Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sześćdziesiąt dwa

Zamknęłam drzwi na klucz i poszłam zobaczyć przez okno balkonowe czy odjechał. Na moje szczęście właśnie odpalił samochód i odjechał w kierunku domu jego rodziców. Wzięłam torebkę i zaczęłam w niej szukać mojego telefonu komórkowego, a po chwili go znalazłam.

Do Alana:
Proszę zaopiekuj się dziś Lili

Na początku się wahałam czy to wysłać, ale nie chciałam, żeby tu dziś przyjeżdżał. Usiadłam na sofie i czekałam na odpowiedź, którą po chwili otrzymałam.

Od Alana:
Jasne jutro wieczorem Ci ją przywiozę

Przeczytałam wiadomość i odłożyłam telefon na stolik kawowy. On jednak znów zawirował wydając z siebie dźwięk. Spojrzałam na ekran wyświetlacza, na którym widniało zdjęcie Leona. Wzięłam telefon i odebrałam.

- Cześć kochanie. - przywitałam się.

- Cześć misiu. Co tam u was? - zapytała.

- A dobrze Lili przed chwilą usnęła. - skłamałam z wachającym się głosem.

- Czyżby? - zdziwił się.

- T...tak. - powiedziałam łamiącym się głosem.

- Kate nie kłam. Wiem gdzie jest Lili, ale chce to usłyszeć z twoich ust.

- U rodziców Williamsa. - odpowiedziałam cichym głosem, którego prawie nie było słychać.

- Możesz głośniej? - zapytał.

- U rodziców Williamsa. - powtórzyłam głośniej.

- Dziękuję. - powiedział po cZym dodał. - Muszę wyjechać w ważnej sprawie i nie będzie mnie przez tydzień. - poinformował. - Poradzicie sobie? - zapytał.

- Tak jasne. - odpowiedziałam poprawiając się na sofie.

- Moi ludzie mają Cię cały czas na oku, więc nic ani Tobie, ani Lili nie grozi.

- Rozumiem.

- To ja będę kończył. Widzimy się w sobotę. Nie robi głupstw kochanie. - powiedział i się rozłączył.

Czy tylko mi się  wydaje, że z Leonem coś się dzieje? Zaczęłam patrzeć się w ścianę z zdjęciami. Na każdym była Lili, a czas trafiałam się ja. Jedno było, na którym byliśmy w trójkę. Było? Było jak wychodziłam, a teraz go nie ma. Wstałam na wyprostowane nogi i podeszłam do ściany. Spojrzałam za komodę i ujrzałam potrzaskaną antyramę z zdjęciem. Schyliłam się by je podnieść, ale dostałam dziwny skurcz w podbrzuszu.

Alan:

Co ja robię? Sam nie wiem. Nie powinienem jej zostawiać, ale nawet po jej wiadomości siadać, że chce być sama. Chce mnie wyeliminować ze swojego życia.

Po piętnastu minutach byłem na podjeździe u moich rodziców. Zamknęłem samochód na pilota i poszedłem w stronę drzwi wejściowych. Otwierając drzwi usłyszałem już śmiech Lili. Ta naprawdę fajne dziecko i cieszę się, że to ja jestem jej ojcem. Odziedziczyła po mnie oczy, ale mam nadzieję, że kilka cech charakteru też jej po mnie zostanie.

Stałem w futrynie drzwi od salonu i obserwowałem co się tam dzieję, a to co tam zobaczyłem to prawdziwy kabaret. Mój ojciec był przebrany za wróżkę, a matka za księżniczkę robiąc wnuczce przedstawienie, z którego miała wielką radochę.

- Pacz Lili kto przyszedł. - odezwała się kobieta, gdy mnie zauważyła, a dziewczynka spojrzała w moim kierunku.

- A gdzie Kate? - zapytał mój ojciec.

- Źle się poczuła. - odpowiedziałem.

***

Po kilkunastu minutach Lili sama zasnęła na sofie oglądając bajkę w telewizorze, a ja przełożyłem ją do wózka, przykrywając kocykiem. To taki uroczy widok.

- Alan - dobiegł mnie głos kobiety.

- Tak? - odpowiedziałem.

- Możemy porozmawiać? - zapytała.

- Jasne.

- Chodź do kuchni. - powiedziała, a po chwili już tam byliśmy. - Chcesz coś do picia? - zapytała, a ja zająłem miejsce na wysokim krześle przy wyspie kuchennej.

- Może być woda. - odpowiedziałem. - To oczyma chcesz porozmawiać? - zapytałem zainteresowany.

- Chodzi mi o Kate. - powiedział i postawiła przede mną szklankę z przeźroczysta cieczą.

- Jeśli chodzi o związek to niestety, ale jest z Jonasem. - odpowiedziałem i upiłem łyk wody.

- Czyli to z nim jest w ciąży? - zapytała.

- Zauważyłaś? - zdziwiłem się.

- Już to po niej widać. Nie ukryje tego.

- Też tak myślę, a co do pytanie to chyba ja jestem ojcem.

- Chyba? - dopytywała.

- Nie powiedziała mi tego prosto w oczy, że jest w ciąży.

- Porozmawiajcie poważnie tu chodzi o życie dzieci.

- Ja to wiem. - odpowiedziałem i upiłem kolejnego łyka napoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro