Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

37.3

           Ponownie skrzyżowałam moje spojrzenie z Aleksandrem, czekając na jego ruch. Jasno i wyraźnie wyraziłam swoją prośbę i liczyłam na to, że mnie posłucha. Nie chciałam kolejnej kłótni, zwłaszcza że czekała mnie trudna rozmowa z narzeczonym. Liczyłam na taryfę ulgową ze strony byłego.

    Naiwnie.

    — Cecylio, ale nie dałaś mi wytłumaczyć, nie próbujesz nawet zrozumieć, co do ciebie mówię — oznajmił, uderzając otwartą dłonią w ścianę.

    Nie był to agresywny gest, nie, prędzej przejaw bezsilności.

    Było mi go żal. Nie podejrzewałam, że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale znajdowałam się wtedy w takim momencie życia, że nie odczuwałam złości pod jego adresem. Nie. Zdołałam pogodzić się z jego odejściem i tym, co przyniósł mi los.

    W tej dwójce był tylko jeden mężczyzna, który mógł mnie zmiażdżyć doszczętnie i nie był to Olek.

    Pokręciłam z rezygnacją głową i podeszłam do niego, opierając dłoń na jego ramieniu. Nie miałam pojęcia, dlaczego pojawiła się u mnie potrzeba dotknięcia go, ale po prostu to zrobiłam.

    — Olek, to koniec. Między nami już dawno wszystko jest zakończone i nie ma opcji, by to naprawić. Nie ma słów, które mogą ocalić coś, co już dawno nie istnieje — powiedziałam i przeniosłam dłoń na jego policzek. Uśmiechnęłam się smutno. — Wybaczyłam ci. Nie mam żalu ani pretensji, ale dokonałeś wyboru. Dawno temu. I ja również go dokonałam — dodałam, wzdychając cicho.

    Theo się nie wtrącał. Stał z boku, krzyżując dłonie na wysokości klatki piersiowej i uniósł ze zdziwieniem brwi. Obydwoje byli równie mocno zaskoczeni moim zachowaniem.

    — Koti — zaczął, ale gestem dłoni nakazałam mu milczenie. Nie mogłam pozwolić mu na to, by mi przerwał.

    — Wybaczyłam ci, że złamałeś mi serce. Rozumiem, że musiałeś wybrać i wydawało ci się, że to słuszny wybór. Nie potępiam cię, ponieważ wybrałeś rodzinę, rozumiem to, ale... dla nas nie ma już przyszłości. Bez względu na wszystko, niezależnie, jak ułoży się moja przyszłość, nie mamy przyszłości. Dlatego proszę cię, wyjdź — zakończyłam myśl, oddalając się.

    Zrobiłam jednak tylko jeden krok w tył, ponieważ Olek złapał mój nadgarstek, zatrzymując mnie w miejscu.

    Theodore ruszył do nas, ale gestem dłoni nakazałam mu, by się nie wtrącał.

    — Kocham cię — wyszeptał niemalże bezgłośnie i pokonał dzielącą nas odległość, by mnie objąć.

    Nie oponowałam. Zarzuciłam ramiona na jego kark i przytuliłam go. Po raz ostatni. Na dłuższy moment, pozwalając mu na to, by przetrawił tę informację.

    Trwaliśmy tak w milczeniu. Dobre kilka minut, aż w końcu się odsunął. Rzucił mi ostatnie zbolałe spojrzenie i skupił się na moim narzeczonym.

    — Wygrałeś — podsumował.

    — Nie, w nic nie grałem, by cokolwiek tutaj wygrać. To moje życie, nie zabawa — odparł natychmiastowo Theo, kręcąc z niedowierzaniem głową. Wyciągnął swoją dłoń w kierunku drugiego. — Może kiedyś, może w przyszłości... — przerwał, licząc na to, że Aleksander odczyta jego zamiary.

    Tak też było. Olek pokiwał głową, wysilił się nawet na nieznaczny uśmiech i uścisnął jego dłoń. Nic więcej jednak nie powiedział. Odwrócił się i opuścił moje mieszkanie, a my zostaliśmy tylko we dwoje, wpatrując się w drzwi, które chwile wcześniej zostały zamknięte.

    — Nim zaczniemy, nim postawisz na mnie krzyżyk, mogę cię pocałować? — zapytał, sprawiając, że skupiłam całą swoją uwagę na jego twarzy.

    Dopiero teraz zauważyłam cienie pod jego oczami i zarost, którego nie zdołał zgolić. Wyglądał na udręczonego. Chwilę zajęło mi przetrawienie jego słów. Nie brzmiały zbyt obiecująco, zupełnie tak jakbym miała go znienawidzić po rozmowie.

    — Ja... co? — zapytałam głupio.

    — Och, pieprzyć to — oświadczył i pokonał dzielącą nas odległość, by zatrzymać się dosłownie milimetry ode mnie. Przełożył delikatnie kosmyki moich włosów za ucho, jednocześnie przesuwając palcami po karku.

    Nie był to zbyt intensywny dotyk, ale wystarczył, by wzdłuż kręgosłupa przebiegł znajomy mi dreszcz. Powoli zbliżył swoje usta do moich.

    Wiedziałam, że był to zły pomysł, ale nie miałam pojęcia, czy naprawdę tego nie chciałam. Nie zrobiłam nic, by się odsunąć, więc złączył nasze usta.

    Dłoń przyłożył do nasady moich włosów, a drugą na dole pleców, dociskając mnie do siebie.

    Objęłam go, a on odczytał to jako sygnał, by pogłębić nasz pocałunek.

    Po chwili przerwał i spojrzał mi w oczy. Palcem wskazującym przejechał w dół od mojej szyi, aż do obojczyka, robiąc niezidentyfikowane wzorki na odsłoniętym fragmencie piersi.

    Nasze oddechy były podobne, krótkie i urywane. Obydwoje czuliśmy chemię, która była pomiędzy nami, a jednocześnie wiedzieliśmy, że to byłaby próba odwleczenia nieuniknionego.

    Przyjemna próba.

    Delikatnie uderzyłam dłonią w jego tors i złapałam materiał jego koszuli pomiędzy palce, bawiąc się nią.

    — Cholernie mocno cię kocham, ale nie możemy, muszę poznać prawdę — skomentowałam, opierając czoło na jego ciele.

    Przymknęłam powieki, delektując się tak dobrze znanym mi zapachem. Pod dłonią czułam kolejne uderzenia jego serca, które przypominały mi o tym, że podobno biło dla mnie.

    — Chodź, usiądź — polecił, łapiąc moją rękę, by pociągnąć mnie w stronę kanapy.

    Zajęliśmy miejsca obok siebie, chwilę po prostu na siebie patrząc.

    — Aleksander to twój brat? — spytałam, chcąc upewnić się, że to nie było kłamstwo.

    — Tak, to prawda — pokiwał głową. — Dowiedziałem się o tym jednak stosunkowo niedawno. Przypadkiem — przyznał, a ja się skrzywiłam.

    Wiedział. Nieważne jak długo, ale jednak ukrywał to przede mną.

    — Mów, po prostu mów, nim...

    — Nim mnie osądzisz? — Uniósł pytająco jedną z brwi i pokręcił z niedowierzaniem głową.

    — Nie jestem w nastroju do żartów — oświadczyłam, krzywiąc się.

    Miałam ochotę go walnąć, ale się powstrzymałam. Pozwoliłam mu na złapanie mnie za rękę i spojrzałam wprost w jego oczy, czekając na kolejne słowa.

    — Wiem, ale nie do końca rozumiem, dlaczego jesteś zła — wyjaśnił, uśmiechając się kwaśno.

    Podniósł mi ciśnienie tym stwierdzeniem, więc wyrwałam dłoń z jego uścisku i się podniosłam. Zaczęłam chodzić w kółko po salonie.

    — Ponieważ mnie okłamałeś! — warknęłam zła.

    — Nie, nie powiedziałem ci prawdy, bo nie byłem gotowy się nią podzielić, ale nie okłamałem cię. Nigdy o to nie pytałaś — wytknął, celując we mnie palcem wskazującym.

    Dopiero po chwili zauważył, że słabo to zabrzmiało, więc przeniósł rękę na kark, który zaczął masować.

    — Bo nie miałam pojęcia, że powinnam pytać. Nie wpadłam na to, że mógłbyś poprosić mnie o rękę, by utrzeć nosa bratu! — dorzuciłam, machając energicznie rękami.

    Theo uniósł z zaskoczeniem brwi i pokręcił głową w ramach zaprzeczenia.

    — Bo tego nie zrobiłem. Dowiedziałem się, że jest moim bratem raptem kilka tygodni temu. Szukałem skurwiela, który skrzywdził moją matkę, ale nie miałem pojęcia, że połączy mnie on z Aleksandrem. Prawdy dowiedziałem się naprawdę niedawno. I nie sądziłem, by mogła ona ci w czymkolwiek pomóc. Rozdrapywanie starych ran nikomu nie służy. Nie chciałem byś cierpiała, ruszyłaś dalej — wyjaśnił, wzdychając ciężko.

    Podniósł się i podszedł do mnie, ale w momencie się oddaliłam.

    Im bliżej był, tym trudniej było mi myśleć.

    — Nie wiedziałeś wcześniej? — dopytywałam, orientując się, że naprawdę powinnam go wysłuchać.

    Złość była słabym doradcą.

    — Wiedziałem wcześniej, niż ty, że moja matka została zgwałcona. Szukałem tego drania długie miesiące. Stąd detektyw, moje sprawy, które załatwiałem tutaj, ale to jedyna rzecz, którą wiedziałem wcześniej — przyznał, pocierając dłońmi twarz, a na końcu usta, jakby zastanawiał się nad swoimi słowami.

    — A wtedy, z twoim tatą, to...

    — O moim biologicznym ojcu dowiedziałem się wtedy w szpitalu. Naprawdę nie połączyłem tych faktów. Nie znałem dokładnych dat. Przypadkiem ta informacja trafiła w moje ręce. Odwiedzałem rodziców, nie mogłem spać, mama miała jakiś koszmar, podsłuchałem ich rozmowę. To nie tak, że ona mi o wszystkim powiedziała, tak naprawdę nigdy nic mi nie powiedziała — dodał, odwracając się.

    Chciał ukryć swoje emocje, ale nie umknął mi widok łez w kącikach jego oczu.

    Mogłam podejrzewać go o cokolwiek, ale miałam pewność, że rodzina była dla niego najważniejszą wartością.

    Podeszłam do niego i oparłam jedną z dłoni pomiędzy jego łopatkami.

    — Theo — zaczęłam, ale pokręcił głową, sugerując mi, że nie powinnam mu teraz współczuć.

    — Powoli, wszystkie elementy wskakiwały na swoje miejsca. Najpierw odkryłem, że to Klemens. Później, jaki z niego skurwiel. Później szukałem sposobów, by mu dokopać, na każdym możliwym polu, a później odkryłem, że ma syna — tłumaczył powoli.

    Odsunął się i podszedł do barku, w którym trzymałam alkohol. Wyciągnął stamtąd butelkę whisky i skierował się do aneksu kuchennego, by sięgnąć po szkło.

    — Chcesz? — zapytał, ale odmówiłam.

    Nie potrzebowałam alkoholu, by czuć się odurzoną. Wszystkie te informacje skutecznie wybijały mnie z właściwego rytmu.

    Nalał sobie i opróżnił zawartość szklanki w jednym, sporym łyku. Nie skrzywił się nawet. I po chwili ponownie napełnił naczynie.

    — Zastanawiałem się, czy powiedzieć ci, że Klemens zaproponował Olkowi mnóstwo pieniędzy w zamian za zostawienie ciebie, ale doszedłem do wniosku, że nie potrzebujesz tej informacji, że to ci nie pomoże o nim zapomnieć. I nazwij mnie egoistą, ale liczyłem, że będę w stanie ci pomóc. Sobą — dodał, uśmiechając się kwaśno.

    Milczałam. Nie umiałam tego skomentować, chociaż w mojej głowie panował istny wyścig różnych myśli.

    — Nie zaproponowałem ci małżeństwa w ramach zemsty. Nie. Miałem swoje powody, nie te, o których mówiłem, ale na pewno nie było to wycelowane w twojego byłego — oświadczył, salutując mi szklanką w geście toastu.

    Zakręcił się na pięcie i zrobił kilka kroków, by dotrzeć na kanapę. Usiadł.

— Po prostu zawsze cię kochałem. Ironiczne, ale w momencie, w którym cię poznałem, zrozumiałem, że wywrócisz mój świat do góry nogami. Nie myliłem się. Z każdym kolejnym dniem mocniej zachodziłaś mi za skórę i sprawiałaś, że o tobie myślałem. Dniami i nocami. Udawałem, że cię nie znoszę, że ledwo mogę wytrzymać w twoim towarzystwie, ale prawdą jest, że delektowałem się każdą chwilą, którą dane było mi spędzić z tobą.

    — Co?! — Mimowolnie wyrwało się spomiędzy moich ust.

    — Byłem i jestem w tobie beznadziejnie zakochany od lat. Aniela o tym wiedziała. Vee o tym wie. Właściwie wiedział o tym każdy, tylko nie ty — zauważył, śmiejąc się gorzko. — Wszystko, co zrobiłem to po prostu zakochałem się. Lata temu. I nadal w tym trwam. Próbowałem o tobie zapomnieć, nie myśleć, ale to silniejsze ode mnie. Jesteś moim słońcem, mój świat kręci się wokół ciebie. Jesteś tym durnym puzzlem, którego brakuje w układance mojego życia. Możesz mi wierzyć albo i nie... ale zrobiłem to z miłości, ponieważ wydawało mi się, że to jedyny sposób, byś się zgodziła. Układ, bo jesteś naprawdę upartą istotą. I opowiadałaś w kółko, że już nie wierzysz w miłość. Oto twoja prawda, cokolwiek bym nie zrobił, wszystko przez moje uczucia do ciebie. — Ponownie opróżnił szklaneczkę i odłożył ją na blat.

    Stałam w miejscu, niczym sparaliżowana i wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem. To on podniósł się pierwszy i podszedł do mnie.

    — Nazywaj mnie winnym, jeśli posądzać chcesz mnie o błędy miłości. Wezmę na siebie wszystko. Nie powiedziałem ci prawdy, bojąc się, że cię stracę. To egoizm, wiem. Nie przyznałem się do wielu rzeczy, ale teraz ci to mówię. Kocham cię, od zawsze i na zawsze — powiedział, obejmując dłońmi moją twarz.

    Przytknął czoło do mojego. Poczułam jego oddech na moich wargach.

    — Kocham cię. Będę czekał w sobotę. Przy sędzim, który ma udzielić nam ślubu. To twój wybór, twoja decyzja, będę czekał. A ty zdecyduj, czy jestem twoją definicją szczęścia, bo ty jesteś moją. — Nie czekał na moją reakcję.

    Przejął inicjatywę. Zwinnym ruchem, zmienił naszą pozycję i przycisnął mnie do ściany. Chwycił moje dłonie w nadgarstkach i splótł je nad naszymi głowami, przyciskając je lekko do chłodnej powierzchni.

    Spojrzał wprost w moje oczy i uśmiechnął się niegrzecznie.

    — Kocham cię, teraz to twój wybór — wyznał, cmoknął moje usta i tak po prostu się odsunął.

    I wyszedł. Z mojego mieszkania. I nie miałam pewności, czy nie było to też wyjście z mojego życia.


1843 słów
Cześć, Misie kolorowe.
Mówiłam, że nie będę zbyt szybko pisać, ale zaliczyłam dzisiaj trzy egzaminy, więc macie, w nagrodę, dla mnie. Liczę, że podzielicie się ze mną swoimi opiniami, odczuciami i w ogóle, ponieważ to już koniec.
Został epilog, a ja sobie siedzę i zastanawiam się, co zrobię ze sobą, ponieważ tak bardzo żal mi tej historii. Czuję się jakbym porzucała dzieci. Błędy pewnie są, więc śmiało wytykajcie.
Epilog za kilka dni, jak ochłonę, jak wybiorę właściwą opcję.
Całuję!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro