Sześćdziesiąt trzy
Obudził mnie pisk Lili. Otworzyłem oczy, które zdarzyły się z świecącym za oknem słońcem. Spojrzałem w kierunku wózka dziewczynki, gdzie siedziała i oglądała wszystko dookoła. Wstałem z łóżka i wziąłem ją na ręce idąc do kuchni.
- Mamie też nie dajesz spać? - zapytałem na co ona oparła głowę o moje ramię.
Zrobiłem jej kaszkę, którą zjadła, a następnie zaczęła się bawić zabawkami w salonie oraz oglądając telewizję. Ja natomiast zrobiłem sobie śniadanie i poranną rutynę. Gdy byłem już ubrany poszłam zobaczyć co dziewczynka robi. Wyszedłem do pokoju, a Lili stała i wyciągała ręce do pamiątkowego wazonu, który podarowała mi babcia przed śmiercią.
- Lili nie! - krzyknąłem.
Kate:
Obudziły mnie promyki słońca wpadające do pomieszczenia przez okno. Chwilę po leżałam na łóżku, a następnie poszłam zrobić poranną rutynę i zjadłam śniadanie. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę dziesiątą trzydzieści, więc postanowiłam trochę posprzątać mieszkanie zanim Alan przywiezie Lili.
***
Usłyszałam dzwonek, więc poszłam otworzyć drzwi. Już przed przekręceniem klucza było słychać płacz Lili. Czyżby znowu nie chciała wracać do domu? Otworzyłam drzwi i ujrzałam na rękach bruneta zapłakana dziewczynkę. Jej twarz była czerwona od łez.
- No już ciiii. - powiedziałam i chciałam odebrać ja od niego, ale nie chciał mi jej oddać, a ominął mnie i z wózkiem wszedł do środka.
Byłam zaskoczona jego zachowanie. Zamknęłam drzwi i poszłam do salonu, gdzie było słychać Lili.
- Chodź ściągnę Ci buty. - usłyszałam Williamsa.
- Ne! - piszczała Lili i po chwili przytuliła się do mojej nogi.
- Co jest Lili? - zapytałam i spojrzałam na nią, ale ona ani drgnęła. - Powiesz mi o co chodzi? - zapytałam tym razem Alana i na niego spojrzałam.
- Chyba się mnie boi. - odpowiedział siadając na sofę.
- Co jej zrobiłeś? - zapytałam podnosząc głos.
- Podniosłem trochę głos, gdy chciała wziąć wazon do rąk. - wytłumaczył, a ciśnienie w moim organizmie się podniosło.
- Na dzieci się nie krzyczy! - warknęłam. - I ty chcesz być ojcem? Powiedz mi co ty wiesz o dzieciach? Co? Umiesz tylko zapładniać i wysyłać te biedne dziewczyny do lekarza na skrobankę. Chciałbyś, żebym ja te trzy lata temu tam trafiła.
- Kate.. - przerwał mi.
- Nie Kate. Mam już dość tego. Tych wszystkich kłamstw. Słyszałam wtedy twoją rozmowę w firmie. - mówiłam, a po moich policzkach spływały mokre zły.
- Ty jesteś inna. - odpowiedział i wstał podchodząc bliżej mnie.
- Ale jednak dałeś mi tabletkę po numerku w hotelu!
- Ale jej nie wzięłaś i się cieszę. - odpowiedział, a ja otarłam rękawem mokre policzka i spojrzałam na niego.
- Skąd wiesz? - zapytałam zdziwiona.
- Nie zrobiłabyś tego.
- I co teraz zawieziesz mnie do tego twojego lekarza? - zapytałam z kpią.
- A jesteś w ciąży?
- Nawet jeśli to i tak bym na to nie pozwoliła. - odpowiedziałam, a mój telefon zawirował na stole, który wzięłam do ręki.
- Jonas? - zapytał, a ja podniosłam głowę znad urządzenia. - Odbierz śmiało. - powiedział, a ja odebrałam połączenie.
- Kochanie możesz mi powiedzieć co Williams wyprawia tam u Ciebie? - zapytał, a mnie przeszły dreszcze przez całe ciało co zauważy Alan.
- Przywiózł Lili i miał już wychodzić. - odpowiedziałam na jednym wdechu.
- Mam taką nadzieję. Dobrze kochanie ja już kończę ucałuj ode mnie małą.
- Jasne. Do zobaczenia. - powiedziałam i się rozłączyłam odkładając urządzenie na stolik.
- Boisz się go? - zapytał głos bruneta, który uklęknął przed Lili chcąc ją wziąć.
- Nie.
- Widziałem jak zareagowałaś na jego głos. - wstał już na wyprostowane nogi z dziewczynką. - Chcesz takiego życia? W strachu? O siebie? O małą? - zapytał, a ja miałam odpowiedzieć, ale nie umiałam wydobyć słowa. - Jakbyś zmieniła zdanie to powiadom mnie od razu. U mnie jesteście zawsze mile widziane. - odpowiedział, pożegnał się z Lili i wyszedł.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro