Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

37.1

              Ciężko było zaprzeczyć, że w momencie upuszczenia szklanki na podłogę, rozbijała się ona na kawałki. Mniejsze i większe. Mogliśmy je zbierać i starać się poskładać, ale odtworzenie jej pierwotnego stanu zakrawało na miano absurdu, wręcz czegoś nierealnego. Dokładnie to spotkało moje serce. Po raz kolejny. Rozbito je w drobny mak. Zostało roztrzaskane przez tego samego mężczyznę. I chociaż wydawało się, że poskładałam je do kupy, ponownie udowodniono mi, że to złudzenie. Nie mogłam wrócić do przeszłości. Nie można było pozbyć się tego cholernego przed, które pozostawało za nami, nieosiągalne i ironiczne. Przeszłość kochała z nas kpić. Mimo wszystko nigdy nie traciłam nadziei. Wierzyłam, że skoro istniało przed, po też musiało odnaleźć swoje miejsce. To słynne po, gdzie można było liczyć na nowy, odmienny rozdział.

— Cecylio? — Poczułam uścisk dłoni na ramieniu, więc oderwałam wzrok od paznokci i uniosłam głowę, spoglądając na mężczyznę, który był świadkiem mojej klęski.

    Tuż po tym, jak opuściłam mieszkanie Aleksandra, uciekłam tam, gdzie mogłam liczyć na ratunek. Do Adrianny. Niestety przyjaciółka nie zdążyła jeszcze wrócić z biura, a ja wpadłam na jej ukochanego, który szykował dla niej niespodziankę. Nie chciałam im przeszkadzać, planowałam uciec już w chwili, w której odkryłam, że para miała plany na wieczór, ale Dawid mi na to nie pozwolił. Wciągnął mnie do mieszkania, zatrzasnął drzwi i zaprowadził do salonu.

— Przepraszam — wymamrotałam, uświadamiając sobie, że najpewniej od dłuższego czasu próbował zwrócić na siebie moją uwagę.

    Ciężko przychodziło mi cokolwiek. Potrafiłam tylko siedzieć, gapić się w jeden punkt i milczeć. Wątpliwości, myśli i cała reszta kotłowały się w mojej głowie, tworząc istny zamęt.

— Nie przepraszaj. — Pokręcił lekko jakby z niedowierzaniem głową. — Powiedz tylko, jak mogę ci pomóc?

    Prychnęłam cicho, powstrzymując się od wybuchu gorzkim śmiechem. Wszystko, w co wierzyłam, w co uczyłam się wierzyć przez miesiące, legło w gruzach. Wątpiłam w to, by istniał jakikolwiek sposób pomocy. Nikt nie mógł przeżyć tego za mnie i nikt nie potrafił odebrać ode mnie bólu, który zagnieździł się w zgliszczach mojego serca.

    Łudziłam się, że to Aleksandra mogłam obwiniać o spowodowanie największego bólu w życiu, ale niestety to było błędem. To Theo wbił głębiej sztylet, z premedytacją.

Schowałam na moment twarz w dłoniach i potarłam ją, próbując się skupić.

— Jak poradziłeś sobie z tym wszystkim? — zapytałam, wzdychając ciężko, gdy tylko zauważyłam, że nie miał pojęcia, co miałam na myśli. — No wiesz, zawalił ci się świat. Dziecko okazało się nie być twoje, żona pokazała swoje prawdziwe, zakłamane oblicze, a ty...

— A ja miałem kogoś, kto pokazał mi, że nie warto się poddawać — dokończył za mnie, wymijając fotel, w którym siedziałam i przysiadł na stoliku. Naprzeciw mnie. — Miałem przy sobie prawdziwą miłość, chociaż o tym wtedy nie wiedziałem.

— A jeśli to mój sens mnie zawiódł? Jeśli to ten, który pokazał mi, że nie powinnam rezygnować... jeśli to on roztrzaskał całe moje dotychczasowe życie w drobny mak? — Koniuszkiem języka zwilżyłam dolną wargę i zagryzłam ją do wewnątrz, walcząc z chęcią płaczu.

    Nie chciałam wylewać kolejnych łez, chociaż wcale mi to zbyt dobrze nie wychodziło. Znajome szczypanie ciągle było obecne pod powiekami. Dawid był świadkiem mojego załamania. Na całe szczęście, nie skomentował tego.

— Mówimy o tej samej osobie? — Spojrzał na mnie, opierając dłonie na swoich kolanach.

    Nie miał pojęcia, jak powinien się zachować. Widziałam mnóstwo wahania w jego ruchach, zastanawiał się czy naruszać moją przestrzeń osobistą, czy też nie. Ta jego bezradność była dość pocieszająca.

— Na to wygląda — przytaknęłam, spuszczając wzrok.

    Ponownie utkwiłam go we własnych dłoniach, podziwiając kolor hybryd, pozornie, ponieważ tak naprawdę walczyłam z kolejną falą łez, która cisnęła się do moich oczu.

    Dawid nie powiedział na to nic. Podniósł się z miejsca, które ledwo moment wcześniej zajął i się oddalił. Słyszałam jego kroki, ale nie kłopotałam się, by wodzić za nim wzrokiem.

    Jeśli Theodore naprawdę był bratem Aleksandra, wszystko inne również mogło być prawdą. A wiedziałam, że istniała taka możliwość. Biologiczny ojciec Theo znajdował się w Polsce. I chociaż musiałby to być wielki zbieg okoliczności, nie wykluczałam tej opcji. Ciągle katowała moje myśli.

    Theodore był zdolny do tego, by się mścić.

    Znałam go na tyle dobrze, by brać to pod uwagę. Od samego początku wiedziałam, że byłby gotowy wskoczyć w ogień, w imię własnych przekonań, albo na ratunek ukochanym osobom. A jeśli to Klemens Serafin skrzywdził jego matkę, miał motyw.

    Wszystko plątało się w mojej głowie. Nic nie miało sensu, a jednocześnie zdawało się całkiem logiczne.

— Pij — polecił Dawid, podtykając mi pod nos alkohol.

    Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego bez zrozumienia. Mimo to bez wahania przyjęłam szklaneczkę i  potrząsnęłam nią. Najpewniej w środku znajdował się jakiś mocniejszy alkohol.

    Whisky. Charakterystyczny zapach dość szybko uderzył w moje nozdrza.

— Pij. Wprawdzie to nie rozwiąże twoich problemów, ale tymczasowo przyniesie ulgę. Adrianna lubi mawiać, coś w stylu: czerwone wino i zaczynasz być dzielna — dodał w roli wyjaśnienia.

    Uniosłam jedną z brwi i prychnęłam cicho.

    Doskonale znałam ten tekst. Miałyśmy kilka takich perełek odnalezionych w internecie niemalże na każdą okazję.

— Whisky to nie wino — zauważyłam sceptycznie.

— Złamane serce to nie złamany paznokieć. Trzeba dobierać odpowiedni kaliber do sytuacji — wyjaśnił, posyłając mi rozbrajający uśmiech.

    Nie byłam pewna czy mężczyzna od początku miał takie przekonania i mądrości w swoim repertuarze, czy to dopiero związek z Adrianną go tego nauczył, ale byłam mu za nie wdzięczna.

    Pokiwałam głową, zgadzając się z nim i wypiłam całą zawartość szklaneczki w jednym łyku. Skrzywiłam się, czując znajome, ostre pieczenie w przełyku i kaszlnęłam, chcąc zapanować nad tym duszącym odczuciem.

— Myślisz, że whisky pomoże mi poradzić sobie z kłamstwami przyszłego męża? — Spojrzałam na niego, licząc na to, że będzie znał odpowiednią odpowiedź.

    Najlepiej twierdzącą, nawet jeśli miałaby być wierutnym kłamstwem. Potrzebowałam chociażby cienia nadziei.

— A jesteś pewna, że kłamał? — odbił pytanie, sięgając po butelkę. Ponownie napełnił moją szklankę i zaczął się nią bawić, obracając ją w dłoniach.

— Na to wygląda — oznajmiłam pewnie.

— Wiesz, słońce też wygląda, jakby było blisko ziemi, a dzieli je od nas jakieś sto pięćdziesiąt milionów kilometrów — podsumował.

    Nie skomentowałam tego. Uśmiechnęłam się krzywo i wypiłam kolejną porcję alkoholu, chcąc poczuć znajome odrętwienie, które gwarantowało upicie się.

— Siedzisz tutaj, bijesz się z myślami, katujesz samą siebie, a prawdą jest, że najpierw powinnaś porozmawiać z nim. Dopiero później wydawać wyroki, powinnaś pamiętać o domniemaniu niewinności, Cecylio. Powinnaś o tym pamiętać, ponieważ być może chcesz skreślić miłość swojego życia za coś, czego nawet nie zrobił — dorzucił pewnie, opierając dłoń na moim kolanie.

    Poklepał je i posłał mi pokrzepiający uśmiech.

— Obawiam się, że jest winny. Ma całkiem dobry motyw — zauważyłam niechętnie, wzdychając ciężko.

    Poprawiłam zbłąkany kosmyk włosów, który opadł na moją twarz i pokręciłam z niedowierzaniem głową. Najgorsze było to, że rozumiałam jego chęć zemsty. Sama gotowa byłam oddać życie za osoby, które kochałam.

— Motyw nie jest wystarczającym dowodem, by skreślić kogokolwiek. Z tego, co pamiętam nie jesteś sędzią, więc nie jesteś odpowiednią osobą do wydawania wyroków. Cecylio, kochasz go. A on kocha ciebie. Jestem prostym facetem, żaden ze mnie romantyk, ale niewiele osób patrzy na siebie tak, jak wy na siebie. Chcesz to zmarnować, ponieważ jakiś idiota powiedział ci kilka kłamstw? — spytał, bacznie mi się przyglądając.

    I byłam gotowa przyznać mu rację, aczkolwiek nie miał prawa wiedzieć, że to Aleksander powiedział mi cokolwiek. Od momentu przekroczenia progu mieszkania przyjaciółki milczałam. Nie przyznałam się do tego, co się stało. Dlatego chwilę zajęło mi przyswojenie wszystkich informacji. Wiedział. Rozmawiał z Theo. A to potwierdzało moją teorię o jego winie.

— Rozmawiałeś z nim — rzuciłam oskarżycielsko, zrywając się nagle z miejsca. — Rozmawiałeś z Theo! — Wyrzuciłam bezradnie dłonie, zaczynając nimi wymachiwać.

— Niewiele wiem, naprawdę. Poprosił, tylko bym upewnił się, że wszystko z tobą w porządku, ponieważ podobno rozmawiałaś ze swoim byłym, martwił się. Dzwonił do Ady, później do mnie — przyznał, łącząc ze sobą ręce.

— Do Ady? — zapytałam, tracąc na chwilę wątek.

— Tak, pojechała cię szukać, nie przypuszczała, że...

— Och, dość, wychodzę stąd! — warknęłam zła, kierując się w stronę drzwi.

    Nie było to zbyt dojrzałe zachowanie, zwłaszcza że ta dwójka nie była niczemu winna, ale odczucia te zdawały się silniejsze, niż jakakolwiek logika.

— To jest twoje zdanie. — Usłyszałam, więc przekręciłam głowę, by zauważyć przyjaciółkę.

    Najwyraźniej zdołała wrócić, a ja tego nie zarejestrowałam zbyt zajęta wściekłością, która zalewała moje ciało.

— Jesteś moją przyjaciółką, a trzymasz jego stronę — fuknęłam zła, celując w nią oskarżycielsko palcem.

— Gówno prawda — odparła, krzyżując dłonie na wysokości klatki piersiowej. — Jestem twoją najlepszą przyjaciółką i jestem po to, by nie pozwolić ci popełnić największego błędu w życiu. Od lat jesteś w nim zakochana. Okłamywałaś nie tylko wszystkich dookoła, ale i samą siebie. I teraz gdy już przestałaś, szukasz byle pretekstu, by uciec. Nie pozwolę na to, ponieważ to on, Cecylio! To zawsze był on! Zauważ, że to jedyny facet, którego kiedykolwiek kazałam ci zaliczyć, uwieść czy cokolwiek, ponieważ domyślałam się, co czujecie — wyrzuciła z siebie na jednym wydechu.

    Nie do końca rozumiałam jej monolog, ale zamknęłam usta, marszcząc brwi. Zatkało mnie.

— Ada, spokojnie — wtrącił Dawid, podchodząc do niej.

    Adrianna jednak strząsnęła jego rękę ze swojego ramienia i uśmiechnęła się do niego przepraszająco.

— Kochanie, nie wtrącaj się — poprosiła i ponownie skupiła całą uwagę na mnie. — Nie wiem, co powiedział ci ten idiota, ale to nie jest dobry powód, by rzucać wszystko i wątpić w waszą miłość. Wiele można wybaczyć, wiele można zrozumieć, więc proszę cię, jako przyjaciółka, nie rób sobie tego, bo obydwie wiemy, że odejście od niego będzie równoznaczne z wyrwaniem sobie serca — dodała, zbliżając się powoli do mnie.

— Są braćmi, Ada, rozumiesz? Theo to brat Aleksandra i... — zaczęłam i natychmiast przerwałam, ponieważ dalsze słowa nie chciały przejść mi przez gardło.

    Nie umiałam powiedzieć, że Theodore zaplanował to wszystko, by się zemścić.

    Adrianna rozszerzyła ze zdumieniem oczy i oparła dłonie na moich ramionach, by po sekundzie po prostu mnie przytulić. Mocno.

— Shh, kochanie — wymruczała, zaczynając się kołysać. — Nawet jeśli to prawda, to nie znaczy, że Theo jest winny. Mógł wcale nie wiedzieć, może nie wie, może...

— Wie, na pewno wie. Nie zauważyłam tego wcześniej, ale on prowadził krucjatę, od początku...

— Nie! — wtrąciła, odchylając się nieco, by spojrzeć wprost w moje oczy. — To teoria Olka. Pozwól Theo, by i on przedstawił swoją wersję. Znasz tylko perspektywę Aleksandra. Nie mówię, że kłamie, bo być może w to wierzy, ale skąd pewność, że Theo faktycznie zrobił to wszystko, co mu zarzuca? — dopytywała.

    Mimowolnie pozwoliłam, by kolejne łzy spłynęły wzdłuż policzków.

— A jeśli to zrobił? — zapytałam żałośnie, pociągając nosem.

— A jeśli nie? — odbiła pytanie, wzdychając cicho. — Nie dowiemy się, dopóki z nim nie porozmawiasz, dlatego koniec mazania się. Głowa do góry, cycki do przodu i ogarnij się. Wiesz, gdzie jest łazienka. Ciepła kąpiel ci pomoże, później wypijemy drinka i porozmawiamy, dobrze? Powiesz mi dokładnie wszystko, czego się dowiedziałaś, okej? I poczekamy na Theo — dodała, szturchając mnie pięścią w ramię.

— Na Theo? — spytałam głupio, nie do końca rozumiejąc, co miała na myśli.

— Chyba nie sądziłaś, że odebrał od ciebie telefon z informacją, że idziesz do Olka i nie zrobił nic. Jest w samolocie albo na lotnisku, na pewno robi wszystko, by dotrzeć tutaj. Do ciebie — wyjaśniła, uśmiechając się złośliwie. — Bo tak wygląda miłość. Tak zawsze wyglądała jego miłość, prawda? — dorzuciła, unosząc pytająco brwi.

    Mimowolnie pokiwałam głową, potwierdzając jej słowa.

    W moich myślach pojawiło się całe mnóstwo wspomnień, te sprzed lat i sprzed tygodni. Zawsze się o mnie troszczył i gotowy był skakać za mną w ogień. W środku nocy wynosił mnie z domu bractwa, gdy przesadzałam z alkoholem, albo ofiarował rękaw koszuli, gdy płakałam z bezsilności, nie radząc sobie z chorobą cioci.

    Był. Zawsze. Przy mnie. Nie skarżył się ani nie wypominał mi tego. Wydawało mi się, że to był zwyczajny znajomy, ale z czasem musiałam porzucić tę myśl. Zasługiwał na miano przyjaciela. Dzięki temu to właśnie w nim się zakochałam. Był pewny. Był znajomy.

    Moje serce zdawało się ominąć kilka uderzeń. Czas został zaburzony, a ja po raz kolejny doznałam olśnienia.

    Adrianna uśmiechnęła się dumnie i klasnęła w dłonie.

— No, nareszcie! — podsumowała, nie kryjąc własnego zadowolenia. — Olśniło cię? Uspokoiłaś się? Jesteś gotowa przyznać, że powinnaś wysłuchać też jego, nim podejmiesz decyzję o winie?

    Przytaknęłam.

    Od momentu, w którym go poznałam, nie robiłam nic innego, tylko się w nim zakochiwałam. Od nowa i ciągle na nowo.

    Wątpliwości nadal tłukły się o ściany mojej czaszki, ale zagłuszała je pewność, że to, co nas łączyło było prawdziwe. Wierzyłam w to. I zamierzałam wierzyć tak długo, aż Theo nie powie czegoś innego. Zasługiwał jak nikt na to, by móc się wytłumaczyć. Nie powinnam panikować.

    Musiałam poczekać, bo właśnie tak wyglądała miłość. Uczyła ślepej wiary w dobre intencje drugiej połówki.

    Uśmiechnęłam się, wzięłam głęboki wdech, czując jak kolejna fala łez spływa po moich policzkach. Tym razem były to łzy ulgi.

    Byłam gotowa skreślić wszystko, ponieważ opcja ucieczki była łatwiejsza. Na całe szczęście miałam przy sobie osobę, która mi na to nie pozwoliła.

   


2161 słów
Cześć, Misiaki! Trochę mnie nie było, ale naprawdę trudno zebrać mi się w sobie, by pożegnać się z tą bandą, dlatego musicie mi wybaczyć to opóźnienie. Postaram się jak najszybciej skończyć tę historię. Liczę na jakieś teorię, słowa wsparcia, doping, czy cokolwiek, także no, wiecie co robić! Całuję!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro