Dwudziesty drugi
KONIECZNIE PRZECZYTAJ NOTATKĘ POD ROZDZIAŁEM.
Alexa.
W ten mroźny, zimowy wieczór, Springfield wyglądało naprawdę pięknie. Wszędzie spacerowały pary, których humor od razu się poprawiał, gdy tylko spojrzeli sobie w oczy. Zapewne rozpływali się tym widokiem. Widokiem, którego nigdy nie zapomną, zaś ten moment był dla nich wyjątkowym.
Zawsze chciałam doświadczyć prawdziwej miłości, a u boku Toby'ego miałam na to szansę. Był odpowiednim chłopakiem, ponieważ każda dziewczyna na niego leciała, ale to on wybrał mnie. Gdy tylko zaprosił mnie na dzisiejsze spotkanie, byłam wniebowzięta! Przecież to Toby!
Cały dzień szykowałam się na tę randkę. Wybrałam ulubioną sukienkę oraz podebrałam mamie śliczne, skórzane botki na obcasie. Z makijażem nigdy sobie nie radziłam, ale ciocia Isolde mi z nim pomogła. Pierwszy raz w życiu uważałam, iż wyglądam pięknie. Było warto. Dla Toby'ego.
Chyba z dobrą godzinę stałam oraz siedziałam przed miejscem naszego spotkania. Byłam naprawdę zmarznięta, a Toby nie odbierał komórki. Zaczynało się coraz bardziej ochładzać, zaś zegarek wskazywał kilka minut po jedenastej. Byłam zdenerwowana, czułam upokorzenie oraz smutek. Innymi słowy, byłam naiwna. Mogłam od razu sobie wytłumaczyć, iż takie osoby jak Brad, Nina, Kate i Toby nie byli moimi przyjaciółmi.
Nagle za plecami usłyszałam śmiech. Donośny, dziewczęcy chichot, który poznałabym wszędzie. Katherine Celler. Odwróciłam głowę, pociągając nosem, ale gdy tylko spostrzegłam, jak wieszała się na szyi Toby'ego, zrozumiałam.
Byłam ich kolejnym pionkiem.
Nagle mnie zauważyli. Ja spostrzegłam jeszcze Ninę oraz Brada, którzy z szyderczymi uśmiechami zmierzali w moją stronę. Chciałam ruszyć do domu, ale uniemożliwiła mi to zaciśnięta dłoń wokół mojego nadgarstka. Przerażona zaczęłam wyszarpywać dłoń, ale nic z tego. Kate, choć nie wyglądała, miała mocny uścisk. Patrzyła we mnie z mordem w oczach. Bałam się, cholernie się bałam. Chciałam wrócić do domu i zapomnieć o tym syfie. Zapomnieć o uczuciu, jakim darzyłam Toby'ego. On już wybrał tą gorszą opcję.
– Gdzie uciekasz, Elleonoro? – zapytał szyderczo Brad, dotykając mojego policzka. Szybko zrzuciłam jego dłoń, przez co oberwałam. Złapałam się za piekące miejsce, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Nie pozwalaj sobie, suko!
– Nie nazywaj mnie tak! – odparłam, nie zważając na to, iż nie powinnam. Oberwałam drugi raz, ale to już od Kate. Blondynka zaśmiała się i wykręciła nadgarstek, tak abym nie mogła go wyszarpnąć.
– A to za przystawianie się do mojego faceta, Carter! – krzyknęła, po czym zostałam brutalnie popchnięta. Uderzyłam kolanami o zamarzniętą powierzchnie chodnika. Z moich oczu zaczęły sączyć się krople łez. Powoli wpadałam w histerię.
– Pomyśleć, że marnowałem na ciebie swój cenny czas. – Zaśmiał się szatańsko. Nie czułam już nic. Byłam zdruzgotana. Moje ciało odmawiało posłuszeństwa, zbyt bardzo się bałam, aby zareagować. – Chciałem cię tylko przelecieć, ale takiej cnotki szybko się nie zmusi.
– To dlaczego teraz tego nie zrobisz? – zapytał Brad, sprzedając mi kopniaka prosto w brzuch. Poczułam okropny ból, o mało co nie zachłysnęłam się powietrzem. Opadłam bezwładnie na ziemię. Płakałam z bólu. Fizycznego i psychicznego.
– Nie mów, że chcesz ją zgwałcić, Toby – wtrąciła się Nina, która przez większość czasu się nie odzywała. – To już byłoby za wiele.
– Co ty wiesz, Nina? – odparła Kate. Tamta prychnęła.
– Napewno więcej niż ty, wywłoko.
– Jeszcze słowo – mówiła blondyna, ale Nina tylko zaśmiała się. Widziałam jak unosi ręce w gęsie kapitulacji.
– Nie chce brać w tym udziału. – Odeszła w drugą stronę.
Potem wszystko działo się jak przez mgłę. Próbowałam się podnieść, aby uciec, ale zostałam brutalne pociągnięta za włosy przez Brada. Był nieobliczalny, dlatego wolałam się nie szarpać. I tak nie miałam już siły. Wiedziałam, że zginę tak czy inaczej. W mojej głowie była pustka. Z moich oczu lały się litry łez. Nie patrzyłam już na nikogo, tylko na ciemną przestrzeń przed sobą. Poczułam kopnięcie, potem kolejne i kolejne. Później straciłam już rachubę, co ze mną robili.
– Nie bój się, Noro, musisz zapłacić za to co zrobiłaś – szepnął Toby. To było dziwne, iż nie wiedziałam w jaki sposób odebrać jego słowa. Przecież nic im nie zrobiłam. Starałam się jedynie dopasować, być w ich towarzystwie, ale widać, iż za szczęście trzeba zapłacić najwyższą cenę, jak i karę.
Dłonią zjechał od moich żeber, aż zatrzymał się na miednicy. Nie reagowałam już na nic. Stałam się w tej chwili wrakiem człowieka. Już nigdy nie będę taka jak kiedyś, tego było już za wiele. Cierpiałam najbardziej psychicznie. Czułam się tak bardzo zraniona, aż nie miałam już siły nawet płakać.
– Teraz zrobię coś, co pozwoli na zawsze zapamiętać tę noc oraz mnie, Noro – szeptał. Nie mogłam nawet odpowiedzieć. Po chwili spostrzegłam jak Toby wyciągnął jakieś ostrze. Nie przeraziłam się. Nie miałam jak. Czułam tylko pustkę. Zostałam zniszczona.
Gdy tylko ostrze dotknęło mojej skóry zaczęłam głośno krzyczeć. Słyszałam ich śmiechy. Paskudne, parszywe śmiechy. Przenikający ból był koszmarny, zaczęłam się wiercić. Czułam jak nóż ciął moją skórę, zaś ciepła maź powodowała moją gęsia skórkę. Płakałam z bólu, krzyczałam z bólu i bezradności. Uważałam siebie za nic, miałam ochotę ze sobą skończyć.
Błagam, Śmierci, przyjdź szybko.
– Toby spadamy, ktoś tu idzie! – I nagle koniec.
Śnieg. Pełno śniegu. Na nim wielka plama szkarłatnej cieczy, która sączyła się i sączyła. Nie zamierzała zaprzestać, przez co coraz bardziej traciłam siły. Ból całkowicie się ulotnił, jakby nigdy przedtem się nie pojawił. Pustka, którą wtedy czułam i chęć śmierci. Dlaczego jeszcze żyłam? Dlaczego mnie nie zabili?
Z sekundy na sekundę mój stan się pogarszał. Obraz się zamazywał, zaś oczy nachodziły łzami. Nie miałam siły krzyczeć o pomoc. Chciałam tylko zniknąć z tego świata. Zostawić wszystko za sobą. Umrzeć.
I nagle spowiła mnie oczekiwana ciemność.
Czy to już piekło?
***
Wciągnęłam gwałtownie powietrze do płuc. Tego było za wiele. Nie mogłam ciągle wracać, ponieważ wspomnienia wyniszczały mnie od środka. Byłam zbyt słaba, aby stawić im czoła. Zbyt słaba, aby wziąć się w garść i żyć dalej.
Uniosłam delikatnie powieki, lecz zaraz znów je zamykając z powodu ostrego światła świetlówek. Zmarszczyłam brwi i ponowiłam próbę otwarcia oczu. Oślepienie zaczynało mijać, a wzrok przyzwyczajał się powoli do białego światła. Chciałam unieść dłoń, ale poczułam coś, co przypominało inną. Lekko ściągnęłam ciepłą oraz szorstką dłoń innej osoby. Spojrzałam przed siebie.
Byłam w szpitalu.
Ale nie mogłam odróżnić snu od jawy. Czy ja dalej śniłam o tamtym dniu, czy byłam już w innym świecie, gdzie ślad po feralnej nocy powinien dawno się zatrzeć?
Spojrzałam na bok. Ten widok będzie mnie zachwycał do końca życia. Byłam przeszczęśliwa, ale i miałam dziwną ochotę zostać sama. Jednak szczęście z powodu tej wyjątkowej osoby rozpalił jakiś promyk nadziej w moim sercu.
Brunet, którego tak bardzo pragnęłam w moim życiu, trzymał moją dłoń, przyciskając do niej swoje ciepłe i miękkie usta. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, spostrzegłam iż jego tęczówki były zaszklone, zaś całe oczy czerwone i opuchnięte, jakby płakał. Przecież to niemożliwe.
Michael Cortez nie okazywał uczuć nikomu.
To dlaczego ja miałam ten zaszczyt?
– Płakałeś? – Ściągnęłam prawą ręka maskę z tlenem. Uśmiechnęłam się delikatnie, zaś chłopak uśmiechnął się w najbardziej uroczy sposób. Wyglądał jak smutny szczeniaczek, aż miałam ochotę wstać i mocno go przytulić, nigdy nie wypuścić z ramion.
– Nigdy. Mężczyźni nie płaczą – odparł swoim cynicznym tonem, ale tym razem z domieszką lekkiego szczęścia.
– Żadnego tutaj nie widzę. – Uśmiechnęłam się, przymykając oczy ze zmęczenia. Byłam naprawdę wykończona, co było oczywiście sprawką leków usypiających oraz najprawdopodobniej jakiegoś rodzaju leków normotymicznych.
– Carter wróciła do żywych? – zapytał, uśmiechając się zadziornie. Dalej czułam się trochę nieswojo, ponieważ trzymał mnie za rękę, tak blisko tych soczyście miękkich i delikatnych ust.
– Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz, Cortez.
Wypuściłam powietrze z płuc, aby ponowne nabrać świeżą dawkę. Byłam w dziwnym nastroju, ale to najprawdopodobniej wina leków, gdyż musiałam być nimi dobrze naszprycowana. Pamiętałam wszystkie emocje, jakie czułam podczas każdego epizodu. To uczucie, jakby nad tobą pojawiła się wielka czarna chmura i emanowały z niej te złe emocje, które przypominały o każdej wadzie czy problemie, bądź uczucie bezużyteczności i samotności.
Teraz nic nie czułam. Kompletnie nic. Totalna pustka, choć obecność pewnego złośliwego bruneta działała na mnie kojąco i uspokajająco. Był moim światełkiem w ciemnym tunelu depresyjnych myśli. Był kimś naprawdę dla mnie ważnym. Nie mogłam już zaprzeczać, ponieważ cholera, to widać. Gdy osoba, przez którą tak się czuje, patrzy na ciebie, a wszystkie smutki odchodzą w niepamięć. Marzysz, aby zostać z nim na zawsze i nigdy już nie martwić się o nic. Bo przecież był on.
Ale to nie bajka. To prawdziwe życie i wiedziałam, iż Mike – nie biorąc pod uwagę zaistniałej sytuacji – nie interesował się mną w „ten sposób". Był tu, ponieważ widział, iż go potrzebowałam.
– Nad czym tak rozmyślasz? – zapytał nagle, przywracając moją uwagę.
– O nas – palnęłam bez zastanowienia. Spłonęłam rumieńcem, gdy poczułam jak jego ciało sztywnieje.
Oho, zaczyna się!
– O nas? – Był zdezorientowany, a ja bardzo zawstydzona. Kurwa, dlaczego to zawsze ja? Poczułam jak zabrał swoją dłoń, po czym wstał i się wyprostował.
Cholercia...
– Gadam bez sensu, to pewnie przez te leki – rzuciłam szybko, zakładając z powrotem maskę tlenową. Tak, stchórzyłam i postanowiłam się schować. Za maską tlenową.
– Nie, Ellie. – Uciął i patrzył we mnie natarczywym spojrzeniem. – Dokończ. Pozwól mi zrozumieć swoje uczucia, teraz, gdy jeszcze masz ochotę o tym rozmawiać, Carter.
Nie mogłam opisać uczucia, które właśnie zawładnęło moim ciałem. Chciałam mu wyznać, jak bardzo pragnęłam mieć go przy sobie, móc przytulić i pocałować. Tak, pocałować. Cholera, jak bardzo tego pragnęłam. Dopiero teraz zauważyłam, iż naprawdę tęskniłam za jego pocałunkami. Zazwyczaj były one gorące i namiętne. Nikt przed tem nie całował w sposób jaki robił to Cortez. To uzależniające uczucie, które pragnęłam jak swój własny narkotyk. Może to wina leków, a może nie. Wiedziałam jedno, naprawdę tego pragnęłam i nie mogłam się teraz skupić na czymś innym. Ten jeden pocałunek, który zmienia wszystko.
Tak, Michael, pamietam nasz pierwszy pocałunek. Na pamiętnej imprezie, na której zapomniałam się i upiłam, tracąc kompletnie film.
– Ellie – odparł, dotykając mojego podbródka. Uniósł go delikatnie do góry, znacznie się do mnie przybliżając. Hipnotyzował mnie swoimi oczami, zaś w moim brzuchu buzowały te okropne i zarazem cudowne motylki. – To będzie nam przeszkadzało. – Ściągnął maskę tlenową i pochylił się jeszcze bardziej. – Pragnę tego odkąd wygrałem walkę. – Dotknął delikatnie mojego policzka. Jego spojrzenie ześlizgiwało się z moich oczy do moich ust. To było tak niesamowite uczucie. Pragnęłam go najbardziej na świecie.
– Czego pragniesz? – szepnęłam, aby wzbudzić w nim podobne uczucia co u mnie. To czekanie bolało.
Nie zauważyłam nawet kiedy Michael wpił się w moje usta. Tak bardzo się cieszyłam. Szczęśliwy dreszcz opanował całe moje ciało, zaś chłopak wplątał dłonie w moje włosy i przysunął się jeszcze bliżej. Jego wargi pasowały idealnie do moich, a z każdym ich ruchem czułam się jak w niebie. Mike całował mocno i namiętnie, tak jakbyśmy mieli się już nigdy więcej nie spotkać. To niesamowite doznanie mogłoby trwać wieczność.
Mijały minuty, a nasz pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny i gorący, a zarazem delikatny. Cortez wiedział co robić, aby nie zrobić mi krzywdy, ponieważ na głowie miałam kilka szwów i bandaże. Motylki w brzuchu zrobiły kilkanaście fikołków, gdy Mike przygryzł moją wargę. Chciałam przyciągnąć go do siebie bliżej, ale chłopak nagle przerwał. Oparł czoło o moje, dalej trzymając dłoń na moim policzku. W tym miejscu czułam ciepło oraz małe dreszcze, gdy pocierał o niego dużym palcem.
Obydwoje głośno oddychaliśmy, ale nie to się liczyło. Napawaliśmy się swoim towarzystwem. Tą niespodziewaną obecnością.
– Tak bardzo tego pragnąłem przez te wszystkie dni. Cholernie mocno – wydyszał, aż poczułam na moich wargach jego lekki oddech. Nie dał mi nic powiedzieć, za to z jękiem uniósł się i zajął swoje poprzednie miejsce. – Dlaczego mi nie powiedziałaś?
Wiedziałam, o co mu chodziło.
– Nie powiedziałam nikomu – odparłam ze stoickim spokojem. Brunet zaś się lekko spiął, ale dalej jego wyraz twarzy pozostawał bez zmian.
– Tyler wiedział.
– Powtórzę: nikomu nie powiedziałam. – Zirytował się, ponieważ wywrócił oczami.
I czar prysł. A miało być tak pięknie.
– Tyler wied....
– Moja mama mu powiedziała, okay? – rzuciłam również zirytowana. Super, właśnie wróciliśmy do naszej poprzedniej relacji.
– Dobrze.
Serio, tylko tyle masz mi do powiedzenia?
– Dobrze? – zapytałam sceptycznie.
– Tak, Nora, dobrze. – Zdziwiłam się. Nigdy nie nazwał mnie Norą. Aż do teraz. Spojrzał na mnie, zaś jego oczy wyrażały więcej emocji, niż podczas wszystkich miesięcy jakie spędziliśmy razem. Był smutny, zbyt smutny. – Dlaczego mi nie powiedziałaś? – Ponowił próbę, lecz tym razem ja zwiesiłam spojrzenie.
– Nie chciałam współczucia. – Zareagował zbyt gwałtownie. Wstał z krzesła, wyrzucając dłonie w powietrze. Potem złapał się za tył głowy i odszedł kilka kroków. Był zdenerwowany. Nie wiedział, co robić.
Idiotko, ty też byś się tak zachowała.
– Nie chciałaś współczucia? Cholera, Ellie! – Usiadł z powrotem na krześle. Podparł łokcie na kolanach i schował twarz w dłoniach. – Dwa pieprzone dni. Spędziłem dwa jebane dni, aby dowiedzieć się wszystkiego o tej chorobie. Nie wiem, przez co musiałaś przejść, ale cholera! Ellie, ty masz depresję i to nie zwykłą. Nawet jeśli nie chcesz, to powinnaś otworzyć się. Nie będę cię do niczego zmuszał, ale chciałbym ci jakoś pomóc. Błagam – mówił spokojnym tonem.
Byłam zdruzgotana i zszokowana. Cholera! Dlaczego byłam taka głupia, dlaczego nie brałam tabletek?! Dlaczego dałam chorobie nad sobą zawładnąć?! Przecież zawsze uważałam, staram się to powstrzymywać, ale teraz? Zachowałam się po prostu dziecinnie. Zbyt infantylnie.
– Mi się nie da pomóc, Mike.
Wstał i podszedł do mnie. Hipnotyzował mnie swoimi pięknymi, brązowymi oczami. Nie zauważyłam nawet, gdy złożył na moim czole czuły pocałunek, zaś potem oparł swoje czoło o moje. Tego było za wiele. Moje ciało szalało w środku, choć ja nie dawałam nic po siebie poznać. Byłam po prostu szczęśliwa i... musiałam to przyznać.
Byłam zakochana w niegrzecznym chłopcu, Michaelu Cortezie, który zawładnął moim sercem i narazie miał je tylko dla siebie .
– Pragę, abyś wiedziała, że nie jesteś w tym sama. Nie mów, że się nie da, bo ja potrafię zmienić twoje życie na lepsze. Obiecuję ci to.
I wtedy moje serce należało już na zawsze do niego.
***
Od autorki: Jeszcze tylko 8 rozdziałów do końca, a ja nie mam nawet czasu ich napisać. Przepraszam, że publikacje się opóźniają, ale szkoła niestety już się zaczęła. Przez wattpada trochę ją zaniedbałam, dlatego chce was uświadomić, iż robię krótką przerwę (do tygodnia/półtora). Chce napisać te ostatnie rozdziały dobrze i żeby miały wspólny sens.
Do zobaczenia,
Kocham Alexa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro