83
Przeklinając pod nosem oraz obrzucając młodszego przyjaciela najgorszymi obelgami, dotarł do wyznaczonego miejsca, którym (jak zawsze) była ekskluzywna jadłodalnia o nazwie "Mc Donald".
Odgarniając rzadkie i zniszczone od ciągłego farbowania włosy, westchnął pod nosem, rozglądając się po całej knajpie. Przed zamknięciem nie było tłumów, tylko pojedyńcze jednostki.
W żadnym miejscu nie znalazł ów telefonu. Swoją drogą, po znalezieniu bardzo miał ochotę rozwalić go o podłogę za marnowanie jego czasu.
Po kilkuminutowym szukaniu, finalnie skierował się do wejścia przeznaczonego wyłącznie dla personelu, stając przed wielkim napisem "Nieupoważnionym wstęp wzbroniony".
Czytając tę informację, zawahał się, przygryzając przy tym wargę i zastanawiając się czy powinien tam wejść, czy też nie.
Oczywiście, że nie, ale...
— A pierdolę — wymamarotał, chwytając za klamkę z zamiarem otworzenia drzwi, które skierować go miały na zaplecze po różowego iphonika Jungkooka. Niestety, nie otworzyły się one, a Yoongi momentalnie uświadonił sobie, że potrzebny jest do nich kod.
Zastanawiając się chwilę nad potencjalnym zestawieniem liczb oraz ilorazem inteligencji pracowników ów miejsca, postanowił, że jako szyfr spróbuje wpisać "1234". Nie był wcale zaskoczony, że zadziałało.
Poniekąd dumny z siebie (ale nadal sfrustrowany) przekroczył próg biało-zielonych drzwi, wchodząc do pomieszczenia, w którym powstawało pseudo-jedzenie.
Niby zawsze widział je, gdy zaglądał za kasy, ale z tej perspktywy wyglądało o wiele bardziej przerażająco.
Zapach starego oleju oraz widok nieświeżych składników uświadomił mu jakie gówno prawie codziennie je na obiad.
Postanowił jednak nie zadręczać się tym, kierując na zaplecze oraz nie zwracając uwagi na drobnego chłopaka, który prawie usypiał przy kasie, przeliczając wszystkie pieniądze.
Niepewnie uchylił wielkie drzwi, wchodząc. Na jego nieszczęście, zaskrzypiały one lekko, przykuwając uwagę pracownika.
Wiedząc, że jest w sytuacji bez wyjścia, zaczął szukać przedmiotu, po który przyszedł, lekko zestresowany zbliżającym się kasjerem, który podejrzliwie stąpał w kierunku magazynu.
Oczywiście, znając życiowe szczęście Yoongiego, telefonu nigdzie nie było, tak samo jak drogi ucieczki.
Nim obejrzał się, w tym samym pomieszczeniu znajował się pracownik, który akurat kończył swą zmianę.
Obrzucił go pytającym spojrzeniem, podchodząc bliżej z założonymi rękoma na klatce piersiowej.
— Yoongi? Co ty tu robisz? — zaczął pretensjonalnym tonem, marszcząc przy tym nierozumnie brwi. — Przecież wiesz, że nie można tu wchodzić. Zapewne umiesz czytać, inaczej pracowałbyś tu ze mną.
Min westchnął ciężko, nie do końca wiedząc co powinien w ów sytuacji powiedzieć. Ostatecznie postawił na prawdę, gdyż był zbyt leniwy, by kłamać i wymyślać alternatywną historię zdarzeń.
— Przyszedłem po telefon dla mojego przyjeciela, potocznie nazywanego skończonym idiotą z autyzmem oraz z okiem uciekającym bardziej i dalej, niż ja miałbym ochotę uciec teraz.
— Dla Jungcocka? — spytał młodszy, unosząc jedną brew. — Ale jego tu nawet nie było. Ani dzisiaj, ani też wczoraj — dokończył z powagą w wysokim głosie, patrząc na zbitego z tropu chłopaka.
Momentalnie oboje zaczęli zastanawiać się nad tym, co musieli zrobić w życiu źle, aby znajdować się akurat w takiej sytuacji w weeknedowy wieczór.
A w odpowiedzi otrzymali jedynie dźwięk zatrzaskujących się drzwi oraz śmiech Taehyunga.
— Cholera.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro