84
//dziękuję za 200k!!! love you a lot
z tej okazji najdłuższy rozdział w historii mc
Bo co powinna zrobić dwójka chłopaków, którzy nawet nie do końca się znają, czy też lubią, gdy zostają zamknięci w Mc Donaldzie bez możliwości wyjścia?
— Cholera, cholera, cholera, cholera, cholera, no ja pierdole.
Stali na środku niewielkiego pomieszczenia, które zapełnione było solidnymi kartonami pełnymi kubków, tac oraz innych rzeczy.
Jadłodalnia właśnie się zamykała. Jeden z uwięzionych chłopaków był doskonale świadom tego, że będą zmuszeni do spędzenia w niej nocy, jeżeli nie przekonają młodszego przyjaciela do otworzenia drzwi oraz wypuszczenia ich.
— Tae-tato — zaczął niespokojnie kasjer, uderzając nerwowo piąstką w białe drzwi. Specjalnie użył nawet żałosnego, żartobliwego zwrotu, żeby nakłonić ciemnowłosego do uchylenia wrót. Niestety, nadaremno. Zamiast otworzonych drzwi, otrzymał tylko zdegustowane, zszokowane spojrzenie chłopaka o miętowych włosach, który miał wrażenie, jakby znalazł się w jakiejś kiepskiej komedii. — Idioto, co ty robisz? Otwórz to! — Park podniósł głos z błagalnym wyrazem twarzy, marszcząc przy tym brwi z bezrandości.
Oboje byli świadomi tego, kto zainicjował całą tę sytuację — zwariowany Kim oraz jego pomocnik Jungkook, który pomino rozsądku, zgadzał się na głupie pomysły starszego.
—To jak zawsze wina tego osła z uciekającym okiem, mówię ci — burknął Yoongi, opierając się o ścianę z założonymi rękoma na klatce piersiowej. — Zawsze wina leży po jego stronie. Nawet jak teoretycznie nic nie zrobił.
— Jasne, może bym w to uwierzył, gdybym nie znał Taehyunga. Czasem nawet smycz go nie ogranicza — Zaśmiał się Jimin, chociaż ani jednemu, ani drugiemu nie było wcale do śmiechu. Mieli ochotę wręcz płakać na myśl o spędzeniu nocy w Mc Donaldzie. Wdychanie zapachu starego oleju, siedzenie na kartonach i układnie domków z granatowycy tac wydało im się niezbyt fajnym sposobem na spędzenie weekendu. — Poza tym, chciał nas ze sobą poznać, więc wszystko składa mi się w logiczną całość, chociaż Tae się logiką raczej nie kieruje.
I to było prawdą, logiczne myślenie oraz Kim nie do końca się lubili. Chłopak utożsamiał się z szaleństwem oraz spontanicznością.
— Mógłby zacząć, bo nie chcę umrzeć z głodu lub wyniszczenia organizmu w schowku w Mc Donaldzie — marudził starszy.
Następnie tylko wziął głęboki wdech, siadając na największym kartonie oraz jęcząc przy tym z bezradności i zdenerwowania.
— Umrzeć z głodu na zapleczu Mc Donalda? — powtórzył blondyn, unosząc przy tym jedną brew. — Słuchaj, prędzej zaliczysz zgon przez zatrucie pokarmowe tym pseudo-jedzeniem, to po pierwsze — sprostował, odchodząc powoli od drzwi oraz siadając na jednym z wielkich, solidnych kartonów obok popularnego młodzieńca o kolorowych włosach. — Chociaż ty tu jesz codziennie, więc chyba jesteś już odporny na te toksyny.
— Słuchaj, bardzo lubie frytki, a mam uczulenie na ziemniaki. Znasz lepsze rozwiązanie niż Mc Donald?
— Batat i zdrowy styl życia.
— A coś tańszego?
I nagle usłyszeli zza drzwi donośny oraz niski głos chłopaka, który zamknął ich w pomieszczeniu przepełnionym tacami oraz desperacją: — Przecież Mc donald jest całkiem zdrowy i na dodatek tani. Nawet wegetarianie by się tu odnaleźli. W końcu tutaj mięso nie do końca jest nawet mięsem, a bycie wegetarianinem jest bardzo zdrowe!
Restauracja zamykała się za pięć minut, a otwierała dopiero po wschodzie słońca, więc mieli oni ostatnie sekudny na przekonanie szalonego szatyna do uchylenia drzwi, za którymi ich zamknął, chociaż definiywnie nie mieli na to szans. Najmłodszy spośród ich trójki specjalnie wziął kluczyki Jimina, by móc zamknąć ich i w schowku, i w całym obiekcie.
— Tae, wypuść nas i nie odpierdalaj — Słysząc chłopaka nieopodal, Park ponownie odezwał się do niego, zwracając z powrotem w stronę wielkich drzwi.
— Nie ma mowy, synu — odparł Kim z triumfalnym uśmiechem. I chociaż ani Jimin, ani Yoongi go nie widzieli, pewni byli, że właśnie szczerzył się po drugiej stronie drewnianego mebla, decydującego o długości jego życia. W końcu gdyby dwójka koreańczyków jakimś cudem się przez nie przedostała, z pewnością utopiliby Taehyunga w oleju z frytkownicy. — Najpierw musisz coś zrobić...
— Ohh, Taehyung, niby co? — jęknął chłopak, nie ukrywając poirytowania. Stresował go również brak czasu i to, że mogą tu zostać na całą noc, czego oboje woleli uniknąć. — Nie będę robił niczego, co—
— W takim razie zostanicie tu na noc, dobranoc synu oraz zięciu - podsumował, oddalając się od drzwi oraz śmiejąc pod nosem.
— Czekaj — Do rozmowy włączył się chłopak o miętowych włosach, który dotychczas siedział cicho i tylko zabijał resztę morderczym spojrzeniem. — Zrobimy co tam chcesz, świrze. Powiedz tylko dokładnie o co ci chodzi i otwórz to.
— Oj, Jiminnie już dobrze wie o co — powiedział w dość specyficzny sposób, na co blondyn od razu otworzył szerzej oczy.
Miał rację, Park doskonale wiedział, co Taehyung chciał, żeby zrobił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro