Szósty
Spotkania z innymi były u mnie rzadkością. Nigdy, a raczej od czasu wypadku nie spędzałam jakkolwiek czasu wolnego z ludźmi. Preferowałam bardziej ciemnię własnego pokoju oraz La Casa de Papel, odtworzony na laptopie. Wtedy nie przejmowałam się otaczającym mnie światem, liczyła się tylko fabuła serialu.
Pomimo wielu aspektów nastoletniego życia, nie byłam jak inne nastolatki. Nigdy taka nie będę. Miałam swoje wady oraz problemy, jak i małe zalety, których w niektórych momentach mi brakowało.
Ludzie z poprzedniej szkoły nazwaliby mnie zimną suką, ponieważ przez ostatnie trzy lata próbowałam przypodobać się elicie szkolnej. Poniżałam niczego winnych uczniów, starałam się aby tamci mnie zauważyli.
Do czasu, gdy zrozumiałam, iż robię źle. Próbowałam powstrzymać byłych przyjaciół – Brada, Ninę, Kate... i Toby'ego. Oni jednak nigdy nie traktowali mnie poważne, upokarzali, obgadywali za plecami. Kiedyś w końcu przejrzałam na oczy, ale było za późno.
Mrok. Mój krzyk. Potem ból. Sącząca się szkarłatna maź po nieskazitelnie białym śniegu. Oślepiające światło lampy ulicznej. Akompaniament ich śmiechu z moim zrozpaczonym płaczem. Ciemność.
Zeszłam w końcu z łóżka, ruszając głową na boki. Chciałam pozbyć się tego okrutnego wspomnienia z głowy. Pragnęłam z całych sił się temu przeciwstawić, ale to nie działało.
Wtedy wiedziałam, że w pojedynkę nic nie zdołam. W grupie byli silniejsi, a przesiąknięci żądza zemsty i upokorzenia mnie przejęły nad nimi kontrolę.
Stanęłam przed lustrem znajdującym się na szafie. Widząc w nim mizerną sylwetkę, lekko się przeraziłam. Spoglądając na koszulkę, w której spałam oraz bieliznę, wyciągnęłam rękę i delikatnie uniosłam materiał do góry.
Pośród kilku pieprzyków na skórze nie było nic. Nic, oprócz długiej, pojedynczej blizny, ciągnącej się od początku biodra, aż po początek pleców.
Podniosłam dłoń i wodziłam palcem po wypukłej bliźnie, która przypominała mi feralną noc.
Mimowolnie mój wzrok powędrował do zegarka, stojącego na szafce nocnej. Wskazywał niedługo po szóstej rano. Słońce właśnie wychodziło zza horyzontu drzew, w akompaniamencie prześwitów oraz pomarańczowych smug. Za taki widok niejeden dałby się zabić, a dla mnie był już codziennością, choć dalej porażał swoim pięknem.
Wróciłam do łóżka, nakrywając zmarznięte ciało kołdrą. Chciałam wziąć telefon i zacząć przeglądać social media, ale w tej samej chwili zachciało mi się spać, a oczy oczy same się zamykały. Nie dziwię się, mogłam nie przesiedzieć całej nocy, wpatrując się w sufit, pomyślałam.
W końcu zamknęłam oczy i odpłynęłam.
***
Obudził mnie nieprzyjemny dźwięk tłuczonego szkła. Lekko się poderwałam z poduszki, czując jak krew napływa mi do mózgu, przez co lekko mi się w niej zakręciło. Wstałam z wygodnego materaca i zarzuciłam na siebie czarną, rozpinaną bluzę, która wisiała na krześle.
Lekko przeczesałam palcami ciemne włosy, a potem oczy. Pomyślałam, że to mógł być włamywać, więc chwyciłam za wazon, który moja mama dostała na rocznicę ślubu od babci.
Miałeś krótki żywot, pomyślałam i zaczęłam po cichu schodzić na dół. Stając pod ścianą prowadzącą do kuchni, mocniej złapałam brązową porcelanę, przez co usłyszałam ten nieprzyjemny dźwięk i lekko się skrzywiłam.
Wzięłam głęboki oddech i wyskoczyłam zza wnęki z wysoko uniesionym wazonem. Już miałam uderzyć włamywacza, gdy spostrzegłam brązową czuprynę oraz błękitne tęczówki.
– Woah! – Tato uniósł dłonie w geście obronnym.
Westchnęłam głęboko i spuściłam dłonie wzdłuż ciała. Pomyśleć, że chciałam uderzyć własnego ojca wazonem.
– Obudziłem cię? – zapytał, zalewając czarny kubek z kawą, gorącą wodą.
– Nie. Jakoś tak miałam ochotę komuś przypierdolić z wazonu babci – sarknęłam. Mężczyzna lekko się zaśmiał i usiadł przy wysepce kuchennej.
Ogólnie lubiłam przeklinać, ponieważ wtedy mogłam odreagować, jednak moja mama nie lubiła tego, ponieważ uważała, że ludzie, którzy przeklinają mają mały zasób słów. Zaś z ojcem było inaczej. Przy nim czułam się bardziej swobodna.
„Nie przypadkowo nazywają cię córeczką tatusia" – upomniała mnie moja podświadomość, którą świadomie uruchomiłam.
– Spałaś dobrze? – zapytał upijając łyk kawy, podczas, gdy wyjmowałam leki z szafki kuchennej. Pierdolona rutyna.
– Gdyby ktoś nie tłukł czegoś szklanego, napewno nie wstałabym przed ósmą – ponownie sarknęłam.
– Elle, coś musiało ci się przesłyszeć. – Zaśmiał się.
Zmarszczyłam czoło. Wydawało mi się to dziwne. Jeśli to nie był tato, a jako jedyny był w domu, oprócz mnie, to kto tu był?
Kilka godzin później leżałam na sofie w salonie, totalnie zapominając o porannym incydencie. Może faktycznie coś mi się przyśniło.
Przeglądałam właśnie media społecznościowe, dochodziła czwarta po południu. Nagle usłyszałam dźwięk wiadomości, szybko w nią weszłam i przeczytałam.
Tyler: SZYKUJ SIĘ, ZARAZ PO CIEBIE JESTEM.
Ja: stało się coś?
Tyler: impreza na plaży się stała, a ten debil nas nawet nie uprzedził.
Ja: impreza? Nie ma mowy.
Tyler: nie przyjmuję odmowy, jesteśmy za dziesięć minut. Jak nie wyjdziesz to wywlekę cię z domu siłą.
Ja: to szantaż? Spierdalaj.
Tyler: też cię kocham :* a teraz ruszaj dupę!
Nie miałam na to ochoty. Ja i impreza? Wolne żarty, może w poprzednim wcieleniu. Byłam bardzo ciekawa, czy na prawdę wywlecze mnie z własnej sofy, dlatego postanowiłam na to czekać. Wiedziałam, że żartuje.
***
– Tyler, kurwa, myślałam, że żartujesz! – krzyknęłam, gdy chłopak wyniósł mnie z domu. Postawił mnie dopiero przed drzwiami do granatowego, małego busa.
– Jeśli chodzi o wyciągnięcie ludzi z domu, masz u mnie jak w banku, że to zrobię. – Uśmiechnął się i puścił mi oczko. – Pakuj się do tylu, albo to też zrobię siłą.
Wywróciłam oczami, otwierając tylne, przesuwane drzwi. Moim oczom ukazały się dwie uśmiechnięte twarze Rosie oraz Samuela. Jednak to Bethany patrzyła na mnie z niesmakiem oraz dumą. Nie wiem czemu, ale już pierwszego dnia jej nie znosiłam.
– Nora! – krzyknął wesoły chłopak, przytulając się do mnie. Byłam lekko speszona, gdyż znałam go niecałe kilkanaście godzin, a on już traktował mnie, jakbyśmy znali się conajmniej pół życia. – Myślałem, że Tyler nie będzie w stanie cię namówić, a tu taka niespodzianka!
– Dla mnie też to było niespodzianką – zażartowałam.
– Weź go nie słuchaj. Tyler to idiota, który nie rozumie, że nie każdy ma ochotę na imprezy.
– Jasne. Tylera nie zrozumiesz. – Zaśmiałam się.
– Słyszałem. – Uśmiechnął się. – Podjedziemy jeszcze po kilku znajomych to się poznacie.
Kilkanaście minut późnej wraz z nami w aucie siedziała jeszcze Leah – śliczna, rudowłosa kobieta o kasztanowych oczach oraz z masą piegów na nosie i policzkach. Z nią było również rodzeństwo – Luke i Ryan. Bruneci o niezwykle zielonych oczach oraz ze wspaniałym poczuciem humoru.
Dziwiło mnie to, gdyż zbyt szybko złapałam z tymi ludźmi dobry kontakt. Nie chciałam nikogo pochlebnie oceniać, ponieważ nawet ich nie znałam za dobrze. Wiedziałam, że nasza znajomość za kilka miesięcy, tygodni a nawet dni może się posypać.
– Michael nas nie zaszczyci? – zapytał Ryan, gdy inni rozmawiali o imprezie, jaka nas czekała.
– Dojedzie później, ma pewne sprawy – sprostował Tyler dwuznacznym tonem, na co wszyscy parsknęli śmiechem.
– Bethany, nie jesteś zazdrosna? Przecież ostatnio ciebie posuwał – rzuciła Leah, kręcąc głową.
Czy tylko ja nie widziałam, o kogo chodziło?
– Bardzo śmieszne, Rudzielcu – warknęła blondynka w stronę tamtej. – Z Mike'em jesteśmy raczej, jakby to ująć, przyjaciółmi z przywilejami.
– Jesteś obrzydliwa – rzucił Samuel, wyciągając nos z nad telefonu.
– Przynajmniej kogoś mam, Myers – odparła, wyciągając telefon.
– Dziwię się, że nie złapałaś od niego HIV'u czy innego cholerstwa – mówił Luke.
– Ej, starczy! – krzyknął zirytowany Tyler, zza kierownicy.
Zauważyłam, że każdy tutaj miał wygórowane zdanie o Mike'u. Każde zdanie było przesiąknięte krytyką i obelgą na jego temat. Było to dziwne, ponieważ odniosłam wrażenie, że był ich przyjacielem.
– To mój najlepszy kumpel, więc ani słowa więcej o nim – dokończył, skręcając w ulicę, prowadzącą na parking.
– Nie unoś się już tak, zakochałeś się? – zażartował Ryan, zaś Tyler zesztywniał.
Odruchowo popatrzyłam na Rosie, która była równie skołowana co chłopak. Czyżby nikt nie wiedział? W końcu skrzyżowałam z nią wzrok i posłałam pytające spojrzenie, na co zacisnęła usta w wąską linię.
– Jesteśmy – oznajmiła brunetka i szybkim ruchem odtworzyła drzwi busa.
Wyszłam z pojazdu na drogę. Na zewnątrz panował lekki mrok, a słońce już dawno ukryło się za horyzontem ogromnego jeziora. Tym razem w oddali zauważyłam małą grupkę osób tańczących przy dużym ognisku. Wokół było słychać piski oraz zadowolone krzyki ludzi i dźwięki muzyki.
Zarzuciłam kaptur bluzy na głowę, ponieważ było już chłodno na dworze, a następnie włożyłam dłonie do kieszeni. Ruszyłam za resztą drogą, która prowadziła na plażę. Wielu ludzi się śmiało, piło i paliło.
– Gotowa? – zapytał Tyler, zawieszając się na moim ramieniu.
– Nie widzę sensu, aby tu być, i wiem, że ty też tak uważasz – mruknęłam, poprawiając kaptur, który lekko zsunął mi się z głowy.
Miałam na sobie tylko legginsy oraz bluzę. Żadnego stroju kąpielowego, czy sukienki jak inne dziewczyny tu.
– Nie marudź. – Parsknął śmiechem. – Nie możesz być całe życie aspołeczna.
– Mam depresję, zapomniałeś? – sarknęłam ciszej, nie chcąc aby inni to usłyszeli. Tyler chyba połapał o co mi chodziło, więc szeroko się uśmiechnął.
– Jestem gejem, zapomniałaś? – rzucił tym samym tonem.
Szybko przypomniała mi się scena sprzed chwili. Tyler na pewno miał powód, aby nie mówić im całej prawy. Choć zdawałam sobie sprawę, że tylko ja i Rosie znamy prawdę, to było mi szkoda chłopaka. Musiał czuć się z tym naprawdę źle.
– To teraz we dwoje mamy coś do ukrycia. – Puściłam do niego oczko.
– Lepiej bym tego nie ujął. – Przytulił się do mnie. – Idziemy się zabawić!
Usiadłam na piasku niedaleko ogniska, tak aby jego ciepło dosięgło mnie. Zaraz obok usiadł Tyler i Rosie. Bethany gdzieś zniknęła, a Luke i Ryan usiedli obok dziewczyny. Obok mnie zaś usiadła Leah, której towarzystwo polubiłam.
– Właśnie, Nora, chyba nie zamierzasz siedzieć tutaj o suchym pysku, co? – zaczął Ryan, podając mi butelkę piwa. Pokręciłam niestety głową.
– Nie chcę, dzięki. – Widząc, jak na mnie patrzył, dodałam: – Biorę tabletki.
– Spoko, więcej dla nie. – Uśmiechnął się. – Tyler?
– Nie dzisiaj, stary. – Westchnął, rozciągając się na pisku. – Robię za kierowcę.
– Trudno. Rosie? – zapytał, a dziewczyna uśmiechnęła się i przejęła piwo.
– Właśnie, gdzie zgubił się Sam? – zapytałam zdziwiona. Popatrzyłam na boki, dostrzegając blond włosy Bethany.
– Chuj go wie, zawsze tak znika, a potem wraca najebany lub naćpany. Normalka – odparła Leah. Zaśmiałam się wraz z resztą.
– Niedługo zacznę się zbierać, bo moja mama jest strasznie przewrażliwiona – stwierdziłam.
– Myślałem, że zostaniesz dłużej ze względu na mnie – odparł niski głos chłopaka za mną. Podszedł do Tylera zbijając z nim męska piątkę.
Z mordem w oczach spojrzałam za siebie, gdzie stał brunet z założonymi rękoma na piersi.
– Jakoś nie szczególnie toleruję twoje towarzystwo – warknęłam, ale usłyszałam tylko prychnięcie cichym śmiechem. Poczułam jak usiadł obok mnie, co nie specjalnie mi się podobało.
– To wy się znacie? – zapytał zdziwiony Luke.
– Niestety – mruknęłam sucho.
– Kogo by go nie znał? – Leah parsknęła sarkastycznie śmiechem. – To Michael.
Nagle znów podeszła do nas Bethany, siadając chłopakowi na kolanach i namiętnie go całując. W końcu byli przyjaciółmi z przywilejami. Nie powinno mnie to obchodzić.
– W końcu jesteś, Mikey. Idziemy? – Wstała i przybrała seksowną pozę.
Chyba coraz bardziej jej nie trawię...
– Chcę trochę posiedzieć z kumplami, później przyjdę – odparł, puszczając do niej oczko. Zachciało mi się rzygać.
Kilkanaście minut później Mike dołączył do blondynki, a ja siedziałam na piasku, nie wiedząc co ze sobą zdobić. Telefon zostawiłam w samochodzie, więc poprosiłam Tylera, aby dał mi kluczyki.
Nie wiedziałam jednak, że ktoś tam jeszcze był...
***
Od autorki: nie jestem zadowolona z tego rozdziału, choć trzy razy go poprawiałam, nie jestem w pełni zadowolona. Może coś polepszy fakt, iż jest to najdłuższy rozdział, do tej pory. Napiszcie, co sądzicie.
Kocham A. L. B.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro