Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dwudziesty Piąty

Michael's POV

Rok temu.

      Piękne słońce raziło w moje oczy, zaś błyszcząca i niebieska woda zachęcała jedynie do przesiadywania w niej. Byłem przepełniony euforią oraz rozpierała mnie jakaś ekstaza, która wydawała się dla mnie czymś nowym.
Nagle spojrzałem w miejsce, gdzie ktoś krzyknął. Okazała się nią piękna, blondwłosa kobieta, która najprawdopodobniej się z kimś witała, ponieważ przytulała inną dziewczynę.
Pomyślałem, że dzisiaj będzie ten szczęśliwy dzień. Podszedłem do niej. Na jej twarzy kryło się zaskoczenie oraz dziwny błysk w niebieskich tęczówkach.

– Hej, znamy się? – zapytała niewinnie, zaś ja nie mogłam się powstrzymać od łobuzerskiego uśmiechu.

– Raczej nie, ale to może się zmienić – rzuciłem, na co blondynka uniosła brwi do góry w zadziwieniu.

– Wątpię – odparła, odsuwając się ode mnie.

– Daj się przekonać na jedno małe wyjście.

      Spojrzała na mnie, patrząc prosto w oczy. Była zirytowana, o co właśnie mi chodziło.

– Ale potem dasz mi spokój? – zapytała, nie wiedząc co ją czeka.

– Uwierz mi, że nie będziesz tego chciała – powiedziałem, na co się zaśmiała.

– Ava. – Podała mi dłoń.

– Mike. – Zrobiłem to samo.


    Była już noc kiedy szliśmy na próg domu Avy.

– Odprowadzisz mnie? – spytała, kilka minut wcześniej, zakładając na siebie moją bluzę. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się łagodnie.

– Jasne – powiedziałem, odsłaniając w uśmiechu swoje śnieżno białe zęby. Staliśmy tak już kilka minut i rozmawialiśmy. – Wiesz, że cała twoja rodzina jest w oknach i się na nas patrzy? – zapytałem.

– Wiem, ale nie obchodzi mnie to.

      Nie wytrzymałem tego dłużej niż trzy sekundy. Naparłem wargami na jej usta i złączyłem je. Ava jęknęła i oderwała się tylko po to, by po sekundzie znów mnie pocałować.
Czułem się, jak w dosłownym siódmym niebie. Ciepło jej ciała i ciągłe pogłębianie pocałunku doprowadzały mnie do szaleństwa. Kiedy, przesunęła dłoń na mój kark i zaczęła go pieścić zimnymi palcami, nie mogłem powstrzymać jęku. Zdusiły go jej usta. chwyciłem jej pośladki. Całowała zmysłowo, właśnie tak jak lubię. Oparłem się plecami o ścianę elewacji jej domu. Górowałem nad nią, co naprawdę mi się podobało. Jej wargi były chłodne, ale słodkie. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie, chciałem więcej, zeby trwał dłużej... Ale, niestety... był to jedynie ułamek sekundy. Kiedy oddaliliśmy nasze wargi, ciągle jednak będąc zbyt blisko siebie.

– Muszę iść – wyszeptała. Złożyłem jej kosmyk włosów za ucho.

– Wiem.

– Spotkamy się jutro? – zapytała z nadzieją w oczach.

– Owszem i już zawsze – powiedziałem, ostatni raz łącząc nasze usta razem, a potem zniknęła za drzwiami rodzinnego domu.

****

24 grudzień 2015, dwanaście godzin do wypadku.

Nie mogłem uwierzyć, że ta dziewczyna zawróciła mi w głowie, aż na tyle, że zakochałem się w niej. Popadłem w jej sidła, pomimo, że tak bardzo tego nie chciałem. Wolałem nie być w związku, uniknąć tych wszystkich komplikacji oraz problemów. Jednak Ava wydawała się tą jedyną. Chciałem, aby tak było i naprawdę w to wierzyłem.
Gdy byłem z nią, świat nie miał znaczenia. Liczyła się tylko śliczna blondynka z iście szarymi oczami, które tak idealnie pasowały do moich zimnych i złych. Ava zmieniała mnie na lepsze, dawała mi to, na czym mi zależy. Uczucie jakim ją darzyłem było prawdziwe oraz szczere.
Za każdym razem, gdy o niej myślałem, czułem w piersi zajebiście uzależniające i dobre uczucie. Ava Berkeley była moim światem, osobą oraz moim własnym uzależnieniem. Wszystko było zagmatwane, zanim poznałem Avę – byłem taki niezależny oraz poddany na wszystkie zależności losu.

Leżałem na swoim łożku, wpatrując się w piękną kobietę obok mnie, która leżała wtulona we mnie. Przeczesałem delikatnie jej włosy, sprawiając, że dziewczyna zaczęła się budzić. Nie chciałem tego, bo wyglądała tak pięknie, gdy spała.

– Dzień dobry – odparła ciepłym i zachrypniętym głosem. Nadal wyglądała tak... niewinnie.

– Wesołych Świąt, piękna – powiedziałem, zaś dziewczyna złapała za moją dłoń, gładząc ją delikatnie, pieszczotliwymi ruchami kciuka.

– To naprawdę ironia losu, że związałam się z chłopakiem, który ma taką reputacje, Michaelu Cortezie – mówiła, patrząc intensywnie w moje oczy.

– Uwierz, że również jestem zdziwiony, że taka dziewczyna z dobrego domu chciała takiego chłopaka, jak ja, piękna. – Przyciągnąłem ją na swój tors, tak że leżała na mnie okrakiem. Blondynka objęła moją szyję dłońmi.

Przytuliłem twarz w jej szyi, niemal próbując ukryć w jej zmierzwionych włosach.

– Cieszę się, że cię poznałam.

Głaskała mnie po głowie, jakbym był małym chłopcem czy zwierzakiem, ale zajebiście mi się to podobało.

– Ja również.

– To dlaczego pozwoliłeś Bethany się obmacywać na imprezie? – mówiła z wyrzutem, starając się podnieść, ale jedynie lekko się uniosła, patrząc na mnie z góry.

– To nie tak, Ava... – zacząłem, ale przerwałem. Nie wiedziałam, jak ubrać to w odpowiednie słowa. To zawsze największy, jebany problem. – Jest tylko przyjaciółką, która chciała się przywitać.

– Nawet nie waż się udawać, że ta suka chciała się tylko przywiać, Cortez – warczała zła. – Jeśli chcesz to zakończyć, zrób to jutro, bo nie chce mieć zjebanych świąt, Michael. – Ava próbowała zejść, ale nie pozwoliłem jej się ruszyć nawet o milimetr.

– Jeśli chcesz to zakończyć, to mnie puść.

– Nie chce, Berkeley. Przestań po prostu ze mną walczyć, bo jesteś na przegranej pozycji. – Ignoruję szarpaninę, zbliżając usta do zagłębiania w jej szyi.

– Przestań.

– Powiedziałem: nie walcz ze mną, Ava.

– Powiedziałam: przestań.

– Przecież wiesz, że cię kocham.

Bez zastanowienia wpiłem się w jej usta, a ona od razu oddała pocałunek. Uśmiechnąłem się, czując sporą satysfakcję. Zatrzymała się na chwile i spoglądała w moje oczy, a potem przechyliła się w moją stronę, aby znów pocałować. Przejęła kontrolę nad całym pocałunkiem, siadając i ciągnąc mnie do góry. Siedzieliśmy, moje ręce błądziły po jej plecach, zaś jej dłonie szarpały delikatnie za moje włosy, dalej przegryzając swoje wargi oraz namiętnie się całując.

– Kocham cię – mówiła między pocałunkami.

– Ja też – powiedziałem, opierając swoje czoło o jej.

****

24 grudzień 2015, godzina wypadku.

      Zaczynało się ściemniać. Ava nie odbierała komórki, zaś ja czekałem pod drzwiami jej domu, jak skończony idiota. Rzuciłem prezentem dla niej o klatkę schodową jej domu. Byłem zdenerwowany na siebie oraz na nią. Najbadziej się jednak bałem, że coś się stało. Coś poważnego.
      Nagle telefon zaczął wibrować, a na niej pojawiło się imię brata Avy i jednego z moich bliższych przyjaciół – Toby'ego. Odebrałem z westchnieniem.

– Stary, nie wiesz czasem gdzie podziewa się Ava? Bo czekam....

– Ava miała wypadek. Jest w stanie krytycznym – przerwał mi. Mówił ze smutkiem oraz rozpaczą.

      W jednej chwili znieruchomiałem. Miałem wrażenie, że mój świat się zawalił. Wszystkie emocje cholera wzięła, a ja sam nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Popadałem w nostalgię, którą powodowała sama rozpacz.

– Mike, jesteś tam? – zapytał Toby, szlochając. – Przyjedź do szpitala.

– Już jadę.

     W tamtej chwili nie przejmowałem się tym, czy szybko jadę, czy łamię jebane przepisy. Liczyła się tylko ona, pierwsza prawdziwa miłość. Nie mogłem pozwolić, żeby coś jej się stało.
      Będąc na miejscu, pędziłem ile sił w nogach, aby dotrzeć do sali. Toby SMS'em wysłała mi jej numer, więc bez żadnego zamieszania biegłem do Avy. Przez szklane drzwi widziałem jej rodzinę, która ściskała się i płakała.

Tylko nie to!

      Pędem wpadłem do pomieszczenia. Wszyscy, wraz z lekarze spojrzeli na mnie. Zdyszany wyczekiwałem jakiejkolwiek informacji o tym, że Avie nic nie było, ale przeliczyłem się.

– Przykro mi Mike, Ava nie przeżyła.

Mogłem już tylko umierać.

****

1 stycznia 2016, godzina po pogrzebie.

       Nie wiem, co się stało ze mną kiedy umarłaś. Sama myśl o tym jakoś mieszała mi w głowie, lecz kiedy spojrzałem w górę na niebo, w jakiś sposób wiedziałem, że wszystko będzie w porządku. W jakiś sposób wiedziałem, że będziesz w pobliżu.
     Wiedziałem, że już nigdy nie będę starym sobą, a mój ból zniweluje jedynie alkohol. Może Tylerowi się to nie podobało, ale straciłem już tak wiele, iż nie miałem co robić na tym świecie. Pozbawiony rodziny, Toby'ego oraz Avy.

     Na świecie pozostałem sam. Wszystko co trzymało mnie w całości, zniknęło. Pozostawiło tylko złamane serce i smutek. Byłem już tylko wrakiem człowieka, pozbawionym osoby, która sprawiała, ze dzień stawał się lepszy, a smutek szedł w niepamięć, gdy była obok.

Teraz jej nie było, nie było również mnie.

******

Od autorki: Dzisiaj poznaliście trochę tajemnicy Mike'a. To już rozjaśniło Wam pewnie postawę chłopaka. Teraz ocenę rozdziału zostawiam Wam.
Kocham i do następnego!
A. L. B.

PS. Do końca już niedługo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro