadzieję, że koncept Hanzo-syrenki nie odrzuca was na tyle, by zniechęciło to was do czytania dalszej części tego... czegoś. XD

nara hehe

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro