Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pięćdziesiąt dziewięć

Właśnie wracałam z wizyty od ginekologa, gdy zadzwonił mój telefon. Spojrzałam przelotnie na urządzenie i się zdziwiłam, bo dzwonił Leon. Odebrałam oraz dałam na głośnomówiący.

- Kate wracaj szybko, bo mam pilną sprawę na mieście, a nie chce zabierać ze sobą Lili. - powiedział od razu.

- Już jadę. - odpowiedziałam. - Mogę wiedzieć co to za ważna sprawa?

- W sprawie naszego domu. - odpowiedział i się rozłączył.

To zaczyna się robić chore. Prochy w mojej apteczce? Tajemne spotkania? O co w tym wszystkim chodzi? To prawda Leon załatwiał z architektem jakieś papiery, ale jeszcze projekt naszego domu nie jest skończony, a bez mnie raczej nie ma nic do gadania. Zaparkowała samochód na stałym miejscu i poszłam w stronę wysokiego budynku, w którym mieszkam.

- Jestem! - krzyknęłam wchodząc do domu i odkładając klucze na komodę obok.

- Lili jest w salonie. Pa kochanie. - powiedział, dał mi buziaka w policzek i wyszedł.

Weszłam do salonu i zobaczył dziewczynkę oglądającą bajkę, a do około było mnóstwo zabawek. Usiadłam na kanapie i spoglądałam jak Lili bawi się na dywanie. Nie chce, żeby miała dwóch ojców. Wiem, że dla dziecka jest to trudne. Miałam w przedszkolu koleżankę, która mieszkała z mamą i ojczymem, a ojca miała bardzo daleko od domu, a prawie wcale go nie widziała. Urodziny? Święta? Czasami weekendy? To za mało czasu, który dziecko spędza z jednym rodzicem. Chciałabym, żeby moje dzieci miały rodzinę w komplecie, ale jak? Nie znam Alana. Nie mogę z nim być tylko dlatego, że jest biologicznym ojcem i ma kasę? Nie znam go z innej strony. Nie wiem jaki może być dla mnie, gdybym z nim była. Na to potrzeba czasu, którego już nie mam...

Tak się rozmyślałam, że usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Leon pewnie czegoś zapomniał. Wstałam na proste nogi i poszłam w stronę drzwi, wsadzając mała do chodzika. Przekręciłam klucz w drzwiach, a moim oczom ukazał się Alan?

- Cześć. - przywitał się z uśmiechem na twarzy i spojrzał za mnie, gdzie była Lili.

- Cześć. - odpowiedziałam zdziwiona.

- Mogę wejść? - zapytał i spojrzał na mnie.

- Jasne. - odpowiedziałam i przepuściłam go w drzwiach.

- Chodź do.. - nie dokończył i wyciągnął do małej ręce, a ona odwzajemniła gest przez co znalazła się na rękach u bruneta, a on spojrzał na mnie.

- Możecie się iść pobawić do salonu, a ja pójdę zrobić kaszkę. - powiedziałam i poszłam do kuchni.

Zagotowałam wodę, nalałam do miseczki, nasypamłam proszek z pojemnika i zaczęłam mieszać, aż wszystko pomieszało się razem. Mieszałam jeszcze chwilę, by ostygło, gdy poczułam na moim brzuchu czyjeś dłonie, a na szyi oddech. W jednej chwili się przestraszyłam, a przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. To się dzieje, przez jego dotyk. Alan stoi za mną, a we mnie się gotuje.

- Kate. - wyszeptał mi do ucha. - Proszę zostań moja.

- Alan. - odpowiedziałam i odwróciłam się, napotykając jego wzrok, a po chwili poczułam jego wargi na swoich.

Na początku zawahałam się i chciałam odwzajemnić pocałunku, ale się wyrwałam z transu i po odepchnęłam.

- Ja tak nie mogę. - powiedziałam, a do moich oczu napłynęły łzy.

- Zostaw go. - odparł. - Nie płacz. - podszedł bliżej otarł moje policzki z łez i przytulił do swojej klatki piersiowej. - Już ciii. - przejechał ręką po moich włosach.

- Daj Lili kaszkę. - powiedziałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro