Piętnaście
Dwa tygodnie później:
Dziś mamy piątek. Przez całe dwa tygodnie nie widziałam Alana. Nie pojawiał się u mnie w pracy. Nawet się z tego cieszę, ale coś mnie do niego ciągnie. Tabletkę, którą od niego dostałam nie wzięłam z tego powodu, że gdybym zaszła w ciążę to dziecko mogłoby być Leona, a nie Alana. Z moich rozmyśleń wyrywa mnie głos pana Darka.
- Kate! - woła z swojego gabinetu.
- Już idę. - mówię, wstaję od biurka i idę w stronę drzwi. - Tak? - pytam po wejściu do środka.
- Alan dziś wrócił z dwutygodniowej delegacji. - informuję, a ja nie rozumiem do czego zmierza. - Czy dziś możesz przyjść na zaległą kolację? - pytam. - Mamy kilka spraw do omówienia związanych z przyszłością formy.
- Oczywiście będę. - odpowiadam.
- O dziewiętnastej bądź w restauracji przy parku.
- Dobrze.
- Możesz już iść do domu. - mówi i wraca wzrokiem do monitora komputera.
- Dziękuję. - odpowiadam i wychodzę z gabinetu.
Wzięłam swoje rzeczy i wyszłam z firmy. Więc mam godzinę dla siebie przed powrotem do domu.
Wstąpiłam do supermarketu i zrobiłam małe zakupy. Przy okazji kupując wino na kolację, bo ostatnie zostało już dawno wypite przez Leona i Bruna przy ostatniej wspólnej kolacji z Collinsonami.
Wróciłam do domu, a w progu drzwi powitała mnie już uśmiechnięta od ucha do ucha Lili.
- Część słońce. - przywitałam się z moją kruszynką i wzięłam ją na ręce. - Byłaś grzeczna? - zapytałam, a na jej twarzy rozkwitł jeszcze większy uśmiech.
- Bardzo grzeczna. - powiedziała pani Hellen.
Porozmawiałam chwilę z kobietą i zabrałam się za przygotowanie na dzisiejszą kolację w restauracji przy parku. Nie rozumiem co ma Alan do firmy. Może to jakiś nowy klient, który zostanie na dłużej i włączy się w spółce. Szczerze mówiąc nie chce widzieć go na co dzień. Na imprezie trochę przesadziłam z alkoholem i stało się co się stało. Gdybym mogła cofnąć czas nie poszłabym na tą imprezę, ale nadal nie rozumiem co mnie do niego tak ciągnie. Czułam się z nim tej nowy tak jak tamtej imprezy, na którą poszłam po zerwaniu z Leonem i wylądowała w łóżku z jakim przypadkowym brunetem, którego już więcej nie spotkałam.
***
Była już godzina osiemnasta, a ja za godzinę miałam być w restauracji. Do Leona dzwoniłam cztery raz, ale zawsze włączyła się sekretarka. Stwierdziłam, że nie ma sensu już do niego dzwonić, a zabiorę małą na spotkanie. Może lepiej, żeby szef się teraz dowiedział o Li, a nie później, gdy już będzie za późno. Wzięłam mała do wózka i wyszłam z apartamentu.
Zapiełam Lili w foteliku, a wózek zostało mi tylko schować do bagażnika, gdy poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.
***
Jak myślicie kto to?👀
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro