Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[28] Odnaleziona?

- To Dante Hordez, znalazca Sylwii - policjant przedstawił mnie rodzinie, która wyglądała na przepełnioną ulgą po odnalezieniu siebie na wzajem. Dziewczyna nigdy się tak szczerze nie uśmiechała jak wtedy.

- To Pan ocalił nasza córkę - mężczyzna i prawdopodobnie ojciec Sylwii uścisnął moją dłoń z wielkim zapałem, co oddałem mniej entuzjastycznie. Nadal byłem w szoku.

- Tak... Tak, to ja - mruknąłem, patrząc w oczy Sylwii tak długo, aż sama postanowiła przerwać nasz kontakt wzrokowy, opuszczając spojrzenie na jakże ciekawą podłogę.

- Naprawdę panu dziękujemy - wychrypiała matka dziewczyny, roniąc łze za łzą.

- To nic... - mówiłem, chcąc już tylko wrócić do domu.

- Nie wiem jak się Panu...

- Nie chcę nic! - krzyknąłem, strasząc moim wybuchem wszystkich obecnych.

Rozejrzałem się po pokoju, szybko stwierdzając, że wzrok wszystkich zwrócony jest tylko i wyłącznie na moją osobę. Oczy Sylwii błyszczały najbardziej, więc to na nie zwróciłem uwagę. Żal znajdujący się w nich przytłoczył mnie do tego stopnia, że niemal ogarnęła mnie panika. Musiałem wyjść stamtąd jak najszybciej.

- Przepraszam - warknąłem do funkcjonariuszki nie chcąc tego robić, ale stała mi na drodze do wyjścia.

Zanim ktoś z poza pokoju mógłby się zorientować, byłem już na dworzu. Oddychałem jakbym przed sekundą ukończył maraton. Ręce mi się trzęsły, a w głowie grały bębny. Miałem wrażenie, że cały świat wiruje mi przed oczami. Nie pomagały mi światła bilboardów, samochodów ani ludzie, którzy przechodzili obok mnie, nie szczędząc sobie dziwnych spojrzeń.

- Dante... Spójrz na mnie - Sylwia nagle pojawiła się przed moimi oczami, a dzięki temu, że na nią spojrzałem, cały świat się zatrzymał. Głaskała przyjemnie moje policzki swoimi maleńkimi, chłodnymi dłońmi. Było jej zimno. Faktycznie, na dworze padał śnieg, w którym oboje staliśmy po kostki. - Czemu uciekłeś? Nie cieszysz się, że znalazłam rodzinę?

- Cieszę... Cieszę... - odsunąłem się od niej, dzięki czemu mogła ogrzać ręce w kieszeniach kurtki. - Ale teraz z nimi pojedziesz, prawda?

- Gdzie miałabym z nimi pojechać? - wzruszyła ramionami. - Po co?

- Odnalazłaś rodzinę... Sylwia...

- To ty jesteś moją rodziną, Dante - pokręciła głową, jakby nie wierzyła w moje słowa.

- Nie prawdziwą.

Westchnęła, a z jej różanych ust uciekł mały dymek, który wkrótce rozpłynął się. Przycisnęła swoje usta do moich. Zaskoczyło mnie to, więc na początku nie zareagowałem, ale zajęło mi dokładnie dwie sekundy, żeby zdominować pocałunek. Nie trwało to jednak długo, bo Sylwia odsunęła się jakąś minutę później.

- Nigdzie nie jadę, moi rodzice przeprowadzają się nie daleko nas - założyła ręce na piersi, starając się ogrzać. Zdjąłem swoją kurtke i założyłem na jej ramiona. Rzuciła mi uśmiech. - Chciałabym, żebyśmy pozostali w takich kontaktach jak teraz, ale musisz się liczyć z tym, że trzeba będzie mnie... Zmienić dokumenty, muszę zmienić nazwisko - westchnęła zrezygnowana. Też miałem dość tego ciągłego zgiełku. A jeszcze nawet porządnie się nie zaczął.

- Moi ludzie się wszystkim zajmą - uniosłem pewniej podbródek. - Ty i ja zajmiemy się jedynie porządkowaniem tego wszystkiego.

Przeniosła na mnie załzawiony wzrok, a jej usta wykrzywiły się w smutnym uśmiechu.

- Dziękuję.

***

Dwa miesiące później zdecydowaliśmy razem z Sylwią, że zabierzemy jej oraz moich rodziców na małe wakacje na Bora-Bora. Miałem tam statek przybity na stałe do portu, w którym spokojnie mogła zamieszkać taka liczba osób. Byliśmy tuż przed wyjazdem. Sylwia, moja i jej mama pakowały najpotrzebniejsze rzeczy, a raczej przepakowywały walizki tak, żeby była ich jak najmniejsza ilość. Trochę to mogło potrwać.

- I jak? - wszedłem do kuchni, gdzie mój ojciec oraz tata Sylwii szukali na tablecie ciekawych atrakcji na Bora-Bora. Dla Sylwii sama świadomość wyjazdu była niebywałą atrakcją, ale ojczulkowie okazali się być koneserami i nie zadowoliło by ich nieustanne siedzenie i gapienie się na ocean. Podzielałem ich zdanie.

- Mamy tu kilka wycieczek, plaże, bary... - mruknął w zamyśleniu mój rodzic.

- Najbardziej ciekawe jest to - wskazał na ekran. Obszedłem stół i stanąłem za nimi, aby widzieć na co wskazuje. "Atrakcje wodne". Zakpiłem pod nosem.

Nieźle się zapowiada.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro