[36] Plotki
Światło odbijało się od diamentów, tworząc piękne smugi na mojej twarzy. Przepiękny widok. Narzeczeństwo... Czy byłam na to gotowa?
Powinnam się cieszyć, wiem. W końcu z posłusznej dziwki stałam się narzeczoną największej szychy w kraju. Ja to mam kurwa szczęście, nie? Tak... Niby tak. Ale... Nie wiem jak to ująć. Nie potrafię odnaleźć się w jego świecie.
Podskoczyłam w fotelu, gdy mój telefon wydał z siebie przeraźliwy dźwięk. Sama go ustawiłam, ugh. Zaczesałam włosy za ucho, odchrząknęłam i sięgnęłam po urządzenie.
Mama dzwoni. Czemu o 22?
- Halo?
- To prawda?!
- Co? - zmarszczyłam brwi. Nie mogła się dowiedzieć, nie miała jak... Zaraz po oświadczynach Dante i ja wyjechaliśmy z wyspy, by mieć trochę spokoju i ochłonąć, a głównym celem było to, żeby nikt się nie dowiedział. Nie potrzebowaliśmy rozgłosu. Rodzice zostali na wyspie i nadal powinni tam być.
- Tata powiedział, że ty i Dante się zaręczacie!
- Mamo... - spojrzałam w stronę łazienki. Mój narzeczony brał prysznic, a ja nie chciałam, żeby usłyszał co mówi mama. Dostałby wylewu. Nienawidzi jak coś nie idzie po jego myśli. - Ciszej. Nie chcę rozgłosu.
- Czyli to prawda! O mój Boże! Robert! ROBERT! - skrzywiłam się na pisk matki. Musiałam odsunąć słuchawkę od ucha, bo moje bębenki krzyczały o pomoc. - ODŁÓŻ TĄ FLASZKĘ I CHODŹ TUTAJ! CÓRKA SIĘ ŻENI!
- Mamo!
- Co?!
Westchnęłam z bezsilności. Jestem pewna, że cała wyspa już wie, że się pobieramy. Mam nadzieję, że byli w domku wynajętym przez Dantego, bo jak nie i pracownicy usłyszą nowinę, będzie po dyskrecji.
- Proooooszę... - jęknęłam do słuchawki. - Nie mówcie o tym nikomu. Zależy nam na dyskrecji...
- Przecież nikomu nie mówię!
- Wiem, teraz tak mówisz, a zaraz będą wiedzieć wszystkie twoje koleżanki!
- Córcia? - usłyszałam głos taty w słuchawce.
- Tato?
- Nie martw się! Matka nie potrafi dzwonić z telefonu! Sam musiałem jej wybrać do ciebie numer! Nikomu nie powie, hehe.
Uśmiechnęłam się. Boże, kocham ich.
- Dobrze - zaśmiałam się pod nosem, jednocześnie czując dłonie mojego mężczyzny na moich ramionach. O tak, masaż to coś, czego mi było trzeba. Odchyliłam głowę, mrucząc cicho. - We wtorek Dante zamówi dla was samolot.
- Dobra, córcia, uważaj tam na siebie.
- Wy też - uśmiechnęłam się przez ramię do Dantego. - Papa - pożegnałam się z tatą, po czym rozłączyłam połączenie i odrzuciłam telefon na łóżko. - O Jezu... - westchnęłam, oddając się w ręce narzeczonego.
- O co chodziło? - zapytał, wciąż masując moje spięte ramiona.
- Mówiłeś komuś, że się pobieramy? - spojrzałam na niego. Zmarszczył brwi, ewidentnie nie rozumiejąc do czego biłam.
- Nie... Nikomu. A co?
- To skąd moi rodzice o tym wiedzą?
- Co? - zaprzestał masażu i obszedł mnie, by być na przeciwko. Usiadł na podłodze.
- Dzwoniła mama podniecona, że córeczka się zaręcza - uśmiechnęłam się kpiąco. Zawsze śmieszyło mnie ich podekscytowanie. Chociaż nie... Nie byłam z nimi tak długo, to zanim trafiłam do... Ośrodka... Zawsze się ze wszystkiego cieszyli. Z każdej pozytywnej oceny w szkole, każdej nowej koleżanki, nowo poznanego chłopaka. Ich entuzjazm był niesamowity.
- Nic im nie mówiłem - oparł ręce za siebie. - Może tobie się coś wyrwało.
- Nie rozmawiałam z nimi od wyjazdu... Możliwe, że ktoś z obsługi im powiedział?
- Nie było nikogo oprócz kelnera wtedy. Nikt o tym nie wiedział. Pewnie on zauważył pierścionek i wszystkim wygadał - prychnął niezadowolony. Oho, ktoś tu w krótce straci pracę.
- Co teraz?
- Dementujemy. Na razie nie róbmy rozgłosu.
- Czyli mam zdejmować pierścionek, jak wychodzę? - poruszałam pierścionkiem na palcu. Podobał mi się, nie chciałam się z nim rozstawać. A wiedziała, że jak zdejmę, to pewnie zgubię.
- Nie, niech się ludzie domyślają - wstał. - Będziesz z ochroniarzem, więc nie powinni do ciebie podchodzić, ale jakby ktoś się pytał, odpowiadasz, że to tylko pierścionek. Bez wyjaśnień.
Uśmiechnęłam się.
- Dobrze, proszę pana - również się do mnie uśmiechnął. Oj tak, uwielbiał, gdy tak do niego mówiłam. - czyli jutro jadę na zakupy - wyszczerzyłam się dumnie.
- Zaczyna się - przewrócił oczami rozbawiony.
- Będę potrzebowała karty kredytowej! - krzyknęłam za nim, gdy wychodził z pokoju. Przyłożył dłonie do uszu, a potem pokazał, że nie słyszy. -No hej! Twoja narzeczona potrzebuje nowych obcasów! - wstałam i pobiegłam za nim.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro