37.2
Usiadła na kanapie, podciągając nogi. Oparłam brodę na kolanach i spojrzałam na przyjaciółkę, która ewidentnie nie zamierzała odpuścić. Miałam sporo czasu, by poukładać sobie myśli w głowie, ale mimo wszystko nadal nie byłam w pełni spokojna.
Miałam pewność, że łączyła mnie z Theo ta prawdziwa, wymarzona miłość, ale nawet to nie potrafiło dostatecznie mnie uspokoić.
Nawet jeśli Theodore był niewinny, to dlaczego gdzieś z tyłu czaszki tłukła mi się świadomość, że posłużył się moją przyjaciółką, by zlikwidować szkody, które wyrządziła tamta rozmowa. Martwił się o mnie, czy może o prawdę, którą wyznał Aleksander? I czy faktycznie Olek kłamał, skoro Theo tak się tego bał?
Potrząsnęłam głową i ponownie spojrzałam na Adę, która usadowiła się w fotelu z kieliszkiem wina w dłoni. Proponowała je również mi, ale uznałam, że wypiłam już wystarczająco dużo. Nie byłam pijana, ale w mojej głowie pojawił się znajomy szum, otumanienie.
— Mogę tak siedzieć do rana — poinformowała. — Wiesz o tym, prawda?
Mimowolnie kąciki moich ust drgnęły, ale powstrzymałam się przed uśmiechem. Przytaknęłam jej ruchem głowy i zwilżyłam wargi koniuszkiem języka, zastanawiając się, od czego zacząć.
— Pamiętasz ten wielki kryzys? Wtedy, gdy zadzwoniła do mnie Vee z informacją, że Theo mnie potrzebuje, a ja rzuciłam wszystko i pognałam do niego? — zapytałam.
Wprawdzie obiecałam matce Theo, że dochowam tajemnicy, ale nie sądziłam, by Adrianna zamierzała dzielić się nią z kimkolwiek innym.
— Tak, ale nie krąż, po prostu mów, wyrzuć to z siebie — poprosiła, salutując mi kieliszkiem, ponaglając mnie tym samym.
— W skrócie, tak? — Uniosłam sceptycznie jedną z brwi. — Theodore odkrył, że jego ojciec to tak naprawdę nie jego ojciec. Nie w sensie biologicznym. Był załamany, właściwie cała rodzina ciężko to znosiła, ponieważ wyszło to w naprawdę słabym momencie. Edward walczył o życie, Theo był wściekły, a jego matka słuchała całego mnóstwa oskarżeń i musiała radzić sobie z nienawiścią ze strony syna — wyjaśniłam, co jakiś czas przerywając.
To wyznanie wcale nie było łatwe. Nawet po takim czasie.
Adrianna nie komentowała tego, chociaż na jej twarzy bez trudu mogłam dostrzec zaskoczenie, a nawet jakiś ślad współczucia.
Zamilkłam, chwilę wpatrując się w oczy przyjaciółki. Dłońmi potarłam twarz, szukając w sobie jakiejś siły, by kontynuować.
— Nie to było jednak najgorsze, nie — dodałam. — Julia została zgwałcona. Nie chcę o tym mówić, bo na samą myśl mi słabo, ale... wydawało mi się, że Theo nie wie. Ostatnio, podczas naszego wyjazdu, powiedział, że zna prawdę. Wydawało mi się, że naprawdę łagodnie potraktował mnie, wiedząc, że ja wiem, ale jeśli sam wiedział wcześniej...
— Nawet jeśli wiedział, to co? — dopytywała Ada.
Pochyliła się, oparła jedną z dłoni na kolanie i bacznie się we mnie wpatrywała, czekając na moją reakcję.
— Miał motyw, by szukać zemsty. Było kilka dziwnych sytuacji. Prywatny detektyw szukał dla niego informacji, nigdy nie powiedział mi, o co chodziło — dodałam, szukając w pamięci szczegółów.
— To prawnik, zajmował się głównie rozwodami, zdjęcia to jeden z głównych dowodów, a jeśli miał jakoś udowodnić zdradę, to musiał mieć cokolwiek. Jak dla mnie taka współpraca nie jest podejrzana — zauważyła, kręcąc z niedowierzaniem głową. — Szukasz na siłę dowodów na to, że Aleksander mówił prawdę. Dopasowujesz fakty, wiesz o tym?
Westchnęłam cicho, ale postanowiłam nie kontynuować tego wątku. Wątpiłam w Theo, nie czułam się z tym dobrze, zwłaszcza że miało to związek ze słowami mojego byłego partnera.
— Dobra, wróćmy do głównego wątku. Matka Theo została skrzywdzona tutaj, w Polsce. Jego ojciec to Polak — dorzuciłam, pocierając palcem wskazującym nos. — To miałoby sens, wiesz?
— Co dokładnie? — Przekrzywiła głowę, upijając łyk wina.
Nie znała całej prawdy, ponieważ nie zdążyłam powtórzyć jej wszystkich słów Olka.
— Rodzice Olka to nie byli jego rodzice, a wujostwo. Jego biologiczny ojciec to człowiek, którego uznawał za wujka. Mogą być braćmi. Ojciec Olka to kawał sukinsyna, przynajmniej takie odniosłam wrażenie. — Przekręciłam się i położyłam na kanapie, łapiąc przy okazji jaśka. Ścisnęłam materiał i utkwiłam wzrok na białym suficie.
— O czym ty mówisz?
— O tym, że naprawdę istnieje jakaś chora szansa na to, że oni są braćmi — rozwinęłam myśl, krzywiąc się przy tym.
Wydawało mi się, że pozbyłam się Aleksandra na dobre z mojego życia, ale jeśli to była prawda, miałam nadzieję, że mężczyźni jakoś się dogadają. Theo zawsze cierpiał z powodu braku rodzeństwa. Liczyłam, że był, chociaż cień szansy na to, by się tolerowali.
— Że co?! — krzyknęła, nie potrafiąc ukryć zaskoczenia.
Podniosła się z fotela, odłożyła kieliszek i podeszła do mnie w kilku krokach. Przykucnęła na kanapie i oparła dłonie na moich ramionach, lekko mną potrząsając.
— Ej — pisnęłam, nie spodziewając się takiego ataku z jej strony.
— Aleksander powiedział ci, że jest bratem Theo?!
— Przyrodnim, tak — przytaknęłam, wzdychając ciężko.
Nawet mi z trudem te słowa przechodziły przez gardło.
— O kurwa — wymsknęło się jej, więc spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się cynicznie. Ten komentarz był wystarczający i nad wyraz odpowiedni. — To strasznie pokręcone, zbyt pokręcone, by...
— Czuję, że to prawda. Nie pytaj, jak, ale to prawda — dodałam, krzywiąc się.
Na krótki moment zapanowała pomiędzy nami cisza. Leżałam, a Ada przykucała na brzegu mebla, gapiąc się na mnie.
— Dobra, niech będzie, są braćmi, okej. — Odezwała się po dłuższej chwili. — Dlaczego to tak w ciebie uderzyło? Dlaczego wściekłaś się na Theo, który w sumie nie może być winny. Chyba że jego wina to fakt, że się urodził — kontynuowała, myśląc na głos.
Prychnęłam cicho i podniosłam się do pozycji siedzącej, prawie zwalając przyjaciółkę z kanapy. Z trudem utrzymała równowagę i to z moją pomocą, ponieważ złapałam ją za ramię.
— Ponieważ Aleksander oznajmił, że Theo znał prawdę od dawna, że okłamywał mnie i prowadził jakąś chorą grę, by się zemścić — wyjaśniłam, rozkładając bezradnie ręce.
— Cecylio, czy ty się słyszysz? — zapytała, marszcząc brwi. — Zemstę? Czyli co? Oświadczył się tobie, by dopiec Olkowi? Czy komu? Co zrobił, bo nie widzę żadnej winy — zakpiła. — Okej, może zataił tę prawdę, ale Cecylio, jego świat się zawalił, mógł ukrywać to z różnych powodów — dodała.
— Nie wiem! — warknęłam, nie panując nad własnym tonem.
Nie chciałam być niemiła, ale nie potrafiłam ułożyć tego wszystkiego w logiczną całość. Z jednej strony czułam, że coś jest na rzeczy, ale z drugiej miałam wątpliwości co do słuszności słów Olka.
— I bądźmy szczere, nawet jeśli McBoski planował coś, jakąś zemstę, czy ten człowiek sobie nie zasłużył? Skrzywdził jego matkę. Cecylio, ty za swoją dałabyś się pokroić, a obie wiemy, że żaden z niej ideał — zaśmiała się, sięgając po moją dłoń.
Zacisnęła na niej swoje palce i posłała mi pocieszający uśmiech.
— Jeśli to prawda, dlaczego rzucił wszystko i tu leci? — Spojrzałam na nią, układając usta w dzióbek.
Zacmokałam, niczym jakiś znawca i uniosłam brwi.
— Ponieważ wie, że Aleksander to padalec, który chce odebrać mu jego największe szczęście? No i za kilka dni ślub. Tak czy siak miał przylecieć, prawda? — odpowiedziała, robiąc głupią minę.
— Nieważne, Duśka, muszę to przemyśleć, muszę odpocząć i muszę...
— Porozmawiać z narzeczonym, to przede wszystkim — wtrąciła, celując we mnie palcem wskazującym.
Przytaknęłam jej ruchem głowy i na krótki moment przytuliłam się do niej. Westchnęłam cicho i przymknęłam powieki, wiedząc, że musiałam się z tym przespać.
— Muszę iść, odezwę się do ciebie jutro, okej? — Odsunęłam się i wstałam, spoglądając na nią.
— Dawid cię odwiezie, jest środek nocy, nie pozwolę ci błąkać się po mieście — postanowiła, uśmiechając się do mnie.
Podniosła się i pokonała dzielącą nas odległość w kilku krokach.
— Niech będzie, dziękuję. — Pokiwałam głową, uśmiechając się nieznacznie.
W ciągu kilku kolejnych minut zebrałam się, pożegnałam z przyjaciółką i opuściłam jej mieszkanie w towarzystwie Dawida. Nie rozmawialiśmy ze sobą.
Milczałam, a i on niczego nie komentował, chociaż wspomniał, że jeśli mam ochotę, zawsze był gotów mnie wysłuchać.
Pod mój blok, dotarliśmy pół godziny później.
— Dziękuję — powiedziałam, sięgając po klamkę. Spojrzałam jeszcze na mężczyznę i posłałam w jego kierunku wdzięczny uśmiech. — Nie tylko za podwózkę — dodałam, chcąc, by wszystko było jasne.
— Zawsze do usług, naprawdę, Cecylio. Jesteś najlepszą przyjaciółką mojej kobiety, dzwoń o każdej porze, jeśli będę mógł, pomogę — zapewnił, odwzajemniając mój gest.
— Dziękuję, do zobaczenia na ślubie. — Otworzyłam drzwi, sięgnęłam po torebkę i wysiadłam. — Pa.
— Na razie. — Machnął mi ręką. — Mogę cię odprowadzić, jeśli chcesz? — zaproponował, zatrzymując palce na kluczykach.
— Nie, nie ma takiej potrzeby, dziękuję raz jeszcze i pamiętaj, że ja też potrafię być pomocna, o ile nie jestem w rozsypce. Pa — dorzuciłam.
Zatrzasnęłam drzwi w akompaniamencie jego śmiechu. Pomachałam mu jeszcze i skierowałam się do drzwi. Poczekał, aż wejdę do środka i dopiero później odjechał. Wiem, bo chwilę stałam za drzwiami, obserwując jego samochód.
Czasami najlepszą rzeczą, którą mogliśmy zrobić dla siebie, to odpuszczenie. Wyłączenie myślenia, by nie zastanawiać się na marne i nie wyobrażać sobie niestworzonych scenariuszy. Dlatego musiałam skupić się na wierze, że wszystko się ułoży, jak najlepiej, jak zawsze.
Odszukałam w torebce klucze i wbiegłam po schodach na górę, zerkając tęsknie w kierunku windy. Byłam wykończona, ale to nie był powód, by pozbywać się dobrych nawyków. Szczególnie że w ostatnim czasie biegałam mniej, znajdując milion różnych wymówek, dlaczego nie miałam na to czasu.
Umieściłam klucz w zamku, chcąc go przekręcić, ale nie mogłam. Ponowiłam próbę, bezskutecznie. Zmarszczyłam brwi i sięgnęłam do klamki, naciskając ją.
Mieszkanie było otwarte, a ja byłam w tak wielkim szoku, że zapomniałam o strachu, który byłby rozsądną reakcją w tamtym momencie. Pchnęłam drzwi, przekroczyłam próg i zamarłam. Zamrugałam pospiesznie powiekami, a nawet przetarłam oczy, mając nadzieję, że wzrok mnie mylił.
Niestety nie. W środku znajdowali się Aleksander i Theo. Siedzieli w salonie i żywo dyskutowali, więc dopiero, gdy z łoskotem upuściłam klucze na podłogę, zauważyli mnie.
— Łobuzie! — Pierwszy zareagował Theo.
Podniósł się i podszedł do mnie, bez najmniejszego wahania przyciągając mnie do siebie. Uwięził mnie w swoim mocnym uścisku, przy okazji przelotnie całując moją skroń.
Nie wyrywałam się. Mimowolnie objęłam ramionami jego pas, zamykając oczy. Wzięłam głęboki wdech, czując znajomy zapach. Mieszanka, która od zawsze mąciła mi w głowie.
— Wszystko w porządku? — zapytał, nieznacznie się wycofując. Objął dłońmi moją twarz i spojrzał wprost w moje oczy.
Pokręciłam głową, w ramach zaprzeczenia i westchnęłam ciężko, odsuwając się. Przeniosłam spojrzenie na Aleksandra, który nadal siedział na swoim miejscu, jakby nie był pewien tego, co powinien zrobić. Posłałam w jego kierunku smutny uśmiech.
Złamał mi serce, ale to nie oznaczało, że nie mogłam mu współczuć. Mimo wszystko było mi go żal. Takie prawdy zawsze były bolesne. Niezależnie czy rzucano nam je w twarz w dzieciństwie, czy w okresie, gdy uznawani byliśmy za dorosłych.
— Nie wiem, ty mi powiedz — odpowiedziałam, powracając z moją uwagą na narzeczonego. — Co tu się dzieje?
Dla jasności spojrzałam wymownie na ich dwójkę, unosząc pytająco brwi. Gdyby jeszcze chwilę wcześniej ktoś mnie spytał, jak wyobrażam sobie ich spotkanie, dałabym sobie rękę uciąć, że nie obejdzie się bez rozlewu krwi. Tymczasem siedzieli spokojnie, dyskutowali i żaden nie miał nawet rysy na twarzy, która mogłaby udowodnić moją rację.
— Rozmawialiśmy. Wpadłem na niego, gdy przyszedłem do ciebie — wyjaśnił Olek, odzywając się po raz pierwszy.
Podniósł się z miejsca i skrzywił się nieznacznie, widząc niewielką odległość, która dzieliła mnie od Theo. Zwłaszcza że Theodore, przesunął się tak, by odgrodzić mnie od drugiego mężczyzny. Zupełnie tak jakby ten stanowił dla mnie jakiekolwiek zagrożenie.
— I tak po prostu rozmawialiście? — dopytywałam, nie ukrywając własnych wątpliwości.
— Cecylio, jesteśmy dorosłymi ludźmi, spodziewałaś się, że rzucimy się sobie do gardeł? — zapytał Theo, uśmiechając się sardonicznie.
W jego policzkach pojawiły się dobrze mi znane dołeczki, więc odwróciłam od niego wzrok i spojrzałam ponownie na Olka. Nie chciałam, by moja słabość do niego pozbawiła mnie resztek złości.
Czekałam na właściwe odpowiedzi. Tylko one mogły mnie uspokoić albo rozpętać burzę, która ewidentnie nad nami wisiała.
— Po mnie się tego spodziewała — przyznał Olek, krzyżując dłonie na wysokości swojej klatki piersiowej, uwydatniając tym samym muskularne ramiona. — Mam za sobą kilka epizodów — dodał w roli wyjaśnienia.
Prychnęłam. Określenie bójek, w których lała się krew mianem epizodów, rozbawiło mnie. Aleksander, gdy jeszcze był ze mną, miał lekki problem z panowaniem nad sobą, ale głównie, gdy chodziło o mnie. Jeśli ktoś mnie zaczepiał, czy nie chciał dać spokoju. Wtedy wybierał opcję tłumaczenia innym pięściami, że nie życzę sobie takiego rodzaju uwagi.
— Theo również nie jest święty — zauważyłam, przesuwając się.
Przeszłam długość salonu i zatrzymałam się dopiero pod oknem. Wzięłam głębszy wdech.
— Musiałem, tamten koleś mnie sprowokował. I odpuściłem mu, naprawdę zamierzałem wyjść, niepotrzebnie się odzywał — oświadczył Wallace, pocierając palcem wskazującym czoło.
Aleksander rzucił mi pytające spojrzenie, zupełnie nie rozumiejąc naszej wymiany zdań.
— Mniejsza o to, to niezbyt istotne szczegóły, przynajmniej na ten moment — powiedziałam, lekceważąco machając dłonią.
Nie o tym chciałam rozmawiać.
— Co tu robisz? — zapytałam.
I dopiero po chwili zrozumiałam, że cisza, którą dostałam w odpowiedzi, wynikała z braku określenia odbiorcy pytania.
— Co robi tu każdy z was? Ty miałeś przylecieć za kilka dni, a ty, cóż, powiedzieliśmy sobie wszystko, prawda? — rozwinęłam myśl, uśmiechając się kąśliwie.
— Nie dokończyliśmy naszej rozmowy — zauważył Aleksander, chcąc do mnie podejść, ale powstrzymałam go ruchem ręki.
Potrzebowałam przestrzeni, by panować nad własnymi odruchami i myślami. Jęknęłam cicho. Nigdy nie poddawał się łatwo. Dawniej ta cecha mi się podobała, wtedy mnie irytowała.
— Chyba nie sądziłaś, że dam sobie zniszczyć życie? Nie wiedziałem, czego mam się po nim spodziewać, ale jest zdesperowany, zwłaszcza że to on był na tyle głupi, by uwierzyć kryminaliście. Cokolwiek on tam mu obiecał — zakpił Theo, nie ukrywając tego, że wcale nie był przyjaźnie nastawiony do drugiego mężczyzny.
Powstrzymałam się od wywrócenia oczami i przetarłam twarz dłońmi.
Żaden nie udzielił odpowiedzi, która, by mi pasowała.
— To również twój ojciec! — wtrącił Olek, nie panując nad własnym tonem.
Odwrócił się w jego stronę i dźgnął go palcem w tors. Wiedziałam, że cienka linia dzieliła ich od tego, by w końcu dać sobie w twarz.
Ruszyłam do nich i stanęłam pomiędzy nimi, unosząc dłonie. Byli na tyle blisko, że oparłam palce na ich klatkach piersiowych. Theodore rzucił mi pytające spojrzenie, wymownie zerkając na mój kontakt z byłym.
— Cecylio, wyjaśnij mu, że ten człowiek nigdy nie będzie moim ojcem. Dla mnie to skurwiel, który powinien zgnić w więzieniu i właśnie do tego dążę. Nie odpuszczę mu tego, co zrobił mojej mamie. — Głos Theo był twardy, pewny.
Zacisnął dłonie w pięści, z trudem nad sobą panując. Znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że wcale nie żartował. I chociaż miałam do niego miliard pytań, nie chciałam roztrząsać tego w obecności osób trzecich.
— Kochanie. — Odwróciłam się do niego przodem i objęłam dłońmi jego twarz.
Spojrzałam wprost w jego oczy i nieznacznie się uśmiechnęłam. Przesunęłam palcami po jego skórze i wzięłam głęboki wdech.
— Nie odpuszczę, prędzej umrę, niż pozwolę temu skurwielowi odejść wolno — oznajmił z mocą, patrząc na Aleksandra ponad moją głową. — Jesteś idiotą i doskonale o tym wiesz, bo ten skurwiel nie zasługuje na nic. Zostawił cię, skrzywdził moją matkę i wykorzystał cię do swoich gierek. Zmusił cię byś rzucił Cecylię, a ty zrobiłeś to bez zawahania!
— Gówno wiesz! — wtrącił Olek. — To wcale nie była łatwa decyzja i...
— Stop! — przerwałam im. — Nie zamierzam pozwolić wam się kłócić. Aleksandrze, podjąłeś decyzję, dlatego proszę cię, wyjdź. — Rzuciłam mu pełne błagania spojrzenie. — Wyjdź, ponieważ muszę porozmawiać z moim narzeczonym, który najwyraźniej nie był ze mną do końca szczery.
Po moich słowach zapanowała cisza.
Serafin nie spodziewał się, że tak po prostu go wyrzucę, a przez twarz Wallace przemknęło poczucie winy. Na krótki moment, ale na tyle wyraźnie, by utwierdzić mnie w przekonaniu, że miałam rację.
2487 słów
Cześć, Misie kolorowe musiałam podzielić ten rozdział, ponieważ wyszedł naprawdę długi, dlatego też będzie kolejna część i epilog. Mam sporo zaliczeń, dlatego nie wiem kiedy napiszę coś więcej, ale liczę na Was, moje misie! Theo winny, czy niewinny? Ce powinna wybaczyć Olkowi, czy posłać go do diabła? Komentujcie, koniecznie, ponieważ wkrótce przyjdzie pora pożegnania z Ce.
Całuję
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro