Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pięćdziesiąt cztery

- Coś nie tak? - zapytał widząc mój dziwny wyraz twarzy.

- Ja tam pracuję.

- Serio? - zdziwił się. - Nigdy Cię nie widziałem. - zaśmiał się, a ja nic nie mówiłam. - Ale spokojnie Alan Cię nie zwolni już ja tego dopilnuje. - zaśmiał się. - Może trochę na rozrabiałaś, ale ważne, że sobie poradził i jest wszystko okey w firmie.

- Mówił coś o mnie? - zapytałam.

- Tylko, że go zostawiłaś bez uprzedzenia na kilka tygodni.

- Boję się. - powiedziałam i spóściłam głowę w dół.

- Nie masz czego. - powiedział i złapał za mój podbródek. - Nie pozwolę, żeby Cię zwolnił, ani nic z tych rzeczy. - uśmiechną się do mnie, a ja ledwie to odwzajemniłam. - Gdzie masz małą? - zapytał.

- Dobre pytanie. - zaśmiałam się smutno.

- Nie wiesz gdzie jest twoje dziecko? - zdziwił się.

- Prawie cały czas byłam nieprzytomna od czasu, gdy tu trafiłam.

- Rozumiem. To może po wspominany sobie stare czasy? Co ty na to?

- Jasne.

Przez następne półgodziny rozmawialiśmy na temat naszych relacji jakimi się dążyliśmy w dzieciństwie. Byliśmy wrogami, zakochańcami i chuliganami w jednym.

- Pamiętasz jak kiedyś mówiliśmy sobie wszystkie tajemnice? - zapytał.

- Pamiętam jak zwierzyłam Ci się, że jestem dziewicą, a ty to wykorzystałeś. - wrogo na niego spojrzałam.

- Sama tego chciałaś. - zaśmiał się.

- Nie prawda. - zaprzeczyłam.

- To czemu mi się tak poprostu oddałaś? Hmm?? - na jego słowa się zarumieniłam.

- Byłam głupia.

- Nie prawda. To była zajebista noc w moim życiu.

- Ejj! - przywaliłam mu w ramię.

- Ała! - udawał, że go to boli i rozmasował obolałe miejsce. - po tym miedzy nami zapadła cisza. - A teraz masz jakieś sekrety, którymi chciałbyś się ze mną podzielić? - poruszał zabawnie brwiami co mnie rozśmieszyło.

- Raczej nie. - zaprzeczyłam.

- Czyżby? - nie dowierzał. - Wiem, już mi nie ufasz i nie powiesz prawdy.

- Dobra jestem w ciąży. - powiedziałam na jednym wdechu, a chłopak zaniemówił.

- To Jonas sobie dużą rodzinkę wymarzył.

- To nie jego dziecko. - wypaliłam zanim zdążyłam ugryźć się w język.

- Zdradziłaś go?

- A bo to raz. - zaśmiałam się.

Ze mną teraz zaczyna dziać się coś dziwnego. Czy ja coś dziś wzięłam? A może coś dosypali do tej kroplówki?

- Nasz biedak jest bez płody, a Lili to również nie jego córka. - mówiłam jak nakręcona, na co chłopak patrzył nie dowierzając. - Boże co ja mówię. - załapałam się za głowę i oparłam głową na poduszkę.

Nastąpiła chwila ciszy miedzy nami. Chyba dalej nie dowierzał w to co przed chwilą powiedziałam. Sama w siebie nie wierzę.

- Kate wiem, że to głupie, ale czy Lili może być moim dzieckiem? - zapytał na co moje oczy o mało co nie wyskoczyły z orbity.

- Nie. - zaprzeczyłam. - Przypadkowy chłopak z imprezy. - odpowiedziałam.

- A to w brzuchu kogo? - zapytał, ale nie byłam pewna czy mogę mu powiedzieć i zastygłam a bezruchu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro