Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zdaje mi się, czy ze mną flirtujesz?

– O Boże w niebiosach, toż to była epicka ucieczka! Zeskoczyłam z cholernego wozu policyjnego i mnie nie złapali! A to jak się przebiłeś przez ich mur to było po prostu legendarne. Mam nadzieję, że ktoś to nagrał – wykrzyknęła na jednym wydechu. Stali w jakiejś wąskiej uliczce między sklepem obuwniczym i fryzjerem. Oboje mieli zadyszkę. Ona trochę większą, nie zwykła w końcu biegać na co dzień sprintem dwóch kilometrów. Oparła się o ścianę budynku i spojrzała na swojego milczącego wybawcę. Sprawiał wrażenie nieporuszonego. I jeśli miała być szczera, wkurzonego.

Rzucił jej szybkie spojrzenie i zaczął odchodzić w przeciwnym kierunku.

May wyprostowała się, uśmiech jej zrzedł.

– Hej, dokąd idziesz?

– Na protest, a gdzieżby indziej? – Nawet nie był łaskaw odwrócić się w jej stronę.

– Okej, miło się gadało! Dzięki za ratunek, palancie – mruknęła pod nosem. Nie wystarczająco cicho najwyraźniej, bo gość w sekundę był już przed nią, celując palcem w jej pierś.

– Słuchaj no, pani mądralińska. To, co zrobiłaś było do granic możliwości idiotyczne. Powinienem był pozwolić im dać cię aresztować. Za głupotę powinno się płacić.

Dziewczynę lekko zatkało. Czy on ją ot tak obrażał?

– Przecież zrobiłam to, żeby pomóc protestującym! Nie mogłam stać bezczynnie i patrzeć jak niewinni ludzie zostają pobici. Nie jestem jebaną egoistką.

– Za to jesteś jebaną idiotką – warknął.

Tego było już za wiele. May pchnęła go w pierś obiema dłońmi, lecz ani nie drgnął. To ją jeszcze bardziej zirytowało.

– Chyba się nie zrozumieliśmy, ty przerośnięty gorylu w przebraniu agenta SWAT-u. Pomogłeś mi uciec od glin, i za to jestem wdzięczna. Ale, do kurwy nędzy, nie popełnij ponownie błędu, jakim było nazwanie mnie idiotką – powiedziała z ledwo wstrzymywaną furią.

– Jebaną idiotką – wymruczał pod nosem.

Kopnęła go w goleń. Przynajmniej wydawało jej się, że tam celuje, bo przez tą cholerną zbroję trudno było się połapać. Facet zrobił krok w jej stronę i nachylił się, przez co ich twarze znajdowały się na tym samym poziomie. Dziwnie było jej patrzeć w czarną maskę. Nie mogła dostrzec nawet oczu ukrytych za wbudowanymi goglami. Na jej ramieniu wylądowała jego dłoń.

– Czy mi się wydaje, czy próbujesz mnie poderwać? – zapytał cicho.

May zesztywniała. Co on powiedział?

– Że co proszę? – wydukała.

– Tak desperacko starasz się pozyskać moją uwagę. Czyżbyś miała słabość do zamaskowanych mężczyzn? To twój kink? – Z każdym słowem robił mały krok wprzód, zmuszając ja do cofania się. W końcu trafiła plecami w ścianę. Zorro oparł obie ręce wokół jej głowy. Była uwięziona. To wszystko dziwnie przypominało jej sceny z książek, które czasem czytała, gdy naszła ją ochota na jakąś ostrzejszą lekturę przez snem.

– Yyy, chyba sobie coś ubzdurałeś, koleżko.

– Czyżby?

– Widzisz rzeczy, których nie ma – powiedziała, po czym naszła ją niepokojąca myśl. – Albo rzeczy, które chciałbyś, żeby były prawdziwe. Ha, może to ja ci się spodobałam!

Prychnął.

– Nie schlebiaj sobie. Potrzeba czegoś więcej niż urocze szelki i ponętny tyłek, żeby mi stanął.

Uniosła brwi. Nie takiej odpowiedzi się spodziewała.

– Czyli mam ponętny tyłek, tak? – Uśmiechnęła się szelmowsko.

– Nie najgorszy – rzucił niby od niechcenia.

Ta sytuacja była absurdalna. May nie wierzyła, że wpakowała się w dziwne bagno z aroganckim bucem, który bał się pokazać swoją twarz. Mogła się założyć, że pod przebraniem krył się zakompleksiony koleś, który z kobietami miał styczność tylko w pornosach i na obiadkach u nadopiekuńczej mamusi. Nie mogła jednak nic poradzić, że podskórnie czuła jakieś przyciąganie do tego kretyna. Możliwe, że miało to coś wspólnego z długotrwałym okresem posuchy w jej życiu erotycznym. Od roku się nawet z nikim nie całowała, co było dość dołujące dla jej wysokiego libido.

Ale zaraz, zaraz, dlaczego myśli o swoim libido, akurat kiedy jest nie z własnej woli przyciskana do ściany budynku przez jakiegoś macho?

Zmierzyła go od góry do dołu kpiącym spojrzeniem.

– Masz coś do ukrycia, Batmanie? – mówiąc to, przesunęła dłonią po jego barku.

Przypuszczała, że mógł w tym momencie unieść brew, bo zapytał z nie mniejszą dozą kpiny:

– Och, chciałabyś się dowiedzieć, co? Niestety, tak się składa, że nie zadaję się z irytującymi małolatami, które nie potrafią trzymać języka za zębami i pakują się w kłopoty, z których to inni, dosyć zajęci, jeśli mogę dodać, ludzie muszą je ratować. – Swoją odpowiedź zakończył założeniem jej kosmyka włosów za ucho.

– Wow, dość długa wypowiedź jak na troglodytę w masce Zorro – uśmiechnęła się szeroko. On natomiast nie był już taki ubawiony.

– Ten troglodyta skończył studia z wyróżnieniem. A, i dla twojej wiadomości: maska Zorro zupełnie nie przypomina mojej. Więc się wypchaj. – Znowu wskazywał w jej stronę palcem wskazującym. Tym razem trzymał go na wysokości jej klatki piersiowej.

– Ojej, nie chciałam zdenerwować wielkiego, strasznego wojownika – powiedziała słodkim głosem i zrobiła krok do przodu, co spowodowało, że jego palec zanurzył się w jej niezbyt pokaźnym, acz dorodnym biuście. Nie miała pojęcia, dlaczego go tak drażniła. Nie wiedziała również, dlaczego ma z tego taką frajdę. Najwyraźniej, miała w życiu za mało rozrywek. Jak to o niej świadczyło?

Mężczyzna spojrzał w dół na swój palec dźgający jej pierś, po czym objął ją całą dłonią.

Głęboko odetchnęła. Okej, czyli podjął wyzwanie.

– Nie zapędza się pan przypadkiem?

– Och, teraz nagle sobie paniujemy? – zapytał i mogłaby przysiąc, ze wyczuła w jego głosie samozadowolenie i uśmiech.

– W końcu znajdujemy się w miejscu publicznym, no i przecież nazwałeś mnie małolatą, mimo że to nieprawda, bo mam dwadzieścia jeden lat.

Ta rozmowa powoli robiła się męcząca. Zapragnęła nagle wrócić do domu, wypić herbatę miętową i zapaść w smaczną czterogodzinną drzemkę. Spróbowała się wyswobodzić spod klatki utworzonej po obu stronach jej głowy. Zanurkowała pod jego ramieniem i odskoczyła na bezpieczną odległość. Która, swoją drogą, i tak wydała jej się za mała. Wciąż była w zasięgu jego rąk. Jej wysiłki wyraźnie go bawiły. Oparł się barkiem o budynek i założył ręce na piersi. Wyglądało to dosyć spektakularnie, uniform nie krył bowiem jego rozbudowanej muskulatury. Potrząsnęła głową.

– No dobra, miło się gawędziło, ale w sumie czas mnie goni. – Udała, że patrzy na zegarek. – Za kwadrans mam kolejne spotkanie pierwszego stopnia z policją i nie chciałabym się spóźnić. Ludzie dobrze odbierają punktualność, czaisz?

– W takim razie nie chciałbym być przeszkodą w twoim jakże napiętym grafiku. Miło, że poświęciłaś mi chwilę swego cennego czasu. – Ukłonił się lekko z nonszalancją. Zapragnęła trzepnąć go w ten durny czerep i jednocześnie przycisnąć do tej nieszczęsnej ściany i porządnie wymacać.

Kobieto, masz problem z głową. Idź do klubu i przeleć kogoś, bo ileż można się tak błaźnić we własnych myślach.

Z jednej strony, było jej wstyd za siebie. Bo w końcu, była na tyle dojrzała i rozumna, żeby najpierw myśleć, a potem działać. Z drugiej zaś strony, odczuwała przemożną chęć, żeby rzucić cały rozsądek w diabły i po prostu dać się ponieść. Nie była jednak taką osobą. Owszem, była w gorącej wodzie kąpana i temperamentna, lecz nigdy nie zmąciło jej to racjonalnego myślenia. Była kobietą niezależną od jakiegokolwiek mężczyzny, posiadała cały zestaw wibratorów i miała wystarczająco dużo problemów w życiu, żeby się jeszcze uganiać za facetami jak jakaś głupia trzpiotka. Miała na to zbyt wiele dumy.

Postanowiła, że już najwyższy czas zakończyć to dość niefortunne spotkanie. W rzeczy samej miała jeszcze plany na dzisiejszy wieczór.

Po raz ostatni zmierzyła wzrokiem wysoką postać i odwróciła się na pięcie.

– Do zobaczenia nigdy, Batmanie.

Odchodząc słyszała jak mruczy pod nosem ledwo zrozumiałe słowa:

– Nie byłbym co do tego przekonany.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro