Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II [6] Telefon

Czasami lepiej jest się po prostu nie odzywać i patrzeć. Obserwować jak życie toczy się dalej. 

Kiedy indziej należy działać, reagować. O ile w biznesie mi to wychodziło bezbłędnie, tak w prawdziwym życiu nie potrafiłem znaleźć dobrej odpowiedzi. 

Dlatego mam żonę. Ona podejmuje za mnie decyzje, które przytłaczają. Bierze na siebie całą odpowiedzialność. W tamtym czasie trudno mi było podejmować jakiekolwiek decyzje. nie oceniajcie mnie. 

Sylwia nie widziała Logana, nie patrzyła jak wpada pod ten samochód. Miała trzeźwe spojrzenie na sprawę. 

- Powinieneś odpocząć.

Wiedziałem to, ale nie mogłem wyjść ze szpitala bez gwarancji, że mój syn jest bezpieczny. 

- Dante. 

- Wiem! 

Przestraszyłem ją swoim wybuchem. Odsunęła się ode mnie na kilka kroków i spojrzała jak na obcego. Wplotłem dłonie we włosy, ciągnąc za ich końcówki. 

- Co ja mogłem zrobić? On po prostu wjechał na tą drogę. Zanim zobaczyłem, był już pod kołami. 

- Nikt cię za to nie obwinia...

- Logan.

Westchnęła.

- On cię kocha i sam nie wie co się stało. Sam jest sobie winny. Wiedział, że ta droga jest czynna. Tyle mu powtarzaliśmy, żeby uważał, żeby zakładał kask. 

- Nie powiesz mi, że nie jestem winny, Sylwia. 

- Mówię to - dotknęła mojej dłoni, która cały czas zaciskała się na końcówkach moich włosów. Czułem, że zaraz je sobie wyrwę. - Nie obwiniaj się za wszystko. 

Nasza rozmowa zakończyła się właśnie na tych słowach, ponieważ lekarz prowadzący Logana podszedł do naszej dwójki. Dopiero wyszedł z sali chłopaka. Oboje liczyliśmy na jakieś informacje. Najlepiej dobre. 

- Logan czuje się dobrze, wszystko jest w porządku, jego stan jest stabilny. 

- A co z operacją? - Sylwia gdy tylko usłyszała o torbieli, natychmiast chciała się jej pozbyć i zapomnieć o problemie. 

- Na razie nie jest możliwa ze względu na obrażenia syna. Operacja mogłaby być zagrożeniem jego stanu zdrowia. 

- Czyli Logan musi stanąć na nogi, żeby się pozbyć tego cholerstwa?

- Mniej więcej tak to wygląda. Zależy nam, żeby się wybudził. Nie musi od razu wstawać. 

- Po wybudzeniu będzie można to wyciąć?

- To powiedziałem - lekarz pokiwał głową na potwierdzenie i poprawił okulary na nosie. Wydawał się pewny swoich słów, więc my też nie mieliśmy wątpliwości. 

- Będziemy musieli czekać - Sylwia westchnęła ciężko. Lekarz odszedł gdzieś w głąb korytarza, a my zostaliśmy sami. Nikogo o tej porze już nie było. Pielęgniarki czasami chodziły między salami, ale też się nie wysilały. 

- Dante, naprawdę, musisz jechać do hotelu i się wyspać... Wyglądasz jak śmierć. 

- Dziękuję kochanie - objąłem ramionami jej talię i się do niej mocno przytuliłem. Daję słowo, że jeszcze chwila, a zasnąłbym w tej pozycji. 

***

Sylwia's P.O.V

W końcu udało mi się namówić Dantego, żeby udał się ze mną do hotelu, w którym wynajmowaliśmy pokój. Nie byliśmy potrzebni w szpitalu, a tym bardziej o trzeciej w nocy. 

Lekarze nie robili żadnych badań, a wybudzanie młodego miało się zacząć od ósmej rano. Mieliśmy kilka godzin, aby odpocząć. 

Dante pierwszy wskoczył pod prysznic, a ja pomyślałam, że nie będziemy mieć rano czasu na śniadanie, więc już o tamtej porze wysłałam wiadomość do szofera Dante, aby kupił nam coś ciepłego na ósmą rano. 

Kilku ochroniarzy i właśnie szofer przyjechało ze mną do Francji, żeby pomóc nam w niektórych sprawach. 

Kiedy mój mąż wyszedł z łazienki, czysty, przebrany w piżamę, zobaczyłam jak ta sprawa zżera go od środka. Naprawdę obwiniał się za rany naszego syna. 

Nie chciałam już nic mówić ani wdawać się w dyskusję. Teraz najważniejszy był wypoczynek, więc poczekałam aż położy się do łóżka i sama poszłam do łazienki. 

Następnego dnia tuż po zjedzeniu ciepłego posiłku na śniadanie, ruszyliśmy do szpitala. Była dokładnie ósma dwadzieścia dwie, kiedy przekroczyliśmy próg oddziału, na którym leżał nasz syn. 

Z tego, co mówił lekarz, Logan był w pełni gotowy do wybudzenia. Znowu czekanie. 

Byliśmy bardzo zniecierpliwieni, gdy siedzieliśmy w szpitalnej kafejce, czekając na wiadomość od lekarza. 

Powinien się wybudzić w ciągu dwóch dni. 

Dante patrzył pustym wzrokiem w kubek pełny czarnej kawy, a ja siedziałam na przeciwko niego, ogrzewając sobie ręce przez swoje własne naczynie. 

Cisza między nami powoli mnie zabijała. Zawsze to on do mnie zagadywał albo rzucał jakieś sprośne teksty, za które zawsze dostawał ode mnie po głowie, ale teraz mi tego brakowało. 

- Odezwij się - poprosiłam go, a on uniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się prawie niewidocznie. 

- Odzywam się. 

Przewróciłam oczami. 

- Nie bądź taki. Słyszałeś. Logan jest okej. 

- Wiem... Ale nadal tutaj leży i nadal nie otworzył oczu. 

- Dziesięć minut temu zaczęli go wybudzać... Nie oczekuj, że zaraz wstanie i do nas przyjdzie. 

- Nie oczekuję. 

Później już w ogóle się nie odezwał. Ja też nie chciałam go męczyć. W ogóle nie spaliśmy w nocy, a moment, kiedy trzeba było wstać z łóżka był najgorszy. 

Mój telefon wydał z siebie przeraźliwy dźwięk. Muszę w końcu zmienić ten dzwonek. 

- Poczekaj - uśmiechnęłam się do męża, po czym wstałam od stolika i odeszłam na korytarz.

- Halo?

- Cześć Sylwia - usłyszałam głos znanego mi mężczyzny. Od razu się rozpromieniłam. 

- Hej, co tam?

- Dzwonię, bo słyszałem, że macie tam jakieś problemy. W szpitalu jesteś?

- Um, no tak, ale nie chodzi o mnie. 

- O, to dobrze, już się przestraszyłem. Miałem tam do ciebie jechać - zaśmiał się do słuchawki, a ja razem z nim. Ciekawe jak by Dante zareagował na jego obecność tutaj. 

Może by się polubili?

- Nie ma potrzeby.

- To o kogo chodzi? O męża?

- Nie, jest cały i zdrowy.

- Och...

- Mój syn... - podrapałam się w tył głowy. Na korytarzu było o wiele więcej osób niż w trakcie nocy. Pielęgniarki biegały tam i z powrotem, odwiedzający również. Gdzie nie gdzie można było też zobaczyć lekarza prowadzącego Logana. Zapracowany człowiek. 

- Co się stało?

- Mieliśmy wypadek... Wpadł pod samochód. 

- Jezus Maria, ale wszystko z nim dobrze? - wyraźnie zaniepokoił się, gdy usłyszał o wypadku Logana. Nie znał go, wiedział tylko tyle, co sama mu powiedziałam, a jednak się przejął. 

- Jest połamany i nadal nie otworzył oczu, ale dosłownie kilkanaście minut temu zaczęli go wybudzać. Lekarz mówi, że jest stabilny i powinien bez problemu się wybudzić. 

- Współczuję. Jeszcze raz, jak to się stało?

- Jechał na deskorolce, nie widział, że samochód jedzie i wjechał prosto pod koła. 

- Musiało to strasznie wyglądać. 

- Ja nie wiem, nie było mnie przy tym. Mój mąż i Logan pojechali do Francji na wyjazd  i tutaj to się stało. 

- Nie chcę nic mówić, ale jak twój mąż mógł pozwolić na taki wypadek?

- To też nie tak, przecież nie wrzucił go pod koła... 

- Nie mówię o tym. 

- Tak to zabrzmiało - skrzywiłam się. Chciałam, żeby miał dobre nastawienie do Dante. Kiedyś się spotkają, a wtedy muszą się polubić. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro