Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. KSIĄŻĘ Z PODWODNEGO KRÓLESTWA

Gorące słońce równikowej krainy ogrzewało i rozświetlało swymi promieniami niewielką część oceanicznej powierzchni. Z dobroczynnej, gorącej gwiazdy korzystało bujne i liczne życie kolorowych raf, które w swych koralowcach kryły miliony istnień. Barwne rybki, kraby, koniki morskie i rozgwiazdy prowadziły swoje życie w licznych szczelinach parzydełkowców, które ochraniały swych mieszkańców i zapewniały im spokojną egzystencję. W dobrze naświetlonej i pełnej tlenu wodzie, od czasu do czasu pojawiali się więksi przedstawiciele morskich stworzeń. Grupy młodych delfinów nim wypłynęły na otwarte morza, odwiedzały koralowce, by pokazać swym młodym piękno podwodnych ogrodów. Można było dostrzec też w oddali cień grupki rekinów, które nie wyrządzały szkody, a jedynie ogrzewały swe płetwy w blasku słońca. Życie blisko powierzchni toczyło się powoli, lecz intensywnie, zupełnie inaczej niż w ciemnych głębinach, gdzie żyły nie tylko olbrzymie stwory morskie, ale także o wiele bardziej rozwinięte i inteligentne istoty. W jednej z grót znajdujących się głęboko pod wodą, mieścił się olbrzymi zamek, którego blask rozjaśniał panującą dookoła ciemność. Zbudowany z masy perłowej, złota, twardego koralowca oraz drogocennych morskich kruszców, zachwycał swym ogromem oraz majestatem. Królestwo Atlantyki mieściło się na ogromnym obszarze, w którego skład wchodziły kilometry rafy koralowej, liczne podwodne korytarze, urwiska skalne i tajemnicze jaskinie. Władcą mórz i oceanów był Posejdon, tryton z rasy syren, który w przeszłości wiele poświęcił w walce z odwiecznym złem. Od tego czasu Atlantyka odgrodziła się od nadwodnej krainy, a jej mieszkańcy wiedli, zdawać by się mogło, całkowicie spokojną i zwyczajną egzystencję. Ród syren uchodził za tajemniczy, pełny powagi i powściągliwości. Mało który człowiek pamiętał jeszcze, że te niesamowite istoty oprócz życia pod wodą, posiadały umiejętność posługiwania się sztuką magiczną, która pozwalała im zachować swoje terytoria, oraz pomagała w codziennym życiu. Syreny obu płci unikały powierzchni i każdy dzień spędzały na swych codziennych obowiązkach. Jednak nawet wśród tak zrównoważonych i pełnych roztropności osobników, trafiał się jeden, niezwykle charakterny egzemplarz. 

Spokojne, leniwe popołudnie, które było niemal codziennością pobliskiej rafy koralowej, przerwał nagły wir, który spłoszył wielobarwne rybki. Płaszczki, małe ośmiornice i ślimaki morskie w popłochu chowały się do swych kryjówek, gdy tuż nad nimi, z szybkością błyskawicy przepłynęła piękna syrena o długich, ogniście czerwonych włosach. Jej łuski lśniły nawet pod powierzchnią wody, a rubinowo biały ogon błyszczał jak klejnot. Cudowna syrena niczym wypuszczona z cięciwy strzała, wyskoczyła ponad powierzchnię i pozwoliła, by jej włosy oraz ogon za pomocą wody i promieni słońca stworzyły nad powierzchnią tęczowy miraż. Spadając zaśmiała się głośno. 

- Nie wierzę, że znowu musimy tu za tobą przypływać - mruknął jeden z niezadowolonych trytonów, który zatrzymał się obok swojego kompana. Skóra mężczyzny była ciemna, niczym heban, a jego ogon i delikatne płatki uszu, przypominały umaszczenie orki. 

- Daj już spokój Blaise - mruknął szatyn, którego ogon jak i część łusek była koloru ciemnogranatowego. Bladość jego cery podkreślała głębię błękitu na łuskach. - Jak widzisz, ona uwielbia tutaj być. 

- Zdaję sobie z tego sprawę, Teodorze, jednak jeśli dowie się o tym król, to tego typu wyjaśnienie nie wystarczy by uspokoić jego gniew. 

- Znowu wy? - powiedziała nagle płomiennoruda syrena, która dopiero teraz zdała sobie sprawę z faktu, że ma towarzystwo. 

- Tak, znowu my! - uniósł się Blaise i podpłynął do syrenki. - Gdybyś słuchała rozkazów króla i grzecznie siedziała w zamku, to...

- To umarłabym z nudów! - weszła mu w słowo dziewczyna. - Och, czy ty naprawdę nie rozumiesz jak cudownie jest na rafie? Jak wspaniałe jest skakanie ponad taflę wody? Zapach powietrza, krzyk krążących po niebie mew, blask piasku w oddali! Oddałabym wszystko, by dotknąć ziemi... - rozmarzyła się. 

- Lepiej nie wypowiadaj tych słów przy księciu - odparł Blaise. 

- Dlaczego? - zaperzyła się rudowłosa. - Nie boję się go! - dodała hardo. - On, tak samo jak król nie rozumie moich uczuć. 

Syrena odwróciła się od swoich strażników i z utęsknieniem spojrzała na przebijające się promienie słońca. Nagle podpłynęła do niej grupka delfinów, która zmierzała na głębsze wody. Dziewczyna wyciągnęła dłoń i poczuła pod palcami gładką skórę ssaka. Zwierzę w zadowoleniu wydało z siebie kilka dźwięków, po czym skoczyło wysoko ku niebu, jej dłoń podążyła za nim. Stała w miejscu z wyciągniętą ręką ku górze i marzyła, by móc choć na chwilę opuścić podwodny świat. 

- Ginevro, wracajmy do zamku - powiedział nagle Teodor, jednak dziewczyna nie słuchała. Jej mina zdradzała głęboki smutek. 

- Wiem, że to co czuję jest zbrodnią, jednak nic na to nie poradzę - odparła i podpłynęła do góry. Zatrzymała się tuż pod powierzchnią. - Król i książę nie widzą rzeczy tak jak ja, wiem o tym, lecz... Czy to nie jest przyjemne? - zapytała przymknąwszy oczy. - Ciepło promieni na skórze, podmuch wiatru w roztarganych kosmykach. Chciałabym... Tak bardzo bym chciała poznać świat na górze. Poznać jego mieszkańców. Przecież nie mogą być tak okrutni! Chcę zobaczyć jak żyją, jak się śmieją i tańczą na tych swoich nogach. Chciałabym krążyć dookoła nich i bawić się w słońcu. Chciałabym biec, daleko przed siebie! Ile bym dała, by móc spędzić choć jeden dzień na gorącym piasku... Jestem pewna, że na lądzie na pewno by mnie zrozumieli! - dodała i zaczęła powoli opadać. - Czy nie mogę kochać tego, co jest nade mną? 

Jej długie, rude włosy zawirowały, gdy stado małych rybek przepłynęło tuż za jej plecami. Delikatne łuski na jej ramionach zalśniły niczym rubiny. 

- Nie możesz - odparł nagle stanowczy głos. 

Ginevra odwróciła się, gniewnie marszcząc brwi. Kilka metrów za nią zatrzymał się niezwykłej urody syren. Już na pierwszy rzut oka było widać, że chłopak różni się od swoich pobratymców. Trytoni, pomimo swego piękna, byli przeznaczeni do pracy, bądź obrony królestwa, za to jasnowłosy młodzieniec, którego skóra oraz ogon lśniły jak biały opal, miał w sobie o wiele więcej delikatności i szlachetności. Dziewczyna wciąż miała żal do losu za to, że uczynił ją kuzynką księcia. Daleką, ale jednak. Gdy przed laty jej rodzice zginęli w wojnie, o której nikt nie chciał już wspominać, opiekę nad nią przejął jej wuj, sam król Atlantyki. Wychowano ją więc jako księżniczkę i traktowano ze wszystkimi honorami. Z biegiem lat, gdy Ginevra zaczęła rozumieć, że jej serce bije mocniej dla świata ludzi, pozycja jaką miała na dworze zaczęła jej coraz bardziej ciążyć. Nadzieja na uwolnienie się spod władzy Posejdona malała z każdym rokiem. Rudowłosa westchnęła w duchu, miała zamiar odpłynąć jak najdalej, jednak blondyn nie pozwolił jej uciec. 

- Król cię wzywa - powiedział. Na te słowa syrenka zatrzymała się w miejscu. 

- Powiedziałeś mu? - zapytała oskarżającym tonem. 

Chłopak prychnął. 

- O twojej bezsensownej miłości do świata na powierzchni? Nie musiałem - odparł cierpko. - Już wielokrotnie Jego Wysokość próbował wyperswadować ci tę niedorzeczność z głowy. Nic to jednak nie dało. 

- Zawsze musisz być taki nieprzyjemny? - zapytała. 

- Jestem szczery - odparł odwróciwszy głowę. 

Czekający obok trytoni wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Kłótnia wisiała w gęstej wodzie. 

- Draconie, Ginevro... - Blaise zwrócił się do królewskich dziedziców. - Powinniśmy już wracać. 

- Mnie nie musisz tego powtarzać - odparł Draco, po czym ruszył w kierunku z którego przybył. Jego łuski mieniły się tysiącem pastelowych błysków. 

Syrenka niechętnie, jednak tak jak jej towarzysze w końcu opuściła rafę. Obiecała sobie, że jeszcze tu wróci. Popołudniu i jutro, a także kolejnego dnia. Miała zamiar wracać w pobliże skał i plaży do końca swych dni. Skoro nie mogła stanąć na piaszczystym wybrzeżu, chciała móc go podziwiać z daleka. Słodki zapach kokosowych palm wciąż pozostawał dla niej jedynie pięknym snem. 

*

Droga do pałacu minęła im szybko. Wyłożone złotem i perłami ścieżki prowadziły do podwodnych ogrodów, w których rosły wysokie, kolorowe wodorosty, oraz podmorskie kwiaty, a także wielobarwne algi. Przepływając przez srebrną bramę, Ginevra poczuła się nie jak w domu, lecz w swego rodzaju pięknym więzieniu. W każdym korytarzu stał tryton z ostrym mieczem w dłoni, lub długą włócznią. Służba kłaniała się i usuwała na widok książąt. Po kilku chwilach Blaise, Teodor, Dracon jak i ich podopieczna wpłynęli do sali tronowej. Było to olbrzymie, jasne pomieszczenie, którego przepych i bogactwo przyćmiewało resztę i tak kosztownie urządzonych komnat. Na końcu sali stał tron, zbudowany z masy perłowej, złota, oraz drogocennych diamentów, które przed wiekami podarowała królowi rasa ludzi. Jednak czasy wspólnego handlu minęły bezpowrotnie, zostawiając po sobie drogocenne pamiątki. 

- Ojcze - Dracon ukłonił się przed mężczyzną, który górował nad nimi wzrostem. Pozostali również skłonili głowy. 

Posejdon był niezwykle dostojnym przedstawicielem swojej rasy. Nikt nie wiedział, ile dokładnie liczył sobie lat, jednak było wiadomo, że zasiadał na tronie na długo przed pojawieniem się pierwszych, ludzkich okrętów. Tak jak jego syn, posiadał białą, niemal marmurową skórę, oraz delikatne, mieniące się złotem łuski. Niezwykle długie włosy króla były koloru chłodnej platyny, oczy zaś skrywały w sobie błękit jasnego nieba. Na jego głowie spoczywała bogato zdobiona korona, zrobiona z licznych muszli, pereł i białego koralowca. Na gładkiej twarzy mężczyzny można było dostrzec oznakę lekkiego zdenerwowania. Podejrzewał gdzie przez cały ranek podziewała się jego przyszywana córka i rozumiał, że już w tylko jeden sposób może odwieźć ją od ciągłego uciekania ku powierzchni. Spojrzał na Teodora i Blaise'a, którzy od razu zrozumieli nieme polecenie. Trytoni opuścili salę tronową i po chwili król zabrał głos. 

Ognistowłosa syrenka z początku spodziewała się reprymendy, a może nawet i kary, lecz z każdym słowem władcy jej początkowa niepewność zmieniała się w szok i strach. Czy naprawdę usłyszała słowo "ślub"? Spojrzała na swojego kuzyna, którego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Jego szarobłękitne oczy pozostawały nieruchome i wpatrywały się w miejsce ponad tronem. Wydawał się całkowicie nieobecny duchem. 

- Wasze małżeństwo będzie dla całego królestwa wielkim szczęściem - powiedział Posejdon. 

Bystrym oczom Ginevry nie umknął fakt, że król ściskał swój trójząb nieco mocniej niż zazwyczaj. 

- Nie... - wyszeptała. - Nie...

Wiedziała, że według panujących zasad, królewskie małżonki nie miały prawa opuszczać zamku. Miało to uchronić je przed losem, jaki przed laty spotkał matkę Dracona. Świadomość bycia zamkniętą w pałacowych komnatach sprawiał, że poczuła ból w piersiach. Gdyby była człowiekiem, zapewne teraz brakowałoby jej tchu. Pokręciła głową w niedowierzaniu. Sprzeciwienie się woli króla było niedopuszczalne, a ona, pomimo swej buntowniczej natury nie znajdowała w sobie siły do tak drastycznego i ostatecznego kroku. Przez lata wuj zapewniał jej nie tylko schronienie, ale i swego rodzaju miłość. Zastąpił rodzinę, którą jej odebrano. Ponad wszystko jednak wiedziała, że małżeństwo z Draconem będzie dla niej tylko i wyłącznie tragedią. Potrząsnęła głową i wypłynęła z sali bez pozwolenia. Nie chciała dłużej tego słuchać. Powierzchnia stała się jeszcze bardziej odległa i niedostępna, niż kiedykolwiek wcześniej. Równie dobrze mogłaby marzyć o znalezieniu się na księżycu. Zrozpaczona i bliska łez których i tak nie mogła ronić pod wodą, uciekła do swojego pokoju. 

*

Dracon przeprosił ojca za zachowanie kuzynki i obiecał z nią pomówić. Tak naprawdę jednak nie miał na to ochoty. Nie wiedział jak miałby zacząć dyskusję z kimś, kto żywił tak ciepłe uczucia do nadmorskiej krainy. Fakt, że ktoś z jego rodziny marzy o spotkaniu człowieka napawał go swego rodzaju obrzydzeniem. Dla niego ludzie byli jedynie barbarzyńcami. Rybojadami, którzy swymi działaniami niszczyli tak drogi i cenny dla niego świat. Czytał o dawnych czasach, w których syreny i ludzie żyli obok siebie w pokoju i prowadzili handel wymienny. Ludzie za perły i możliwość obfitych połowów dawali królestwu Atlantyki złoto, srebro i diamenty, z których podwodna rasa tworzyła niemal niezniszczalną broń, oraz cenne ozdoby. Wszystko jednak się skończyło niecały rok po tym, gdy książę przyszedł na świat. To właśnie wtedy zginęła jego matka, królowa Amfityda, a oba światy odgrodziły się od siebie, niemal zapominając o swoim wzajemnym istnieniu. Dracon wyrósł w przekonaniu, iż ludzie są brzydsi, gorsi i głupsi niż syreny. Nie zasługiwali na ani jedną myśl z jego strony. Podpływając pod drzwi Ginevry z początku się zawahał, jednak po chwili zapukał i wszedł pomimo, iż nie usłyszał zaproszenia. 

Syrena leżała w swojej olbrzymiej muszli, którą wyłożono miękkim, różowym atłasem, tkanym z włosia hippokampów. Pół konie, pół ryby służyły nie tylko jako środek transportu, ale również ich niemal jedwabne, wodoodporne włosy wykorzystywano do produkcji obić, pościeli i ozdób. 

- Czego chcesz? - zapytała, wciąż chowając twarz w splecionych ramionach. Nie usłyszała jednak odpowiedzi. Nieco podirytowana odwróciła głowę i spojrzała w oczy chłopaka, który stał prosto obok jej łóżka. Miała ochotę wyrzucić go z pokoju. - Nie rozumiesz co czuję, prawda? - zapytała, nieco panując nad złością i rozgoryczeniem. 

- Nie rozumiem - odparł krótko. - Nie wiem jak możesz w tak desperacki sposób pragnąć poznać świat poza oceanem. Wydaje się być paskudnym miejscem...

- Tu wcale nie jest lepiej! - wrzasnęła Ginevra i zerwała się z poduszek. - Żyjemy zamknięci w naszych jaskiniach, wciąż drżąc przed złem, o którym nikt ze starszyzny nie chce nam opowiedzieć. Unikamy słońca i piękna ciepłych dni w obawie, że dostrzegą nas ludzie. A ja chcę, by mnie zobaczyli! Chcę... - przerwała nagle, po czym podpłynęła do Dracona i chwyciła jego bladą dłoń. - Pozwól mi pokazać ci powierzchnię. Ten jeden, jedyny raz! Wtedy z pewnością zrozumiesz moje uczucia. 

Dracon skrzywił się słysząc tę propozycję. Nie miał najmniejszej ochoty opuszczać pałacu, jednak z drugiej strony czuł, że ciekawość zaczyna brać nad nim górę. Dopiero teraz, gdy kuzynka chwyciła go za rękę, zrozumiał, że nie żywi do niej żadnych głębszych uczuć. Była mu droga, niczym młodsza siostra, jednak wątpił, by mógł pokochać ją jako żonę. Świadomość braku więzi uderzyła w niego niczym rozpędzony wieloryb. Zawsze słuchał ojca bezkrytycznie i wypełniał jego wolę bez gadania. Tak miało być i tym razem, jednak wizja spędzenia wielu wieków jako mąż rudowłosej, roztrzepanej syreny zaczynała budzić w nim wątpliwości. Pomyślał, że może gdy zobaczy świat którym ona się tak zachwyca, sam po części zrozumie jej tok myślenia, co w przyszłości pozwoli im być zgodnym, pomimo braku romantycznych uczuć, małżeństwem. 

- Prowadź - powiedział nagle, a w fiołkowych oczach syrenki zalśniły iskierki podekscytowania. 

Wymknięcie się z pałacu nie było trudne. Blaise i Todor jak zawsze uczestniczyli w popołudniowych ćwiczeniach bojowych, a strażnicy nie warowali non stop pod oknami sypialni Ginevry. Dracon dał się prowadzić kuzynce. Najpierw wypłynęli z groty, zostawiając za sobą blask perłowego zamku, po czym skierowali się ku końcu rafy koralowej, której brzegi kończyły się niedaleko granicy z lądem. Wynurzali się powoli i niespiesznie, pierwsza jak zawsze zrobiła to ognistowłosa syrena. 

- Nikogo nie ma - powiedziała zanurzając się z powrotem. Zachęciła chłopaka gestem dłoni i z uśmiechem na ustach wynurzyła się spod wody. 

Dracon poszedł jej śladem, jednak wciąż towarzyszyło mu uczucie niepokoju. Jeżeli król dowie się co dzisiaj robili, zapewne okaże nie tylko swój gniew, ale także stwierdzi, że zawiódł się na swoim następcy. Chłopak poczuł na swoich ramionach ciepło słonecznych promieni. Oczy szybko przyzwyczaiły się do jasności, która i tak powoli zaczynała znikać. Zbliżał się zachód słońca, a przyjemny, ciepły wiatr szybko osuszył mu jasne włosy. 

- Plaża! - zawołała Ginevra. - Och, a czy widzisz tamten zamek? - zapytała wskazując imponującą budowlę. 

- Ciężko byłoby go przeoczyć - odparł sucho Dracon. 

Jego syreni, wyostrzony wzrok skupił się na pokaźnym pałacu, którego elementy nawiązywały do morskich istnień. Olbrzymie balkony miały kształt otwartych muszli pielgrzyma, a na kolumnach wiły się pozłacane ogony morskich stworzeń. Było widać, że zamek powstał w dawnych czasach pokoju między oceanem, a lądem. Nagle dostrzegł w oddali ruch. 

- Koś się zbliża! - powiedział i już chciał zanurzyć się w głębinach, jednak Ginevra nie ruszała się z miejsca. Wściekły chwycił ją za ramię i zmusił, by zanurzyła się w wodzie do linii żuchwy. - Patrz jeśli musisz, ale nie podpływaj bliżej - syknął. 

Jego wzrok znów powędrował ku plaży. Dostrzegł ludzką dziewczynę, ubraną w koronkową, białą suknię. Jej długie, kasztanowe włosy rozwiał równikowy wiatr, a jasna skóra odbijała blask z wolna zachodzącego słońca. Niechętnie, jednak przyznał w duchu, że jak na człowieka jest piękna. Nagle jednak kierunek wiatru się zmienił i Dracon poczuł zapach dziewczyny. Uderzył w niego z siłą cyklonu i zawrócił w głowie. Nie mógł uwierzyć, że ta ludzka kobieta pachnie niemal jak... Jak syrena. Było w niej coś dziwnego. Z całą pewnością była człowiekiem, dlaczego więc pachniała jak jedna z nich? Słodka woń po raz kolejny wypełniła mu nozdrza. Była to mieszanka perłowej masy i słodkiej woni, której nie potrafił nazwać. Coś sprawiało, że bezwiednie zaczął zbliżać się ku brzegowi. Nagle jednak się zatrzymał, gdy do dziewczyny podbiegła kobieta w średnim wieku. Elegancko ubrana blondynka niemal siłą zaciągnęła dziewczynę do zamku. 

- Chyba szykuje się jakieś przyjęcie, spójrz! - powiedziała rudowłosa syrenka, wskazując dłonią na przekraczające most powozy i karoce. - Musimy to zobaczyć! - dodała z przejęciem i szybko popłynęła na drugi koniec zamku, gdzie wielkie okna wychodziły na otwarty ocean. 

- Stój! - krzyknął za nią blondyn, jednak nic to nie dało. 

Przez dłuższy czas pływali zanurzeni do połowy w wodzie i obserwowali światła wylewające się z zamku. Tysiące świec ogrzewało swoim blaskiem pobliską zatokę. Dracon zaczął po części rozumieć zachwyt malujący się na twarzy syrenki. Świat ponad powierzchnią przyciągał niczym magnez. Owiany tajemnicą i zakazany, oczarowywał, nęcił i kusił obietnicą niewypowiedzianych możliwości, których oni nie znali. Nagle jednak Dracon usłyszał za sobą hałas. 

- Uważaj - powiedział i chwycił Ginevrę za rękę. Z ciemności wyłonił się olbrzymi okręt, którego załoga wykrzykiwała do siebie polecenia. 

- Och! To galeon... - odparła syrenka, widząc nadciągający w ich stronę trójmasztowiec. 

Dracon po raz pierwszy widział na własne oczy ludzki statek. Czytał o nich i oglądaj je na ilustracjach w królewskiej bibliotece, jednak żadne rysunki nie mogły oddać ogromu i wspaniałości żaglowego olbrzyma. Zauważył, że u szczytu stewy dziobowej okrętu umieszczono pięknie wyrzeźbioną, pozłacaną syrenę, która uśmiechała się dumnie. Był to bogato zdobiony galion, który dla ludzi miał symboliczne znaczenie. Była to nie tylko ozdoba, ale wierzono także, że rzeźba jest swego rodzaju aniołem stróżem statku, podczas przemierzania niebezpiecznych wód. Jasnowłosy syren dostrzegł zbliżających się ku plaży ludzi. Ubrani w pyszne, drogocenne stroje ze śpiewem na ustach stanęli na piasku i wydali niemy krzyk zachwytu. Statek wzbudzał podziw nawet wśród znamienitych gości. Nagle względną ciszę rozdarł głośny świst, a niebo rozbłysnęło milionem kolorów. 

- Musimy za nimi płynąć! - powiedziała Ginevra gdy goście weszli na pokład i zanim Dracon zdążył zaprotestować, ruszyła za statkiem, który zmierzał ku granicy zatoki. 

Chłopak nie próbował jej zatrzymać. Cały czas jego syreni wzrok utkwiony był w pięknej dziewczynie, którą dostrzegł na plaży. Znalazł ją między uczestnikami zabawy, ubraną w złotą suknię. W jej włosach lśniły drogocenne ozdoby i chociaż wszyscy krążyli wokół niej i co chwila kłaniali się z szacunkiem, na jej twarzy nie dostrzegł uśmiechu. 

- Co ty wyprawiasz? - powiedział w stronę kuzynki, która zaczęła się wspinać po ozdobnej siateczce, która została rozłożona po jednej ze stron statku. Dracon zacisnął zęby i sam również podciągnął się do góry. Dziękował wszystkim bóstwom za ponadprzeciętną siłę, jaką posiadały syreny. 

Gdy zajął miejsce po drugiej stronie otworu w balustradzie, ostrożnie spojrzał na roześmiany i rozbawiony tłum. Nic jednak nie potrafiło odciągnąć jego uwagi od dziewczyny, którą jak usłyszał, tytułowano księżniczką. Musiała więc być królewską córką. Dzieckiem władcy nadmorskiego świata. Pomyślał, że to zabawne. On, syn Posejdona, przygląda się z ukrycia córce króla lądu. Uzmysłowił sobie, że zapach dziewczyny dociera do niego jeszcze mocniej niż wcześniej. Chciał zapytać Ginevry, czy ona także czuje dziwną aurę która biła od księżniczki, jednak nie potrafił oderwać wzroku od dziewczyny. Była niczym cudowny miraż. Jej włosy lśniły brązowo złotym blaskiem, tak ciepłym i odmiennym od chłodnych pereł i jego własnych opalowych łusek, które mieniły się w świetle fajerwerków. 

- Czyż nie jest piękny? - zapytała nagle siedząca po drugiej stronie syrenka. - Ten mężczyzna z zielonymi oczami - dodała, wciąż wpatrując się w czarnowłosego młodzieńca. 

Draco nie odpowiedział. Zauważył jednak, że na twarzy stojącej obok niego księżniczki zamajaczyło zdziwienie. Co takiego jej powiedział? Blondyn po raz pierwszy poczuł palącą ciekawość. Przysunął się niebezpiecznie blisko, jednak nagle śmiech i muzykę zagłuszyły krzyki pełne przerażenia, a zaraz potem statkiem wstrząsnął pierwszy wybuch. 

- Uciekaj! - wrzasnął w stronę Ginevry, która posłusznie wskoczyła do wody. 

Draco spojrzał na przerażoną księżniczkę, lecz kolejny wybuch zmusił także i jego do zanurzenia się w wodzie. 

- Wracaj do zamku! - rozkazał kuzynce. - Król nie może się dowiedzieć, że tutaj byliśmy. 

Ginevra nie protestowała. Z jej oczu zionęła trwoga. Dracon pomyślał, że bardzo dobrze się stało. Może ta tragedia uzmysłowi dziewczynie, że świat ludzi wcale nie jest tak piękny i wspaniały, jak mogłoby się wydawać. Gdy upewnił się, że syrena odpłynęła w stronę pałacu, odwrócił się i spojrzał na płonący statek. Galeon zajmował się ogniem z niesamowitą szybkością. Belki, żagle i liny trzeszczały pod wpływem liżących je płomieni. Kolejne beczki z prochem wybuchały przy akompaniamencie ogłuszającego huku. Nagle jednak ją zauważył. Był pewny, że księżniczka udała się z resztą gości do szalup, jednak ona zamiast znajdować się w bezpiecznej odległości od tonącego statku, stała przy jednej z balustrad. Pierwszy raz w życiu poczuł, że walczą w nim sprzeczne emocje. Nie powinno go obchodzić co się stanie z ludzką dziewczyną, jednak jej zapach, jej rozmarzona na plaży twarz, oraz ta dziwna aura... 

Jedna z płonących belek upadła tuż za plecami księżniczki, tym samym zmuszając kasztanowłosą do skoku. Wpadła do spienionej toni niczym upuszczony z wysoka, złoty klejnot. Kosztowna suknia, która zapewne także swoje ważyła, zaczęła ciągnąć dziewczynę na dno. Draco wahał się tylko przez chwilę. Mógłby zostawić księżniczkę na pewną śmierć, pozwolić by utopiła się w głębinach oceanu, jednak coś mu podpowiadało, by ruszył jej na ratunek. Była człowiekiem. Przedstawicielką tej okropnej rasy, przed którą przestrzegał go ojciec, jednak pomimo tej świadomości nie chciał jej zguby. Chwycił ją w pasie i ostrymi paznokciami przeciął sznurowania gorsetu. Suknia nie tylko z każdą chwilą ważyła coraz więcej, ale i spowalniała ruchy. Wiedział, że się dusi, więc czym prędzej zabrał ją ku powierzchni pozwalając, by wysadzany diamentami materiał spoczął na dnie, obok wraku. Dracon podpłynął do brzegu i położył dziewczynę na dużym, płaskim głazie. Upewnił się że wypluła wodę i z powrotem zaczęła oddychać. Po raz pierwszy w życiu poczuł także ulgę. Chciał ją zostawić i wrócić między fale, zanim z wolna wstające słońce oświetli jego ciało, jednak poczuł, że kasztanowłosa mocno ściska go za rękę. Dopiero teraz uzmysłowił sobie, że jest niezwykle ciepła. Czy właśnie tacy byli ludzie? Ciepli, niczym słońce pod którym mieszkali? Ciepło z jej palców sprawiło, że poczuł jak po plecach przebiega mu dziwny dreszcz. 

- Dziękuję - wyszeptała nagle, a na jej bladej twarzy zamajaczył nieśmiały uśmiech. 

Jej głos go zaskoczył. Serce w jego piersi zabiło mocniej. Zmarszczył brwi, gdyż nie wiedział, czy jego puls przyspieszył ze względu na fakt, że oto mówi do niego człowiek, czy ze względu, że ludzka dziewczyna wciąż go dotyka. Nagle jednak z oddali dobiegły ich krzyki ludzi, którzy wyruszyli na poszukiwania księżniczki. Draco wysunął dłoń z jej uścisku i ku swemu zdumieniu dostrzegł na twarzy dziewczyny smutek. 

- Dziękuję! - zawołała. Jej włosy, z których powypadały złote spinki, zafalowały na wietrze. 

Dracon zanurzył się w oceanie, który przybrał odcień świtu. Płynął szybko. Miał nadzieję, że pęd oraz chłodna woda uspokoi jego serce, oraz rozgrzaną dłoń, którą bezwiednie przyciskał do piersi. Znajdując się w pewnej odległości od plaży, zatrzymał się i spojrzał ku górze. Nagle zrozumiał, że złamał wszystkie, obowiązujące mieszkańców podmorskiego świata zasady. Uratował ludzkie życie i pozwolił, by dziewczyna nie tylko go zobaczyła, ale także dotknęła. Poczuł na sobie jej zapach, słodki i kuszący. Nieporównywalny z niczym, z czym do tej pory się spotkał. Zapragnął upewnić się, że księżniczka bezpiecznie dotarła do zamku, jednak ostatkiem silnej woli zmusił się do powrotu do domu. Rafa koralowa, która do tej pory zdawała mu się najpiękniejszym miejscem na ziemi, zbledła w jego oczach. Była niczym w porównaniu do uśmiechu, którym w podzięce obdarzyła go ludzka dziewczyna. 


___________________

SŁOWO OD AUTORKI:

Witajcie w drugim rozdziale! :) Jak Wam się podoba perspektywa Ginevry i Draco? W kolejnym rozdziale będzie naszego syrena jeszcze więcej. Opowiadanie będzie liczyło myślę, że maksymalnie cztery rozdziały. Niemal połowa historii już za nami. 

Jeśli chodzi o określenia typu: "stanął", "wszedł" itd., to będę ich używała również względem syren. Tak żeby miało to ręce i nogi, ale wiecie o co mi chodzi. Przykładowo: "Dracon stanął obok Ginevry", a nie "Dracon zaczął unosić się obok..." i tak dalej ;) 

Mam nadzieję, że opowiadanie już na tym etapie sprawia Wam przyjemność. Dla mnie to duże wyzwanie! Pamiętajcie, że to ma być baśń w świecie dramione, nie żadna filozoficzno-dramatyczno-tragiczna opowieść ;) 

Kolejny rozdział już niedługo, jak zawsze dziękuję za głosy i komentarze <3 Buziaki! :* 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro