Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXVI

Czasem będę pisać (: A teraz zapraszam do czytania ^^

Z perspektywy Lily

Piłam już drugi kubek kakao. Siedziałam skulona na obitym niebieskim pluszem fotelu. Byłam bardzo zmęczona. Przepłakałam wiele godzin. Martwiłam się, czy Jamie, Remus, Syriusz i dziewczyny są bezpieczni. O Merlinie... Jestem od mojego przybycia tutaj tak przybita.. Profesor Dumbledore... Jak on się, do cholery, domyślił? Popatrzyłam w pół pusty kubek. Pianki już się rozpuściły, tak jak bita śmietana. Wujek często mi robił takie kakao. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Odstawiłam naczynie na podręczny stolik i nakryłam głowę kocem. Usłyszałam, że drzwi skrzypią, a potem na panelach z czarnego drewna, słychać pewne, damskie kroki. Dziewczyna usiadła na moim łóżku, bo słyszałam sprężyny. Uchyliłam rąbek koca i spojrzałam na Sher. Akurat teraz miała czarne włosy, ścięte niedbale z czerwonymi końcówkami.

- Lils...? - popatrzyła na mnie swoimi zielonymi oczami. Cholernie zazdroszczę jej metamorfomagii. Zakryłam głowę kocem.

- Nie wyjdę stąd - burkęłam. Poczułam, że podłokietnik się zapada i wywnioskowałam, że Sher na nim usiadła. Poczułam jej lekką dłoń na moim ramieniu.

- Lilka, musisz się stąd wykopać - mówiła smutnym głosem - nie możemy dać Trzmielowi satysfakcji... Jeśli nie pokonamy go my, nie zrobi tego nikt.

Ściągnęłam koc z głowy i odgarnęłam z twarzy naelektryzowane włosy. Kuzynka wyglądała na smutną, ale i pewną siebie. Westchnęłam.

- No dobra... Trzeba chronić Huncwotów. - w swoim głosie usłyszałam dawno nie słyszaną, żądzę krwi. Twarz Sher rozpromnił uśmiech.

- I to ja rozumiem, kuzyneczko! -powiedziała z entuzjazmem. Uściskała mnie mocno. Poczułam, że jeśli będę z przyjaciółmi, to dam radę zrobić wszystko.

~~~~~~~~~

Z perspektywy James'a

Świat się skończył. Kątem oka zobaczyłem, że Remus ukrył twarz w dłoniach, szlochając. Syriusz zamknął go wtedy w szczelnym uścisku. Po raz pierwszy nie wiedział, co powiedzieć. Szatanie, to niemożliwe. Lily.. Zawsze była dzielna. Teraz Voldemort może iść się pieprzyć. To jego siostrzenica! Miał o nią dbać!

Podszedłem w tamtą stronę szybkim krokiem. Klęknąłem przy niej. Była taka spokojna... Dotknąłem jej policzka. Jak zawsze był jedwabiście gładki.

- Lily... - miałem gdzieś, że obserwuje mnie cały Hogwart. Chwyciłem ją za dłoń i pogłaskałem jej wierzch opuszkiem kciuka. Położyłem sobie jej dłoń na policzku i wyszeptałem, głosem łamiącym się od emocji - czemu mi to zrobiłaś...?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro