Pięćdziesiąt trzy
- Kate? - usłyszałam jego głos.
- Głupio mi do Ciebie dzwonić i pytać. - zaczęłam.
- Mów zwięźle i na temat. - wepchnął mi się w zdanie.
- Jesteś w mieście czy jeszcze nie wróciłeś? - zapytam.
- W mieście, a o co chodzi?
- Nie chce mi się wtrącać w plany czy coś, ale... - zaczęła , ale nie pozwolił mi skończyć.
- Ty nigdy nie po krzyżujesz mi planów.
- Mógłbyś do mnie przyjechać? - wypaliłam od razu.
- Jasne, a gdzie jesteś? - spytał.
- W szpitalu miejskim. - odpowiedziałam.
- Coś z Lili? Czy z Tobą? Co się dzieje? - słychać było w jego głosie, że się przejął.
- Wszystko okey z Lili i ze mną też. - skłamałam.
- Okey to napisz mi, gdzie dokładnie jesteś, a ja już jadę.
- Dziękuję. - odpowiedziałam.
- Nie ma za co. Do zobaczenia. - powiedział i się rozłączył.
Wysłałam sms Dylanowi na jakim dokładnie oddziale na i sali leżę i czekałam, aż przyjedzie.
Dylan:
Po telefonie Kate trochę się zdziwiłem. Co prawda widzieliśmy się raz po kilku latach, a ona mnie prosi, żebym przyjechał. Co się stało, że jest w szpitalu? I dlaczego zadzwoniła po mnie, a nie Jonasa. Wsiadłem do samochodu i pojechałem w stronę szpitala.
Na moje szczęście na wszystkich światłach miałem zielone światło co spowodowało, że byłem tu o wiele wcześniej. Podeszłem do rejestracji i zapytałem o sale, na której leży brunetka, a starsza z pielęgniarek zaprowadziła mnie prosto pod drzwi.
- Mogę wiedzieć co się stało z nią? Dlaczego jest tu? - zapytałem kobietę stojąc przed odpowiednimi drzwiami do sali.
- Jest pan kimś z rodziny? - odpowiedziała pytaniem na moje pytanie.
- Nie. - odpowiedziałem krótko.
- Nie mogę panu udzielić takiej informacji. - powiedziała i odeszła.
Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka pomieszczenia.
Kate:
D
rzwi do pomieszczenia, w którym jestem się otworzyły i ujrzałam bruneta. Od razu uśmiechnęłam się w jego kierunku co odwzajemnił.
- Hej. - przywitałam się i wstałam do pozycji siedzącej.
- Siemka. - odpowiedział i zamknął drzwi.
- Siadaj tu. - pokazałam na krzesło przy łóżku. - Albo tu. - poklepałam miejsce na łóżku, ale chłopak wybrał to drugie.
- Co się stało, że tu jesteś? Coś poważnego? - zaczął zadawać pytania.
- To przez ten wyjazd. - odpowiedziałam.
- Niech zgadnę przez samolot? - zapytał.
- Tak.
- Aż tak Ci się nudzilo, że zadzwoniłaś po mnie? - zaśmiał się.
- Fajnie nam się wtedy rozmawiało i pomyślałam, że fajnie by było teraz porozmawiać sobie. Chyba, że nie masz czasu to zrozumiem. - posłałam mu lekki uśmiech.
- Dla Ciebie zawsze się czas znajdzie. Połóż się jeśli tak Ci będzie lepiej.
- Nie. - zaprzeczyłam. - Tak jest dobrze.
- Gdzie ty tak ogólnie pracujesz? - zapytał. - Szef zadowolony, że tak długo Cię już nie ma? - zmarszczył brwi. - No chyba, że pracujesz u chłopaka.
- Raczej nie będzie zadowolony, gdy wrócę. - zacisnęłam usta w wąska linię. - Chyba będę musiała poszukać nowej pracy.
- To dobrze się składa, bo mój kuzyn ma miejsce stworzone specjalnie dla Ciebie. - posłał mi szczery uśmiech.
- To znaczy? - zapytałam. - Co bym musiała robić?
- Sekretarka. - powiedział krótko. - Sprawy papierkowe wiesz o co chodzi?
- Tak, tak. A ja się nazywa jeśli można wiedzieć? - zapytałam ciekawska.
Trudno mi będzie odejść z firmy Williamsa, ale na pewno mnie już nie będzie chciał. Nie ma mnie już trzeci tydzień. Już pewnie znalazł kogoś na moje miejsce.
- Alan Williams. - odpowiedział, a ja zdębiałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro