Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Tęsknisz za nią.

28 maja nadszedł szybciej niż mogłabym się spodziewać. Dzień wyjazdu do Newport. Żadnymi słowami nie da się opisać tego uczucia, gdy siedzisz w samochodzie, przy otwartym oknie, twoje włosy rozwiewa wiatr. Obok przystojny mężczyzna trzyma kierownicę, sprawnymi ruchami nóg panuje nad samochodem. 

Autostrada, prędkość, wiatr i my. 

Niedyskretnie zerknęłam na jego przystojny profil. Nieogolony policzek uniósł się w uśmiechu, a oczy w kolorze ciemnej czekolady zwróciły się w moim kierunku. 

Czy myślisz tak samo jak ja?

Wzięłam głęboki wdech rozkoszując się obrazem, który zmieniał się z kilometra na kilometr. W radiu rozpoznałam piosenkę. Harry Styles - Adore You.

Dokładnie parę minut przed ósmą godziną Dante zatrzymał samochód na stacji benzynowej. Zerknęłam na zegarek, który miałam na lewym nadgarstku. Pozostała nam godzina drogi do Newport. Byłam więcej niż podekscytowana. 

Ale czy wynikało to z faktu wycieczki czy z towarzystwa Dante, nie wiem.

Oczywiście, że chodziło o Dante.

Obserwowałam go, gdy przenosił pistolet paliwowy do zbiornika w samochodzie. Miał na sobie zwykły, biały t-shirt z Lacoste, sprane dżinsy i czarne Jordany na nogach. Typ faceta, który nienagannie prezentuje się w garniturze, koszuli, koszulce i bez niej. 

Stanowczo zbyt długo go obczajałam, bo w końcu wyłapał mój wzrok. Natychmiast oblał mnie rumieniec. A on uśmiechnął się do mnie ładnie, przez co zagryzłam wargę. 

- Jesteś głodna? - zapytał, gdy odłożył pistolet na swoje miejsce. Mocny zapach benzyny uderzył w moje nozdrza jak młot o ścianę i zawróciło mi się w głowie. Jednak spodobała mi się mieszanka męskich perfum z paliwem. Wciągnęłam mocniej powietrze, kręcąc głową. - Myślę, że będzie padać.

Przekręciłam głowę w stronę nieba, tak jak on. Oh, na horyzoncie ciemne chmury. Zbliżały się nieuchronnie. W powietrzu dało się odczuć wilgoć. 

- Panie przodem.

Spojrzałam na niego. Czekał przy samochodzie, otworzył mi drzwi. Uśmiechnęłam się wdzięcznie, po czym udałam się w jego kierunku. Czułam się naturalnie, gdy nasze ciała niemal się stykały. Powoli zajęłam miejsce pasażera, nie odrywając wzroku od jego oczu. Przysięgam, przekleństwo każdej kobiety. 

Dante zamknął drzwi i sam zajął miejsce za kierownicą. Idealnie w momencie, gdy na szybę spadły pierwsze, pojedyncze krople deszczu. Zasunęłam szybę, a Dante odpalił silnik. Ruszyliśmy dalej, przy dźwięku Mirrors - Justin Timberlake. 

Z przekonaniem mogłam powiedzieć, że kocham wycieczki samochodem. Zwłaszcza w deszczu, gdy Dante siedzi obok, a w radiu leci naprawdę klimatyczna muzyka. 

Z piorunami dotarliśmy wreszcie do Newport. Znak zapraszający do miasta był niemal tak piękny jak sam widok. Jednak domek letniskowy, w którym mieliśmy spędzić urlop znajdował się po drugiej stronie miasta. Co oznacza tyle, że ulice zdążyły zmienić się w jedną, wielką kałużę. 

Gdy Dante zaparkował samochód obok domku, nie miałam sekundy, żeby się mu przyjrzeć. 

- Pójdę otworzyć drzwi i po bagaże. Wyjdź dopiero jak wrócę.

Jasny przekaz. Tak zrobił. Wysiadł i biegiem przez burzę ruszył do domu. Zniknął za rogiem domku, więc mogłam zobaczyć jak wygląda. Przez gęste sito deszczu dostrzegłam coś w rodzaju oszklonej werandy dwa metry nad ziemią, obok dwie pary drzwi garażowych. 

Dante wyfrunął zza rogu jak dziki ptak. Cały mokry i o-mój-Boże. Miał krew na ręku. 

Wyskoczyłam z samochodu i dołączyłam do Dante, który wziął się za bagaże. Z trudem wnieśliśmy wszystko do domu. 

- Matko Boska - było pierwszym, co powiedziałam, gdy drzwi zamknęły się. 

Staliśmy tam, cali mokrzy. Z ciężkim oddechem na piersi.

- Cholera - syknął Dante, ściągając koszulkę przez głowę. Na niej też była krew.

- Co się stało? - podeszłam do niego, dotknęłam jego silnego ramienia. Na dłoni pozostała mi jego krew.

- Spadłem ze schodów, gdy otwierałem drzwi - odwrócił się do mnie plecami. Wybałuszyłam oczy. 

- Masz zdarte całe plecy! 

- Czuję - rzucił, ale ja już byłam w trakcie rozglądania się za apteczką. 

- Gdzie tu jest łazienka? - sama sobie odpowiedziałam, otwierając pierwsze, lepsze drzwi. Dopadłam apteczki i wróciłam do niego.

- Bez przesady - powiedział widząc co robię. 

- Siadaj - wskazałam na ciemnoniebieską kanapę. 

Dante przewrócił oczami, ale posłusznie wykonał polecenie. Usiadłam tuż za nim. Mokrą koszulką mężczyzny starłam krew. To nie wyglądało na nic groźnego, ale na wszelki wypadek odkaziłam ranę.

Dante syknął czując gazę na zranionym miejscu.

- Muszę odkazić - wytłumaczyłam, ponownie mocząc gazę w spirytusie. 

Przy okazji moja druga dłoń wylądowała na jego łopatce. Chciałam się przekonać jaka jest jego skóra w dotyku. Miękka. Jego mięśnie napięły się pod moim dotykiem. Uniosłam wzrok na profil mężczyzny, po czym zabrałam dłoń. 

- Gotowe.

Zaczęłam pakować rzeczy do apteczki, a Dante wstał i rozruszał mięśnie. Starałam się nie unosić wzroku na jego ciało. Opalone, twarde  i wyrzeźbione.

- Dzisiaj nigdzie nie wyjdziemy - stwierdził. - Pójdę się umyć. 

Kiwnęłam głową. Gdy drzwi się za nim zamknęły, uniosłam na nie wzrok. 

Nie uda mi się przed nim obronić. Nie przez tydzień.

Bezradna westchnęłam, nagle rozważając czy ten wyjazd był dobrym pomysłem. Spojrzałam w bok. Przeszklona ściana nie pozostawiała nic dla wyobraźni. Parę metrów od domu znajdował się ocean i fale z gracją, ale wściekle uderzające o brzeg. Uchyliłam usta w zachwycie. 

Natychmiast znalazłam się przy oknie. Oczami wyobraźni mogłam zobaczyć siebie i Dante, nago spędzających czas pośród fal, późnym wieczorem, gdy sąsiedzi dawno śpią. Objęłabym go za szyję, a on położyłby dłonie na moich plecach. I wcale nie byłoby to krępujące. 

Prychnęłam, bardzo nieatrakcyjnie. 

Ty już nawet sama przed sobą nie udajesz, że go chcesz, prawda Brooklyn?

No może i tak.

Pokręciłam głową. Absurd. Musiałam zająć czymś myśli, więc włączyłam światło w salonie. Teraz mogłam rozejrzeć się po domu. Nasze bagaże stały obok wejścia do domu. Tam znajdował się też wieszak na kurtki, a niżej szafka na obuwie. Ściągnęłam swoje białe, przemoczone espadryle i właśnie tam je umieściłam. 

Dalej znajdował się już salon. Kanapa, stolik do kawy, dwa fotele i dużo zieleni. Razem z salonem połączona była otwarta kuchnia. Malutka, ale nie szkodzi. W łazience był Dante i chociaż kusiło mnie, aby sprawdzić czy zamknął drzwi, postanowiłam obadać co znajduje się za drzwiami po prawej od wejścia. 

Okazało się, że to przejście na ten oszklony ganek/taras/cokolwiek osłoniętego przed deszczem. Stamtąd też znajdowały się drzwi na zewnątrz, które prowadziły na schody. 

Sypialnia znajdowała się na końcu salonu. Była mała, prosta, ale ślicznie urządzona i przytulna. Zastanawiałam się ile w tym pomieszczeniu ingerował kobiecy zmysł jego byłej żony. Dębowy regał wypełniony romantycznymi kryminałami i słabej, ale pożądliwej jakości harlequinami, pełne erotyki obrazy umieszczone nad łóżkiem i przytulny, kosmaty dywan w kolorze winnej czerwieni to na pewno nie zasługa męskiego gustu. Tutaj czuć kobiecość. 

Objęłam się ramionami, a dziki dreszcz przeszedł po moim krzyżu. Jedno małżeńskie łóżko. Jedno. A nas dwójka. Zagryzłam wargę. Zdarzało się, że spędzaliśmy noc pod jednym kocem, ale teraz to coś innego. On chciał, żebym tu była. Wiedział, że jest tu jedno łóżko, w końcu to jego dom. 

- Co robisz?

Podskoczyłam zlękniona. 

- O Boże - przyłożyłam dłoń do serca i odwróciłam się do niego frontem. Cholera. Miał na sobie tylko ręcznik przepasany wokół bioder. Jego ciało było mokre. A ja gapiłam się bezczelnie jak piętnastolatka, która nigdy nie widziała mężczyzny. 

Dante wyraźnie spodobał się mój wzrok. Uśmiechnął się cwaniacko. 

- Podoba ci się?

- Co?

- Sypialnia.

OH.

- Uh, tak - założyłam kosmyk włosów za ucho. - Tak, podoba. - podeszłam do łóżka i nieśmiało na nim usiadłam. - Nie ty urządzałeś. 

- Skąd wiesz? - uśmiechnął się opierając o framugę drzwi. 

- Czytasz romanse? - rzuciłam rozbawionym wzrokiem na regał.

Dante się zaśmiał. Głęboko i szczerze, a mój żołądek zrobił fikołek. 

- Moja żona lubiła czytać do poduszki - wyraźnie mogłam zobaczyć jak iskierki radości gasną w jego oczach. - W szczególności kochała te krótkie historie wypełnione namiętnością, seksem i miłością. Czytała, a później przychodziłem do łóżka i rzucała się na mnie. Ale nie tak, jak możesz się domyślać. Była jak pantera - prychnął, ale jego wzrok był nieobecnie wpatrzony w łóżko. Jakby wrócił do jednej z tamtych chwil.

- Dobierał się do mnie powoli. Nawet, gdy nie miałem ochoty, ona potrafiła mnie rozpalić do granic możliwości - pokręcił głową. Nagle uniósł na mnie wzrok. Znowu był ze mną. - Kobieta ogień.

- Tęsknisz za nią - proste stwierdzenie. 

Dante odpowiedział mi milczeniem. Zaraz jednak zmienił temat.

- Pójdę po walizki.

Kiedy zniknął, raz jeszcze spojrzałam na łóżko. Miejsce romantycznych uniesień dwójki zakochanych w sobie małżonków. Co się popsuło?

Absolutnie nie obrzydzało mnie, że Dante sypiał tu ze swoją żoną. Teraz jestem tu ja. Nieśmiała, przerażona, pożądająca, aby Dante mówił o niej w taki sam sposób jak o swojej byłej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro