Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sześćdziesiąt trzy

Obudził mnie pisk Lili. Otworzyłem oczy, które zdarzyły się z świecącym za oknem słońcem. Spojrzałem w kierunku wózka dziewczynki, gdzie siedziała i oglądała wszystko dookoła. Wstałem z łóżka i wziąłem ją na ręce idąc do kuchni.

- Mamie też nie dajesz spać? - zapytałem na co ona oparła głowę o moje ramię.

Zrobiłem jej kaszkę, którą zjadła, a następnie zaczęła się bawić zabawkami w salonie oraz oglądając telewizję. Ja natomiast zrobiłem sobie śniadanie i poranną rutynę. Gdy byłem już ubrany poszłam zobaczyć co dziewczynka robi. Wyszedłem do pokoju, a Lili stała i wyciągała ręce do pamiątkowego wazonu, który podarowała mi babcia przed śmiercią.

- Lili nie! - krzyknąłem.

Kate:

Obudziły mnie promyki słońca wpadające do pomieszczenia przez okno. Chwilę po leżałam na łóżku, a następnie poszłam zrobić poranną rutynę i zjadłam śniadanie. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę dziesiątą trzydzieści, więc postanowiłam trochę posprzątać mieszkanie zanim Alan przywiezie Lili.

***

Usłyszałam dzwonek, więc poszłam otworzyć drzwi. Już przed przekręceniem klucza było słychać płacz Lili. Czyżby znowu nie chciała wracać do domu? Otworzyłam drzwi i ujrzałam na rękach bruneta zapłakana dziewczynkę. Jej twarz była czerwona od łez.

- No już ciiii. - powiedziałam i chciałam odebrać ja od niego, ale nie chciał mi jej oddać, a ominął mnie i z wózkiem wszedł do środka.

Byłam zaskoczona jego zachowanie. Zamknęłam drzwi i poszłam do salonu, gdzie było słychać Lili.

- Chodź ściągnę Ci buty. - usłyszałam Williamsa.

- Ne! - piszczała Lili i po chwili przytuliła się do mojej nogi.

- Co jest Lili? - zapytałam i spojrzałam na nią, ale ona ani drgnęła. - Powiesz mi o co chodzi? - zapytałam tym razem Alana i na niego spojrzałam.

- Chyba się mnie boi. - odpowiedział siadając na sofę.

- Co jej zrobiłeś? - zapytałam podnosząc głos.

- Podniosłem trochę głos, gdy chciała wziąć wazon do rąk. - wytłumaczył, a ciśnienie w moim organizmie się podniosło.

- Na dzieci się nie krzyczy! - warknęłam. - I ty chcesz być ojcem? Powiedz mi co ty wiesz o dzieciach? Co? Umiesz tylko zapładniać i wysyłać te biedne dziewczyny do lekarza na skrobankę. Chciałbyś, żebym ja te trzy lata temu tam trafiła.

- Kate.. - przerwał mi.

- Nie Kate. Mam już dość tego. Tych wszystkich kłamstw. Słyszałam wtedy twoją rozmowę w firmie. - mówiłam, a po moich policzkach spływały mokre zły.

- Ty jesteś inna. - odpowiedział i wstał podchodząc bliżej mnie.

- Ale jednak dałeś mi tabletkę po numerku w hotelu!

- Ale jej nie wzięłaś i się cieszę. - odpowiedział, a ja otarłam rękawem mokre policzka i spojrzałam na niego.

- Skąd wiesz? - zapytałam zdziwiona.

- Nie zrobiłabyś tego.

- I co teraz zawieziesz mnie do tego twojego lekarza? - zapytałam z kpią.

- A jesteś w ciąży?

- Nawet jeśli to i tak bym na to nie pozwoliła. - odpowiedziałam, a mój telefon zawirował na stole, który wzięłam do ręki.

- Jonas? - zapytał, a ja podniosłam głowę znad urządzenia. - Odbierz śmiało. - powiedział, a ja odebrałam połączenie.

- Kochanie możesz mi powiedzieć co Williams wyprawia tam u Ciebie? - zapytał, a mnie przeszły dreszcze przez całe ciało co zauważy Alan.

- Przywiózł Lili i miał już wychodzić. - odpowiedziałam na jednym wdechu.

- Mam taką nadzieję. Dobrze kochanie ja już kończę ucałuj ode mnie małą.

- Jasne. Do zobaczenia. - powiedziałam i się rozłączyłam odkładając urządzenie na stolik.

- Boisz się go? - zapytał głos bruneta, który uklęknął przed Lili chcąc ją wziąć.

- Nie.

- Widziałem jak zareagowałaś na jego głos. - wstał już na wyprostowane nogi z dziewczynką. - Chcesz takiego życia? W strachu? O siebie? O małą? - zapytał, a ja miałam odpowiedzieć, ale nie umiałam wydobyć słowa. - Jakbyś zmieniła zdanie to powiadom mnie od razu. U mnie jesteście zawsze mile widziane. - odpowiedział, pożegnał się z Lili i wyszedł.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro