Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XVII

Z perspektywy James'a

Minął tydzień, od kiedy Lily poprosiła mnie o randkę. Przez cały ten czas mnie unikała, a ja skakałem z radości. Ustaliliśmy, że spotkamy się w naszym ulubionym pubie, czyli Pod Trzema Miotłami.

Obudziłem się wyspany, co zwykle mi się nie zdarza. Przeczesałem włosy palcami i założyłem okulary. Spojrzałem na łóż... legowisko Syriusza. Jest jedyną znaną mi osobą, która śpi zwinięta w kłębek jak pies. Teraz przeniosłem moje spojrzenie na Remusa. Kochany Lunatyk. Śpi jak zwykle - nienagannie, ale... Wait, co?! Zauważyłem, że po jego drugiej stronie coś się porusza, jakby oddychało... Uzbrojony w skarpetki Syriusza (trzymałem je w czymś, co mugole nazywają "szczyjzami") i delikatnie podszedłem do tego dziwnego wybrzuszenia. Rozsunąłem delikatnie kołdrę u o mało na zawał nie zszedłem. To. Był. Syriusz. Cholera jasna! Co tu się stało? Czemu oni śpią razem w łóżku Lunatyka? Huu... Usiadłem cicho na podłodze i odrzuciłem szczypce wraz ze skarpetkami. Wziąłem pisak permanentny (tak, znam trudne słowa) i narysowałem im wąsy. Potem na czole napisałem im : Remusowi I <3 SB, a Syriuszowi I <3 RL. Zachichotałem cicho. Ah, taki ze mnie śmieszek.

Wślizgnąłem się do łazienki i ogarnąłem się. (Nie, nie napiszę, że zrobiłem poranną toaletę, bo to robią tylko dziewczyny, geje i Syriusz, jak czesze te swoje włosy). Założyłem mój czerwony T-Shirt, wyciuchrane jeansy i trampki, tak rozklapane, że były najwygodniejsze na świecie. Na to założyłem szatę, a gryfoński krawat, przypiąłem do ćwiekowego paska. Taki piękny zszedłem na śniadanie. Pełne serce i pusty brzuch to niezbyt dobre połączenie - szczególnie u mnie. Ale pełne serce i pełny brzuch to zajebisty dzień z zajebistym facetem jakim jestem ja.

~~~~~~~~~~
Z perspektywy Lily

Była piąta rano. Jednak jestem najlepszym człowiekiem na świecie. Wczoraj z Dorcas i Calissie piłyśmy Ognistą do drugiej w nocy. A moje bycie najlepszą w tym przypadku, to uważenie eliksiru łagodzącego kaca. Nie smakował najlepiej, ale ból głowy, senność i inne objawy dla ludzi w tym stanie zniwelował bardzo szybciutko. Postanowiła zrobić poranną toaletę. Gdy w końcu się ogarnęłam, usiadłam przy swojej toaletce i aż jęknęłam z rozpaczy. Zamiast włosów miałam wielkie, kudłate monstrum, w które wpleciona była niebieska gumka. Westchnęłam i z zacieśniętmi zębami ( i łzami w oczach) zabrałam się za pogromcę owłosionego demona. Gdy w końcu mi się to udało, otarłam łzy i przeczesałam ostatni kosmyk. Postanowiłam, że wyprostuję włosy (użyłam do tego zaklęcia prostującego) i zwiążę je w kitkę. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Wtedy zabrałam się za makijaż. Hmm... Co by tu zrobić, co by... Wiem! Chwyciłam cienie do powiek Calissie (mamy zasadę - co moje to twoje, ale nie psuj, bo odkupujesz... Albo obudzisz się z jakąś przykra karą) i wypaciałam sobie powieki. (Jest w medii dop. Autorki) Efekt całkiem mi się spodobał. Do tego założyłam top, luźną bluzkę, ulubione rurki i czarne, wychodzone trampki. Założyłam na to szatę Hogwartu i krawat z godłem Gryffindoru. Postanowiłam, że zejdę na śniadanie, bo mój brzuch zaczął domagać się papu. Zostawiłam na wierzchu kociołek z eliksirem dla moich siostrzyczek i skocznie zeszłam po schodach, nucąc jakąś randomową piosenkę Sabbatonu. Gdy weszłam do Wielkiej Sali, zauważyłam, że adekwatniejsze byłoby gdybym nuciła "Highway to hell" AC/DC.
.............................................
W Wielkiej Sali siedziały trzy osoby - Smarkerus, który patrzył na mnie głupio, Potter, który był pogrążony w rozmowie z jakąś dziewczyną o czerwonoczarnych włosach. Podeszłam do nich i usiadłam naprzeciw. Dech mi w piersi zaparło, gdy zobaczyłam twarz rozmówczyni chłopaka. To moja kuzynka, Sherlity!

- Sher!! - pisnęłam na całą Wielką Salę, a echo mojego głosu jeszcze przez chwilę wibrowało. Stanęłam na naszym stole i ostrożnie wcisnęłam się między nich. Moja kuzynka spojrzała na mnie podejrzliwie.

- Kim ty jesteś? I nie mów do mnie Sher - warknęła - tak mówiła do mnie moja kuzyneczka, Lily, a ona jest przecież mała...

- Mała to jest twoja pała, Capline - udawałam, że warczę na nią. Uśmiechnęła się do mnie.

- No co ty? Moja pała jest całkiem spora, chcesz zobaczyć? - poruszyła sugestywnie brwiami. Udałam, że się zastanawiam. - W sumie, to czemu nie. Tylko pozbądźmy się tego pacana zza nas.

- Ey, nie jestem pacanem! - krzyknął Potter i wszyscy zatrzęśliśmy się ze śmiechu.

- Ale, podziedz, Sherry : co cię tu sprowadza? - spytałam. W końcu moja kuzynka chodziła do Beauxbatones. Westchnęła.

- Nie docenili głośnej muzyki na przerwach... Ani dymu z papierosów... Ani pyskówek... - zaczęła wyliczać, ale przerwał jej pan Idiota - Palisz?

Uniosła brew i nachyliła się do mnie, mówiąc konspiracyjnym szeptem :

- Weź powiedz swojemu chłopakowi, że nie należą do tych grzecznych.

Potter się napuszył i zaborczo objął mnie ramieniem i ucałował w policzek.

- Widzisz, Lilusiu? Nawet we Francji wiedzą, że jesteśmy razem.

Wyplątałam się z jego ramienia, a tam gdzie mnie cmoknął, wytarłam wierzchem dłoni i z udawanym obrzydzeniem wytarłam o jego szatę.

- Nie jesteśmy razem, Potter.

Sherlity roześmiała się.

- To zaraz będziecie...

Wiem, cztery dni rozdziału nie było ,_, Jak dla mnie to hańba. Dzisiaj trochę pierdolenia, bo nie miałam o czym napisać. Aha i Sherlity nie będzie epizodem, bo to postać, w którą wcielam się ja :3 hyhy, jestem w swoim opowiadaniu #podjarka
Dobra, czekam na komentarze ^^ Branox ;*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro