Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jedenasty

Obudziło mnie nieprzyjemne uczucie. Właściwie chciałam się wyspać, ale z tego najwyraźniej nici. Było chyba bardzo wcześnie. Powieki odmawiały mi posłuszeństwa. Mruknęłam pod nosem i naciągnęłam kaptur na głowę. Znieruchomiałam, gdy usłyszałam jakiś dźwięk. Powolutku uchyliłam powieki i zamrugałam nagle, oślepiona słońcem, które świeciło mi prosto w oczy.
Michael siedział na miejscu kierowcy. Przyglądał mi się z niewzruszonym spokojem, jakby fakt, że obserwuje mnie, kiedy śpię, to najnormalniejsza sprawa na świecie.
Tak właściwie, co robiłam w jego samochodzie? Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, iż wczoraj nie miałam, gdzie spać, więc Mike niechętnie pozwolił mi tutaj spać.

– Dłużej nie mogłaś spać? – Jego głos ociekał kpiną. Najchętniej rzuciłabym w niego czymś ciężkim.

– Która godzina? – zapytałam, przeciągając się i podnosząc do pozycji siedzącej.

– Coś koło... – Spojrzał w telefon. – Pierwszej?
Spojrzał jeszcze raz z wysoko uniesionymi brwiami.

– Spałam dziesięć godzin? Jak to w ogóle możliwe? – zapytałam bardziej siebie, niż jego. Jednak brunet w żaden sposób nie zareagował.

      Wyciągnęłam telefon z bocznej kieszeni bluzy. Zdziwiłam się bardzo, widząc dwadzieścia siedem nieodebranych połączeń od mamy, trzynaście SMS-ów od taty i dwa nieodebrane połączenia od... babci? Przecież poinformowałam ich o wyjeździe...
      Pomimo zdziwionego wyrazu twarzy Mike'a, wyszłam z samochodu, uprzednio mocno trzepiąc drzwiami. Byłam lekko rozjuszona, gdyż chłopak znów zachowywał się arogancko. Nie było to jakoś specyficzne, ale mega irytujące.

– Jak się spało z Cortezem? – zapytał dwuznacznie Luke, gdy podeszłam do całej paczki, która próbowała złożyć z powrotem namioty. Najwyraźniej wracaliśmy niedługo do domu.

– Bardzo śmieszne – sarknęłam, uśmiechając się. – Gdybyście zrobili mi miejsce, nie musiałabym spać w jego aucie.

– Wiesz, u mnie było sporo miejsca. Mogłaś po prostu przyjść. Jakoś byśmy się zmieścili. – Luke puścił mi oczko, za co miałam ochotę go uderzyć. Kiedy oni stali się tacy otwarci wobec mnie?

– Oczywiście. – Uśmiechnęłam się sztucznie. – Gdzie Tyler?

– Chodź na chwilę! – Krzyknęła nagle Rosie, ciągnąć mnie trochę dalej od wszystkich.

– Stało się coś? – zapytałam lekko zmartwiona. Dziewczyna widząc moje zakłopotanie, zaśmiała się.

– Nie, w żadnym wypadku. – Uśmiechnęła się szeroko. – Ty znasz prawdę? Powiedział ci?

– Kto? Co? – zapytałam, gdyż odkąd wstałam w ogóle nie myślałam.

– Tyler ci nie mówił? Myślałam, że cię wtajemniczył. – Zgryzła wargę. W końcu zrozumiałam, o co chodziło.

– Aha. Dobra, już wiem – sprostowałam. – Co w związku z tym?

      Brunetka nic już nie mówiła, tylko wskazała ręka w stronę małego wzniesienia, tam gdzie w nocy miałam intymną chwilę z Michaelem. Lecz w tamtej chwili widziałam Tylera i Ryana, który przytulali się do siebie. Bardzo czule, przytulali się do siebie. Czyli moja intuicja mnie nie zawiodła, coś ich łączyło, pomyślałam.

– Wiedziałam, że coś jest na rzeczy, ten pocałunek i dwuznaczne żarty Ryana – odparłam po chwili. Dziewczyna uśmiechnęła się i skinęła głową.

– Uwierz mi, przyłapałam ich w naszym domu, dla mnie to było o wiele trudniejsze. – Zaśmiała się. – Chodź, zostawmy ich. Jeszcze sporo czasu potrwa ich tajemniczy związek zanim się ujawnią.

– Coś o tym wiem... – szepnęłam do siebie na tyle cicho, aby Rosie nie usłyszała. Temat mojej choroby był równie trudny do wyjawienia, co ujawnienie swojej orientacji przez Tylera i Ryana.

       Wróciłyśmy do grupy. Chwile późnej dołączyli do nas chłopcy. Upewniwszy się, iż wszystko zabraliśmy, wróciliśmy do domu.

      Witaj realny świecie!

***

      Z czarną, skórzaną kurtką przerzuconą przez ramiona ruszyłam w stronę budynku. Od mojej ostatniej bytności w tym ponuro urządzonym pomieszczeniu w budynku terapeutycznym minęło pełnych trzydzieści jeden dni spokoju. Usiadłam na zwykłym, składanym krześle, czekając aż Alice łaskawie zaprosi mnie do środka. Siedziałam tam już dobre kilkanaście minut, czując, że zaraz oszaleję.
      Z jakiegoś powodu przypomniałam sobie pobyt w szpitalu oraz przygotowywanie do operacji, co było jednym z najgorszych wspomnień minionych miesięcy. Za dwa miesiące miała być rocznica wypadku. Ciągle zadawałam sobie pytanie, czemu nazywałam to wypadkiem? Bardziej powinnam nazywać to po imieniu. Próba zabójstwa. Już nie brzmiało tak zwyczajnie. Może to nawet ja nie dawałam sobie tego pojąć. Próbowałam wyprzeć to z siebie, a jednak pozostanie to wciąż tym samym. I chyba dopiero teraz to zrozumiałam.
      Toby, ach, ten Toby. Żałowałam, że kiedykolwiek cię poznałam, pokochałam, oddałam ci się. Nigdy na to nie zasługiwałeś. Byłeś tylko pierdolonym dupkiem ze zbyt dużym ego, aby to zrozumieć.

– Elleonora Carter! – młoda pielęgniarka wyczytała moje imię i nazwisko z listy. Szybko podniosłam się do pionu, i poprawiając niebieski sweter w dół, ruszyłam do drzwi.

      Znów ten sam pokój. Te same biurko, okno, widoki, leżanka. Nowością był tylko strój Alice, która z terapii na terapię, ubierała się w coraz droższe i eleganckie ubrania. Widać, że biznes się kręcił, pomyślałam kpiąco.

– Noro, jak dobrze znów cię widzieć. – A ciebie nie, dziękuje.

      Bez słowa usiadłam na niewygodnym już siedzisku. Spiorunowałam wzrokiem Alice, a kobieta jedynie uśmiechnęła się do mnie ciepło.

– Wyglądasz lepiej niż zwykle – rzuciła, zapisując coś w zeszycie.

– Zależy w jakim sensie – burknęłam.

– W całości. Gdy tylko przekroczyłaś próg mojego gabinetu, zauważyłam wielką zmianę w twoim zachowaniu, a nawet wyglądzie, Noro. To wspaniałe, widząc efekty naszej ciężkiej pracy – mówiła pełna szczęścia i nadziei. Marne marzenia, Alice, pomyślałam.

– Wątpię, aby były jakiekolwiek efekty, Alice – odparłam, patrząc w oddal. Piękny widok zza okna był o wiele bardziej intrygujący niż prowadzenie bezsensownych rozmów z terapeutką.

– Ty tego nie zauważasz, lecz ja widzę efekty, Noro.

      Ruszałam nerwowo stopą. Po raz pierwszy, odkąd chodziłam do Alice, poczułam coś na kształt nadziei. Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego rodzice załatwili mi terapeutkę. Zawsze wzbraniałam się nogami i rękami, aby tylko zostać w łóżku, nie wychodząc z pokoju. Jednak dzisiaj sobie to uświadomiłam. Dzięki niej stanęłam na nogi. Kobieta o złotym sercu pokazała mi jak żyć i otworzyła oczy na świat.

– Jak? Jak ty to robisz? – wyszeptałam, powstrzymując cisnące się do oczu, łzy. Dalej moja głowa odwrócona była od blondynki. Nie pokazuj swojej słabości, mówiłam w swoich myślach.

– Noro, po prostu dostrzegam to, jaką jesteś wspaniałą dziewczyną, mimo twoich wad. – Zaśmiała się. – Owszem, wady też są ważne, ale co jeśli one dyskryminują i ukrywają to, jakim człowiekiem jesteś? – Zdecydowałam się na nią spojrzeć. Od razu złapałam kontakt wzrokowy. – Przeszłaś wiele, nie powiem, ale po co żyć przeszłością? Życie jest tu, i teraz. Zaczęłaś nowe życie i tylko ty, nikt inny, będziesz mogła zadecydować, jak chcesz poprowadzić je dalej. Najlepszym na to sposobem są walki oraz nieskończone próby. Porażki i te złe - po to, by nauczyć się na własnych błędach. Zwycięstwa i dobre wyniki - po to, by mieć w sobie motywację do dalszych działań, nie poddawać się. – Westchnęła, odrzucając włosy do tylu. Schyliła się, wracając do moich oczu. – Już wiesz, dlaczego to widzę. Nie kieruję się tylko oczami, lecz wykształceniem i własnym doświadczeniem. Jesteś wspaniałą dziewczyną z trudną przeszłością. Jak na tak młody wiek, poradziłaś sobie z tym wszystkich. Nie wiele kobiet ma w sobie tylko odwagi i woli walki, co ty. Spójrz na to z innej perspektywy! Żyjesz, a mogłaś umrzeć. Przeżywasz każdy dzień, nie załamując się poprzez depresję. Odkrywasz siebie na nowo, choć inni mogliby stracić ten zapał. Jedyne, co musisz zrobić, to chcieć. W inny sposób ja, ani nikt inny ci nie pomoże, drogie dziecko.

Chcieć. Każdy to mówił. „Musisz chcieć to zrobić". Co jeśli ja chcę to zrobić, lecz nie mogę? Czy ktoś kiedykolwiek zapytał się, co czuję, gdy chcę ruszyć na przód, zapomnieć o problemach?
Nie. Nikt. Nigdy.
Nikt nie wiedział, co czułam, gdy czarna otchłań pogrążała mój umysł. Gdy traciłam siłę, nie mogąc podnieść się z łóżka przez cholerny tydzień. Gdy czułam masę mieszanych emocji oraz toczyłam wewnętrzną wojnę ze sobą i swoim umysłem. Nikt nigdy nie zapytał mnie, jak to jest? Gdy nikt nie mógł ci pomóc, a jedynie wtrącał niepotrzebne i bezużyteczne rady i mądrości. To irytowało, bardzo. Ludzie zdawali się nie mając krzty jakiegoś pojęcia o życiu. Może i byłam nastolatką, może i nie miałam za sobą połowy życia, może nie miałam doświadczenia i mądrości życiowej, którą posiadali nasi rodzice, ale po co mi to, gdy wiedziałam, że moje życie zmieniło się już dawno i nigdy nie wróci na odpowiednie tory?

– Chcesz coś dodać, Elleonoro? – zapytała poważnym tonem, przeczesując włosy palcami. Dlaczego, do cholery, używasz mojego pełnego imienia, przecież wiesz, że tego nie znoszę!

– Nie. – Obrzuciła mnie zawiedzionym spojrzeniem. – Możemy kończyć tę szopkę?

– Dlaczego nie pozwolisz mi do siebie dotrzeć? – zaplątała ponownie, zupełnie ignorując moją niechęć. Byłam już lekko poddenerwowana i zirytowana. Miałam ochotę wyskoczyć przez to okno lub roztrzaskać czaszkę na szybie.

– Bo może nie jesteś odpowiednią osobą, Alice? Nie pomyślałaś czasem o tym?

– Masz rację, Noro. – Jesteś jakaś bipolarna, Alice. Gorzej niż ja. – Właśnie dlatego nasza rozmowa nie poszła nadaremno.

– O czym ty mówisz? – Zmarszczyłam brwi. Co ona, do cholery, miała w głowie?

– O tym, że sama powinnaś dojść do tego, czego potrzebujesz najbardziej. – Uśmiechnęła się. – W końcu do zrozumiałaś.

Byłam zbyt zdezorientowana, aby myśleć racjonalnie. Miałam ochotę stamtąd wyjść i już nigdy nie wrócić, lecz kobieta dała do myślenia. Cała jej gadanina opierała się jedynie na tych filozoficznych myślach oraz dziwnych rozmowach, od których bolała głowa.
Miałam już dość, ale myśląc, że nie spotka mnie już nic gorszego... myliłam się. Tak bardzo się pomyliłam.

***

Od autorki: Hejcia, dzisiaj tak trochę przynudzałam, ale w następnych rozdziałach jest lepiej. Chciałam zachować te spotkania z terapeutką, ponieważ one są ważne w życiu Nory również. Mam nadzieję, że się podoba.
Kocham, A. L. B.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro