10 SZCZEROŚĆ SERCA
„By the reason of feeling awkward I put off saying I love you. I say this to you right now"
Szymon nie odpisywał, a Kard widział, że odczytał wiadomość. Próbował dzwonić, ale to też na nic. Gdy spytał Filemony, czy jest w stanie się z nim skontaktować, wyznała, że już od paru dni nie zareagował na jej memy i śmieszne kotki. Sprawa zaczynała się robić poważna.
W pierwszy dzień szkoły Kard prawie zapomniał, że umówił się przed rozpoczęciem z Cynamonem. Mieli wypić ostatniego wakacyjnego szejka w McDonald's. Dopiero w autobusie zastanowił się, czemu jechał przed dziewiątą, podczas gdy w szkole mieli być dopiero na dziesiątą.
- Coś cię ostatnio martwi? - spytał Cynamon, gdy siedzieli w opustoszałej restauracji. O tej godzinie większość klientów przychodziła po kawę i natychmiast się ulatniała.
- Co? Czemu pytasz? - zdziwił się. Nawet nie pomyślał, że może go coś martwić. Czemu miałoby go coś martwić?
- Nie wiem. - Speszył się. - Wydawało mi się, że mało odpisujesz i nie zwracasz na mnie uwagi. - Przez chwilę milczał i nagle otworzył szerzej oczy, jakby sobie coś uświadomił. - Narzucam ci się?
Kard zakrztusił się szejkiem waniliowym. Niezbyt dobrym, lepiej smakował, gdy miał siedem lat i pił go z rodzicami na wakacjach.
- To zupełnie nie to.
- Możesz powiedzieć, jak masz mnie dość - zachęcał go i Kard zaczął się zastanawiać, co on właściwie chce usłyszeć. Że go nie lubi i ma sobie iść?
- Nie gadaj głupot... - Westchnął mieszając słomką rzadką masę w kubku. - Szymon zniknął - powiedział w końcu. Miał wrażenie, że to wcale nie jest żadnym zapewnieniem dla Cynamona, ale i tak nie miał pojęcia, jak mu to wszystko dokładniej wyjaśnić.
- Jak to zniknął?
- Nie wiedziałem, czy dobrze jest ciebie o to pytać, bo... - Uciekał wzrokiem gdzieś na bok. - On był chyba na ciebie trochę wkurzony, że skończyłeś z zespołem. Ale też totalnie nie wiem, jak to wygląda między wami...
- Wiesz, myślałem, że będzie krzyczał, jak mu powiedziałem, ale on tylko powiedział „Świetnie. Idź. Nie potrzebujemy cię przecież". Był wkurzony, fakt, ale naprawdę sądziłem, że wybuchnie, jak to zwykle się działo przy najmniejszych problemach. A tym razem było trochę tak, jakby od dawna się tego spodziewał. To trochę mnie pociesza, bo przynajmniej go nie zawiodłem. On i tak we mnie nie wierzył - skończył i potarł oczy na wszelki wypadek, gdyby pojawiły się w nich jakieś zbłąkane łzy. Spojrzał na Karda, ale on nie wykazywał zbyt wielkiego przejęcia tą historią. Głęboko się nad czymś zastanawiał.
- Więc co się z nim stało? Też rzucił grę? - podjął znów Cynamon.
- Właśnie nie wiem - westchnął ciężko. Wyprostował się na krześle i napił szejka, który niespodziewanie zmroził mu nerwy w zębach. Skrzywił się. - Nie potrafię się z nim skontaktować. Podobno znów zmienił szkołę. Jego siostra mówi, że się wygłupia, ale ja nie wiem... Spotkałem go kiedyś przed blokiem i wyglądał, cóż, nienajlepiej. Też myślałem, że ma humorki, czy coś, ale teraz to już nie wiem.
Cynamon przez chwilę przetwarzał te informacje.
- Naprawdę nie wiem, co się z nim stało. - Pokręcił głową z zawodem. - Mogę podpytać Edka i Limy, może oni coś wiedzą...
- To zapytaj... - zgodził się smętnie.
Cynamon pierwszy raz widział go takiego rozstrojonego. Sam się czuł z tym źle, ale nie potrafił mu pomóc, a co gorsza miał mnóstwo obaw związanych z relacją, która ich łączyła, a których z kolei teraz nie mógł przedyskutować, skoro myśli Kardamona błąkały się gdzieś indziej. I własnie tak został sam ze swoimi wątpliwościami.
*
Cynamon w nocy nie mógł spać. Tyle czasu dochodził z sobą do ładu i ustalał w głowie, czy powinien wyznać Kardowi, co do niego czuje, a kiedy w końcu się zdecydował, stracił jego uwagę. Teraz miał wrażenie, że jego szansa przeleciała mu obok nosa, ale nie zdążył jej pochwycić. Może zresztą Kard wcale aż tak bardzo się nim nie interesował, może było to chwilowe zauroczenie, o którym już zapomniał. Ciągnął się za włosy skulony w łóżku. Chciałby przestać to tak analizować i po prostu coś zrobić. Wziął do ręki notatnik i ołówek. Przecież i tak by nie zasnął.
*
Pierwszą wiadomością, jaką otrzymał od Szymona, było zdjęcie wielkiej biblioteki z jego nowej szkoły. A kiedy Kard myślał, co na to może odpisać, na ekranie pojawiło się „Stary, są tu wszystkie książki świata i muszę przeczytać każdą z nich".
„Co jest z nim nie tak?", pomyślał. Wpatrywał się w ekran i nie mógł pojąć.
Kard: Gdzie cię wcięło? Do jakiej szkoły chodzisz?
Miał znacznie więcej pytań, ale tylko te zdążył wystukać na klawiaturze, zanim dostrzegł nieprzychylny wzrok nauczycielki chemii. Schował telefon do kieszeni i udał, że ma coś ciekawego do zapisania w zeszycie.
- Szymon do mnie napisał - szepnął do Cynamona siedzącego obok i pogrążonego w czytaniu podręcznika.
- Hm? Szymon? - Spojrzał wielkimi oczami. Kard dopiero teraz zauważył, że Cynamon wygląda na zmęczonego. Jego skóra była bledsza niż zwykle, a powieki nieustannie się przymykały.
- No. Potem ci powiem - uciął, żeby nie denerwować już nauczycielki. Obserwował dalej Cynamona, który z powrotem skupił się na czytaniu. Co było takiego interesującego w tej chemii? Szturchnął go kolanem pod ławką.
- Co? - spytał niemrawo. A nawet z dystansem. Kard bez słowa przesunął się wraz z krzesłem na tyle blisko, by ich łokcie mogły się dotykać. A kiedy to się stało, ułożył głowę na przedramionach i zawiesił na nim wzrok. Uśmiechnął się, ale ten uśmiech nie został już zauważony. Musiał zachować go więc dla siebie.
*
Napisanie tej piosenki przyszło mu łatwiej niż się spodziewał. Spędził trzy dni na intensywnym myśleniu i poprawianiu jej, a kiedy miał już całość, poczuł się bardzo z niej zadowolony. Była prosta, ale zawierała w sobie wszystko, co chciał powiedzieć. I melodia też pasowała do jego uczuć. Tylko ostatni krok - pokazanie jej Kardowi - wydawał się niemożliwy. Mógłby ją nagrać z zespołem i nie przyznawać się do napisania jej i do tego, komu ją dedykował. Tak zresztą zawsze robił, wyrzucał swoje przeżycia i myśli w świat i wierzył, że do kogoś dotrą.
Wiele razy rozmyślał odpuszczenie sobie. Miał tyle powodów do pozostania z Kardem w przyjacielskich (i tylko przyjacielskich) stosunkach, a argumentów przeciw brakowało. Jedynie jego żałosne pragnienie miłości pchało go do podjęcia działania. Ciągle sobie odpuszczał. Ciągle tracił szanse. Ciągle patrzył z daleka na swoje marzenia. Bycie przegranym go męczyło. Gdyby mógł wygrać jedną rzecz w życiu, chciałby wygrać serce Kardamona. Przez chwilę je miał, ale nagle cała różowa otoczka ich relacji się rozpłynęła i powrócił do rzeczywistości. Nie wystarczyło stać w miejscu i czekać. Płakanie w nocy do poduszki ani odrobinę nie przysunęło go do Karda. Za to uświadomiło mu, że cokolwiek się stanie, nie wytrzyma już dłużej w niepewności.
Edek pomógł mu ją nagrać. Miał w swoim mieszkaniu odpowiedni mikrofon i program w komputerze do tworzenia i edycji muzyki.
- O kim jest ta piosenka? - spytał, gdy przyniósł koledze herbatę. Na jego twarzy malował się podejrzliwy uśmiech.
- O nikim. - Nachylił się bardziej do monitora, na którym wybierał losowe rzeczy, żeby sprawić wrażenie, że jest strasznie zajęty. Nawet do końca nie rozumiał, jak ten program działał.
- Piszesz ją, żeby kogoś zdobyć? - Spojrzał z trudnym do odgadnięcia wyrazem twarzy, lecz zaraz też dodał: - Na pewno zadziała. W filmach działa!
- Myślisz, że jest okej? - Złożył dłonie na biurku przed klawiaturą.
- Zwykle piosenki miłosne są spokojniejsze. - Zaśmiał się. Nie, ale serio. Myślę, że do ciebie pasuje. Od razu bym się poznał, kto ją napisał.
Pocieszająco poklepał Cynamonka po głowie, a tamten nabrał powietrza w policzek i wpatrywał się w swojego przyjaciela. Zdał sobie sprawę, że życie bez niego byłoby okropne.
- Fajnie by było ją zagrać z zespołem - odezwał się znów Edek.
- Nie ma już zespołu - zauważył chłodno Cynamon. Atmosfera zgęstniała.
- Może i nie ma... - Namyślił się. - Ale przecież to nie jest absolutny koniec wszystkiego. Nie wierzę w absolutne końce. Może nie wrócimy w tym samym składzie i w ten sam sposób, ale nie chciałbyś kiedyś ze mną zagrać tego na dużej scenie?
Cynamon zamarł. Ta myśl była tak piękna, że zaczął się jej bać. Samo rozważanie jej zdawało się go od niej oddalać. Już nawet zaczął żałować, że to się nigdy nie stanie.
- Chciałbym, ale... nie wiem. Nie sądzę...
- To nie sądź. Wiesz, czemu Szymon zrezygnował? - Patrzył na niego uporczywie.
- Właśnie miałem o niego pytać. Czemu? Czy to nie tak, że chce się skupić na nauce?
- Nie zrezygnował, bo chciał się skupić na nauce. Skupił się na nauce, bo zrezygnował - odparł poważnie. - Szymon nie był artystą. Mógł być liderem, ale zero w nim kreatywności czy myśli twórczej. Chciał być sławny, nawet to rozumiem... Ale muzyka nie była jego rzeczą.
- Naprawdę tak myślisz? - spytał niepewnie. - Ciężko pracował i uczył się gry i śpiewu...
- I grał. I śpiewał. Ale czy tworzył? Nie ma talentu do muzyki. - Cynamonek wydawał się w jakiś sposób zły, więc wyjaśnił: - To są jego słowa. Rozmawialiśmy.
- On tak powiedział? Że nie ma talentu? - Uniósł wysoko brwi.
Edek skinął głową.
- Różne rzeczy ludzie mówią po pięciu kolejkach wódki. Zwykle takie, o których na trzeźwo by nawet nie pomyśleli.
Cynamon westchnął zmartwiony.
*
Po prostu ją wysłał. Na czacie. Bez żadnego wyjaśnienia. Plik nazywał się „uswośajctzrnh" (układasz się w odległy świat, a ja chciałbym trzymać z tobą ręce na huśtawce). Oczywiście nie byłby w stanie zmieścić całego tytułu, który był również początkiem refrenu piosenki. Zresztą nieważnie. Zrobił, co miał. Teraz musiał tylko schować się pod kołdrę i panikować. Była niedziela, więc nawet jeśli Kard nic mu nie odpisze, jutro zobaczą się w szkole. Na samą myśl o tym zaczynał go boleć brzuch. Następną godzinę bał się sprawdzać telefon. Miał wyłączone powiadomienia, więc żył w nieświadomości. Pomyślał sobie, że jutro dopiero tam zajrzy i w końcu zasnął około drugiej.
„Wow, to jest aktualnie dobre. Kto to śpiewa?"
Taką wiadomość przeczytał o siódmej rano. Pięć razy składał te słowa w zdanie, żeby nareszcie zrozumieć jego sens. W ogóle nie przewidział tej opcji.
Ale gdyby się nad tym zastanowić, to miało to sens. Cynamon zwykle nie śpiewał, więc Kard mógł nie rozpoznać jego głosu, który brzmi inaczej podczas śpiewania, niż przy zwykłej rozmowie.
Z szoku wywołanego całą tą sytuacją, zapomniał odpisać. Po prostu wyszedł do szkoły, już rozmyślając, jak będzie unikał Karda.
- Hej, Cynamon... - Fila przywitała go, jakby już od samego rana miała do niego sprawę.
Był trochę zmęczony, ale łagodnie się uśmiechnął.
- Tak?
- Słyszałeś, że jest drużyna siatkarska w szkole...
- Umm, nie...
- Nie myślałeś może, żeby się zapisać? - kontynuowała niestrudzenie.
„Oczywiście, że nie. Jedyne, co mi się udaje w siatkówce, to bycie celem", mógłby powiedzieć.
- A co? Ty chcesz? - zapytał zamiast tego.
- Mhm! Ale nie chcę iść sama. Zapiszesz się ze mną? - poprosiła go ze słodkimi oczkami. Nawet złapała palcami za rękaw jego bluzy.
- Nie jestem dobry w siatkówkę. W ogóle sporty mi nie idą. Kard nie chce iść?
- Ach, on... - Spojrzała w bok. - Nie pytałam go. Ale on chodzi już na siłownię. A ty nie masz żadnych zajęć, prawda?
- Słyszałem to - wtrącił Kard, pojawiając się nagle obok nich. - Nawet nie zapytałaś. - Dźgnął ją palcem w ramię.
- No bo wiedziałam, że nie jesteś zainteresowany.
- Jestem. Idziemy grać w siatkówkę - postanowił. - I ty też. - Uśmiechnął się do zmieszanego Cynamona.
- Przecież wiesz, jak gram w siatkówkę... - mruknął.
- No weź... Nauczę cię - zachęcał. - O, a w ogóle to mi nie odpisałeś - poskarżył się nadąsany.
- O tej piosence...? - Podrapał się po karku, panicznie myśląc nad odpowiedzią.
- Mm... W sumie to brzmiała trochę znajomo - stwierdził nareszcie. - O, miałem wam przypomnieć o zadaniu z chemii. Wiecie, że na dziś było?
Cynamon poczuł ukłucie w piersi. I to nie przez zadanie z chemii, bo przecież je zrobił (z jedynie niewielką pomocą internetu).
- Muszę ci coś powiedzieć - wypalił nagle, chwytając mocno nadgarstek Karda. Ten oszołomiony spojrzał najpierw na poważną twarz Cynamona, a potem na swoją rękę.
- Okej? - Brzmiało to prawie, jakby się zająknął. Myślał, że między nim a Cynamonkiem sprawy mają się całkiem dobrze, a teraz nagle usłyszał najbardziej przerażające zdanie świata.
Fila uprzejmie się oddaliła, a oni zeszli do szatni, gdzie nikogo poza nimi nie było.
- Więc o co chodzi? - Głos mu drżał.
- Ta piosenka...
- Nie rozpoznałem twojego ulubionego zespołu - przestraszył się. To by była najgorsza zbrodnia.
- Co? Nie! Nie rozpoznałeś mnie!
Przez moment w ogóle to do niego nie docierało. Patrzył się w przestrzeń bez wyrazu.
- Że jak? - Przechylił głowę.
- To moja piosenka. Dla ciebie! - Machał rękami zaangażowany jak nigdy.
- Ty ją napisałeś?
- Tak. I to ja śpiewam!
- Ale to ja mam gitarę. - Zmarszczył brwi i zaczął się zastanawiać, jak to wszystko może być w ogóle możliwe.
- W tej piosence nie ma gitary. Zrobiłem to komputerowo z Edkiem. Słuchałeś jej w ogóle? - Zaczynał wątpić w sens swoich poczynań. Nic mu nie wychodziło. Chciał iść do domu.
- Jezu. Przepraszam. Nie zrozumiałem. Od wczoraj myślałem tylko o... Miałem ci nie mówić - przypomniał sobie. - To niespodzianka. No dobra powiem ci. Patrz. - Wyciągnął telefon i z uśmiechem znalazł odpowiedni plik. Na początku Cynamon zobaczył tylko kod kreskowy. Dopiero po chwili zorientował się, że to bilety na koncert jego ulubionego zespołu. Wpatrywał się pytająco w Karda, który z dumą chwalił się zdobyczami.
- Bo wiesz, miałem cię dziś zapytać - zaczął, chowając telefon do kieszeni. - Czy chcesz ze mną iść. Na randkę. - Wreszcie to z siebie wykrztusił.
Cynamon nie mógł złapać oddechu z wrażenia.
- Serio?
- Wiesz, już kupiłem te bilety, więc nie możesz mnie odrzucić...
- Ale... To ja miałem ci dziś wyznać uczucia.
- Możesz dać mi trzy minuty? - poprosił nagle i nie czekając na odpowiedź, włożył do jednego ucha słuchawkę, a drugą podał Cynamonowi. Kliknął „uswośajctzrnh" po raz kolejny zastanawiając się, co jest nie tak z tym tytułem. Piosenka była tak samo dobra jak poprzedniej nocy. Tylko tym razem skojarzył głos. Faktycznie, brzmiał jak Cynamon. Nie był może wyjątkowy, ale by jego. Był cudowny.
Jakoś przy początkowych słowach drugiej zwrotki „Zabierz mnie na Słońce i na Marsa" Kard nie wytrzymał i rzucił się na Cynamonka, żeby go przytulić. Chłopak wcześniej stał tam niezręcznie bawiąc się zamkiem bluzy, dopóki ramiona tego drugiego nie zamknęły go w uścisku.
- Chcesz na Słońce? A ja mam bilety tylko na koncert - powiedział z twarzą przy jego szyi.
- Może być i koncert.
Uśmiechnął się.
KONIEC
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro