6. Nawet nie wiesz jak bym chciał cię teraz wziąć w tym łóżku.
Za oknem szalał sztorm odbijając się z hukiem od okien i grzmiąc w uszach jak stary zegar o północy. Złościł się, krzyczał, rzucał wulgarne świsty, podczas gdy ja siedziałam w łóżku. Bezpieczna, pachnąca po kąpieli w lawendowym olejku i nakremowana różanym balsamem. Mokre włosy spływały kaskadami po moich ramionach, między piersi.
Pozwoliłam sobie na tą noc pożyczyć czystą koszulkę Dante. Dekolt w serek na nim prezentował się idealnie, dla mnie był nieco za duży. Przy mocniejszym szarpnięciu moje piersi swobodnie wyskoczyłyby na powitanie.
Dante jak obiecał, tak dokonał. Wrócił do sypialni z dwoma kubkami parującej herbaty w dłoniach.
- Dziękuję - odebrałam od niego jeden z nich i podmuchałam na parę.
Usiadł obok mnie. Nie umknęło jego uwadze, że ukradłam mu część garderoby. Uśmiechnął się tylko. A mnie nie uciekło, że patrzył w moje piersi dłużej niż zakładałam.
- Jutro ma być ładna pogoda. Zwykle po sztormach wychodzi piękne słońce, więc będziemy mogli skorzystać z oceanu.
- Chcę pływać.
Skinął głową.
- Mam tu jacht, motorówkę i co zapragniesz - puścił mi oczko.
- Nie, chcę pływać. Bez sprzętów.
- No nie wiem, sztorm zwiewa różne rzeczy do oceanu.
Skrzywiłam się, ale odpuściłam temat. Podniosłam kubek do ust i prawie wylałam na siebie jego zawartość, ponieważ na moim udzie nagle pojawiła się jego ciężka, ciepła dłoń. Głupio na nią popatrzyłam, a potem na niego.
- Nauczę cię sterować jachtem.
Skinęłam głową z podekscytowaniem. Gdyby nie burza, już dawno byłabym w oceanie.
Kładliśmy się do łóżka - ja z moim mocno bijącym sercem i Dante z błogim westchnieniem. Nazywaj mnie głupią, ale naprawdę chciałam, żeby jego dłoń jeszcze raz mnie dotknęła. Gdziekolwiek, bylebym znowu poczuła to ciepło.
Odwróciłam się na prawy bok, twarzą do ściany i powoli zatracałam się we śnie, gdy nagle moje marzenie-dnia-dzisiejszego spełniło się. Dante (we śnie lub nie) przełożył kolano między moje własne, po czym jego ręka wylądowała obok mojej głowy. Przytulał mnie na łyżeczki. Mam nadzieję, że świadomie, bo ja byłam bardzo świadoma. Uśmiechałam się do poduszki, czując, że tak ma być.
***
Następnego dnia obudziłam się pierwsza. Dante nadal przytulał mnie na łyżeczki. Odruchowo uśmiechnęłam się. Czy on wiedział ile to dla mnie znaczy? Prawdopodobnie nie. Ale nie przejmowałam się tym tak długo, jak to robił.
Mogłabym w tej pozycji spędzić resztę dnia. Pieprzyć ocean. Moje serce faluje wystarczająco mocno.
I pewnie nie ruszyłabym się z miejsca, gdyby nie fakt, że zaburczało mi w brzuchu. Dante pewnie też będzie głodny, gdy się obudzi.
Ostrożnie wymknęłam się z jego sennego uścisku i postawiłam bose stopy na miękkim dywanie. Czas zabawić się w kucharkę. Przez żołądek do serca. W lodówce nie było wiele, ale znalazłam truskawki, czekoladę, trochę śmietanki.
Truskawki w czekoladzie z bitą śmietaną, voilà.
Zrobiłam też kawę i ustawiłam wszystko ładnie na stole. Mogłabym się też przebrać, to dobry pomysł. W tym celu wróciłam do sypialni, gdzie Dante nadal słodko drzemał. Odwrócony na plecy, kołdra opadła mu poniżej piersi. Mogłam zobaczyć jego umięśniony skrawek ciała. Przeszedł mnie prąd.
Opanuj się.
Na pięcie odwróciłam się w stronę szafy. Wybrałam dla siebie zwykłe, dresowe, szare spodenki i czarny crop top na ramiączkach. Ponieważ za oknem świeciło słońce, a dom był nagrzany. Ściągnęłam koszulkę Dante i rzuciłam ją gdzieś w kąt. Jeszcze zmienił bieliznę na czarną, gładką, założyłam stanik i wsunęłam ubrania.
Kiedy odwróciłam się, napotkałam jego wzrok.
- Długo na mnie patrzysz? - zapytałam przerażona. Przed chwilą całkiem się rozebrałam. Byłam nago. A on skinął głową, nie odrywając ode mnie wzroku. Na usta wyszedł mu szelmowski uśmieszek.
Widział.
Przełknęłam ślinę rumieniąc się jak wściekła.
- Nawet nie wiesz jak bym chciał cię teraz wziąć w tym łóżku.
Słowa odbiły się ode mnie jak od ściany i dopiero po chwili coś przemknęło mi obok uszu.
- Zrobiłam śniadanie - wypaliłam.
Dante parsknął śmiechem, ale nie powiedział nic. Wstał z łóżka, a był w samych dresach, więc mogłam go oglądać. Wiedział, że to zrobię, więc specjalnie przeciągnął się. Przełknęłam ciężko ślinę.
Dobry Boże.
Mogłam tam stać i patrzeć jak się ubiera, ale moje nogi skierowały mnie do stołu. Kiedy Dante przyszedł miał na sobie znacznie więcej ubrań. Koszykarskie spodenki w czerwonym kolorze i biały T-shirt od Calvina Kleina.
Śniadanie zjedliśmy w ciszy, która nie przeszkadzała żadnemu z nas. Dopóki Dante zabrał głos.
- Myślę, że możemy dzisiaj iść na spacer wzdłuż brzegu. Niedaleko jest przystań. Wsiądziemy na jacht.
- Helikopter też tu masz? - rzuciłam żartem.
- Teraz chyba jest w Portland, ale możemy się przelecieć jak chcesz - wzruszył ramieniem. Popatrzyłam na niego otępiała. Może powinnam zapytać o Titanica?
Po śniadaniu wybraliśmy się na spacer. Brzeg wyglądał bardzo spokojnie, a fale uderzały o niego w łagodnym uścisku. Historia kochanków po burzliwej kłótni. Sztorm narobił trochę bałaganu. Na plaży leżało mnóstwo rzeczy, w tym też śmieci.
- To okropne - powiedziałam patrząc na kilka starych butelek walających się na piasku. - przeszliśmy parę metrów, a zapełniłabym kilka worków na śmieci.
- Wiem, tutaj zawsze tak jest po sztormie. To śmieci z całego świata - pokręciłam głową na te słowa. Taka piękna plaża, a tak skrzywdzona. - Mam specjalną organizację zajmującą się oczyszczaniem plaż w Oregonie.
- Naprawdę? - zapytałam zdziwiona.
Dante kiwnął głową.
- Dziwne, że ich tu jeszcze nie ma. Sprzątają po każdej burzy, katastrofie. Ostatnio niedaleko przystani oczyszczali wodę z plam ropy.
- To chore - pokręciłam głową.
- Nie bój się, Bella - złapał mnie za rękę i niespodziewanie ucałował jej wierzch. - Walczymy z tym.
Interesowało mnie środowisko, ale w tamtym momencie byłam naprawdę zainteresowana jego dłonią, która cały czas trzymała moją. Szliśmy tak, jak para. Ktoś obcy mógłby tak pomyśleć. Szkoda, że plaża była pusta.
Nie chciałam dłużej patrzeć na ten brud, ale niedługo dotarliśmy do przystani, która była naprawdę duża. I praktycznie cała zapełniona. Rożnymi sprzętami. Od kajaków, przez motorówki, łódki, aż po drogie, wypasione jachty.
Do takiego właśnie podeszliśmy. Dante wskoczył na kładkę i otworzył drzwi.
- Ani nawet - powiedziałam widząc jak dużą odległość muszę przeskoczyć.
- Oh, no chodź Brook - wyciągnął do mnie ręce, ale dla mnie to nie było dość przekonujące, żeby pokonać dwa metry wody.
- Nie ma mowy, utopię się!
- Przecież umiesz pływać - przekrzywił głowę, patrząc na mnie z ojcowskim rozczuleniem.
- Nie umiem!
Otworzył szerzej oczy, ale nic nie powiedział. Zbliżył się jeszcze bardziej, więc mogłam dosięgnąć jego dłoni.
- Zaufaj mi.
Utopię się, albo nie, ale mam szansę przeżyć i być w jego ramionach.
Pieprzyć to.
Zbliżyłam się do brzegu, a on był w stanie dotknąć moich ramion. Odepchnęłam się, a on złapał mnie w talii i przestawił na jacht. Tak, jakbym nic nie ważyła. Uśmiechnął się do mnie na końcu.
- Nie umiesz pływać? - parsknął.
- Nie odzywaj się - odeszłam do wnętrza jachtu, słysząc za sobą jego śmiech.
Oh wow. Miliarder na pewno nie oszczędza na wygodzie. Niejeden pięciogwiazdkowy hotel chciałby wyglądać tak, jak wnętrze tego jachtu. Malutkie drzwi zapewne prowadzące do kuchni, obok drugie, zapewne toaleta. Ale sypialnia znajdowała się właśnie tu.
- Można tu mieszkać - przejechałam palcem po brzegu płaskiego telewizora.
- Zabiorę cię kiedyś na taki rejs.
Zatrzymałam się w bezruchu. Zabierze mnie. Kiedyś.
- Czy to nie powinno być tak, że wyprowadzam się i nie spotykamy się już nigdy więcej?
- Dobrze wiesz, że w życiu nie ma powinności.
Spojrzałam na niego przez ramię.
- Nie potrafię zrozumieć.
- Czego Bella?
Zagryzłam wargę i odwróciłam się do niego całym ciałem.
- Co widzisz w dziewczynie sprzedanej za dwa miliony?
Dante wcale nie wydawał się zaskoczony pytaniem. Może trochę rozbawiony, a ja siłą rzeczy zaczynałam się denerwować. Do cholery, o co w tym chodzi?
- Nie każdej tak pomogłeś Dante. Sam mówiłeś, że nigdy żadnej nie zabrałeś do brata, na urlop.
- Właśnie, Brooklyn - podszedł do mnie. Bardzo powoli, a ja z każdym jego krokiem czułam się coraz bardziej przytłoczona. Ja taka malutka, podczas gdy on górował nade mną centymetrami. - Żadnej. Nigdy.
Przełknęłam ślinę, ponieważ daję słowo, że spojrzał na moje usta. Nie pozostałam mu dłużna. Wkrótce poczułam miękkie, ciepłe usta przykrywające moje wargi. Serce ścisnęło mi się w kłębek, a żołądek podskoczył.
To było delikatne i zdecydowanie za krótkie. Kiedy się odsunął, kazał mi to przemyśleć, a później odszedł. Wyszedł schodami na zewnątrz. Zostałam tam z jego pocałunkiem na ustach i sercem w gardle.
Żadnej. Nigdy.
Odbijało mi się echem w głowie jak dzwon świętego Piotra.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro