Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział V cz. II

Dziękuję za tyle vote i komentarzy <3
Rozdział dedykuje mojemu ziemniakowi <3

- Lily, bo ja dawno chciałam ci to powiedzieć, ale... - Calissie mówiła bardzo cicho, a przez chwilę nawet się zawahała - ale, bałam się jak zareagujesz... Lily, bo ja... Kocham cię. Od dawna. Kocham, jak patrzysz na mnie z siostrzaną troską. Kocham, jak się czeszesz. Kocham, jak marszczysz nos, gdy ważysz trudny eliksir. Kocham w tobie wszystko i całą ciebie. - wyrzuciła z siebie jednym tchem czarnowłosa dziewczyna. Evans zatkało. Po prostu totalnie. Dziewczyna, którą traktowała jak siostrę, wyznaje jej miłość. Och...

- Calissie, jesteś dla mnie jak siostra. Bardzo cię przepraszam, ale jestem definitywnie heteroseksualna. Pochlebia mi to , że zostałam obiektem twoich westchnień, ale nic by z tego nie wyszło. Przepraszam, Cali - starannie ważąc te słowa, Lily po skończonej przemowie, wyszła z Sali zostawiając gotkę ze złamanym sercem.

Koniec wspomnienia

Lily potarła sobie skronie. Nienawidziła ranić przyjaciół. Cholernie ją to bolało.

Na końcu spojrzała na Alicję Standford.

Była chodzącą zagadką, outsiderką. Nie wiedziały nawet jaki jest jej ulubiony kwiat czy kolor. Jedyne co było pewne, to jej związek z Frankiem Longbottomem.
Widząc, że dziewczyny nie zamierzają wstawać, szczupakiem wślizgnęła się do łazienki. W niej robiła, to co dziewczyny robią w łazience (czyt. siedziała milion lat). Kiedy wyszła, zauważyła, że zombiaki wstały (czyt. Dorcas i Calissie), zaczęła się pakować na zajęcia.

Po chwili uderzyła się w czoło.

- Co się stało, Lily? Za mało pracy domowej? - zapytała ze złośliwym uśmieszkiem Dorcas.

Na to Evans pokazała jej język.

- Nie, po prostu przypomniałam sobie, że dzisiaj sobota - roześmiała się Evans, a z nią reszta jej przyjaciółek, z wyjątkiem Alice, która nadal spała.

~~~~~~~~~~

W tym samym czasie w dormitorium u Huncwotów, była duża cisza. James leżał w swoim 'łóżku', które przypominało gniazdo, tak jak łóżko Dorcas. Spał w poprzek gniazda, tak, że nogi mu zwisały z jednej strony łóżka, a głowa z drugiej.

Lupin spał spokojnie i głęboko, a jego łóżko nie było tak rozwalone jak jego towarzyszy.

Peter przewracał się z boku na bok w niespokojnym śnie. Z jego kołdry zsypywały się okruchy, które spadały na podłogę usłaną dziwnymi rzeczami np. skarpetkami, bielizną, słodyczami, kartami z piłkarzami mugolskimi, które kiedyś dla funu przytargał Syriusz.

Właśnie on, długowłosy arystokrata, zamiast spać o tak barbarzyńskiej porze, siedział w oknie i rozmyślał. Otulił się Pepysiem (tak pieszczotliwie nazywał kocyk z dzieciństwa) i patrzył jak z błoni ustępuje mgła.

- Nie mogę o nim myśleć... Ale gorsze jest , nie myślenie o nim...

Trololololo
Nie ma tak dobrze x3
Następny rozdział za hmmm... 3 komentarze (od różnych osób), w których nie będzie się pojawiało słowo 'next' c;

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro