Dwadzieścia cztery
Maraton 8/10
Leon:
Przez cały ten czas robiłem wszystko by tylko nie myśleć o Kate i Lili. Kate mnie zdradziła, a Lili to nie moja biologiczna córka. Wczoraj wróciłem schlany do domu, a dziś ledwo trzymałem się na nogach. Bardzo mi brakuje moich dwóch księżniczek, ale muszę o nich zapomnieć. Cały wczorajszy jak i dzisiejszy dziś spędziłem w domu. Ojciec jesteś na mnie wściekły, że zaniedbałem firmę i to on musi za mnie jeździć na spotkania oraz załatwiać wszystko.
Wstałem z łóżka i wzięłem szybki prysznic. Ubrałem się w dresy. Wyszłem z apartamentu windą zjeżdżając na pod ziemny parking. Wyjechałem na ulicę włączając się w ruch uliczny. Jechałem uważnie, bo jeszcze kilka promili w sobie miałem. Pojechałem pod wieżowiec i pierwsze co żuciło mi się w oczy to białe BMW, czyli jest w domu. Zaparkowałem obok białego samochodu na wolnym miejscu i wysiadłem z auta. Spojrzałem w górę i w salonie paliło się światło, czyli nie śpi.
Wjechałem windą na odpowiednie piętro i otworzyłem drzwi moim kluczem, który kiedyś dostawałem. Po cichu za kluczyłem spowrotem drzwi. Zajrzałem do salonu i zobaczyłem śpiąca na sofie Kate. Wygląda tak uroczo jak śpi. Wszedłem do pokoju małej i oświeciłem małą lampkę. Spała z misiem, który podarowałem jej przed porodem Kate. Wróciłem do salonu i przykryłem brunetkę kocem, który leżał na fotelu obok.
Kate:
- Leon? - zapytałam zaspanym głosem.
- Ciii. - powiedział i przytulił mnie do siebie.
***
Obudziłam się na sofie w objęciach Leona. Dziwię się, że sam z siebie tak tu przyszedł. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam podnosząc się na łokciach.
- Zapomniałaś już jaki piękny jestem? - zapytał z uśmiechem na ustach i otworzył oczy. Ugh..
- Dlaczego? - zapytałam krótko.
- Co? - zdziwiło go moje pytanie.
- Przyszedłeś.
- Tęsknię za wami. Za Tobą i Lili. - odpowiedział. - Kocham Cię i wybaczam Ci to. - pokazał palcem na mój płaski brzuch.
- Leon ja naprawdę nie chciałam... - powiedziałam smutno i spuściłam głowę.
- Spójrz na mnie. - powiedział, ale ja nie reagowałam, nie byłam w stanie mu spojrzeć prosto w oczy. - Kate spójrz. - powtórzył i podniósł mój podbródek w rękę. - Wychowywałem Lili z Tobą przez te ostatnie kilkanaście miesięcy i wychowam i to. - nie rozumiem jego zmiany zdania.
- Leon, ale...
- On wie o dziecku? - przerwał mi, a ja pokręciłam przecząco głową. - To dobrze. - odparł. - Tylko my wiemy o tym, że jestem bezpłodny. Nie licząc Mariki i mojego brata. - dodał.
- Skąd wiesz, że Marika wie? - zdziwiłam się.
- Wiem, że jej wszystko mówisz. - odpowiedział. - Zróbmy tak. Jak urodzi się dziecko uznam ojcostwo i Lili też uznam za moją córkę i nikt o niczym nie będzie wiedział. Dobrze? - zapytał na co ja pokiwałam twierdząco głową. - Chodź tu. - przyciągnął mnie i pocałował w czubek głowy.
- Dlaczego to robisz? - zapytałam patrząc mu prosto w oczy.
- Bo Cię kocham, pokochałem Lili, a życia bez Ciebie sobie nie wyobrażam. I tak jakbym odszedł to bym nie mógł mieć z nikim dzieci... - powiedział smutno.
- I wyznaczasz mi takie coś? - znów zapytałam.
- Nigdy nie byłem święty i też Cię skrzywdziłem, ale zapomnijmy o tym. - przytulił mnie mocniej i usłyszeliśmy płacz dziecka z pokoju. - Ja do niej pójdę. - powiedział i wstał z sofy.
Leon:
Przemyślałem wszystko i jestem w stanie przebaczyć Kate. Sam nie byłem święty. Kilka razy zdarzyło mi się zrobić coś czego nie powinienem. Moje życie nie miało by jakiegokolwiek sensu bez Kate i Lili, którą pomimo tego, że nie jesteśmy spokrewnienia pokochałem. To dziecko też będę w stanie pokochać tak samo.
Weszłem do pokoju Lili i wyciągnąłem ją z łóżeczka. Musiała wstać jakiś czas temu, bo wszystkie zabawki walały się wokół łóżeczka.
- Część księżniczko. - powiedziałem i wziąłem ją na ręce idąc do Kate.
- Już wstałaś skarbie? - zapytała brunetka na co mała się zaśmiała. - Popilnuj ją zrobię jej kaszkę. - powiedziała i zniknęła za ścianą.
Kate:
Z
robiłam małej kaszkę, która z rykiem zjadła. Lili to mały niejadek, nie wiem po kim to odziedziczyła, ale raczej nie po mnie. W wieku czternastu lat ważyłam za dużo niż powinnam, bo jednak siedemdziesiąt pięć kilo przy moim wzroście metr sześćdziesiąt osiem to nie za dobrze, a nawet bardzo nie dobrze. W wieku piętnastu lat zrozumiałam, że muszę popracować nad sobą i trochę przystopować z jedzeniem. Zdążały się dni, że nie jadłam nic i trafiłam do szpitala pod kroplówkę, ale to nie temat na teraz.
***
Lili usnęła, a ja z Leonem siedzieliśmy w ciszy przed telewizorem. Poczułam rękę na udzie, a następnie na brunetka.
- Jesteś głodna? - zapytał się.
- No troszkę.
- Co ty na to jakbyśmy zrobili nasze ciasto?
- Masz na myśli ciasto wojny. - zaśmiałam się.
- Dokładnie.
Ciasto wojny tak oboje nazwaliśmy czekoladowe ciasto. Było to nasze wspólne ciasto, które pierwszy raz zrobiliśmy, gdy miałam siedemnaście lat. Cała kuchnia po włożeniu masy do piekarnika wyglądała jakby właśnie przeszła trzecia wojna światowa.
Wstaliśmy z sofy i poszliśmy przygotować wszystkie składniki. Robiłam jajka, a brunet ubił je na pianę. Wszystko szło zgodnie z przepisem dopóki moją twarz zetknęła się z białym proszkiem. Mam na myśli mogę, która znalazła się również na moich włosach.
- Leon. - warknąłam w stronę chłopaka na co się zaśmiał.
- Sory, ale musiałem. - zaśmiał się. - Do twarzy Ci w białym.
- A tobie w żółtym. - powiedziałam i robiłam jajko na jego głowie, kiedy był skupiony na czymś innym. - Sory, ale musiałam. - zaśmiałam się, a moja głowa również zetknęła się z skorupką od jajka. - Ejjj no! - krzyknęłam. - Ja tego sprzątać nie będę. - powiedziałam poważnie.
- Nie krzycz, bo obudzisz małą. - powiedział cicho.
Leon wlał masę do blachy, a ja nastawiłam piekarnik, gdy ciasto znalazło się w nim spojrzałam na brunetka.
- Ja posprzątam, a ty idź się umyć. - powiedział i wyszłam z kuchni idąc do łazienki.
Ściągnęłam z siebie brudne ciuchy i bieliznę i weszłam pod prysznic. Odkręciłem wodę, a moje ciało zetknęło się z ciepłymi kropelkami. Umyłam włosy truskawkowym szamponem, a następnie całe ciało.
O moje ciało obiło się zimne powietrze przez co przeszły mnie ciarki po plecach. Odwróciłam się przodem do drzwi kabiny prysznicowej i zobaczyłam Leona, który po chwili znalazł się pod strumieniem wody. Czy ja mu pozwoliłam wogule wejść? Ugh... mogłam wybrać sobie mniejszy prysznic, w którym mieści się tylko jedna osoba. Nie wstydzę się go, bo nie raz widział mnie nago, ale chce mieć jeszcze trochę prywatności.
- Chyba Ci nie przeszkadza, że... - zaczął się mu przerwałam.
- Nie. - odpowiedziałam krótko. Podeszłam do klamki od drzwi prysznicowych, ale Leon mnie odwrócił przodem do siebie i wbił się w moje usta.
Nie wiedziałam co zrobić, ale w końcu odwzajemniałam pocaunek. Położyłam swoje ręce na jego ramionach, on natomiast swoje na moich pośladkach, które ścisnął, a ja zajęczałam mu w usta. Podniósł mnie za uda, a moje plecy zderzyły się z zaparkowanymi ciepłą parą kafelkami.
- Możesz jeszcze? - zapytał przerywając pocaunek.
- Ale co? - zapytałam nie wiedząc o co chodzi.
- Uprawiać seks.
- Jeszcze tak. - odpowiedziałam i poczułam jak wszedł we mnie. - Leooo... - zajęczałam, a nasze usta zostały spowrotem złączone.
***
Chcecie dziś jeszcze jeden
rozdział czy jutro?❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro