4. Może jeszcze nie wiesz, ale to my rządzimy tą dzielnicą.
Następnego wieczora siedziałam w swoim pokoju, na podłodze, i układałam dokumenty w teczce. Niedawno skończyłam sortować zdjęcia i spakowałam ubrania. Wyprowadzałam się do własnego mieszkania, które zostało mi przyznane od państwa. Umowa była taka, że gdy stanę na nogi, zacznę sama o nie dbać.
Miałam zamieszkać godzinę drogi stąd, w Salem. Jeszcze nie widziałam mieszkania, ale właśnie dlatego czekałam aż Dante wróci z firmy. Mieliśmy pojechać obejrzeć to miejsce, a później zdecydowałabym czy chcę tam zostać.
Obawiałam się, ponieważ nigdy nie mieszkałam sama. Nagle musiałam zostać i być gospodynią. Ale miałam dobre nadzieje. Tak naprawdę najbardziej było mi szkoda wyprowadzki od Dante. Przez te parę dni przyzwyczaiłam się do Alexy i do samego Dante.
Odłożyłam teczkę na łóżko i rozejrzałam się. Wszystko było gotowe. Ale miałam jeszcze jedną rzecz do załatwienia. Wybrałam numer do Monte i przyłożyłam telefon do ucha. Po trzech sygnałach, odebrał.
- Monte Scott - usłyszałam po drugiej stronie i mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Dobry wieczór, panie Monte. Tutaj Brooklyn.
- O, miło słyszeć. Czego potrzebujesz?
- Cóż... Chodzi o pewną dziewczynę. Mam jej zdjęcie - spojrzałam w kierunku albumu i otworzyłam go na zdjęciu mnie z Brendą. - Byłyśmy przyjaciółkami w dzieciństwie. Mieszkała obok nas na Manhattanie. Miała na imię Brenda.
- Znasz nazwisko?
- Nie.
Monte westchnął przeciągle.
- Może być trudno ją znaleźć. Prześlij mi zdjęcie i zobaczę co da się zrobić.
- Dziękuję panu bardzo - uśmiechnęłam się do telefonu. Zrobiłam zdjęcie obrazu i przesłałam na numer dyrektora.
Dante wrócił godzinę później. Od razu wsiedliśmy w samochód i udaliśmy się do Salem. Osiedle, na którym miałam mieszkać wyglądało bardzo przyjaźnie. Znajdowało się na uboczu, a do centrum miałam kilkanaście minut autobusem. Białe, parterowe domki stały jeden obok drugiego, sprawiając, że sąsiedzi musieli mieć ze sobą bliskie relacje.
- Ten jest twój - Dante zaparkował na podjeździe identycznego domku jak wszystkie pozostałe.
Miał duży garaż, a sam był niewielki. Dostaliśmy się do środka za pomocą kluczy. Ganek był malutki, salon nieco większy, połączony z aneksem kuchennym. Po prawej stronie znajdowały się drzwi do sypialni, a po lewej łazienka. Przez aneks kuchenny przechodziło się do garażu.
Wszystko było umeblowane, czyste i gotowe, żeby ktoś się tym zajął. Usiadłam na brązowej kanapie, rozglądając się po pomieszczeniu. Dante stanął przede mną, czekając na reakcję. Posłałam mu spojrzenie.
- Nie jesteś zdecydowana.
Trudno było się nie zgodzić. Ale nie mógł mnie za to winić. Ciężko zrobić tak duży krok, kiedy ledwo potrafi się chodzić.
- Sama nie wiem - podłożyłam dłonie pod swoje pośladki. - Będę tutaj mieszkać sama?
- To bezpieczna okolica. Masz system alarmowy.
Nadal nie czułam się przekonana. Jednak zdecydowałam, że nie nauczę się życia, gdy będę się go bała. Dante wykonał telefon, więc moje rzeczy powinny tutaj być za mniej więcej godzinę. W tym czasie zrobiłam nam kawę i usiedliśmy na krzesłach za domem. Jak się okazało parę metrów od mojego domu znajdował się mały park.
- Myślę, że posadzę tutaj parę warzyw - powiedziałam przerywając chwilę ciszy. Dante spojrzał na mnie, a po chwili uśmiechnął się.
- Dobry pomysł - wskazał głową na przestrzeń po swojej lewej. - Niedaleko jest sklep warzywny. Możesz zapytać czy nie szukając kogoś do pracy.
- Tak zrobię - skinęłam głową. Zerknęłam na telefon. Godzina 21. - Jest późno. Zamierzasz wracać do domu?
- Chyba nie mam wyjścia, Brooklyn - parsknął śmiechem, po czym napił się kawy.
- Możesz zostać na noc.
Zgódź się.
Dante patrzył na mnie przez chwilę, ale ostatecznie kiwnął głową, więc ulżyło mi. Naprawdę nie wyobrażałam sobie pierwszej, samotnej nocy w tym domu. To tak nierealne. Czułam się, jakbym mieszkała u kogoś obcego.
Moje rzeczy dotarły chwilę później. Nie było ich dużo i nie były aż tak ważne, więc zostawiłam je do rozpakowania na jutrzejszy dzień. Tymczasem Dante poszedł się umyć, gdy przebierałam się w sypialni. Zostałam w damskich, różowych bokserkach, a na górę założyłam koszulkę z napisem ''That's my donut''.
Gdy Dante wyszedł z łazienki, był ubrany tylko w bokserki, ale nie miał nic innego do snu. Nie przeszkadzało mi to. Wykonałam wieczorną toaletę, związałam włosy w kucyk i weszłam do sypialni. Szatyn leżał już w łóżku, trzymając telefon przy twarzy.
Wślizgnęłam się pod kołdrę tuż obok niego.
- Twoje badania przyszły - powiedział. - Wszystko w porządku.
Skinęłam głową. Dante odłożył telefon, po czym westchnął. Podłożył rękę pod głowę, gdy ja odwróciłam się na bok, twarzą do niego. Żadne z nas nie wyglądało na senne.
- Dante - powiedziałam cicho. Odwrócił do mnie głowę. - Ile dziewczyn mieszkało razem z tobą w tym pokoju?
Szatyn nerwowo oblizał wargę.
- Dwie.
- Och.
- Masz z nimi kontakt?
Pokręcił głową.
Czyli ze mną też się jutro pożegnasz.
Nic więcej nie odpowiedziałam, ale to Dante kontynuował temat.
- Żadna nie była ze mną u brata.
- Brzmi jak tekst z Greya - zaśmiałam się, a on przewrócił oczami, ale też się uśmiechnął.
- Dziwi mnie twoja postawa - wypalił. Uniosłam na niego brwi. - Tamte dwie też były towarem wystawionym do obrotu. Były przestraszone. Jedna prawie zaćpała się na śmierć, gdy dostała mieszkanie. A druga zaginęła i nikt nie wie co się z nią dzieje. A ty jesteś spokojna, nie martwisz się o wszystko. Wiem, że może nie mówisz jak jest ci ciężko, ale wiem o tym.
Po tych słowach poczułam pustkę w brzuchu.
- Po prostu nie widzę sensu w mówieniu o tym jak mi ciężko - prychnęłam. - Tak naprawdę wciąż nie umiem się określić w tej sytuacji.
- Dlatego pytałem czy chcesz tutaj zostać.
- A jeśli nie?
Wzruszył ramionami.
- Są ośrodki pomocnicze, gdzie kieruje się osoby po przejściach.
- Wolę zostać tutaj w takim razie. Nie dam się zamknąć - odwróciłam się w przeciwną stronę, słysząc za plecami westchnięcie Dante. Odpuścił temat.
- Za tydzień jadę do Newport.
Spojrzałam na niego zza ramienia.
- Po co?
- Na urlop. Lubię pływać jachtem - spojrzał na mnie. - Chciałaś jechać do domku letniskowego, racja?
Odwróciłam się na plecy, nie wierząc w to, co słyszę.
- Chcesz, żebym pojechała z tobą?
Dante wzruszył ramionami i kiwnął głową.
- Samemu jest nudno.
Uśmiechnęłam się do niego, a on do mnie i już wcale nie przeszkadzało mi, że będę tutaj sama, bo za tydzień wyjeżdżam do Newport z Dante.
Następnego dnia Dante zjadł ze mną śniadanie i wyjechał przed 10 rano. Zostałam sama w pustym domu, ale wcale nie było tak źle, jak myślałam. Ani na chwilę nie usiadłam. Posprzątałam po śniadaniu, po czym sprawdziłam w telefonie pogodę. Miało być cholernie ciepło, więc ubrałam się w dżinsowe ogrodniczki z krótkimi nogawkami, a pod nie ubrałam białą koszulkę. Na nogi wsunęłam trampki, wykonałam poranną toaletę, związałam włosy w koka i wyszłam z domu.
Wieczorem było tu spokojnie, ale za dnia zauważyłam sąsiadów robiących różne rzeczy. Młody chłopak z domu po lewej sprawdzał coś w swoim rowerze, a młodsza od niego dziewczynka uważnie się mu przyglądała.
- Oj - nagle wpadłam na kogoś. - O, nasza nowa sąsiadka - mężczyzna, na którego wpadłam był młody, może w moim wieku. Miał niebieskie oczy i blond włosy. Posiadał też piegi. Był niewysoki, ale przystojny.
- Przepraszam pana - zrobiłam krok w tył.
- Jestem Jake - podał mi dłoń. - Tu się wszyscy znają.
- Brooklyn.
- Co robi Brooklyn w Oregonie? - zaśmiał się, na co parsknęłam śmiechem. - Sorry, słaby żart - pokręcił głową. - Gdzie idziesz?
- Szukam sklepu, więc nie umrę z głodu.
- Za zakrętem. Zaprowadzę cię.
Tak też zrobił, trzymając mi kroku. Sklep był nieduży, ale mogłam w nim znaleźć to, czego potrzebowałam.
- Więc skąd jesteś? - zapytał, gdy wybierałam warzywa.
- Z Manhattanu - odłożyłam nieświeżego pomidora na półkę i sięgnęłam po kolejnego.
- Och, wielkie miasto. Co cię skłoniło do przeprowadzki na takie odludzie?
- Życie - uśmiechnęłam się małostkowo.
- Kumam - kiwnął głową. Już otwierał usta, żeby mi zadać kolejne pytanie, ale wtedy podeszło do nas dwóch chłopców w jego wieku.
- Jakemajster - okrzyknął brunet z wieloma tatuażami na ciele. Przybił piątkę z Jake'iem, po czym spojrzał na mnie. Bardziej jakby zlustrował mnie od stóp do głowy. - Nie wiedziałem, że w tej dziurze są takie ładne kobiety.
- To Brooklyn, jest nowa, wczoraj się wprowadziła - przedstawił mnie, a ja uśmiechnęłam się sztucznie do bruneta, czując zażenowanie. - Brooklyn, to Nate - wskazał bruneta, a potem szatyna z okularami. - A to Max.
- Cześć - przywitałam się.
- Może jeszcze nie wiesz, ale to my rządzimy tą dzielnicą - powiedział Nate.
Trzymajcie mnie, bo chyba wiem, w co gram.
- Och - udawałam podziw.
- Więc jak coś nie będzie ci pasować, to podbijaj.
Pokiwałam głową, a Jake został przez nich odciągnięty. Zapewniłam go, że sobie poradzę.
Słyszałam, że chłopcy wolniej się rozwijają, ale nie wiedziałam, że aż tak.
Po powrocie do domu rozpakowałam zakupy. Gdy wkładałam mleko do lodówki, dostałam SMS. Od Monte. Szybko otworzyłam go.
Dyrektor Monte: 456 xxx xxx - numer do Brendy. Mieszka w Nowym Jorku.
Przyłożyłam dłoń do ust czując jak moje serce podskoczyło do krtani. Na razie zdecydowałam się nie dzwonić, chociaż zapisałam numer w kontaktach. Nie byłam gotowa na taki krok. Najpierw chciałam ustabilizować się emocjonalnie w tym, co się dzieje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro