Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pięćdziesiąt osiem

Alan:

Brunetka wyszła z pomieszczenia, a ja popatrzałam na małą Lili w wózku. Wstałem i podszedłem do niej na co ona się skrzywiła.

- Cii.... - powiedziałem i podszedłem do niej.

- Mama. - powiedziała i schowała twarz w swojego misia.

- Chciałabyś prezent? - zapytałem na co ona na mnie spojrzała zza misia i pokiwała głową na tak.

Podeszłem do biurka i otworzyłem szafkę, w której miałem prezent dla małej. Kupiłem go niedawno i akurat się nadał na tą okazję. Podałem do niej i podałem w jej małe rączki średniej wielkości torebkę. Dziewczynka spojrzała na mnie spod byka, ale wzięła i zajrzała do środka. Wyjęła z niego pluszowego misia i drewniane klocki, a torbę wyciągnęła w moim kierunku, którą odebrałem. Uśmiechnęła się do mnie i wróciła do oglądania prezentu.

Kate:

Po niecałych piętnastu minutach wszystkie moje rzeczy były już spakowane. Obejrzałam się dookoła i spojrzałam na moją zastępczynią.

- To życzę Ci miłej pracy. - powiedziałam do niej na co ona na mnie spojrzała, a ja posłałam jej szczery uśmiech.

- Mogę Cię o coś zapytać?

- Jasne pytaj.

- Dlaczego odchodzisz? Coś się stało pomiędzy Tobą, a szefem?

- Nie poprostu muszę się zająć dzieckiem.

- Chciałam Cię przeprosić za te wszystkie plotki, które puściłam o to po firmie.

- Nie ma sprawy. Sama też tak kiedyś robiłam.

- Jesteś bardzo miła. - uśmiechnęła się do mnie.

- Dziękuję. - odpowiedziałam.

Mia jest naprawdę sympatyczna, ale i tak jej nie ufam. Przeglądałam z nią około dziesięć minut, a następnie postanowiłam wrócić po Lili. Otworzyłam drzwi od gabinetu moje byłego szefa, a widok, który zastałam był przeuroczy. Przy biurku siedział brunet z małą na kolanach i bawili się klockami. Gdy weszłam nawet mnie nie zauważyli, a ja stałam chwilę w drzwiach, aż ich obu wzrok padł na mnie. Teraz dostrzegłam jak bardzo są do siebie podobni. Czemu ja tego wcześniej nie zauważyłam?

- Mama! - zapiszczała uradowana dziewczynka.

- Idziemy już do domku kochanie. - odpowiedziałam i poszłam włożyć pudło z rzeczami do wózka.

- Ne. - usłyszałam Lili.

- Musimy już. Pan Alan ma pracę. - odpowiedziałam i podeszłam zabrać ją z rąk bruneta.

- Mama ma rację. - poparł mnie biologiczny ojciec mojej córki.

Wsadziłam małą do wózka i odwróciłam się do Alana. Wymieniliśmy kontakt wzrokowy po czym podał mi torbę prezentową.

- Co to? - zapytałam i odebrałam.

- Prezent dla Lili.

- Nie trzeba było. - odpowiedziałam nią chowałam torbę do wózka.

- Kiedy może do was wpaść? - usłyszałam jego głos.

- Kiedy tylko chcesz. Tylko zadzwoń, albo napisz dzień wcześniej i uprzedz, że przyjedziesz.

- Dziękuję. - odpowiedział, a ja odwróciłam wózek do kierunku wyjścia z gabinetu.

- Do widzenia. - powiedziałam i odwróciłam Lili przodem, by się przegnała. - Lili pożegnaj się. - powiedziałam do dziewczynki.

- Papa! - pisnęła i pomachała rączką.

- Papa. - brunet odwzajemnił gest.

***

Od dwóch godzin już jesteśmy z Lili w domu i czekamy na Leona. Siedziałam przed telewizorem i patrzyłam jak mała bawi się nowymi klockami, gdy usłyszałam przekręcanie się klucza w drzwiach. Wstałam na wyprostowane nogi, wzięłam Lili na ręce i poszłam w kierunku, z którego dobiegały odgłosy.

- Dzień dobry kochanie. - powiedziałam do bruneta, na co ten odwrócił się do nas przodem.

- Kate nie teraz. - powiedział, wyminął nas i poszedł do kuchni.

Poszłam w ślady za nim. Posadziłam Lili w jej krześle i dałam jej butelkę z piciem, które zaczęła pić. Stanęłam obok blatu i patrzyłam co Leon robi. Otworzył szafkę od apteczki i zaczął czegoś szukać, aż zobaczyłam jakiś woreczek z białym proszkiem.

- Co to jest? - zapytałam, a ten, aż podskoczył.

- Co ty tu robisz?

- Stoję? Nie widać? Dowiem się co to?

- To nie jest tak jak myślisz.

- Nie chcę widzieć czegoś takiego w moim domu! - krzyknęłam.

- Dobrze już spokojnie. - schował zawartość apteczki do szafki, chowając woreczek z jakimiś pewnie narkotykami do kieszenie spodni.

- Musimy porozmawiać.

- O czym?

- O moich dzieciach.

- Chyba chciałaś powiedzieć naszych.

- Williams powiedział, że jeśli w papierach nie zostanie wpisany jako biologiczny ojciec i będziemy mu utrudniać kontakt z nimi odbierze je nam.

- Powiedziałaś mu o ciąży? - zapytał.

- Nie, ale to tyczy się Lili, a później drugiego dziecka.

- Chcesz go w rodzinie?

- Nie chcę stracić dzieci. - odpowiedziałam i wyszłam z kuchni idąc do wyjścia. - Mam za chwilę ginekologa. Zajmuj się Lili. - powiedziałam i opłaciłam mieszkanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro