Pięćdziesiąt osiem
Alan:
Brunetka wyszła z pomieszczenia, a ja popatrzałam na małą Lili w wózku. Wstałem i podszedłem do niej na co ona się skrzywiła.
- Cii.... - powiedziałem i podszedłem do niej.
- Mama. - powiedziała i schowała twarz w swojego misia.
- Chciałabyś prezent? - zapytałem na co ona na mnie spojrzała zza misia i pokiwała głową na tak.
Podeszłem do biurka i otworzyłem szafkę, w której miałem prezent dla małej. Kupiłem go niedawno i akurat się nadał na tą okazję. Podałem do niej i podałem w jej małe rączki średniej wielkości torebkę. Dziewczynka spojrzała na mnie spod byka, ale wzięła i zajrzała do środka. Wyjęła z niego pluszowego misia i drewniane klocki, a torbę wyciągnęła w moim kierunku, którą odebrałem. Uśmiechnęła się do mnie i wróciła do oglądania prezentu.
Kate:
Po niecałych piętnastu minutach wszystkie moje rzeczy były już spakowane. Obejrzałam się dookoła i spojrzałam na moją zastępczynią.
- To życzę Ci miłej pracy. - powiedziałam do niej na co ona na mnie spojrzała, a ja posłałam jej szczery uśmiech.
- Mogę Cię o coś zapytać?
- Jasne pytaj.
- Dlaczego odchodzisz? Coś się stało pomiędzy Tobą, a szefem?
- Nie poprostu muszę się zająć dzieckiem.
- Chciałam Cię przeprosić za te wszystkie plotki, które puściłam o to po firmie.
- Nie ma sprawy. Sama też tak kiedyś robiłam.
- Jesteś bardzo miła. - uśmiechnęła się do mnie.
- Dziękuję. - odpowiedziałam.
Mia jest naprawdę sympatyczna, ale i tak jej nie ufam. Przeglądałam z nią około dziesięć minut, a następnie postanowiłam wrócić po Lili. Otworzyłam drzwi od gabinetu moje byłego szefa, a widok, który zastałam był przeuroczy. Przy biurku siedział brunet z małą na kolanach i bawili się klockami. Gdy weszłam nawet mnie nie zauważyli, a ja stałam chwilę w drzwiach, aż ich obu wzrok padł na mnie. Teraz dostrzegłam jak bardzo są do siebie podobni. Czemu ja tego wcześniej nie zauważyłam?
- Mama! - zapiszczała uradowana dziewczynka.
- Idziemy już do domku kochanie. - odpowiedziałam i poszłam włożyć pudło z rzeczami do wózka.
- Ne. - usłyszałam Lili.
- Musimy już. Pan Alan ma pracę. - odpowiedziałam i podeszłam zabrać ją z rąk bruneta.
- Mama ma rację. - poparł mnie biologiczny ojciec mojej córki.
Wsadziłam małą do wózka i odwróciłam się do Alana. Wymieniliśmy kontakt wzrokowy po czym podał mi torbę prezentową.
- Co to? - zapytałam i odebrałam.
- Prezent dla Lili.
- Nie trzeba było. - odpowiedziałam nią chowałam torbę do wózka.
- Kiedy może do was wpaść? - usłyszałam jego głos.
- Kiedy tylko chcesz. Tylko zadzwoń, albo napisz dzień wcześniej i uprzedz, że przyjedziesz.
- Dziękuję. - odpowiedział, a ja odwróciłam wózek do kierunku wyjścia z gabinetu.
- Do widzenia. - powiedziałam i odwróciłam Lili przodem, by się przegnała. - Lili pożegnaj się. - powiedziałam do dziewczynki.
- Papa! - pisnęła i pomachała rączką.
- Papa. - brunet odwzajemnił gest.
***
Od dwóch godzin już jesteśmy z Lili w domu i czekamy na Leona. Siedziałam przed telewizorem i patrzyłam jak mała bawi się nowymi klockami, gdy usłyszałam przekręcanie się klucza w drzwiach. Wstałam na wyprostowane nogi, wzięłam Lili na ręce i poszłam w kierunku, z którego dobiegały odgłosy.
- Dzień dobry kochanie. - powiedziałam do bruneta, na co ten odwrócił się do nas przodem.
- Kate nie teraz. - powiedział, wyminął nas i poszedł do kuchni.
Poszłam w ślady za nim. Posadziłam Lili w jej krześle i dałam jej butelkę z piciem, które zaczęła pić. Stanęłam obok blatu i patrzyłam co Leon robi. Otworzył szafkę od apteczki i zaczął czegoś szukać, aż zobaczyłam jakiś woreczek z białym proszkiem.
- Co to jest? - zapytałam, a ten, aż podskoczył.
- Co ty tu robisz?
- Stoję? Nie widać? Dowiem się co to?
- To nie jest tak jak myślisz.
- Nie chcę widzieć czegoś takiego w moim domu! - krzyknęłam.
- Dobrze już spokojnie. - schował zawartość apteczki do szafki, chowając woreczek z jakimiś pewnie narkotykami do kieszenie spodni.
- Musimy porozmawiać.
- O czym?
- O moich dzieciach.
- Chyba chciałaś powiedzieć naszych.
- Williams powiedział, że jeśli w papierach nie zostanie wpisany jako biologiczny ojciec i będziemy mu utrudniać kontakt z nimi odbierze je nam.
- Powiedziałaś mu o ciąży? - zapytał.
- Nie, ale to tyczy się Lili, a później drugiego dziecka.
- Chcesz go w rodzinie?
- Nie chcę stracić dzieci. - odpowiedziałam i wyszłam z kuchni idąc do wyjścia. - Mam za chwilę ginekologa. Zajmuj się Lili. - powiedziałam i opłaciłam mieszkanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro