Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pięćdziesiąt

Siedziałem na korytarzu wkurwiony, że to przeze mnie Kate teraz walczy o życie. Już nie obchodziło mnie to, że jej szef tu jest. Teraz było dla mnie ważne to czy Kate przeżyje, czy ja uratują. Co ja gadam? Ona musi przeżyć. I to dziecko też. Pomimo tego, że Lili nie jest moim dzieckiem i tak je pokochałem. Jeśli się obudzi będę musiał zrobić wszystko by Kate zapisała mnie jako biologicznego ojca.

Nagle drzwi od sali się otworzyły, a z nich wyszedł jeden z lekarzy. Od razu się zerwałem na proste nogi. I zauważyłem, że Williams zrobił to samo.

- Co z nią. - zapytałem od razu i spojrzałem na mężczyznę w białym kitlu.

- Najbliższe dwadzieścia cztery godziny będą decydujące. - odpowiedział i odszedł.

Alan:

Po usłyszeniu informacji od lekarza, że najbliższe dwadzieścia cztery godziny są decydujące opuściłem budynek. Chciałbym zostać, ale to nie ma żadnego sensu. Sama dopytywała o Jonasa. To, że się ze mną przespała nie znaczy nic więcej. Odwiedzę ją jutro, a teraz muszę znaleźć nową sekretarkę, aż Kate nie wróci.

Leon:

Williams chyba sobie odpuścił. Po wiadomości od lekarza tak poprostu opuścił szpital. Muszę przyznać myślałem, że będzie o nią walczyć, ale jednak się poddał. Weszłam na salę Kate i zobaczyłem pielęgniarkę przy jej łóżku.

- Można? - zapytałem.

- Oczywiście. - odpowiedziała i odeszła, a ja usiadłem na krześle, łapiąc brunetkę za rękę. - Tak bardzo Cię przepraszam to wszystko moja wina. Nie powinienem Cię zabierać tak daleko. Kurwa jak ja tego żałuję. Wszystko bym zrobił, żebyś teraz była ze mną i Lili przed telewizorem bawiąc się zabawkami. Kate możesz mnie znienawidzić, ale nie zostawiaj Lili. Ona niczemu nie jest winna.

- Dzień dobry. - wszedł na salę lekarz Kate.

- Dzień dobry. - wstałem z krzesła. - Co z nią jest panie doktorze i co z dzieckiem?

- Z dzieckiem wszystko dobrze. A tak jak wcześniej mówiłem dzisiejsza doba zdecyduje co dalej. - tłumaczył.

- Czy to przez ten wyjazd?

- Jaki wyjazd? - zdziwił się.

- Byliśmy przez ostatnie dwa tygodnie na wakacjach.

- Podróżowali państwo samolotem?

- Tak.

- To by wszystko wyjaśniało.

- To wszystko przez samolot?

- Najprawdopodobniej.

Marika:

Siedziałam z Lili w kuchni i próbowałam nakarmić dziewczynkę, ale nic na nią nie działało.

- No am Li. - powiedziałam przybliżając łyżeczkę z kaszką do jej ust.

- Kochanie? - usłyszałam nad uchem Bruna.

- Tak? - odwróciłam się w jego kierunku.

- Co byś powiedziała na dwa tygodnie w Turcji?

- No ja nie wiem. - odpowiedziałam.

- Boisz się samolotu? - zapytał.

- Yhym. - odpowiedziałam i wróciłam do karmienia małej. - Lili musisz zjeść, bo tak to mamusia nie przyjdzie.

***

Szczęśliwego Nowego Roku Kochani❤️🎊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro