Pięćdziesiąt cztery
- Coś nie tak? - zapytał widząc mój dziwny wyraz twarzy.
- Ja tam pracuję.
- Serio? - zdziwił się. - Nigdy Cię nie widziałem. - zaśmiał się, a ja nic nie mówiłam. - Ale spokojnie Alan Cię nie zwolni już ja tego dopilnuje. - zaśmiał się. - Może trochę na rozrabiałaś, ale ważne, że sobie poradził i jest wszystko okey w firmie.
- Mówił coś o mnie? - zapytałam.
- Tylko, że go zostawiłaś bez uprzedzenia na kilka tygodni.
- Boję się. - powiedziałam i spóściłam głowę w dół.
- Nie masz czego. - powiedział i złapał za mój podbródek. - Nie pozwolę, żeby Cię zwolnił, ani nic z tych rzeczy. - uśmiechną się do mnie, a ja ledwie to odwzajemniłam. - Gdzie masz małą? - zapytał.
- Dobre pytanie. - zaśmiałam się smutno.
- Nie wiesz gdzie jest twoje dziecko? - zdziwił się.
- Prawie cały czas byłam nieprzytomna od czasu, gdy tu trafiłam.
- Rozumiem. To może po wspominany sobie stare czasy? Co ty na to?
- Jasne.
Przez następne półgodziny rozmawialiśmy na temat naszych relacji jakimi się dążyliśmy w dzieciństwie. Byliśmy wrogami, zakochańcami i chuliganami w jednym.
- Pamiętasz jak kiedyś mówiliśmy sobie wszystkie tajemnice? - zapytał.
- Pamiętam jak zwierzyłam Ci się, że jestem dziewicą, a ty to wykorzystałeś. - wrogo na niego spojrzałam.
- Sama tego chciałaś. - zaśmiał się.
- Nie prawda. - zaprzeczyłam.
- To czemu mi się tak poprostu oddałaś? Hmm?? - na jego słowa się zarumieniłam.
- Byłam głupia.
- Nie prawda. To była zajebista noc w moim życiu.
- Ejj! - przywaliłam mu w ramię.
- Ała! - udawał, że go to boli i rozmasował obolałe miejsce. - po tym miedzy nami zapadła cisza. - A teraz masz jakieś sekrety, którymi chciałbyś się ze mną podzielić? - poruszał zabawnie brwiami co mnie rozśmieszyło.
- Raczej nie. - zaprzeczyłam.
- Czyżby? - nie dowierzał. - Wiem, już mi nie ufasz i nie powiesz prawdy.
- Dobra jestem w ciąży. - powiedziałam na jednym wdechu, a chłopak zaniemówił.
- To Jonas sobie dużą rodzinkę wymarzył.
- To nie jego dziecko. - wypaliłam zanim zdążyłam ugryźć się w język.
- Zdradziłaś go?
- A bo to raz. - zaśmiałam się.
Ze mną teraz zaczyna dziać się coś dziwnego. Czy ja coś dziś wzięłam? A może coś dosypali do tej kroplówki?
- Nasz biedak jest bez płody, a Lili to również nie jego córka. - mówiłam jak nakręcona, na co chłopak patrzył nie dowierzając. - Boże co ja mówię. - załapałam się za głowę i oparłam głową na poduszkę.
Nastąpiła chwila ciszy miedzy nami. Chyba dalej nie dowierzał w to co przed chwilą powiedziałam. Sama w siebie nie wierzę.
- Kate wiem, że to głupie, ale czy Lili może być moim dzieckiem? - zapytał na co moje oczy o mało co nie wyskoczyły z orbity.
- Nie. - zaprzeczyłam. - Przypadkowy chłopak z imprezy. - odpowiedziałam.
- A to w brzuchu kogo? - zapytał, ale nie byłam pewna czy mogę mu powiedzieć i zastygłam a bezruchu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro