Dwudziesty trzeci
Spędziłam półtora tygodnia w szpitalu. Nie był to najlepszy czas jaki spędziłam, choć codzienne wizyty Mike'a jakoś umilały mi te chwile. Dopiero, gdy epizod minął, zrozumiałam, jak ważne jest poinformowanie o wszystkim znajomym. Nie będzie to jednak łatwe, zważając na bolesną historię, która się za tym kryła. Nie chciałam również być brana za osobę, która się nad sobą użalała, aczkolwiek miałam do tego prawo.
Toby miał jakieś tajemnice nie tylko o mnie, ale również w stosunku Corteza. Brunet za coś musiał go nienawidzić, a przecież nie znał mojej przeszłości. Do tego nie tylko ja miałam tajemnice, które czekały na wyjaśnienie. Dalej miałam w głowie nasze spotkanie w domu bliźniaków, gdy owy chłopak wybuch niepohamowanym gniewem. Byłam taka przerażona, aż nie czułam się bezpiecznie w jego towarzystwie. Unikałam spotkań z naszą paczką, aby go nie spotkać.
I wtedy powiedział słowa, które zapadły w mej pamięci. „Kto powiedział, że nie wierzę w miłość?" Był taki rozzłoszczony, jakbym powiedziała coś, co go obraziło. Może moje słowa zabrzmiały źle, ale nie miałam na myśli go obrazić. Nigdy w życiu, ponieważ nie mogłam oceniać ludzi, gdy ich nie znałam.
Michael był inną osobą teraz, niż gdy go poznałam. Z gbura zmienił się w kochającego, złego i zagubionego chłopca, które trzeba naprowadzić na prawidłową ścieżkę. Chciałam to zrobić, bo cholera, uczucie, jakim go darzyłam było wspaniałe i prawdziwe. Mogłam zaprzeczać ile wlezie, ale tak, zakochałam się w nim. Bezpowrotnie i nieodwracalnie. Stał się kimś w moim życiu. Cząstką czegoś, co trzymało mnie przy świadomości, iż świat był jednak dobry.
Był moim światełkiem w ciemnym i niekończącym się tunelu bezradności. Był osobą, która zmieniła mój pogląd na otaczający nas świat.
Leżąc w salonie, pod ciepłym kocykiem i z gorąca herbatką w dłoni, oglądałam ostatni, nagrany odcinek Friends. Patrzyłam jak Rachel oznajmia, iż jest w ciąży, rozmyślając o tym, czy ja kiedykolwiek będę je miała. Byłoby to możliwe, ale nie w tym wieku, ani przed ukończeniem studiów. Chciałabym mieć dzieci, ale chciałabym mieć również wykształcenie, które pomoże zapewnić mi pracę i pieniądze, aby moje przyszłe dzieci miały dostatnie życie.
Jednak jedno było dziwne. Wyobrażałam sobie, jakby wyglądały moje i Michaela dzieci. Najwyraźniej musiałam przestać racjonalnie myśleć...
Poczułam lekkie zażenowanie, ponieważ wyobrażałam sobie jakieś głupie rzeczy. Nawet nie byłam z nim w związku. Nie wiedziałam, czy było to w ogóle, jakąś relacjom? A może stan „to skomplikowane". Miałam mętlik w głowie. Nagle moje rozmyślenia dzwonek mojego telefonu. Sięgnęłam jedną ręką do urządzenia, nie odrywając wzroku od telewizora. Podskoczyłam, gdy poczułam jak gorąca ciecz parzy moją skórę. Syknęłam i szybko przełożyłam kubek do drugiej ręki, ignorując telefon. Wytarłam oparzenie w koc i patrzyłam jak zanosi się czerwienią. Życie niezdarnej osoby jest po prostu pechem.
Finalnie odłożyłam kubek na stolik, zatrzymałam pilotem serial i wróciłam do poprzedniej pozycji. Wzięłam telefon do ręki i odczytałam powiadomienie. Widząc jego treść, szeroko się uśmiechnęłam.
Mike: w domu?
Ja: yup.
Mike: rodzice?
Ja: nie ma.
Mike: dom czy samochód?
Zmarszczyłam brwi. Co do...?
Ja: Hmm?
Mike: wybierz, dom czy samochód.
Ja: samochód...?
Mike: dobry wybór, będę za 15 minut.
Ja: ale po co?
Mike: zbieraj się, to się dowiesz.
Ja: nie możesz powiedzieć po prostu?
Mike: nie
Ja: bo?
Mike: nie zadawaj pytań tylko się szykuj, zostało ci 13 minut.
Ja: cholera, okay.
***
Starałam się nie odstawić dla Corteza. Chciałam, aby myślał, iż w jakimś stopniu mi to zwisa, nie obchodzi mnie jego zdanie. Jednak tak naprawdę to chciałam, aby myślał, że był dla mnie kimś ważnym. Z każdym dniem nasza relacja zmieniała się. Czasem w nic nieznaczące kłótnie o jakąś głupotę. Niedługo później w śmiech i czułe chwile.
Tak więc stałam na przed domem, ubrana w najlepszą sukienkę jaką posiadałam, koturny mojej mamy oraz czarną skórzaną kurtkę, gdyż uważałam iż do czerwonej hiszpanki będzie idealna. Włosy zostawiłam w luźnym koku, zaś makijaż lekko podrasowałam. Pomyślałam, co mi szkodzi? Przecież bordowa szminka pasowała do wszystkiego!
Stojąc na mrozie oraz wiedząc, że był listopad, pożałowałam tej decyzji. Było mi cholernie zimno i przez moment zastanawiałam się, czy czasem nie pobiec do domu i się przebrać. Jednak mój plan spalił na panewce. Zza zakrętu właśnie jechało białe auto Michaela. Gdy tylko zobaczyłam jego twarz, poczułam to okropne a zarazem idealne uczucie. Uczucie, które chciałam czuć już zawsze. Wróciły motylki w dolnej partii brzucha, zaś moje ręce zaczęły niekontrolowanie się trząść. Spojrzałam ostatni raz na chłopaka, gdy stanął tuż przy moim podjeździe. Nie zastanawiając się dłużej, weszłam do samochodu. Od razu przywitał mnie typowy dla Corteza zapach mięty oraz męskich perfum. Wszystkie wspomnienia wracały, jedno po drugim. Wszystkie smutki oraz sytuacje i wydarzenia w towarzystwie tego chłopaka.
Z radia wydobywały się ciche, spokojne pomrukiwania jakiejś piosenki, której nie kojarzyłam. Westchnęłam głęboko, po czym spojrzałam na niego. Okazało się, że patrzył wprost na mnie, a czarne okulary zsunął z nosa. Wyglądał niczym model, pan piękny i idealny.
– Hej – odparłam, nie wiedząc co innego miałabym powiedzieć. Czułam się taka dziwnie skrępowana przy nim. Jednak, gdy usłyszałam ten jego typowy śmiech i ujrzałam charakterystyczny dla Mike'a uśmieszek, poczułam się o wiele lepiej i pewniej.
– Nie za zimno na sukienkę? – Zwrócił uwagę na sukienkę, po czym uśmiechnął się. Pierwszy raz widziałam u niego ten uśmiech. Szczery i jakiś taki... inny.
– Nie za zimno na marynarkę? – Odbiłam piłeczkę. Zgryzłam wargę, starając się powstrzymać uśmiech.
Dopiero teraz zwróciłam uwagę na jasnoniebieską koszulkę, na której była jedynie ciemna marynarka. To też nie był strój na zaawansowaną zimę.
– Byłeś też u fryzjera? Wow, szokujące. – Tak, jego dłuższe na bokach włosy zmieniły się w o wiele krótsze, za to wyglądały o niebo lepiej.
– A ty nie byłaś widzę? Wow, szokujące – powtórzył sarkastycznym tonem, również starając się nie zaśmiać.
Jakim cudem on się tak zmienił?
– Gdzie jedziemy?
Spojrzał na mnie, chwilę świdrując tymi ciemnymi oczami. Cholera, czy tylko ja uważałam, iż one były wyjątkowe i po prostu najpiękniejsze?
– Zobaczysz – odparł, zakładając okulary z powrotem na nos. Ostatni raz widziałam jego piękny, sarkastyczny uśmiech po czym odwrócił się w stronę jezdni i odjechał z podjazdu.
Mogłam zgadnąć, że moi rodzice siedzieli w oknie i jak zwykle obgadywali. Typowe staruszki, które uwielbiały kontrolować. Westchnęłam cicho, w duchu ciesząc się, że w taki sposób rodzice choć w małym stopniu mnie wspierają. Nie mieli problemu, gdy mówiłam im o wyjściu z „pewnym chłopakiem". Nie obeszło się oczywiście od ukradkowych spojrzeń między sobą. Chcieli również widzieć, kim jest ten chłopak, lecz nie miałam odwagi im powiedzieć. Przecież każdy w Belle Chasse znał rodzinę Cortezów, jaka by ona nie była. Jednak Michael nie miał zbyt dobrej reputacji wśród mieszkańców. Wolałam wiedzieć na czym stoję, a dopiero po tym przyznać się rodzicom, kim był owy chłopiec.
W radiu nabrzmiewały ciche dźwięki akordów gitary. Wsłuchiwałam się w delikatny głos wokalisty, którego rozpierał smutek oraz najprawdopodobniej rozpacz. Nie wiedziałam, że Mike gustował w tego typu muzyce. Spodziewałam się muzyki cięższego typu.
Odczuwałam w jakiś sposób, że Mike powoli się przede mną otwiera. Pokazuje swój świat, taki jaki by nie był. Wciąga w bezkresny mrok swojej osoby. Wyglądał na szczęśliwszego niż przed naszym poznaniem. Wtedy chodził ciagle naburmuszony, nie docierał do niego nikt. Zmieniał dziewczyny niczym rękawiczki, wciągał w to nawet Bethany.
Właśnie, nieszczęsna Bethany. Widok jej histerycznie płaczącej nad nieprzytomnym Tobym było czymś bardzo zaskakującym. Do tej pory śniły mi się urywki z walki, którą wygrał Michael. Nigdy nie chciałam przechodzić przez to drugi raz. Już nigdy więcej.
– Przestań tak myśleć, bo mózg ci się przegrzeje – odparł Mike zwykłym, monotonnym głosem. Na jego dźwięk odwróciłam głowę i dopiero teraz zauważyłam, że chłopak patrzył na mnie tak bardzo intensywnym tonem.
Ugh, czas zepsuć atmosferę, bo robiło się tu zbyt gorąco.
– Nie patrz się na mnie, tylko na ulicę. Zaraz spowodujesz wypadek – rzuciłam, tracąc kontakt wzrokowy z brunetem.
– Jesteś zbyt intrygująca, żeby od tak przestać na ciebie patrzeć.
Co? Czy ja się właśnie przesłyszałam? Michael Cortez prawił mi komplementy! Toż to chyba nie ten chłopak, o którym mówimy.
– Masz gorączkę, czy coś? – zapytałam zdziwiona, poprawiając przeszkadzający kosmyk włosów, który wypadł z upięcia.
– Czy coś. – Wyszczerzył się, zjeżdżając w drogę między drzwiami. On ewidentne chciał mnie gdzieś wywieźć, zabić i zgwałcić.
– Czyli masz jednak gorączkę – stwierdziłam, próbując się nie zaśmiać. Ciemnooki tylko westchnął, kręcąc głową.
Spojrzałam przez przednią szybę. Zza drzew wyłaniał się piękny widok na oddalony od Belle Chasse o jedenaście mil, Nowy Orlean. Widok z metra na metr był coraz to piękniejszy. Ciemność dawała klimatowi unikalny urok bezpiecznej przestrzeni. Dalekie wieżowce oraz drogi pełne samochodów świeciły tysiącami małych światełek, błyszcząc i mieniąc się niczym złoto.
Zapierający dech w piersiach krajobraz działał niczym oaza spokoju. Nie mogłam oderwać od niego oczu. Na świecie było tyle pięknych miejsc, a ludzie nie zdawali sobie nawet z tego sprawy.
– Czyli trafiłem z miejscem? – mówił dumny z siebie Cortez. Spojrzałam na niego. Wstrzymałam oddech.
– Żartujesz? Tu jest cudownie!
– Wiem o tym, Ellie – powiedział cicho, przybliżając twarz do mojej. Myślałam, że będzie chciał mnie pocałować. Nie, że ja tego nie chciałam, chciałam i to bardzo, ale chłopak tylko odpiął mój pas.
W mgnieniu oka wyszedł z auta, aby po chwili odtworzyć moje drzwi. Wyszłam z ciepłego pojazdu lekko zaskoczona. Miło zaskoczona. Chłopak poszedł przede mną i oparł się tyłem o swojego Mustanga. Dlaczego on nawet oparty o samochód wyglądał niczym model?
Zrobiłam to samo. W ciszy patrzyliśmy się przed siebie na bezkres świateł i ciemnej przestrzeni. W oddali nie było nic słuchać, tylko dźwięk naszego oddychania. Nie mogłam się powstrzymać. Patrzyłam na chłopak, a może już mężczyznę? Był tak idealny w każdym możliwym aspekcie. Nie zauważyłam nawet kiedy zaczęłam w ten sposób myśleć o Mike'u. Stało się to z dnia na dzień, choć takie rzeczy się nie zdarzają.
Znów czułam te dziwne motylki w brzuchu. Gdy odczuwałam jego ciepło, wiedziałam, że już nigdy nie poczuję czegoś takiego do innego chłopaka.
– Dlaczego to miejsce, Michaelu? – zapytałam cichym i spokojnym tonem. Chłopak roześmiał się w najbardziej uroczy sposób i spojrzał na mnie.
– Chciałem opowiedzieć ci moją historię. – Cisza. Jego twarz zrzedła, przysłaniając się dziwnym smutkiem.
– Chciałeś? – Dotknęłam delikatnie jego dłoni, którą opierał o maskę samochodu. Gdy tylko poczuł mój dotyk, spojrzał na nasze ręce, a zaraz potem złapałam kontakt wzrokowy z jego prześlicznymi, brązowymi oczyma.
– Ale nie mogę. Nie potrafię. – Zabrał dłoń i zerwał kontakt wzrokowy, co sprawiło mi lekką przykrość.
– Nie mów tak. – Znów na mnie spojrzał. Wzięłam głęboki oddech. – Każdy jest w stanie przemóc się i opowiedzieć swoją historię. Każdy powinien to zrobić, ponieważ otwierając się na innych, pokazujemy iż ufamy tej osobie bezgranicznie. – Odepchnęłam się od samochodu, aby stanąć naprzeciw niego. – Nie musimy poznawać swoich ciemnych stron, jak i tych dobrych. Wystarczy, iż wierzymy. Wierzymy, że ta osoba jest odpowiednia.
– Dlaczego mi to mówisz? – pytał, patrząc się wprost na mnie. Uczucie, którym go darzyłam dawało się we znaki, ale nie mogłam tak łatwo mu tego okazać. Musiałam widzieć, że czuł coś podobnego.
– Bo jesteś wart.
– Wart czego? – dopytywał, nie wiedząc do końca, o co mi chodziło.
– Jesteś wart czekania. – Podeszłam bliżej, nie niszcząc naszego spojrzenia. Dotknęłam delikatnie jego dwóch policzków, starając się dominować nad nim. Chciałam pokazać, że nie byłam taka słaba, na jaką wyglądam. – Czekania na to, aż w końcu otworzysz się, pozwolisz całkowicie wejść do twojego świata.
– Po co tyle zachodu? – Oparł swoje czoło o moje. Czułam jego ciepły oddech na twarzy, który działał na mnie kojąco.
– Bo jesteś tego wart i przy tobie nie mogę się oprzeć uczuciu. – Zamknęłam oczy, bo zdałam sobie sprawę z tego, co powiedziałam. Chłopak przez chwilę wstrzymał powietrze, aby wypuścić je z głośnym westchnięciem.
– Jakiemu uczuciu?
– Tego, że od jakiegoś czasu nie mogę przestać o tobie myśleć – wypowiadałam te słowa z trudem. Było mi niezwykle ciężko. – Uczucie jakim cię darze nie pojawiło się tak szybko, ale teraz już wiem, Mike.
– Błagam, Ellie...
– Muszę to powiedzieć, Mike. – Zamknął się w końcu i podniósł oczy na mnie. Teraz było o wiele trudniej. Wzięłam głęboko oddech i powiedziałam: – po prostu cię kocham, Michaelu Cortezie.
– Nie możesz mnie kochać, Ellie. Nie znasz mojej przeszłości, nie wiesz co zrobiłem. – Zaczął panikować i denerwować się. Złapałam za jego policzki i spojrzałam głęboko w oczy.
– Mogę i będę to robić, Mike. Ty również nie znasz mojej przeszłości, nie wiesz jakim byłam człowiekiem.
– Ellie, nie jestem chłopakiem dla ciebie, skrzywdzę cię, a tego nie chcę.
– Mama mówiła, że będą chłopcy tacy jak ty. Rozdzierający moje serce na pół, przy byle okazji, ale wiesz co? – Zaśmiałam się. – Chociaż raz w życiu chcę postąpić irracjonalnie. Nie trzymać się reguł. I tak, Michaelu, kocham cię. Nie musisz mi odpowiadać, ale musisz to widzieć, po prostu.
Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Czułam jego oddech na swojej skórze, zapach jego perfum. Zapach przy którym nie umiałam się skupić i myśleć. Nagle zapragnęłam, żeby przestały nas dzielić nawet centymetry. On chyba pomyślał o tym samym bo jego usta znalazły się na moich w tej samej sekundzie. Na początku całowaliśmy się delikatnie, lekko muskając się ustami. Przyciągnął mnie do siebie. Moje ręce owinęły mu się na karku, a palce wplotły się w jego włosy. Z czasem nasze wargi zaczęły ze sobą w spół grać, całowaliśmy się coraz namiętniej, a ja chciałam, aby ten pocałunek trwał wiecznie.
Delikatnie przejechałam językiem po jego wargach. Odpłacił mi tym samym po czym wsunął język w moje rozchylone wargi. I nagle oderwaliśmy się od siebie. Oboje ciężko oddychaliśmy. On jednak mnie nie puścił, patrzył cały czas w moje oczy.
– Nigdy nie myślałam, że staniesz się osobą, przez która znów uwierzę, że moje życie ma jakiś sens.
– Nigdy bym nie zgadł, że staniesz się moją nadzieją...
***
Od autorki: Witam kochani!
Tak wiem, bardzo długo mnie nie było i chciałam za to serdecznie przeprosić. Powód mojej długiej nieobecności znajdziecie na tablicy. Myśle, że mnie zrozumiecie.
Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział, ale obiecuję, że nie będziecie czekać tak długo jak na ten.
Kocham, AlexaLexiBlake
ROZDZIAŁ NIE SPRAWDZONY
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro