Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Melodia kropel zakazanych

Tafla szkła niczym membrana łapczywie chłonęła każde uderzenie, by oddać je z możliwą tylko sobie gracją. Pośród harmonijnych dźwięków, jakie wydawały, konające krople deszczu zdarzały się gwałtowne, chaotyczne i niezgrabne uderzenia, poprzedzane grą światła. Burza, wysłanniczka żywiołów dumnie trwała nad miastem. Deszcz niósł oczyszczenie, koił, uspokajał, usypiał. Studził ziemię skopaną w resztkach letnich marzeń i złudzeń. A ich opary niosły się w niebo.

Wszytsko śniło. Śniło w chłodnej wilgoci. Śnił też on.

Akasuna No Sasori, w swoim zwyczajem przesiadywał w jednej z uczelnianych sal, pochylając się nad swym wysłużonym notatnikiem. Wsłuchiwał się w zachrypnięty głos wykładowcy, skrobiąc niedbale kolejne znaki. Wszytsko to trwało do chwili sennego znużenia.

Nie rozkoszował się koncertem natury, choć ten z każdą chwilą zdawał się, próbować uwieść go na nowo. Jakież popełniłby, świętokradztwo odrywając wzrok od rozkoszy, która roztaczała przed nim swe wdzięki? Wszakże i ona należała do świata natury! Burza domagała się aprobaty, pragnęła jej równie silnie, co siedząca naprzeciwko kobieta. Cały paradoks sytuacji polegał na tym, że żywioł pozostawał gwałtowny w całym swoim jestestwie. Dumny, pewny, zachłanny. Zaś byt słabszy, którym była kobieta, postanowił przybrać pruderyjną maskę. Maskę delikatności, kruchości z dziwnymi zarysami pewności, której istnienia pojąć nie był zdolny. Jego zadaniem było obnażenie kobiety. Zdarcie z niej obłudy, a nade wszystko... i nie tylko...

Spokojna dotąd linia warg drgnęła, przybierając szelmowski uśmiech. Był drapieżnikiem. Oboje zdawali sobie z tego sprawę. Oboje wiedzieli również, że ot... przyszło im stoczyć kolejną rozgrywkę, którą los przesądził z góry.

Tkwili w bezruchu, skamieniali. Ona niby oszołomiona, niby przerażona obcością sytuacji. On w przeciwnym dla siebie sposobie realizowania swych postanowień, przedłużał nadejście konfrontacji.

- To wręcz absurdalne. Usilnie starasz się być zauważona? - Szepcze tak melodyjnie, jak tylko zezwalają na to struny.

- Twoje uznanie nie jest tak cenne, jak pragniesz - Jasne wargi kobiety poruszyły się nieznacznie.

Amok? Paraliż? Przerażenie?

Sasori tym krótki zbiorem słów mógł określić skutki, jakie towarzyszyły przełomowi jego znajomości z [Imię]. Przy czym i to zdawało się prozaiczne...

Ot kilka dni temu przyszło mu przyswoić informację, wedle której na wydziale pojawiła się nowa studentka. Akasuna obserwując cały cykl towarzyszący roku akademickiemu, był gotów przyjąć wiadomość do swojej świadomości. Doskonale zdawał sobie sprawę, że w przeciągu połowy semestru część studentów wpada na jakże genialne ich zdaniem pomysły. Kuszeni własnymi ambicjami, a właściwie naiwnością decydują się podjąć na nowo trud przyswajania wiedzy tymże razem na zupełnie innym kierunku. Inni złudnie przekonani o swojej umiejętności gospodarowania czasem starają się w biegu przyswajać materiał dwóch kierunków. Ostatecznie należy wyróżnić grupę składającą się z cwaniaczków -studentów wymigujących się sprawie zbitką wymówek, którą sprawie eliminuje sama uczelnia.

Nowa studentka była przypadkiem o tyle ciekawym, że nie należała do żadnej z grup. Po prostu zjawiła się pewnego dnia na wydziale i już. Ten fakt Sasori gotów był również przyswoić...

Problem polegał na tym, że nie mógł mimo najszczerszych starań zaklasyfikować młodej kobiety do grona osób niegodnych jego uwagi. Po prostu było to absolutnie niewykonalne!

[Imię] była na tyle łaskawa, by nie zagarniać dla siebie przestrzeni sali wykładowej swoim jestestwem. Nie rzucała się w oczy w żaden sposób. Właściwie do czasu... czyli do momentu, w którym którykolwiek z prowadzących postanowił wyjść do grupy z pytaniem lub próbą nakłonienia grupy znudzonych studentów do wypowiedzenia się w danej dziedzinie. W ów czas zagarniała całą przestrzeń wypowiedzi. Jego przestrzeń!

Kilkukrotnie udało jej się zmusić Akasune do podjęcia dyskusji. Oczywiście fakt ten sam w sobie nie był zły. Możliwość przeprowadzenia konwersacji z kimś posiadającym tak fachową wiedzę stanowił dla niego swego rodzaju rozrywkę, a nawet jeśli nie czerpał z polemiki przyjemności, wykorzystywał ją do utrwalenia własnej wiedzy. Problematyczna kobieta, zamiast pojąć w przeciągu kilku słownych potyczek, że nie powinna się zbytnio wychylać, wchodziła w nie coraz częściej, za każdym razem jakby lepiej przygotowana.

Wszystko ma jednak swoje granice, w tym cierpliwość Sasoriego.

Seria błyskawic przecięła niebo. Krótka kaskada światła przemknęła przez opustoszałą już salę wykładową. Białe ławki z przysuniętymi krzesłami znajdowały się w idealnym, nienaruszonym ustawieniu. Tablice multimedialne już dawno zakończyły wyświetlanie ostatniego slajdu. Zniknął zapach kredy, zmieszany z aromatem kawy, swądem papierosów i korowodem perfum. Jedynym co miało prawo unosić się w powietrzu, był splątany oddech dwójki studentów.

Ona, kuliła się, łapczywie pragnąc zachować tylko dla siebie swoją przestrzeń. On napierał z wolna. Ostrożny i przenikliwy. Rozpostarł dłonie na jasnej powierzchni, blokując jej uda pomiędzy nimi.

- Bo widzisz, chodzi o to, że czasem nie warto w tak obrzydliwie ordynarny sposób zaznaczać swojej obecności.

Przybliżał się wolno. W tej jednej, jedynej chwili mógł pozwolić sobie na marnotrawstwo czasu. Aż zezwolił jej poczuć dotyk jego dłoni na swoim policzku. Gładził wierzchem dłoni przyjemnie gładką powierzchnię, kradnąc jej ciepło. Jakże niewiele czasu potrzebował, by zapragnąć więcej. Palce oploty kosmyki włosów. Skąd w nim ta zachłanność? Usta natarczywie spijały jej słodycz.

- ... zatem to oczywiste, że tego typu sformułowanie jest niewłaściwe — Głos nowej studentki odbił się echem w jaźni Sasoriego, wyrywając go z samego epicentrum sceny, którą rozgrywał we własnej wyobraźni.

Przeklęta dziewczyna!

Zjawia się taka... taka nie wiadomo skąd i nie wiadomo po co! Zagarnia jego przestrzeń! Usiłuje pozbawić go autorytetu! Kto wie, może nawet planuje ośmieszyć i tym samym pomniejszyć jego zasługi oraz triumfy! I wciąż nie jest jej mało! Bezczelna najpierw wprowadza go w stan zamyślenia, wkrada się podstępnie w jego myśli i ma czelność go z nich wyrywać!

Tak być nie będzie!

Akasuna wykonał kilka prostych ruchów, które stanowiły sumę skrycia wszelkiej własności na dnie czarnej torby. Obdarował siedzącego obok blondyna spojrzeniem wypełnionym oburzeniem, po czym wyszedł.




Herbata już dawno przestała grzać dłonie, mimo to Sasori nie miał zamiaru opróżnić zawartości papierowego kubka, ani też pozostawić go w spokoju. Przyglądał mu się z uporem. Właściwie utkwił zawistne spojrzenie w nadrukowanej na powierzchni kubka grafice - sceneria deszczu osaczała go niemalże z każdej strony.

- Ano... Sasori-senpai - Usłyszał obok.

Bezczelność tej dziewczyny nie zna granic? Czy też postawiła sobie za cel sprawdzenie jak duża jest jego cierpliwość?

Westchnął, kiedy zrozumiał, że jego twarz, zamiast przekazać, by pozostawiono go samego sobie, przybrała wyraz graniczący między zdziwieniem, a dumą. Senpai? Słyszał to słowo każdego dnia. Odbijało się w jego świadomości z równie dużym obrzydzeniem, co w jaźni Deidary, do którego przydomek notorycznie kierowano.

- Powinnam cię przeprosić. Nie chciałam, żebyś przeze mnie wyszedł z sali. To nie tak, że chce pokazać, że się mylisz. Szanuje twoje zdanie. Rozumiesz, prawda? Bardzo cię przepraszam za całe to zajście.

Uniósł brew, analizując każde słowo, każdy gest i wszelką otoczkę towarzyszącą wypowiedzi oponentki.

- Nieważne - Odwrócił wzrok, wystawiając w kierunku [Imię] dłoń, po czym zamachnął nią w powietrzu.

Był pewny, że dziewczyna odczytała sygnał, aby pozostawiono go w spokoju. Ba! Mógł się założyć, że potraktowała to jako kolejną wygraną rundę, a mimo to postanowiła zamęczać go w dalszym stopniu.

- Bo widzisz... - Coś zaszeleściło - kiedy wyszedłeś poproszono nas o przygotowanie w parach projektu. O zobacz tu mam zanotowane - Pomalowany na czerwono paznokieć uderzył w jakiś punkt na papierze -Pomyślałam, że razem moglibyśmy zrobić coś naprawdę niesamowitego.

- Przepraszam, ale nie mam teraz czasu.

Czy gdyby zniknęła równie szybko, jak się pojawiła ktoś zwróciłby na to uwagę?

Krzesło zaszurało, kiedy dostawił je na powrót do stolika uczelnianej kafejki. Odwrócił się, kątem oka obserwując zmieszanie malujące się na twarzy dziewczyny.

Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć... kroków. Jeszcze kilka i opuści korytarz, zniknie za automatem z szybkimi przekąskami i znajdzie się przy wejściu głównym.

- Ej! Nie przejmuj się nim, ma chyba gorszy czas ostatnio - Deidara nawet nie wiedział ile prawdy kryje się w jego słowach - rozumiem, że jeszcze nikogo nie znasz, hm? Możemy zrobić to zadanie razem.

Sasori dokonał najkrótszej z możliwych analiz. Dokładnie studiując wszelkie za i przeciw. Wedle jego zestawień danych wynikało, że gdy tylko Deidara znajdzie sobie kogokolwiek do wykonania projektu on będzie zmuszony pracować z Tobim lub Hidanem. Możliwość współpracy z Uchihą była znikoma, bo ten z pewnością został już włączony do grupy z Kisame.

Cholera!

Obrót na piecie. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć... kroków. I już był w punkcie wyjścia.

- Zaczniemy jutro zaraz po zajęciach! - Oznajmił nacierając orzechowym spojrzeniem w postać blondyna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro