15
Bycie w ciąży miało stanowcze plusy. Victor zniósł mu dietę.
Choć Yuuri nie lubił zbytniej atencji wokół swojej osoby, cóż jeśli chodzi o rozpieszczanie to nie miał nic przeciwko. Mama przynosząca katsudon, tata robiący herbatkę i Mari robiąca mu gorącą kąpiel.
- To nie fair - marudziła przy tym - założę się, że jak ja zajdę to nikt nie będzie mnie dopieszczał.
- Pogadamy jak zajdziesz. Albo chociaż znajdziesz męża, córuś. Nawet tort wtedy upiekę. - zapewniła Hiroko.
Victor, aktualnie masujący mu brzuszek parsknął śmiechem. Yuuri uśmiechnął się, wtulając w ramię prawie-męża.
Bo rodzice uparli się oczywiście, że ślub ma być teraz i w Japonii. Yuuko i Minako wzięły na siebie przygotowania.
Oni naprawdę nie mieli nic do powiedzenia.
Ale ta rodzinna atmosfera i troska, której zawsze brakło Nikiforovi bardzo mu się podobała. Tak było miło i ciepło na sercu, gdy razem oglądali japońskie reality show wieczorem, jedząc pyszną kolację, potem szli się wykąpać i spać razem. Gdyby łyżwiarstwo nie było jego życiowa pasją mógłby je porzucić na rzecz pracy tutaj.
Ale mowy nie ma, trzeba zbudować własne gniazdko i ciężko na nie zapracować.
A z tą ptaszyną u boku będzie piękniej niż gdziekolwiek bez niej.
- Jak macie zamiar nazwać bliźniaki? - zagadnęła miło Hiroko. Yuuko nazwała swoje dzieci na cześć skoków łyżwiarskich, więc to już zajęta opcja. A mogło być tak idealnie...
- Akiro i Akira. - oświadczył nagle Yuuri. Zaraz, co?! Niczego nie uzgodnili jeszcze.
- Mowy nie ma. - prychnął Łysol. - Dimitr i Sveta.
- nie będziesz mi rusyfikować dzieci. - Yuuri odwrócił się do niego plecami.
Ah. Victor zapomniał wspomnieć? Cóż, od niedawna zaczęły się foszki. I wieczne dramy o wszystko. O złe skarpety, za mocny pocałunek, brak pocałunku, zbyt głośną rozmowę przez telefon, używanie rosyjskich słów i za gacie na ziemi.
Żyć nie umierać.
Ale bardziej umierać lub żyć w ukryciu, bo gniew Yuuriego był nie tyle co niespotykany, ale też równie bolesny.
- czyli jeszcze nie wiecie?
- Wiemy! - Katsuki już zaczynał się bulwersować, że będą to Akirki, ale Victor uspokajająco pogładził go po łokciu. - No dobra, trwają negocjacje.
- Bylebyście się do ślubu pogodzili. To za dwa dni. - uśmiał się Tosyhia. No rzeczywiście zabawne.
Za dwa dni. Za dwa dni staną się pełnoprawnym małżeństwem, płaczą się na zawsze.
To taka piękna wizja, zestrzeć się u boku Victora.
Razem będą dzielili wszystko, życie, miłość, dom, dzieci.
Uśmiechnęli się do siebie podekscytowanie i nie zważając na skrytość Japończyków i jęki Mari, pocałowali się krótko.
I uroczo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro