Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Piętnasty

Zimne, ciężkie krople spadały z nocnego nieba, które pokrywała gruba warstwa burzowych chmur. Ciemne niczym noc włosy, oplatały moją twarz oraz szyję, zaś przerażone, błękitne tęczówki wpatrywały się w stary, mroczny budynek. Okna na parterze były powybijane, zaś te wyżej, stare oraz zaniedbane. Biała farba odpadała płatami, pozostawiając po sobie tylko ogromne lub maleńkie plamy po odpryskach. Zastanawiało mnie, czy to ludzie byli temu winni, czy może to upływ czasu działał na wiekowe, spróchniałe drewno okiennic, które w niewielu oknach pozostały całe. Największe wrażenie mrocznego oraz tajemniczego klimatu zamieszkania ponad trzydziestu rodzin oraz kilkorga seniorów sprawiała ceglana elewacja. Większość ogromnych ścian pokrywała zniszczona już farba, a w niektórych miejscach widoczne były pokruszone, osypujące się belki cegieł. Aż zadziwieniem było, iż w tym mrocznym miejscu mieszkało tylu ludzi, żyjąc pełni werwy do przeżywania kolejnego dnia. Po części im zazdrościłam. Tej wolności i swobody, jaka musiała panować w tym miejscu, zaś nikt nigdy nie wiedział, co dokładnie działo się za murami obskurnej kamienicy. Możliwe, że powodem był strach oraz obawa przed tym miejscem. Możliwe, że to miejsce posiadało o wiele więcej tajemnic, o których nie śni nam się dowiedzieć? A może to zwyczajna kamienica na rogu, która odstraszała tylko swoim wyglądem?
Nigdy, nikogo ani niczego nie poznamy dokładnie, gdy nie odważymy się zbadać wszystkich ich zakamarków.
Z pewnością, każdy skrywał w sobie jakiś sekret, którym woli nie dzielić się z innymi. Dorosły człowiek, który swoje sekrety porzucił wraz z dzieciństwem, pomyślałby, iż to groteskowe i niepotrzebne. Ale każde miejsce, istota czy osoba posiadała jedną rzecz, która liczyła się ponad to. Była czymś, czego nikt inny nie chciałby mieć. Była czymś, co pragniemy całym sercem. Była czymś, co powinniśmy umieć opuścić i zapomnieć na zawsze.

Czym dłużej stałam w tamtym miejscu, tym bardziej zdawałam sobie sprawę z własnej głupoty. Co ja sobie myślałam? Że przyjdę do niego i co zrobię? Przecież on nawet by się tym nie przejął, więc głupim pomysłem było stanie pięćset metrów od budynku i wpatrywanie się w niego bezczynnie. Dlaczego przyszłam właśnie do niego? Dlaczego w ogóle miałabym do kogoś z tym iść? To mógł być zwykły żart lub pomyłka.
Jednak dalej patrzyłam przerażona. Dłonie trzęsły mi się z zimna, choć przerażenie również było tego powodem. Puls nieustannie przyspieszał, powodując uciążliwe dudnienie w głowie, w której i tak kotłowało się milion pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Miałam mętlik w głowie, mieszający się z negatywnymi emocjami oraz sytuacją, w jakiej się znalazłam. Mogłam jeszcze zawrócić. Moje nogi same rwały się do powrotu, zaś rozum podpowiadał mi, iż powinnam iść. Monotonnym krokiem szłam w stronę wielkich, drewnianych drzwi, do których prowadziły liczne schody.
     Wiatr coraz bardziej muskał moje policzki, woda z nieba sprawiała, iż zimno dawało się we znaki. Trzęsłam się niesamowicie, lecz nie czułam tego chłodu, jakby nie miał sensu. Przyzwyczaiłam się. Nie przejmowałam się faktem, iż napewno następnego dnia wstanę z gorączką.
      Weszłam do budynku, gdzie wiatr oraz deszcz ucichł, zaś panował tu głuchy pomruk oraz mroczna atmosfera. Niczym widok z horroru. Ciemne, kręte korytarze, których spowijał mrok, a w oknach przebijała się tylko niewielka wiązka światła księżyca. Przedzierałam się sprawnie przez piętra, aż w końcu natrafiłam na odpowiednie drzwi. Ciemne, nowe frontowe drzwi, które różniły się od reszty wejść na tym piętrze. Na środku znajdował się wizjer, a obok skrzynka pocztowa z nazwiskiem „Cortez". Przełknęłam głośno ślinę.

– Jestem tak naiwna – wyszeptałam, wciągając gwałtownie powietrze, po czym je wypuściłam, sprawiając, iż moje ciało choć w najmniejszym kawałku się uspokoiło.

Uniosłam rękę, zaś palcem lewej dłoni miałam nacisnąć mały guziczek, który najprawdopodobniej był dzwonkiem. Było już grubo w nocy, a ja jak ostatnia idiotka stałam właśnie pod drzwiami Mike'a z zamiarem... właśnie, czego? Miałam prosić go o pomoc? Przecież on był typem człowieka, który nie pomaga innym, który nie interesuje się ich losem. Dla niego liczyło się jedno. Bycie w centrum uwagi. Możliwe, że tego nigdy nie okazywał, ale byłam profesjonalistką w wykrywaniu podłych ludzi, a Michael, oczywiście, należał do tych osób.
      Drżącym palcem nacisnęłam dzwonek, a po drugiej stronie drzwi rozległ się zwykły dźwięk. Po chwili czekania usłyszałam w końcu upragnione kroki. Cała drżałam, byłam przerażona, ponieważ znów działo się to samo. Tajemnice, które zaczynały mnie już wykańczać. Wróciłam do sobie, gdy usłyszałam przekręcanie klucza. Spięłam się nagle, jakby od tego zależało moje życie. Chwilę późnej moim oczom ukazała się zmęczona i zaspana twarz bruneta. Lewą dłonią przecierał oczy, zaś prawą przeczesał, i tak już roztrzepane włosy. Jego mięśnie idealnie odznaczały się w obcisłym, czarnym topie, a ciemne dresy okalające jego nogi, wyglądały na wygodne. Mimowolnie wróciłam wzrokiem do jego pięknych oczu. Nie mogłam zobaczyć, co czuł gdy mnie zobaczył, ponieważ ta cholerna pustka w jego oczach nie opuszczała jego. Jednak mogłam wywnioskować, iż był zdziwiony.
Dziwne, jeśli by nie był, pomyślałam, błądząc wzrokiem po twarzy Corteza. Ta cisza była coraz bardziej nieprzyjemna oraz irytująca. Żadne z nas nie chciało zrobić pierwszego kroku, więc staliśmy bezczynnie po środku klatki schodowej, w nocy, zabijając się wzrokiem.

– Co ty tutaj robisz? – zapytał zmęczonym tonem, opierając swoje ciało o framugę zimnych drzwi.

Chciałam mu odpowiedzieć, ale nie mogłam wykrztusić z siebie ani jednego słowa, podczas gdy brunet czekał łaskawie na wyjaśnienie. Czułam tę irytację, gdy wpatrywał się we mnie bez wyrazu, a ja wyglądałam zaś jak siedem nieszczęść. Westchnęłam głęboko i dalej drżącą dłonią podałam mu skrawek papieru, który na szczęście zabrałam ze sobą. Brunet uniósł brwi i kącik ust, gdy wziął ode mnie wiadomość. Zaczął czytać. Zmarszczył brwi i nagle spoważniał.

– Wchodź – rzucił i wszedł do środka, nie czekając na mnie. Równie dobrze mogłam wrócić do domu, ale na Boga, musiałam dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi.

Przeszłam przez drzwi, zamykając je za sobą. Ściągnąwszy buty, ruszyłam w stronę salonu i kuchni, do której najprawdopodobniej poszedł brunet. Nie myliłam się. Stał odwrócony, patrząc w okno. Zaciskał mocno pieść lewej ręki, zaś prawą trzymał telefon przy uchu. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, dlatego stałam jak ten debil. Po chwili chłopak odwrócił się w moją stronę. Odłożył, a raczej rzucił telefon na blat, zbliżając się do mnie. Stałam nieruchomo, gdy brunet był w niebezpiecznej odległości.

– Kto ci to dał? – zapytał, patrząc mi prosto w oczy. Lecz ja sprawnie unikałam jego spojrzenia, koncentrując się na mocno zaciśniętej szczęce.

– Nie wiem – wyszeptałam, wiedząc niewiele jak on. Wtedy brunet niespodziewanie i gwałtownie się ode mnie odwrócił. Uderzył pięścią o blat, aż podskoczyłam w miejscu. Przerażały mnie jego wybuchy. Był taki nieokiełznany, i wtedy zdolny do wszystkiego.

– Jak to, nie wiesz?! – krzyknął wściekły, ale nie byłam pewna czy na mnie. Miałam go gdzieś, był idiotą! Niech robi sobie, co zechce, ale mną nigdy nie będzie mógł pomiatać.

– No po prostu, nie wiem, Cortez! – krzyczałam załamanym głosem. – Nie wiem – powtórzyłam już szeptem, choć na pewno to słyszał.

– To skąd to masz? – zapytał, wciągając gwałtownie powietrze.

– Ktoś zostawił w mojej szafce szkolnej – odparłam, opierając się tyłem o zagłówek kanapy.

– Larkins – powiedział do siebie, już ciszej. Jednak usłyszałam to.

– Co on ma z tym wspólnego? – zapytałam z pretensjami. – Dlaczego Leah i Tyler coś przede mną ukrywają? Dlaczego ty coś ukrywasz?! – Popadłam w histerię. Nie wiedziałam nawet, kiedy z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Cała się trzęsłam, równie nie mogąc złapać powietrza. Czyżby to stres pourazowy?

      Niespodziewanie Michael zamknął mnie w szczelnym uścisku, ale to nie był miły. Robił to, co musiał. Ataki paniki, które nie nawiedzały mnie od tak dawna, wróciły ze zdwojoną siłą. Wszystkie wspomnienia ubiegłych miesięcy wracały, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Czy to się kiedykolwiek skończy?
      Nie mogłam określić, ile tak staliśmy, ale byłam mu wdzięczna. Po raz drugi. Drugi, cholerny i ostatni raz. Szybko się od niego odsunęłam, jakby raził prądem. Od razu złapałam kontakt wzrokowy z ciemnymi oczami bez jakiejkolwiek emocji. Choć to było dziwne, ale były one imponujące.

– To – zaczęłam – będę się zbierać.

– Nigdzie nie pójdziesz w tym stanie – odparł, biorąc moją twarz w dłonie. Jak ja go cholernie nie rozumiałam!

– Zachowujesz się, jakbyś był bipolarny, kurwa! Najpierw wyjeżdzasz mi z pretensjami, aby zaraz potem znów być potulnym pieskiem. Nie rozumiem cię, za cholerę, Mike! I chyba nigdy nie zrozumiem!

– Czy to takie dziwne, że nie chce, aby ktoś cię zabił po drodze? – Prychnął.

– Nie potrzebuje, abyś się o mnie martwił! – Odsunął się. Znów poczułam ten dziwny chłód i ścisk w żołądku.

– Kto powiedział, że się martwię? – sarknął, wywracając oczami.

– Sam to stwierdziłeś! – krzyknęłam. – Nie potrzebuje twojej pomocy.

– To dlaczego do mnie przyszłaś? – Uniósł brwi do góry. – Dlaczego do mnie, a nie do Tylera? Leah?

– Wiesz co? – zaczęłam. – Byłam głupia, ot to, i nadal jestem, stojąc naiwna w twoim mieszkaniu. Przecież ty nigdy nikomu nie pomagasz, nikt inny cię nie obchodzi, oprócz czubka własnego nosa! – Zaśmiał się. Perfidnie się zaśmiał, ale to nie był śmiech z rozbawienia, a zaś z irytacji. – To nie ma sensu.

Wyprostowałam się i zaczęłam iść w stronę drzwi. Byłam tak naiwna... przecież to Michael. Pieprzony idiota i dupek bez uczuć! Nagle poczułam mocne szarpnięcie za nadgarstek. Syknęłam z bólu, a zaraz potem brunet przyszpilił mnie do ściany, kładąc dłoń obok mojej twarzy. Drugą zaś delikatnie splótł razem z moją i opuścił wydłuż ciała. Ten kontakt, choć całkiem niewinny, wzbudzał we mnie masę nieznanych do tej pory doznań. Zaschło mi w gardle, poczułam na skórze gęsią skórkę. Byłam tak blisko Michaela, że czułam bicie jego serca oraz przyspieszony puls. Było zadziwiająco szybkie, i byłam pewna, iż moje biło w ten sam sposób. Nienawidziłam tych pojawiających się odczuć, gdy tylko byłam blisko niego. Ta cholerna słabość do przystojnego i muskularnego chłopaka. Wyrażone to w taki sposób brzmiało strasznie powierzchownie. Musiałam się kontrolować, ponieważ nie byłam tego typu osobą.
Przełknęłam ślinę, starając się opanować. Dopiero po chwili stwierdziłam, że nasze były bardzo blisko siebie. Za blisko. Spoglądałam na niego przez moment. Źrenice miał utkwione w jednym punkcie. Zauważyłam, że wbijał wzrok w moje usta, jakby pragnął mnie pocałować. To ogromnie krępujące. Czułam, jak mój puls przyspieszył. Wtedy Cortez oderwał wzrok od moich ust i popatrzył się w moje oczy. Mocno zakłopotana, odwróciłam wzrok.

– Dlaczego ja? – zapytał półszeptem, unosząc moją głowę do góry. Byłam zmuszona patrzeć wprost w brązowe, hipnotyzujące oczy. Czy to było możliwe, że oczy są odzwierciedleniem duszy?

– Nie wiem – skłamałam. Jakoś tak nie łatwo było mi przy nim kłamać... – Ty jako jedyny nie będziesz się tak zamartwiał, jak reszta. No może Bethany miałby wszystko w d....

– Czemu tak myślisz? – przerwał mi, wyplątując palce i odsuwając się ode mnie. Jego wzrok coś mi przypomniał. Przełknęłam ślinę. Michael Cortez był gorzej bipolarny niż ja. Z czułego chłopca stawał się przerażającym.

– Takie odniosłam wrażenie. Od naszego pierwszego spotkania okazujesz to w taki właśnie sposób, Mike. Co innego mam o tobie myśleć? – mówiłam lekko zirytowana. Tylko głupiec nie zauważyłby jego wrogiego nastawiania wobec mnie.

– Zbyt szybko oceniasz ludzi, Noro.

      Odwrócił się na pięcie i ruszył do pomieszczenia, w którym przed kilkoma chwilami się znajdowaliśmy. To było zagmatwane. On był zagmatwany i cholernie bipolarny. Co miałam o nim myśleć? Odkąd się znaliśmy był mega chamski w stosunku do mnie. Na każdym kroku próbował mi dogryźć, myśląc, że był jakimś władcą. Niejednokrotnie miałam ochotę mu to wygarnąć, ale coś w środku mnie blokowało. Jeszcze doszły te dziwne emocje, które czułam, gdy tylko znajdował się w pobliżu. Te dobre, jak i te złe. Wiedziałam, że działo się coś złego, ale nie wiedziałam, w jaki sposób to powstrzymać. Czy w ogóle da się coś z tym zrobić?

– Nie wiem, co zrobić. Dlatego przyszłam do ciebie. Tyler by się niepotrzebnie przejmował, a Leah? To Leah. Jej nie zrozumiesz – powiedziałam prawdę, gdy przekroczyłam ponownie próg kuchni. Chłopak nic nie powiedział, tylko wywiercał we mnie dziurę spojrzeniem.

– Jakoś to załatwię, okay? – powiedział poważnie. – Nie martw się. – Uniosłam wysoko brwi, ponieważ nie mogłam uwierzyć, że właśnie te słowa padły z jego ust. Spojrzał na mnie zdezorientowany. – Masz zawał czy coś?

– Czy coś. – Parsknęłam śmiechem. Brunet, chyba pierwszy raz odkąd go znałam, lekko się uśmiechnął. I to nie był ten uśmieszek, zaś prawdziwy, szczery uśmiech.

      Za cholerę nie miałam pojęcia, jakim cudem z kłótni przeszliśmy na etap rozbawienia. To było niedorzeczne, że aż sama nie mogłam uwierzyć. Wiedziałam, że zasypałam go kolejnym i niepotrzebnym problemem do rozwiązania. Ale nasza relacja i tak była ostro popieprzona i pogmatwana. Jakoś nie chciało mi się wierzyć, iż Cortez zrobi cokolwiek w tej sprawie, ale jakaś mała cząstka mnie chciała, aby było to prawdą. To wystarczało. Zapewne przez nasze ciężkie charaktery nie mogliśmy dojąc do porozumienia, ale miałam nadzieję, że tym wyznaniem go zaskoczyłam.

– Załatwione? – mruknęłam cicho.

– Będzie, gdy rozwiążemy problem z Larkinsem, ponieważ to najprawdopodobniej jego sprawa – powiedział, siadając na kanapie. Odchyliłam głowę, będąc zdezorientowana.

– My?

– Nie myślałaś chyba, że sam będę rozwiązywał twoje problemy. Mam za dużo swoich, by przejmować się twoimi. Mówiąc, iż jakoś to załatwię, nie oznaczało, że zrobię to w pojedynkę. – Mrugnął, unosząc kącik ust. Witamy starego Michaela Corteza!

– Szczerze? Liczyłam na to.

– To się przeliczyłaś, Elleonoro Carter – rzucił, wstając z kanapy. Poszedł do mnie, znów niebezpiecznie blisko. Tym razem patrzyłam mu prosto w oczy, nie chcąc dać mu przewagi nade mną.

– Mogę już wracać? – zapytałam, na co lekko się uśmiechnął.

– Nie wypuszczę cię o tej porze. Jest tu zbyt niebezpiecznie – rzucił, wymijając mnie.

– Ta, jasne. Bo ci jeszcze uwierzę, że się martwisz – sarknęłam, przez co usłyszałam głośne parsknięcie kpiącym śmiechem.

– Nie musisz mi wierzyć, wystarczy, że to wiesz – krzyknął, będąc dalej w innym pomieszczeniu, którym zagadywałam, była łazienka. Szczerze się uśmiechnęłam, co było naprawdę dziwne, zważając na naszą relacje.

Chłopak wrócił z łazienki i gestem dłoni pokazał, abym poszła za nim. Kierowaliśmy się do jego sypialni. O tak, dobrze pamiętałam te ciemne ściany i łóżko, w którym ostatnim razem spałam. Wszystko byłoby okay, gdyby nie fakt, iż Mike musiał mnie rozebrać, przez co czułam wstyd i coś dziwnego. Pierwszy raz od tylu miesięcy ktoś spojrzał na moje ciało oraz tę bliznę po pamiętnej nocy. Dobrze, że nie znali o mnie prawdy, zaś Tyler nie znał całej. Nie poradziłabym sobie z tym.
Stanęłam w środku pokoju, gdy chłopak wyciągnął mi jakieś niebieskie bokserki i podał pomarańczową koszulkę, która przez tym znajdowała się na krześle.

– Dzięki – odparłam, chcąc iść do łazienki, wziąć prysznic i pójść spać, jednak jedno nie dawało mi spokoju. – Michael, gdzie będę spała?

– Tutaj. – Wskazał na łóżko, gdzie właśnie on się pakował.

– Nie mam zamiaru leżeć z tobą w jednym łóżku – rzuciłam.

– Kanapa w salonie jest wciąż wolna. Możesz ją zająć – odparł, rozwalając się na całej wielkości łóżka. Pokręciłam wtedy głową z wyczerpania psychicznego. Przecież ten chłopczyk miał większe humorki niż ja, czy nawet ja w ciąży.

       Szybko podeszłam do krawędzi łóżka, aby lekko odgarnąć kołdrę oraz jej właściciela na bok. Brunet zaśmiał się, co sprawiło, że dziwne uczucie w dolnej partii brzucha powróciło. W ogóle nie spodziewałam się, że dzisiaj trafię do łóżka z Michaelem. Nie w przenośni, zaś w praktyce.
Po prysznicu leżałam na plecach, pozwalając, aby moje włosy rozproszyły się po całym materiale poduszki, która przesiąknięta była znajomą mi wodą kolońską. Na sama myśl o Cortezie, mimowolnie spojrzałam w jego stronę. Ciemnooki bezczelnie lustrował mnie wzrokiem, a ja myśląc o tym, poczułam jak się rumienię. Dobrze, że w pokoju było ciemno i Mike nie mógł zobaczyć mojej twarzy. To byłoby jeszcze bardziej upokarzające niż samo leżenie razem w jego łożku. Matko Boska, do czego ja doprowadziłam?

– Musisz się tak na mnie patrzyć? Czuje się skrępowana. – Chłopak parsknął śmiechem, przenosząc wzrok na moje oczy. Tylko ciekawe, co kryło się w jego czarnej pustce?

Cortez nie odpowiedział, wciąż wpatrując się w moją twarz. W pewnym momencie poczułam się źle na myśl, iż chłopak chciał narobić sobie większych problemów, i to z mojego powodu. Nie lubiliśmy się, ale jego ostatnie zachowanie było bardzo osobliwe, jak na kogoś takiego, kim był Cortez. Za tym musiało kryć się coś niedobrego. Byłam tego pewna. Przecież Tyler nie miałby przede mną sekretów, jeśli nie chodziłoby o jakąś ważną sprawę. Zadałam sobie sprawę z jeden rzeczy. Twarz Mike'a była kilka centymetrów od mojej i nagle zauważyłam, że mój oddech stał się płytki i urywany. Moje serce nie przestawało przyspieszać, kiedy dłoń bruneta dotknęła mojego policzka i odsunęła z twarzy za ucho kosmyk włosów. Jego piękne oczy mnie zahipnotyzowały po raz setny od naszej znajomosci. Nie mogłam przestać się na niego patrzeć, czułam się zagubiona. Całkiem traciłam kontrole, kiedy jego twarz zbliżała się powoli do mojej. Kiedy nasze wargi prawie się spotkały, nie wytrzymałam i zamknęłam oczy. Czekałam na spełnienie, oczekując na to, że zawładnie mną rozkosz, ale nic takiego się nie stało. Nic a nic. Otworzyłam oczy.
Chłopak odwrócił się w stronę ściany. Mocniej zaciągając kołdrę, przed co zabrał mi prawie połowę mojej połowy. Odchrząknęłam, ale nic się nie stało. Zignorowałam to.
Cholera, co tu się działo?
Byliśmy o włos od kolejnego pocałunku, a co najgorsze w tej sprawie? Że chciałam tego, aby nasze wargi znów się spotkały.

***

Od autorki: W końcu ten rozdział dodaję! Wierzcie mi lub nie, ale pisałam go naprawdę długo. Myślę, że udało mi się przekazać trochę tej dramaturgii, na której mi zależało. Napiszcie, co o tym sądzicie.
Kocham, A. L. B.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro